niedziela, 12 lipca 2015

Od Willow

Skradałam się przez las śledząc jakiegoś wilka. W końcu dotarłam za nim do granic jakiejś watahy. W każdym razie tak podejrzewałam bo sama nie byłam pewna. Wilk obrócił się. A więc wadera. W sumie sprawiała wrażenie sympatycznej. To po jej bokach to były skrzydła? Dziwaczne. Ale nie czas teraz na głębsze rozmyślania. Wyszłam z cienia. Wadera warknęła i zjeżyła sierść. Miałam na pysku ten swój irytujący, szyderczy półuśmiech. 
-Czego chcesz? - zawarczała nieznajoma. 
-Pfff... Och nic. Niczego nie chcę. Tylko powiedz mi co to jest za wataha - zażądałam. 
-Wataha Mrocznej Krwi - powiedziała niepewnie. 
-Świetnie. A teraz powiedz mi jedną rzecz. Czy trzeba się jakoś... No nie wiem... Zarejestrować u alfy czy coś takiego? - zapytałam. 

<Ceivira?>

Od Ewrani CD. Deatha

Szlam spokojnie lasem uśmiechając się do każdej żywej istoty. Każdy kwiatek który zobaczyłam musiałam powąchać. Przeglądnęłam się w płytkiej kałuży na środku ścieżki. Po dłuższym  czasie spacerowania zrobiło mi osę smutno i czułam się samotna. Wezwałam swojego ulubionego ukochanego wilka ducha. 
-Ethan!- z ziemi dostała się para i mgła, a z mgły mój kochany.- Hej. Pomożesz mi znaleźć przyjaciela?
-Idź pod ten głaz i przywitaj się a może cię polubi.- wskazał na cień Doda drzewem.
Ujrzałam tam oczy i cień wilka. Podeszłam nieśmiało. Spojrzałam to na wilka to na mojego kochanego ducha.
-Hej!- powiedziałam skulona.-Jestem Ewrani...
-Cześć. Jestem Death.- spojrzałam na mojego obrońce. 
Dziwnie było tak stać i nic nie mówić, ale nie wiedziałam co powiedzieć i co zrobić. 
Basior wstał i ujrzałam jego w całej okazałości... Przeraziłam się jeszcze bardziej.  Był cały w ranach i bliznach. Przerastał mnie o co najmniej dwie głowy i dętego był zgarbiony! Można było też dokładnie policzyć mu żebra. Ten wygląd mnie nie zdziwił, ale przestraszył.
-Przestraszyłaś się?- zapytał smutno.
-Tylko trochę... Jednak pozory mylą więc chyba jesteś Oki...- wypaliłam ze zdenerwowania.
-Pewnie tak.
-Przepraszam źle to ujęłam ...- powiedziałam spuszczając głowę.
-Przyzwyczaiłem się.-powiedział. 
Żal mi go było. 
-Widzisz go?- wskazał na przyzwanego przez mnie ducha.
-Tak. Każdy go widzi.- odpowiedziałam już spokojnie.
-Ja kto? Duchów się nie widzi, chyba że ma się moc.
-Jest jeszcze druga opcja... Można zobaczyć przyzwanego ducha. Ja mam właśnie takie moce związane z duchami więc jakoś tak już jest...- ucieszyłam się z możliwości rozmowy.
-Ciekawe nie powiem! Znasz go?-zapytał.
-Yhym. To mój przyjaciel.
Poczułam zdziwiony wzrok ducha. Wiedziałam, że raczej tak o nim nie mówiłam, ale musiałam się dowiedzieć coś o tym wilku, a takie małe naciągnięcie prawdy nie jest przestępstwem w dobrej wierze?
-Też masz moce związane z duchami?-zapytałam.
-Częściowo.- spojrzał na mnie ciekawy.- Już cię nie przerażam?
-Nie. Ethan mnie będzie pilnował cały czas.- spojrzałam w oczy Basiorowi.
-Możesz tego żądać?!- prychną. 
-Nie muszę żądać, mogę poprosić.- powiedziałam spokojnie.-Mam innych ochroniarzy z przymusu...
Zdziwił się. Czułam się dziwnie więc sprawdziłam czy nikt nie używa na mnie mocy. Okazało się, że ktoś bardzo usiłował się przekuć przez moją tarczę. Spojrzałam znacząco na Ethana. Skinął.
-To moja prywatna przestrzeń.- powiedziałam w stronę basiora.-Tylko nieliczni mają do niej dostęp. Star Rek!-zawołałam.
Z mgły wyłoniły się dwa potężne i ogromne wilcze duchy. Wiedziały po co je wezwałam. Nie byłam pewna intencji tego basiora więc ochroniarze się mogą przydać.
-Do zobaczenia wkrótce.- pożegnałam się.
Przeszłam kilka metrów w głąb lasu. Potem zaczęłam biedź truchtem. Nastawiłam uszy. Słyszałam potężne kroki i odgłosy jelenia. Chwile później zobaczyłam jelenia który miał poważne rany w ciele. Nie mogłam się powstrzymać więc ruszyłam na niego. Biegłam z gracją jednak prędkości nie było mi brak. Usłyszałam za mną szybkie kroki większego wilka. Oglądnęłam się za siebie i zobaczyłam Detha. Wróciłam do pogoni. Dopadłam zadu jelenia. Kilkoma sprawnymi ruchami przewróciłam jelenia tak by "podciął" nogi Basiorowi. 
-Auć!
Death spojrzał na mnie zdziwionymi i urażonymi wzrokiem.
-Przepraszam przyzwyczajenie.- pomogłam Basiorowi wstać.
-Lubię polować w stadzie tylko od początku a tych co dochodzą w trakcie traktuje jako wroga.- powiedziałam podchodząc do jelenia. 
Chwyciłam umiejętnie kark jelenia i zdusiłam go szybko.
-Jesteś głodny?- zapytałam.
-Tak a ty?
-Nie bardzo...

