"Przegrałam.
Chciałbym, żeby to był tylko sen. Mogłabym się obudzić, zobaczyć go u swojego boku. Jego jasne oczy, jego szelmowski uśmiech. Poczuć jego miękką sierść. Poleżeć obok niego, pogadać z nim, pomilczeć. Po prostu być razem z nim.
A jednak przegrałam.
Czułam, że tak to się skończy. Czułam, że to wszystko było zbyt proste. Nie mogło mi się udać. Wybraniec już dawno zmienił swoją naturę.
Ciekawe czy duszki o tym wiedziały, czy świadomie wyprowadziły mnie w pole, dały głupią nadzieję. Nadzieja. Phi, co za banał.
A w głowie ciągle kołacze się tylko jedna myśl: 'Przegrałam'
Nie mam już siły płakać. To bezsensu. Płacz mi nie pomoże. A szkoda, bo gdyby pomagał, teraz miałabym co najmniej swoje ciało z powrotem.
Żyć bez niego?
Tylko jak?
A właściwie to już nie jest życie. Zostanę tutaj, w tym ponurym zamczysku, grożącym zawalaniem się w każdej chwili. Nie mogę stąd uciec, to jest moje więzienie.
Czy duchy mają uczucia?
Zawsze wydawało mi się, że nie. Teraz jednak gdy sama nim jestem, zaczynam wątpić w słuszność tej tezy.
No, bo przecież czuję.
Smutek, rozpacz, gniew i miłość. Tyle go nie widziałam, a coraz bardziej za nim tęsknię. Kocham go. Chciałabym, żeby o tym wiedział. Ale już za późno.
Przegrałam.
Jak to było?
Duszki mnie tutaj przyprowadziły. Gdy weszłam do środka, poczułam paraliżujące przerażenie.
W zamczysku nie ma okien, światło dają tu tylko nikłe płomyki świec. Wszędzie pełno pajęczyn, pająków, karaluchów i innych robali. Zamek pachnie zgnilizną i kurzem. Na ścianach wiszą ponure obrazy, przedstawiające różne śmierci różnych wilków. Ostatnio zauważyłam nowy obraz w głównym holu. Przedstawiał moją śmierć.
Lepiej wrócę do historii.
Wybraniec to ohydna, czarna, brudna kreatura wilka. Sierść ma usmoloną, pozlepianą w strąki, w niektórych miejscach jest jej stanowczo za dużo, a w innych jej brak. Pamiętam przerażenie, które mnie ogarnęło, gdy tylko go zobaczyłam. Było to jak drugi szok, tylko większy od pierwszego i bardziej wyczuwalny dla odbiorcy.
Przyznam szczerze, że kiedy Wybraniec nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi, poczułam ulgę.
Wtedy mogłam jeszcze uciec. Przekonałam się, że to nie na moje siły, że nie dam rady; sam widok zamczyska wzbudził we mnie strach, a widok owej ciemnej postaci jeszcze bardziej. Postanowiłam jednak się nie poddawać i wbrew coraz większemu zwątpieniu w swoją moc ruszyłam za Wybrańcem.
Hej, hej, stop. Zapomniałam wspomnieć, że nie tylko wygląd i zapach zamku mnie obrzydziły i przeraziły. Ten zamek jest domem DUCHA. A ja byłam ŻYWA, co znaczy, że nie byłam DUCHEM. Zamek tak jakby wysysał ze mnie siłę do życia. Im dłużej tutaj przebywałam tym bardziej wydawało mi się, że jestem duchem, chociaż nadal miałam jeszcze swoje ciało. Teraz przyznam, że miałam rację. Czuję się tak samo jak wtedy, gdy zamek doszczętnie wyssał już ze mnie życie. Z tą różnicą, że teraz czuję się jeszcze naga. Bezcielesna.
Na czym to ja skończyłam?
Ach, tak. Ruszyłam za Wybrańcem.
