czwartek, 30 kwietnia 2015

Od Ignis CD. Sperrka

Szłam wdychając świeże powietrze. Watr lekko szumiał, wprawiając w ruch młode liście na drzewach. Co on w ogóle sobie myślał?
Rozmyślałam o basiorze. Zachowywał się tak… Jakby mógł o mnie wiedzieć wszystko, tak swobodnie mówił. Otarłam łzę i pobiegłam przed siebie.
Biegłam długo w ogóle nie patrząc na drogę. W końcu poczułam na moich łapach coś mokrego. Spojrzałam na nie i stwierdziłam, że ugrzęzłam we wciągającym błocie. Spojrzałam za siebie. Granice watahy nie były daleko, jednak nie na tyle blisko, by ktokolwiek mógł mnie usłyszeć i mi pomóc.
„No, ładnie.” – pomyślałam z ironią. – „I tak oto po tym wszystkim zostanę wciągnięta i uduszona przez błoto.”
Walczyłam przez chwilę, próbowałam się wydostać. Na marne. Błoto sięgało mi już powyżej kostek.
Szarpałam, próbowałam użyć swoich mocy. Nic. To był koniec.
Patrzyłam bezradnie, jak błoto wciąga mnie coraz głębiej i głębiej, jakby powoli połykało swoją ofiarę. Jak mogłam być taka nieostrożna?
Moje nogi zostały już wciągnięte. Nie zostało mi już nic do stracenia. Krzyknęłam.
Gdzieś na jakimś pobliskim drzewie przysiadł ptak. Przypatrywał mi się przez chwilę, a potem wziął w dziób mocny kawał liany i podał mi go. Zdziwiona chwyciłam pnącze w pysk.
Ptak, razem z drugim końcem liany, przysiadł na trawie i nagle przeobraził się w niedźwiedzia. 
Czekaj, co…? 
W niedźwiedzia…?
Omal nie wypuściłam końca rośliny ze zdziwienia.
Niedźwiedź złapał mocne pnącze i pociągnął z wielką siłą. Chwilę później leżałam już na trawie, brudna i zziębnięta, ale za to żywa.
Poszukałam wzrokiem brunatnego misia, ale zamiast niego zobaczyłam Sperrka. Stał nade mną i uśmiechał się lekko.
- Nic ci nie jest? – spytał troskliwie.
Przełknęłam ślinę i odrzuciłam wszystkie targające mną emocje na bok. Chrząknęłam gorzko i odpowiedziałam chłodnym tonem.
- Jasne. Dzięki za pomoc.
Spróbowałam wstać, ale moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Basior mnie podtrzymał.
- Może ci pomóc? – uśmiechnął się szerzej.
- Nie, dzięki, dam sobie radę. – warknęłam, jednak wilk nie ustępował.
- Sama nie dasz rady. – odparł stanowczo. – Po za tym jesteś cała pobrudzona tym świństwem. Pomogę ci tylko dojść na tereny watahy i do jakiegoś jeziorka, w którym mogłabyś się umyć, w porządku?
Przewróciłam wymownie oczami potaknęłam na znak zgody.
Byliśmy już w połowie drogi, gdy postanowiłam zapytać o coś, co nęciło mnie już od dłuższego czasu.
- Ta… Ta przemiana w zwierzęta to twoja moc?
- Taa...
- A jakie masz jeszcze moce?
Sperrk ożywił się.
- Potrafię jeszcze zmieniać się w wilka-ducha, kontrolować umysły innych zwierząt… - chrząknął. – szybko leczyć swoje rany fizyczne i psychiczne oraz władać żywiołami. – wypiął dumnie pierś. – A ty?
- Eee… Ja potrafię władać nad ogniem. – odparłam zmieszana. – Panować nad smokami, teleportować się, wytwarzać gaz, który może uleczyć lub zabić… - wyliczałam szybko. – No, to mniej więcej wszystko.
- Panować nad smokami? Wow! – powiedział żywo basior.
Z niewiadomych mi powodów na moją twarz wpełzł uśmiech. Skarciłam się w duchu i z powrotem przybrałam obojętny wyraz twarzy. Miałam nadzieję, że Sperrk tego nie zauważył.
- Jesteśmy już niedaleko. – mruknęłam, by zmienić temat.
- Aha – odparł wilk. – Jak się czujesz?
- Co…? Ach, w porządku. – zagryzłam wargi. – Mogę już iść szybciej.
- Jesteś pewna? – spojrzał na mnie z ukosa.
- Tak – wciągnęłam szybko powietrze. – Chcę już być czysta.
Szliśmy w ciszy aż do samego jeziorka. Gdy weszłam do krystalicznej wody, od razu poczułam się lepiej.
- Jesteś głodna? – zapytał basior, kiedy już wyszłam z wody.
- No, trochę. – Na wzmiankę o jedzeniu zaburczało mi w brzuchu. – Ale siła w kończynach już mi powróciła, więc dam sobie radę sama. – Ostatnie słowo wypowiedziałam z jak największym naciskiem.
- Nie chciałabyś upolować czegoś ze mną? – Basior wbijał we mnie wiercące spojrzenie.
- Nie. – odparłam ostro i odwróciłam się, by odejść.