<Polubiłam cię... Ale chyba źle to wygląda...>

Od Sperrka CD. Ignis

Usłyszałem sapanie i nie regularny tupot. Odwróciłem powoli głowę i ujrzałem Ignis. Mała sierść sklejoną od potu i czerwone oczy od łez. Miała czujny wzrok.
-Co się stało?-zapytałem.
-Właśnie... Wreszcie wiem co muszę, co mogę. Uczucia są jak ogień i jak...-zapędzają mówiła bez składu i ładu.- Coś czego nie powinno być... Ja już wszystko wiem i nadal eon wiem nic.- zakończyła.
Myśląc nad jej wypowiedzią miałem nadzieję że się uspokoi i rozluźni. Wyraźnie widziała moje zakłopotanie. 
-Sperrk... Pomożesz mi? Szczęście jest mi potrzebne... Powinnam o tym wiedzieć wcześniej ale...- mówiła już stanowczo wyraźnie i smutno.- Nigdy o tym tak nie myślałam!
-To jest pierwszy krok w stronę szczęścia...- wydukałem.
-Jaki?! Co?
-Wiesz już że to jest potrzebne. Chcesz szczęścia więc już jesteś do przodu.- wypaliłem po chwili.
Takie coś było dla mnie szokiem nad szokami ale co by tu innego zrobić jak nie pomóc? W końcu ja też pragnę szczęścia, rodziny, bliskości i miłości... 
-Co mogę zrobić?- zapytałem.
-Powiedzieć mi co mam robić.
-Ale Jak to?!-zdziwiłem się.
-No bo ja nie wiem co ja mam zrobić...
-Wiesz...-zamyśliłem się.- Musisz sama się uszczęśliwić ja ani nikt inny tego nie jest w stanie zrobić.- zacząłem.-Każdy przez szczęście rozumie coś innego: rodzinę, przyjaźń, bogactwo, potomstwo, samotność lub coś osobistego. Ja niewidem czego chcesz. To wiesz tylko ty. Zastanów się jak widzisz siebie ze szczęściem.. Co się tam dzieje i jak z kim kiedy po co? Nie ma pośpiechu zawsze możne się uszczęśliwić. 
-A co ciebie uszczęśliwia?- przyglądała mi się ożywiona.
-Mnie? Pff... Ty!- nie musiałem się zastanawiać.- Pewna perspektywa życia.
Księżyc przez chwilę oświetlał jej delikatny rumieniec. Jak zrobiła zamyśloną minę oświetlił jej oczy. Ze stoickim spokojem patrzyłem na piękną waderę w blasku księżyca... Wszystkie detale wydawały się jaśniejsze i bielsze. Rosa na trawie odbijała blask oczu wadery dając piękne połączenie wszystkiego. 
Ignis spoglądnęła na mnie z zdezorientowaną miną.
-Co? Nie-wiesz?-zapytałem.
-No.... Nie.
-Może razem coś wymyślimy? Jaskinia z ogniskiem to idealna miejscówka mówię ci!- powiedziałem zadowolony.
-Tak to świetny pomysł.
-To chodź !- chwyciłem ją za rękę.
Powoli szliśmy po zwilżonej ścieżce. Księżyc był wszech obecny. Myślałem o wszystkim co mnie dziś spotkało. Zdziwiłem się gdy idealnie odwzorowałem szczegóły naszej rozmowy. Zwykle byłem na to ślepy.
-O czym myślisz?- wypaliłem.
-No wiesz...- zaskoczona nic nie ujawniła.
Idąc dalej patrzyliśmy się na siebie i z ciekawością odczytywaliśmy nasze nastroje. Z nieprzeniknioną miną zapamiętywałem jen wygląd i mimikę. 
Gdy doszliśmy do dużej i ciemnej jaskini Ignis zapaliła ogień. Porozmawialiśmy szczerze i otwarcie a potem podpatrzyliśmy się obok siebie i tak trwaliśmy całą noc.
 Z samego ranka zaburczało nam w brzuchach. Wygłodniali poszliśmy na wspólne polowanie. Śniadanie zjedliśmy po cichu. Dopiero potem Ignis zachciało się rozmawiać i rozmyślać.

