środa, 24 września 2014

Od Oasisa CD. Melody

Gdy tylko ją zobaczyłem, zatkało mnie. Nie byłem w stanie nic powiedzieć. Była tak piękna. W końcu jednak udało mi się wykrztusić dwa słowa.
- P... pięknie wyglądasz. - pochwaliłem ją.
- Mówisz poważnie?
- No pewnie! - Nabrałem pewności. - Inne mogą się przy tobie schować.
Zapadła chwileczka ciszy. Lecz po napięciu Melody zdecydowała się ją przerwać:
- To jak? Idziemy?
- Jasne! Jasne jak słońce! - odparłem z zapałem.

<Melly? Zabawę zostawiam Tobie ;*>

Od Melody CD. Oasisa

Wróciłam do jaskini i położyłam się spać. Zanim zasnęłam jeszcze rozmyślałam nad Oasisem.
***
Obudziłam się w południe. Rozciągnęłam się i ziewnęła. Zostało jeszcze parę godzin zanim Oasis po mnie przyjdzie. 
Poszłam w różne miejsca w watasze a potem gdy był wieczór wróciłam do jaskini i usiadłam przed nią czekając na basiora.
Po kilku minutach zjawił się i uśmiechnęłam się do niego.

<Oasis?>

Od Oasisa CD. Melody

- Dokończyć opowieść? - zapytałem.
- No... jeśli ni sprawi ci to więkrzego bólu... - mruknęła.
- Och, daj spokój. Nie warto rozpamiętywać przeszłość.
- To... może lepiej już do tego nie wracajmy?
- Dobrze. Wiesz... robi się późno. Do zobaczenia na imprezie. - pomachałem do niej łapą, a potem zwiesiłem łeb, próbuąc się pocieszyć jutrzejszą zabawą...

<Melly ;*?>

Od Ili CD. Oroza

Gepard żucił się na czarną tygrysicę. Zaczęli walczyć. Oroz podbiegł szybko. 
- Ila, lepiej się zmywajmy! - ponaglił mnie.
- Ale co z Gabrielem?
- Przecież sama mówiłaś...
- Wiem co mówiłam i wiem, że źle mówiłam. Pomóż mu!
- Ale co z tobą?
- Ja nie nadaję się na alfę! Dlaczego mój starszy brat, mój ukochany Don nie żyje? - wybuchłam. Nie dałam rady. Zemdlałam.

<Sorry, że tak krótko Oroz...>

Od Oroza CD. Ili

- Jak nie ty to kto? - zdziwiłem się 
- Sama nie wiem - odwróciła się
- Jest już ciemno, wracamy? - zaproponowałem, by rozluźnić sytuacje.
W pewnej chwili dostrzegłem oczy w krzakach.
- Wyłaź! - skoczyłem przez Ilę. Wyszła Czarna Tygrysica. 
- Myśleliście, że zdołacie mnie pokonać i zabrać węgiel? - zapytała 
W wtedy rzuciła przed nas zakrwawiony sztylet.
- To sztylet... Gabriela - szepnąłem do niej
- To prawda - wtrąciła Tygrysica - Ale teraz wam ten dachowiec już nie pomoże..
Przytrzymała w łapie kamień, który miał gepard.
- Uciekaj - popchnąłem Ile. 
Zaczęliśmy biec.
- Tędy - wadera wskazała łapą rzekę.
Ona przeszła przez kładkę. W pewnej chwili Czarna Tygrysica. przeskoczyła przeskoczyła przeze mnie i zatkała mi drogę. Zacząłem biec w drugą stronę, ale tam były posiłki Tygrysicy. Byłem w pułapce. Nie dałbym radę przeskoczyć, prąd był zbyt silny. 
- Oroz! - krzyknęła Ila
Byłem już przy korycie. Nie wiedziałem co robić. W pewnej chwili czułem, że nie dotykam łapami ziemi. Leciałem. Odwróciłem się. Gabriel! Zabrał mnie z  tam tond. Wylądowaliśmy przy Ili.
- Nie tak łatwo mnie się pozbyć!!! - warknął gepard. 
Zobaczyłem, że ma krwawiącą ranę po sztylecie. 

<Ila?>

Od Melody CD. Oasisa

Nie wiedziałam co powiedzieć, żałuje, że zadałam to pytanie.
-Przepraszam - powiedziałam patrząc się na ziemię.
-Nic nie szkodzi - uśmiechnął się przez łzy. Podeszłam do basiora bliżej i go przytuliłam. Oasis był trochę zaskoczony, ale po chwili objął mnie łapami. Po chwili Oasis powiedział...

<Oasis?>

Od Diamond CD. Michaela

- I chcę ci powiedzieć, że będzie o 18:00 - popatrzyłam na niego.
Ciągle chichotał jak wariat... w końcu się uspokoił i wstał.
- Więc poczekaj na mnie chwilę...
Poszłam do jaskini, by się przygotować.
***
W końcu wróciłam, a on ciągle tam stał i chichotał. Gdy mnie zobaczył, powiedział:
- Łał, ładnie wyglądasz.
- Dzięki...


