Szłam wdychając świeże powietrze. Watr lekko szumiał, wprawiając w ruch młode liście na drzewach. Co on w ogóle sobie myślał?
Rozmyślałam o basiorze. Zachowywał się tak… Jakby mógł o mnie wiedzieć wszystko, tak swobodnie mówił. Otarłam łzę i pobiegłam przed siebie.
Biegłam długo w ogóle nie patrząc na drogę. W końcu poczułam na moich łapach coś mokrego. Spojrzałam na nie i stwierdziłam, że ugrzęzłam we wciągającym błocie. Spojrzałam za siebie. Granice watahy nie były daleko, jednak nie na tyle blisko, by ktokolwiek mógł mnie usłyszeć i mi pomóc.
„No, ładnie.” – pomyślałam z ironią. – „I tak oto po tym wszystkim zostanę wciągnięta i uduszona przez błoto.”
Walczyłam przez chwilę, próbowałam się wydostać. Na marne. Błoto sięgało mi już powyżej kostek.
Szarpałam, próbowałam użyć swoich mocy. Nic. To był koniec.
Patrzyłam bezradnie, jak błoto wciąga mnie coraz głębiej i głębiej, jakby powoli połykało swoją ofiarę. Jak mogłam być taka nieostrożna?
Moje nogi zostały już wciągnięte. Nie zostało mi już nic do stracenia. Krzyknęłam.
Gdzieś na jakimś pobliskim drzewie przysiadł ptak. Przypatrywał mi się przez chwilę, a potem wziął w dziób mocny kawał liany i podał mi go. Zdziwiona chwyciłam pnącze w pysk.
Ptak, razem z drugim końcem liany, przysiadł na trawie i nagle przeobraził się w niedźwiedzia.
Czekaj, co…?
W niedźwiedzia…?
Omal nie wypuściłam końca rośliny ze zdziwienia.
Niedźwiedź złapał mocne pnącze i pociągnął z wielką siłą. Chwilę później leżałam już na trawie, brudna i zziębnięta, ale za to żywa.
Poszukałam wzrokiem brunatnego misia, ale zamiast niego zobaczyłam Sperrka. Stał nade mną i uśmiechał się lekko.
- Nic ci nie jest? – spytał troskliwie.
Przełknęłam ślinę i odrzuciłam wszystkie targające mną emocje na bok. Chrząknęłam gorzko i odpowiedziałam chłodnym tonem.
- Jasne. Dzięki za pomoc.
Spróbowałam wstać, ale moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Basior mnie podtrzymał.
- Może ci pomóc? – uśmiechnął się szerzej.
- Nie, dzięki, dam sobie radę. – warknęłam, jednak wilk nie ustępował.
- Sama nie dasz rady. – odparł stanowczo. – Po za tym jesteś cała pobrudzona tym świństwem. Pomogę ci tylko dojść na tereny watahy i do jakiegoś jeziorka, w którym mogłabyś się umyć, w porządku?
Przewróciłam wymownie oczami potaknęłam na znak zgody.
Byliśmy już w połowie drogi, gdy postanowiłam zapytać o coś, co nęciło mnie już od dłuższego czasu.
- Ta… Ta przemiana w zwierzęta to twoja moc?
- Taa...
- A jakie masz jeszcze moce?
Sperrk ożywił się.
- Potrafię jeszcze zmieniać się w wilka-ducha, kontrolować umysły innych zwierząt… - chrząknął. – szybko leczyć swoje rany fizyczne i psychiczne oraz władać żywiołami. – wypiął dumnie pierś. – A ty?
- Eee… Ja potrafię władać nad ogniem. – odparłam zmieszana. – Panować nad smokami, teleportować się, wytwarzać gaz, który może uleczyć lub zabić… - wyliczałam szybko. – No, to mniej więcej wszystko.
- Panować nad smokami? Wow! – powiedział żywo basior.
Z niewiadomych mi powodów na moją twarz wpełzł uśmiech. Skarciłam się w duchu i z powrotem przybrałam obojętny wyraz twarzy. Miałam nadzieję, że Sperrk tego nie zauważył.
- Jesteśmy już niedaleko. – mruknęłam, by zmienić temat.
- Aha – odparł wilk. – Jak się czujesz?
- Co…? Ach, w porządku. – zagryzłam wargi. – Mogę już iść szybciej.
- Jesteś pewna? – spojrzał na mnie z ukosa.
- Tak – wciągnęłam szybko powietrze. – Chcę już być czysta.
Szliśmy w ciszy aż do samego jeziorka. Gdy weszłam do krystalicznej wody, od razu poczułam się lepiej.
- Jesteś głodna? – zapytał basior, kiedy już wyszłam z wody.
- No, trochę. – Na wzmiankę o jedzeniu zaburczało mi w brzuchu. – Ale siła w kończynach już mi powróciła, więc dam sobie radę sama. – Ostatnie słowo wypowiedziałam z jak największym naciskiem.
- Nie chciałabyś upolować czegoś ze mną? – Basior wbijał we mnie wiercące spojrzenie.
- Nie. – odparłam ostro i odwróciłam się, by odejść.
<Sperrk? c:>