<Mała zmiana planów... Ignis się nie obrazi?>

Od Serine'a CD. Ceiviry

- Więc? - spytała mnie ze swoim błagalnym głośnikiem. Wytrzeszczyła oczy niczym małe szczenię gdy udaje swoją niewinność.
- Chyba nie mam wyjścia - westchnąłem i uśmiechnąłem się do niej, a ta rzuciła mi się na szyję, o mało co nie zwalając z łap, i objęła mocno. Z trudem przyszło mi nabranie powietrza, lecz nic mi nie przeszkadza, gdy widzę jak bardzo wadera jest szczęśliwa.
- Dziękuję - szepnęła mi do ucha, aż przeszły mnie ciarki.
- Nie ma za co, kochana. Przecież tam jest nasz dom - powiedziałem i wtuliłem pysk w jej włosy. 
- A co z Zaheerem i Rorelle? 
- Zaheer zrozumie. Moja matka... uczta gwarantowana, ale... - urwałem.
Nie myśl o nim, pomyślałem. Myśl o Ceivirze. Teraz ona jest najważniejsza. 
Wadera spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Później chyba zrozumiała o co chodzi. 
- Serine...
- Tak, tak - przerwałem jej. - Nie będę już o nim wspominać. Koniec. Zgniatam kartkę z jego imieniem w kulkę i wrzucam do kosza - powiedziałem z uśmiechem na pysku.
Przewróciła oczami, ale wyraźnie się rozchmurzyła. I dobrze. Czasami czuję się potwornie winny, gdy widzę ją smutną. 
***
Wieczorem wszystko powiedzieliśmy całej trójce. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Zaheer przyjął wiadomość ze spokojem i szacunkiem, matka posmutniała i oczywiście musiała wpaść na pomysł pożegnalnego śniadania (zapewne wyruszy przed świtem na polowanie). Caine tylko skinął głową i odszedł. Czuję, że będą z nim kłopoty. Za bardzo troszczy się o Ceivirę, mimo że w ogóle jej nie zna. 
***
- Już nie mogę się doczekać. -  powiedziała. Było przed północą, a mimo to nie mogła zasnąć. A mogłem poczekać z decyzją do rana. 
- Spokojnie - mruknąłem i przykryłem się kocem - i ciszej, wszystkich pobudzisz. 
- A może polecimy gdzieś niedaleko? -szepnęła mi do ucha. I po raz drugi przeszły mnie ciarki. - Tylko ty i ja. Sam na sam w miejscu, gdzie spokojnie spędzimy czas razem... w ciszy. 
Dobry pomysł, chciałem powiedzieć. Zamiast tego udało mi się wyksztusić:
- Myhm. 
"Myhm"? O bogowie! Czyli naprawdę byłem tak zmęczony.
- Więc chodźmy.