Przez cały pierwszy dzień próbowałam zwrócić na siebie jego uwagę. Drugiego zaczął traktować mnie jak swoją osobistą służącą. Trzeciego odezwał się do mnie w sprawie innej niż jego zachcianka. Czwartego opowiedziałam mu swoją historię. Piątego nie widziałam go w ogóle. Zaszył się w swojej komnacie i z niej nie wychodził, a za każdym razem gdy pukałam do jego drzwi, krzyczał, bym sobie poszła. Szóstego zgodził się mi pomóc, siódmego opuścił zamek w moim ciele.
Dzisiaj mija trzeci dzień mojego życia jako duch.
Życia jako duch. Istnieje coś takiego jak życie jako duch?
Nie wiem, ale nie wiem też, jak inaczej mogłabym nazwać ten stan. Życie jako duch pasuje najlepiej.
A jednak minęły tylko trzy dni. Jestem pewna że trzy, bo w salonie wisi kalendarz z samo-zmieniającymi się datami. Zegar też tam wisi.
Skoro minęło tak mało czasu, skąd mam pewność, że przegrałam?
Ach, teraz zabrzmi to bajecznie. Magiczne lusterko mi powiedziało.
W komnacie Wybrańca. Okazało się, że to z nim rozmawiał piątego dnia. Podobno pytał, czy warto mi pomagać, czy będzie miał z tego jakieś korzyści. Lustereczko grzecznie mu powiedziało o mnie, o Cole'u i o tym, co może zdziałać, mając moje ciało. To był z góry zaplanowany podstęp.
Stąd wiem, że przegrałam.
Pusty śmiech gnieździ się we mnie, wypycha mnie od środka. Zaraz nie wytrzymam.
To wszystko było tak przewidywalne.
Mam ochotę zaśmiać się jeszcze głośniej na myśl, że ktoś kiedyś odczyta moje zapiski i być może będzie on w tej samej sytuacji co ja. Od dzisiaj do ostatecznego końca moich dni będę zapisywać puste strony tego notatnika. Wcześniejsze są zapisane. Przez inne wilki, które były tak samo jak ja naiwne i dały się nabrać.
Przeczytałam je wszystkie. W końcu mam dużo czasu. Większość była przygnębiająca, inne wypełniała rozpacz: 'Nie chcę umierać!..' Za późno, mój drogi. Już za późno."
Przerwałam pisanie i zaczęłam wpatrywać się w magiczne pióro wiszące nieruchomo nad kartkami papieru. Tak właściwie to nie ja pisałam tylko ono. Zapisywało moje myśli, które chciałam umieścić w notatniku. Było ze mną w jakiś sposób połączone. Wiedziałam, co napisze i kiedy napisze. Mogłam w ogóle nie widzieć notatnika, a i tak wiedziałam, że coś zapisuje. Bo zapisywało to, co chciałam, żeby było zapisane. Było to dość wygodne, bo nie musiałam mieć przy sobie notatnika ani pióra, by cokolwiek zapisać.
Notatnik, jeśli można tak nazwać ogromną księgę do połowy zapisaną przez inne wilki, leżał zawsze w komnacie Wybrańca, na lewo od lustra. Ciekawe, czy przy czytaniu moich zapisków Wybraniec będzie się śmiał. Pusty, diabelski śmiech. Muhahahahahahahaha.
"Na czym to ja...? Aha, już wiem. To koniec, rozpacz, smutek, żal, gniew, bla, bla, bla, bla. A wiesz co? Walić to. Walić ten głupi notatnik, głupie pióro i w ogóle cały ten popaprany zamek. Walić ciebie, wilcza kreaturo, Wybrańcu - Obe... Ekhm... Nie napiszę tego, ale powinieneś być na tyle mądry, by domyślić się, o co chodzi."
Notatnik zamknął się z gromkim "Puff!". Wokoło zawirował kurz. Kichnęłam. "Fuj, co za ohyda." - pomyślałam.
Stanęłam przed lustrem i głośno chrząknęłam. Na jego czystej tafli pojawił się złoty wir.