<Michael?>

Od Ili CD. Oroza

- I tak ci nie ufam. - mruknęłam.
- O nie no... Ila! Żartujesz sobie?! - prychnął Oroz. - Mogłabyś chodź na chwilę odpuścić? Nie bądź taka sztywna. Ten koleś przed chwilą uratował ci życie...
- Wiesz Oroz? - przerwał mu brutalnie Gabriel. - Myślę, że twoja dziewczyna ma rację... nie macie najmniejszego powodu, aby mi ufać. - powiedział, wzbił się w powietrze i zniknął w dziurze nad naszymi głowami, z której wydobywało się światło.
- Ej! Nie jestem jego dziewczyną! - oburzyłam się. Ale go już nie było. Nagle cała jaskinia zaczęła się trząść.
- Em... Ila? - chrząknął Oroz.
- Tak, wiem, wiem! Znowu miałam rację, przez instynkt alfy, ale teraz już chodź, jeśli nie chcesz stać się mokrą plamą! - Powiedziałam, po czym rzuciłam się wraz z Orozem ku wyjściu zostawiając obciążający węgiel. Ledwo wybiegliśmy z jaskini, a ta się  zawaliła. Przeturlaliśmy się w dół zbocza i znaleźliśmy się... niedaleko jaskiń wilków z naszej watahy. Nie wytrzymałam. Jakby jakaś kometa we mnie eksplodowała.
-Nie! Mam tego dosyć! To jest nie fair! Dlaczego inne wilki mogą sobie spokojnie żyć, bawić się, o nic nie troszczyć?! A do mnie przychodzą ze wszystkimi problemami, a w każdym muszę być i muszę być bezstronna. Muszę łazić gdzieś po górach i uganiać się za tygrysami! Mam tego serdecznie dość! Niech ktoś inny przejmie obowiązki alfy! - w moim oku zabłysła łza.

<Oroz?>

Od Ecclesi CD. Caseusa

Ruszyliśmy na imprezę. Było tam pięknie. Na środku polany mnustwo wilków tańczyło świetnie się bawiąc. Wszystko było poobwieszane świetlikami, z których powstała kula disco. Nie opodal był barek w którym można było podejść i zamówić jakie się chce drinki. DJ zapodawał niezłe basy. Była również scena poukładana z desek, na którą każdy wilk mógł wejść i coś zaśpiewać.
- Hej! Może ty coś zaśpiewasz?
- N... nie... nie umiem. Nie znam się na tym. - chrząknął zakłopotany. Nagle DJ (a w tym przypasku DJ - ka, Ceivira) krzyknęła:
- A teraz zapraszamy wilki na scenę!
- No idź, żesz no! - pchnęłam go a on poleciał na scenę. Zaczęłam się śmiać. Wiedział, że już nie ma odwrotu, więc zaczął śpiewać.


<Caseus? Może być?>

Od Oasisa CD. Melody

- Ech... no dobrze. Niech ci będzie. Jako młody wilczek byłem szkolony w różnych sztukach walki. Kochałem to. Uczyłem się jak korzystać z broni. Dosłownie żyłem tym. Niestety... nie miałem matki. Pozbawił mnie jej największy wróg mój i mojego ojca. Zwano go Mircheleyem. Nienawidziłem go do szpiku kości. Każdy dzień spędzałem na szukaniu go i usunięciu go z powierzchni tej planety. W końcu dopadłem go i zabiłem we śnie. Wendettę miałem za sobą... a przynajmniej tak myślałem... do czasu. Pewnego dnia ojciec pochwycił mnie i wtrącił do lochu. Pytałem dlaczego... co zrobiłem nie tak? Ale ojciec nie był skory, aby mi o tym powiedzieć. Tkwiłem w tej celi, aż do pewnego dnia, gdy ojciec podszedł do niej i powiedział mi całą prawdę. "Kiedyś w końcu musiałeś się o tym dowiedzieć synu... ale ja... nie jestem Twoim prawdziwym ojcem. Twoim ojcem jest... Mircheyel. Byliśmy kiedyś przyjaciółmi, ale poróżniła nas miłość do kobiety... twej matki. W końcu posunąłem się do ruchu ostatecznego i zgładziłem ją tuż po tym, jak przyszedłeś na świat. Postanowiłem, że wyszkolę cię dobrze. Jak swojego syna...". - i w tym momencie urwałem. Po moim oku spłynęła łza.

<Melody? Na prawdę sorry, że tak krótko i, że tak długo musiałaś czekać, ale złapał mnie totalny brak weny...>

Od Michaela CD. Diamond

- Pewnie, że przyjdę! Imprezy to mój żywioł. - uśmiechnąłem się.
- Yyy... to może mi się chociaż przedstawisz? - wadera uniosła brwi. 
- Michael, ale mów mi Mikey. - wyszczerzyłem swoje białe zęby jak w jakiejś głupiej reklamie. - Tak mi "bardziej do twarzy".
Zacząłem się śmiać.
- Widzę, że imię "Zabawniś" bardziej by do ciebie pasowało. - mruknęła wadera. 
- A ty jesteś...? - zakręciłem łapą.
- Diamond.
- Och. Ciesz się, że rodzice nie dali ci innego imienia.
- Hej! Co chcesz przez to powiedzieć? - warknęła wadera.
- Nie, nic... powiedz mi, Diamond... lubisz reklamy?
- Co? - wadera popatrzała na mnie jak najakiegoś wariata.
- Ech, nie ważne...

<Dia?>