Lecieliśmy w ciszy; chłodny wiatr targał koronami drzew i świszczał nam w uszach. Ceivira leciała blisko mnie maskując skrzydłem lotki mojego. Było to tak przyjemne. Tylko bardziej mnie usypiało.
- Zatrzymajmy się tam - wskazała nagle łapą na wysepkę z głazami leżących praktycznie jeden na drugim. Niektóre wysunięte były poza wyspę, a niektóre formowały się w skalne półki. 
Nie mogłem się z nią nie zgodzić. Skinąłem głową i uśmiechnąłem się lekko. Wylądowaliśmy, a Cei użyła dźwięku, by sprawdzić, czy jest bezpiecznie. 
I było. 
Kiedy tylko położyłem się wygodnie, Ceivira wtuliła się w mój bok i oparła głowę na ramieniu, a ja nakryłem ją skrzydłem i pocałowałem w czubek głowy. Byłem taki szczęśliwy, że jesteśmy razem. Sami. Gdzie nikt nam nie przeszkodzi i nie będzie mówił, jak mamy i co mamy robić.
- Miałam ochotę pobyć z tobą gdzieś indziej. Spędzić noc zdała od zamku, nie martwić się o nowe zagrożenia... Jesteś zły? - spytała, co mnie zaskoczyło. 
- Gdybym był, zapewne siedziałbym nadąsany na drugim końcu wysepki - zauważyłem. - Jestem zmęczony, nie zły.
Zamilkliśmy. Przyjemnie było leżeć w towarzystwie ukochanej wadery i cieszyć się sobą. 
Podniosłem łeb i wbiłem wzrok w gwiazdy. Kątem oka zobaczyłem ruch po mojej lewej. 
- Czy w ogóle cieszysz się z naszego powrotu? 
- Oczywiście, że tak - powiedziałem z powagą na pysku. Przymknąłem oczy, które zaczynały mi się kleić. 
- Nie widać - westchnęła.
- No tak... - mruknąłem pod nosem. - Przepraszam - oparłem policzek na czubku jej głowy - ale zastanawiam się co będzie dalej. 
Mruknąłem coś pod nosem; nawet sam nie wiem co. Głowa wkrótce opadła na chłodny kamień. 
Nic mi się nie śniło. A raczej nic nie pamiętam. Otworzyć oczy było mi ciężko. No i masz ci los. Być rano zmęczony bardziej  niż wieczorem. 
- Pobudka - usłyszałem łagodny głos Cei. 

<Cei? Ubogie... wiem :/>

Nowa wadera! ~ Willow

Od Losta CD. Melody

Znów ziewnąłem. Potrząsnąłem łbem i spojrzałem na Melody. 
-Możemy pójść do tego... czarownika... Ale najpierw musimy zjeść śniadanie - powiedziałem śmiertelnie poważnie, a Melody zaśmiała się głośno. Nagle zza drzew wypadła fala czarnego futra i szponów. Melody uskoczyła, a ja zjeżyłem sierść i zawarczałem. Owa "fala" okazała się waderą... Ale nie byle jaką.
-Hamona? - zapytałem cicho. Spojrzała na mnie, a jej mina była bezcenna. 
-Lost - wyszeptała. - Jak? Kiedy? Przecież w tym lesie...
Melody patrzyła na to powarkując nerwowo. 
-Melody to jest moja młodsza siostra, Hamona - przedstawiłem Melody Hamonę. - Hamona to jest Melody moja yyy... Koleżanka - dopowiedziałem po chwili wahania. Wadery spojrzały na siebie nieufnie. Melody pierwsza przełamała lody. 
-Cześć - powiedziała i uśmiechnęła się sympatycznie do Hamony. 
-Hej - mruknęła moja siostra nieufnie. 