- Pytaj...
- Tak, tak, już. - odchrząknęłam. - Możesz mi powiedzieć, gdzie jest Wybraniec?
- Wybraniec... Tak, oczywiście... Jest...
Złoty wir zniknął, lustro osłoniła czarna mgła.
- Co się dzieje do jasnej...?!
I zobaczyłam je. Moje ciało wyłoniło się spośród mgły. Patrzyłam na nie z niedowierzaniem.
- Jak...?! Co...?! To nie może być...
Jako duch już nic więcej nie powiedziałam. Połączyłam się z moim ciałem, znowu byłam sobą. Zmęczoną i ledwo żywą, ale sobą.
Mgła się rozpłynęła na tafli lustra pojawił się obraz. Wybraniec... Ale bez swojego medalionu, który pozwolił mu zabrać moje ciało. Co się tam wydarzyło, czemu moje ciało powróciło do mnie?
Po chwili mój wzrok odnalazł Cole'a. Leżał na ziemi, był nieprzytomny. Z jego skroni leciała smużka krwi.
"O nie. Nie, nie, nie."
- Czy Wybraniec nie powinien tutaj wrócić? Do Zamku Dusz? - powiedziałam gorączkowo. Moje serce zaczęło bić mocniej i szybciej, jakby chciało się wydostać z klatki piersiowej.
- Powinien.
- Czemu więc nie wraca?
- Bo ty tutaj jesteś.
- I co z tego?!
- Wybraniec postanowił znaleźć sobie lepsze ciało.
- Hm?
- Jakby nie było, jest basiorem, ciało wadery nie jest więc dla niego aż tak wygodne. Przybierze ciało tego wilka, a jego duszę wyśle tutaj. Ty jesteś wolna.
- Ale ja...
- Ten wilk odebrał twoje ciało Wybrańcowi. Nie wszystko poszło zgodnie z planem.
- A jaki był plan?!
- Żeby dokonał zamiany. Twoje ciało za ciało tego basiora.
- On chciał mnie uwolnić?
- Nie patrz w ten sposób. Działał tylko i wyłącznie na swoją korzyść.
- Ale choć nie wszystko poszło zgodnie z planem to i tak dla niego to nie ma znaczenia, bo cel został osiągnięty?
- Tak.
- Niedobrze mi.
Wspaniały, kolorowy paw pojawił się na podłodze. Wymiociny rozlały się na dywan ubarwiając go w jeszcze piękniejsze barwy. Ich zapach sprawiał, że jeszcze bardziej chciało mi się wymiotować.
- Ohyda. - mruknęłam, gdy w końcu przestałam.
- Hm, racja. Ale nie dziwię ci się.
- Co mam zrobić? - zapytałam, ignorując złośliwą uwagę lustra.
- Iść sobie. W końcu jesteś wolna.
- Żartujesz, co?
- Nie.
- A co z tą cała klątwą...
- Byłaś DUCHEM. Nie można rzucać klątw na duchy.
- Czyli już jej nie ma?
- Nie ma.
- Co mam zrobić, by Wybraniec tu powrócił i oddał ciało mojego... no, tego wilka?
- Szczerze? Nie mam pojęcia, co mogłoby nakłonić Wybrańca do zrobienia tego.
"Nie, nie, nie, nie.
- A mnie? Nie może zabić mnie?
- Nie jesteś mu już potrzebna.
- Musi być jakiś sposób! - W moich oczach pojawiły się łzy. - Nie chcę być wolna! Wolę tutaj zostać, cierpieć, byleby Cole żył. Ja nie potrafię...
"Znów płaczę... Znów płaczę."
- Już za późno.
Parsknęłam pustym śmiechem przez łzy. "Już za późno, już za późno. Tak, dopiero teraz jest za późno. Zawsze jest za późno."
- Nigdzie stąd nie pójdę. Nie ma mowy. Nie ma znaczenia wolność. Wolność bez niego...
<Cole?..>