<Sperrk? c:>

Od Angrysa

Nie wiem co ja tak właściwie mam w tej watasze robić... Nie ufam tu nikomu... nawet ich nie znam! Może jak znajdę tu kogoś komu zaufam to wreszcie coś w swoim życiu zrobię, bo puki co to tylko mam na głowie dom, dom i dom. Kilka wilków wydaje się miłych.... na przykład taki trochę poraniony wilk... (TROCHĘ?!)
-Dzień dobry.  - powiedziałem bezgłośnie. - Jestem Angrys.
-Witam. Ja jestem Death. - powiedział nieśmiało.
-Czy ma pan ochotę na kolację? - zaproponowałem nie mając pomysłu.
-Eeee... Nie dawno jadłem, ale mogę z panem zapolować. - znowu był trochę nieśmiały.
-Podobno przy polowaniu lepiej się poznaje inne wilki. - wymyśliłem na poczekaniu.
Nic nie odpowiedział. Tylko zaczął powoli iść w stronę gdzie było małe stadko zwinnych stworzonek. Minąłem je.
-Psze Pana, tu są małe sarenki. Czemu pan idzie dalej?
-Nie tylko dla mnie ta kolacja. Mam piątkę dzieci z których tylko jedno ma moje pozwolenie na polowanie.
-Yyyy... To możemy ruszyć dalej. - powiedział trochę niechętnie. - Tylko chciałbym wrócić przed zmrokiem.
-Jasne! - odpowiedzałem jakbym chciał z nim polować. Tak naprawdę chciałem tylko kogoś poznać. - Wrócimy nawet wcześniej. Ale jak nie chcesz polować to nie musisz. Poradzę sobie sam.
-Eeee... To chyba nie grzeczne z mojej strony. - wiedział, że idzie mi na rękę.
-No to do zobaczenia. I spokojnej nocy.
-Branoc! - powiedział grzecznie. Uśmiechnąłem się.
No to czas na Polowanie! Ruszyłem najpierw truchtem w las a potem szybkim tempem wybiegłem z terenu watahy. Szybko zwęszyłem Sarny, ale to za małe. W końcu pięć pysków. Jeżeli jeszcze przyjdzie moja córka. Trzeba by tu żubra, albo coś większego! Zwłaszcza z ich apetytami!
Po jakimś czasie (30-40 min.) Zwęszyłem i zabiłem żubra. Najtrudniej było z zaciągnięciem ofiary do kryjówki dzieciaków. Udało się ucieszyły się zjedliśmy wspólnie połowę zdobyczy, a drugą część zostawiliśmy na jutro. Zadecydowałem, że córce przyda się pomoc, albo wsparcie. Więc wróciłem do watahy. Spotkałem znowu Detha. Położyliśmy się dwa metry od siebie i zasnęliśmy.

<Death? Czy możesz się z kimś takim zaprzyjaźnić?>

Od Hazel CD. Aventy'ego

Najeżyłam futro i warknęłam cicho. Miałam przeczucie, że coś nas obserwuje. A te obrazy z grekami... Nie byłam do końca pewna, ale coś w głowie mi podpowiadało, że nie powinno nas tu być. 
-Może chodźmy z tego pokoju? - zaproponowałam. Aventy skinął głową i odwróciliśmy się w stronę drzwi, ale one zatrzasnęły się z hukiem. Okna tak czy tak już były zamknięte. Z cienia wyszedł wilk. Spojrzał na nas. 
-Jestem Hekate - przedstawiła się wadera i zmieniła kształt. Była kobietą. Całkiem ładną kobietą. Jej skóra była biała jak kość słoniowa, a oczy... Jej oczy... Tam gdzie one być powinny były jedynie puste, czarne oczodoły. Pisnęłam przerażona i przysunęłam się do Aventy'ego. 
-Ty jesteś boginią magii? - mój głos był dziwnie piskliwy.
Skinęła głową.

<Aventy? ^^>

Malutka sprawa :3

No to wbiliście mnie w ziemię... pierwsze urodziny watahy były dla mnie wielkim świętem i radością, że wspólnie udało się nam dojść tak daleko. 95% watach jest zamykanych po dwóch tygodniach, a 365 dni... no, to dopiero coś niezwykłego. Wiem, że pewnie znaleźliście sobie jakieś watahy, które są lepsze od mojej, ale moglibyście się czasem zaangażować :/. Ja się cieszyłam, ale większość z Was potraktowało ten dzień jako zwyczajny, przeciętny, nic dla Was nie znaczący (może i tak było, ale nie musieliście tego pokazywać całym sobą). Tylko nieliczne wilki pomyślały o watasze, napisały opowiadania na konkurs, napisały zwykłe opowiadania i byli na czacie na watasze. Ale nie wiem... to było cztery, czy pięć osób...? A wilków w watasze mamy ponad trzydzieści. Czasami mam wrażenie, że część chce po prostu, żeby ta wataha została zamknięta, bo jest nudna i przeciętna. Ale to nie tylko przeze mnie. Przez was też! Im więcej piszecie opowiadań, tym więcej wlewacie siebie w watasze. I nie myślcie, że ja nie widzę starań niektórych i każdego uważam za takiego samego. Widzę, jak bardzo każdy członek naszej watahy z osobna jest w nią zaangażowany. Ale to Wy już zadecydujecie, czy ta wataha (moje dotychczasowe drugie największe osiągnięcie) ma funkcjonować dalej, czy przestać istnieć ;)
Hania