<Hamona albo Melody? ")>

Nowa wadera! ~ Shizune

Nowa wadera! ~ TenRai

Od Emmy CD. Cole'a

"Przegrałam.
Chciałbym, żeby to był tylko sen. Mogłabym się obudzić, zobaczyć go u swojego boku. Jego jasne oczy, jego szelmowski uśmiech. Poczuć jego miękką sierść. Poleżeć obok niego, pogadać z nim, pomilczeć. Po prostu być razem z nim.
A jednak przegrałam.
Czułam, że tak to się skończy. Czułam, że to wszystko było zbyt proste. Nie mogło mi się udać. Wybraniec już dawno zmienił swoją naturę.
Ciekawe czy duszki o tym wiedziały, czy świadomie wyprowadziły mnie w pole, dały głupią nadzieję. Nadzieja. Phi, co za banał.
A w głowie ciągle kołacze się tylko jedna myśl: 'Przegrałam'
Nie mam już siły płakać. To bezsensu. Płacz mi nie pomoże. A szkoda, bo gdyby pomagał, teraz miałabym co najmniej swoje ciało z powrotem.
Żyć bez niego?
Tylko jak?
A właściwie to już nie jest życie. Zostanę tutaj, w tym ponurym zamczysku, grożącym zawalaniem się w każdej chwili. Nie mogę stąd uciec, to jest moje więzienie.
Czy duchy mają uczucia?
Zawsze wydawało mi się, że nie. Teraz jednak gdy sama nim jestem, zaczynam wątpić w słuszność tej tezy.
No, bo przecież czuję.
Smutek, rozpacz, gniew i miłość. Tyle go nie widziałam, a coraz bardziej za nim tęsknię. Kocham go. Chciałabym, żeby o tym wiedział. Ale już za późno.
Przegrałam.
Jak to było?
Duszki mnie tutaj przyprowadziły. Gdy weszłam do środka, poczułam paraliżujące przerażenie.
W zamczysku nie ma okien, światło dają tu tylko nikłe płomyki świec. Wszędzie pełno pajęczyn, pająków, karaluchów i innych robali. Zamek pachnie zgnilizną i kurzem. Na ścianach wiszą ponure obrazy, przedstawiające różne śmierci różnych wilków. Ostatnio zauważyłam nowy obraz w głównym holu. Przedstawiał moją śmierć.
Lepiej wrócę do historii.
Wybraniec to ohydna, czarna, brudna kreatura wilka. Sierść ma usmoloną, pozlepianą w strąki, w niektórych miejscach jest jej stanowczo za dużo, a w innych jej brak. Pamiętam przerażenie, które mnie ogarnęło, gdy tylko go zobaczyłam. Było to jak drugi szok, tylko większy od pierwszego i bardziej wyczuwalny dla odbiorcy.
Przyznam szczerze, że kiedy Wybraniec nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi, poczułam ulgę.
Wtedy mogłam jeszcze uciec. Przekonałam się, że to nie na moje siły, że nie dam rady; sam widok zamczyska wzbudził we mnie strach, a widok owej ciemnej postaci jeszcze bardziej. Postanowiłam jednak się nie poddawać i wbrew coraz większemu zwątpieniu w swoją moc ruszyłam za Wybrańcem.
Hej, hej, stop. Zapomniałam wspomnieć, że nie tylko wygląd i zapach zamku mnie obrzydziły i przeraziły. Ten zamek jest domem DUCHA. A ja byłam ŻYWA, co znaczy, że nie byłam DUCHEM. Zamek tak jakby wysysał ze mnie siłę do życia. Im dłużej tutaj przebywałam tym bardziej wydawało mi się, że jestem duchem, chociaż nadal miałam jeszcze swoje ciało. Teraz przyznam, że miałam rację. Czuję się tak samo jak wtedy, gdy zamek doszczętnie wyssał już ze mnie życie. Z tą różnicą, że teraz czuję się jeszcze naga. Bezcielesna.
Na czym to ja skończyłam?
Ach, tak. Ruszyłam za Wybrańcem.
Przez cały pierwszy dzień próbowałam zwrócić na siebie jego uwagę. Drugiego zaczął traktować mnie jak swoją osobistą służącą. Trzeciego odezwał się do mnie w sprawie innej niż jego zachcianka. Czwartego opowiedziałam mu swoją historię. Piątego nie widziałam go w ogóle. Zaszył się w swojej komnacie i z niej nie wychodził, a za każdym razem gdy pukałam do jego drzwi, krzyczał, bym sobie poszła. Szóstego zgodził się mi pomóc, siódmego opuścił zamek w moim ciele.
Dzisiaj mija trzeci dzień mojego życia jako duch.
Życia jako duch. Istnieje coś takiego jak życie jako duch?
Nie wiem, ale nie wiem też, jak inaczej mogłabym nazwać ten stan. Życie jako duch pasuje najlepiej.
A jednak minęły tylko trzy dni. Jestem pewna że trzy, bo w salonie wisi kalendarz z samo-zmieniającymi się datami. Zegar też tam wisi.
Skoro minęło tak mało czasu, skąd mam pewność, że przegrałam?
Ach, teraz zabrzmi to bajecznie. Magiczne lusterko mi powiedziało.
W komnacie Wybrańca. Okazało się, że to z nim rozmawiał piątego dnia. Podobno pytał, czy warto mi pomagać, czy będzie miał z tego jakieś korzyści. Lustereczko grzecznie mu powiedziało o mnie, o Cole'u i o tym, co może zdziałać, mając moje ciało. To był z góry zaplanowany podstęp.
Stąd wiem, że przegrałam.
Pusty śmiech gnieździ się we mnie, wypycha mnie od środka. Zaraz nie wytrzymam.
To wszystko było tak przewidywalne.
Mam ochotę zaśmiać się jeszcze głośniej na myśl, że ktoś kiedyś odczyta moje zapiski i być może będzie on w tej samej sytuacji co ja. Od dzisiaj do ostatecznego końca moich dni będę zapisywać puste strony tego notatnika. Wcześniejsze są zapisane. Przez inne wilki, które były tak samo jak ja naiwne i dały się nabrać.
Przeczytałam je wszystkie. W końcu mam dużo czasu. Większość była przygnębiająca, inne wypełniała rozpacz: 'Nie chcę umierać!..' Za późno, mój drogi. Już za późno."
Przerwałam pisanie i zaczęłam wpatrywać się w magiczne pióro wiszące nieruchomo nad kartkami papieru. Tak właściwie to nie ja pisałam tylko ono. Zapisywało moje myśli, które chciałam umieścić w notatniku. Było ze mną w jakiś sposób połączone. Wiedziałam, co napisze i kiedy napisze. Mogłam w ogóle nie widzieć notatnika, a i tak wiedziałam, że coś zapisuje. Bo zapisywało to, co chciałam, żeby było zapisane. Było to dość wygodne, bo nie musiałam mieć przy sobie notatnika ani pióra, by cokolwiek zapisać.
Notatnik, jeśli można tak nazwać ogromną księgę do połowy zapisaną przez inne wilki, leżał zawsze w komnacie Wybrańca, na lewo od lustra. Ciekawe, czy przy czytaniu moich zapisków Wybraniec będzie się śmiał. Pusty, diabelski śmiech. Muhahahahahahahaha.
"Na czym to ja...? Aha, już wiem. To koniec, rozpacz, smutek, żal, gniew, bla, bla, bla, bla. A wiesz co? Walić to. Walić ten głupi notatnik, głupie pióro i w ogóle cały ten popaprany zamek. Walić ciebie, wilcza kreaturo, Wybrańcu - Obe... Ekhm... Nie napiszę tego, ale powinieneś być na tyle mądry, by domyślić się, o co chodzi."
Notatnik zamknął się z gromkim "Puff!". Wokoło zawirował kurz. Kichnęłam. "Fuj, co za ohyda." - pomyślałam.
Stanęłam przed lustrem i głośno chrząknęłam. Na jego czystej tafli pojawił się złoty wir.
- Pytaj...
- Tak, tak, już. - odchrząknęłam. - Możesz mi powiedzieć, gdzie jest Wybraniec?
- Wybraniec... Tak, oczywiście... Jest...
Złoty wir zniknął, lustro osłoniła czarna mgła.
- Co się dzieje do jasnej...?!
I zobaczyłam je. Moje ciało wyłoniło się spośród mgły. Patrzyłam na nie z niedowierzaniem.
- Jak...?! Co...?! To nie może być...
Jako duch już nic więcej nie powiedziałam. Połączyłam się z moim ciałem, znowu byłam sobą. Zmęczoną i ledwo żywą, ale sobą.
Mgła się rozpłynęła na tafli lustra pojawił się obraz. Wybraniec... Ale bez swojego medalionu, który pozwolił mu zabrać moje ciało. Co się tam wydarzyło, czemu moje ciało powróciło do mnie?
Po chwili mój wzrok odnalazł Cole'a. Leżał na ziemi, był nieprzytomny. Z jego skroni leciała smużka krwi.
"O nie. Nie, nie, nie."
- Czy Wybraniec nie powinien tutaj wrócić? Do Zamku Dusz? - powiedziałam gorączkowo. Moje serce zaczęło bić mocniej i szybciej, jakby chciało się wydostać z klatki piersiowej.
- Powinien.
- Czemu więc nie wraca?
- Bo ty tutaj jesteś.
- I co z tego?!
- Wybraniec postanowił znaleźć sobie lepsze ciało.
- Hm?
- Jakby nie było, jest basiorem, ciało wadery nie jest więc dla niego aż tak wygodne. Przybierze ciało tego wilka, a jego duszę wyśle tutaj. Ty jesteś wolna.
- Ale ja...
- Ten wilk odebrał twoje ciało Wybrańcowi. Nie wszystko poszło zgodnie z planem.
- A jaki był plan?!
- Żeby dokonał zamiany. Twoje ciało za ciało tego basiora.
- On chciał mnie uwolnić?
- Nie patrz w ten sposób. Działał tylko i wyłącznie na swoją korzyść.
- Ale choć nie wszystko poszło zgodnie z planem to i tak dla niego to nie ma znaczenia, bo cel został osiągnięty?
- Tak.
- Niedobrze mi.
Wspaniały, kolorowy paw pojawił się na podłodze. Wymiociny rozlały się na dywan ubarwiając go w jeszcze piękniejsze barwy. Ich zapach sprawiał, że jeszcze bardziej chciało mi się wymiotować.
- Ohyda. - mruknęłam, gdy w końcu przestałam.
- Hm, racja. Ale nie dziwię ci się.
- Co mam zrobić? - zapytałam, ignorując złośliwą uwagę lustra.
- Iść sobie. W końcu jesteś wolna.
- Żartujesz, co?
- Nie.
- A co z tą cała klątwą...
- Byłaś DUCHEM. Nie można rzucać klątw na duchy.
- Czyli już jej nie ma?
- Nie ma.
- Co mam zrobić, by Wybraniec tu powrócił i oddał ciało mojego... no, tego wilka?
- Szczerze? Nie mam pojęcia, co mogłoby nakłonić Wybrańca do zrobienia tego.
"Nie, nie, nie, nie.
- A mnie? Nie może zabić mnie?
- Nie jesteś mu już potrzebna.
- Musi być jakiś sposób! - W moich oczach pojawiły się łzy. - Nie chcę być wolna! Wolę tutaj zostać, cierpieć, byleby Cole żył. Ja nie potrafię...
"Znów płaczę... Znów płaczę."
- Już za późno.
Parsknęłam pustym śmiechem przez łzy. "Już za późno, już za późno. Tak, dopiero teraz jest za późno. Zawsze jest za późno."
- Nigdzie stąd nie pójdę. Nie ma mowy. Nie ma znaczenia wolność. Wolność bez niego...

<Cole?..>

Nowa wadera! ~ Ruby

Nowa wadera! ~ Moonlight