niedziela, 20 grudnia 2015

Od Takashi CD. Cole'a

Cole zaskoczył mnie mile. Zwykle inni podchodzą do mnie z rezerwą, co mi się nie podoba. Przecież ja też jestem wilkiem! No dobra, z domieszką krwi demona. Spotkałam się kiedyś z określeniem "szatan, nie wadera", które skierowane było do mnie. Uśmiałam się wtedy! 
Ale kiedy zrozumiałam sens pytania Cole'a, lekko zesztywniałam. Kurde, trochę ciężkawo będzie wymyśleć coś, co będzie miało równie świetny efekt. U mnie moce sprowadzają się do ożywiania, zabijania i energii. A portalu mu nie otworzę, bo jak nie daj coś mi wypełznie z niego to będzie ciekawie. 
- Hmmm... Słyszałeś kiedyś o Córze Zemsty? - zapytałam ze złowieszczym uśmieszkiem.
Basior spojrzał na mnie, nie wiedząc o co mi chodzi.
- A co ma to do twojej mocy? - zapytał ze zdziwieniem.
- To popatrz. - rzekłam, wzrok wbijając w łąkę przed nami.
Przymknęłam oczy. Poczułam, jak lekki wietrzyk mierzwi moją sierść. Lekkie kłucie w ogonie sugerujące, że znowu mam tam drucik. Zaczęłam mówić. Mój głos jakby się rozdwoił. Mówiłam normalnie, a w tle echo.
- Duchu zrodzony z bezkresnej rozpaczy, córo pamiętliwa, ostrze zaklęte. Wzywam ciebie, nakazując posłuszeństwo bezwzględnej i stań przede mną. - mówiłam. Cole tylko wytrzeszczał oczy, widząc jak ciemna mgła zasnuwa łąkę. - I w łapach moich los twój, Mścicielko, bo jam Córą Śmierci.
Mgła powoli zaczęła opadać, odsłaniając postać ludzkiej kobiety, odzianej w zwiewną, długą suknię z czarnego i delikatnego materiału.

<Cole? Trochę krótko bo na telefonie :P>

Od Jack'a CD. Mounse

Przybrałem pozycję bojową, ale wtem mgła się przerzedziła ukazując blask oczu mojego przeciwnika. Gdyby nie to, że podpierałem się moimi przednimi łapami o podłoże, to... po prostu by opadły. Ów „potwór”, który raczył mnie najpierw obudzić, a potem zaatakować, otrzepał się zrzucając na ziemię swoje przebranie, które okazało się być stertą zlepionych z błotem liści i gałęzi.
 - Dzięki, Mounse - chrząknąłem.
 - Też cię lubię - wyszczerzyła zęby - a poza tym, jak wilk Bogu, tak Bóg wilkowi, nie?
 - No w sumie - rozchmurzyłem się. - Mogę wiedzieć w którą stronę się kierowałaś?
Zacząłem wodzić oczami po waderze.
 - Yy... należę tu do watahy.
 - No cóż... nigdy wcześniej cię nie widziałem... ale co się tu dziwić? Nowy jestem - westchnąłem.
 - Nie przejmuj się. Jestem pewna, że szybko poznasz dużo przyjaznych duszyczek - uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłem gest, po czym stwierdziłem, że jestem głodny.
 - Zjadłbym coś - zwróciłem się do wadery.
 - Ja podobnie. Idziemy na małe polowanko?
 - Jak tam chcesz - wywróciłem oczami, po czym ruszyliśmy, aby zjeść coś dobrego po interesującej nocy.

<Mounse? Nieszczególnie się naprodukowałem xd>

Od Luny

Piękny słoneczny dzień, już nie pamiętam który to. Odkąd zmieniły się tereny po których podróżowałam, zmienił się także klimat. Szum drzew, śpiew ptaków, rzeka w oddali, która dawała o sobie znać, może nawet i zapraszała do kąpieli. Bez najmniejszego wahania udałam się na północ, zdałam się na słuch, który nigdy mnie nie zawodził. Spacer zajął mi dobre 10 min, ale opłacało się. Dotarłam nad piękną łąkę, wraz z sporą, krystaliczną rzeką. Przysiadłam na brzegu, wpatrując się w moje odbicie. Białe futro, niczym lisy w zimę. Zaśmiałam się sama do siebie, nachylając łeb. 
- Orzeźwiająca - Mruknęłam po skosztowaniu jej. 
Sekundę później poczułam czyjąś obecność za plecami. Obróciłam się powoli, spoglądając w oczy wilka.

<Ktoś?>

Od Artema CD. Restii

Artem zamrugał kilka razy. Oczy szczypały go nieprzyjemnie, ale wierzył, że Restia nie chciała mu w ten sposób zrobić żadnej krzywdy. I rzeczywiście, po jakiejś minucie przywykłe do ciemności tuneli szerokie źrenice basiora zwężyły się. Wszystko nagle pociemniało, po czym nabrało zwykłych, mniej jaskrawych barw.
- Dziękuję! - powiedział uradowany i już był gotów rzucić się waderze na szyję, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. - Wszystko jest takie...ładne. Te kolory...Tu jest tak codziennie?
Res zachichotała.
- Ty chyba naprawdę pochodzisz z bardzo daleka. - rzuciła i kiwnęła głową w stronę wyjścia zachęcając basiora by za nią poszedł.
- W sumie...to nie za bardzo. - odpowiedział Artem ruszając z miejsca. - Zależy w jakim kierunku.
Restia ponownie się zaśmiała, ale nie rozwijała tematu, za co wilk był jej wyjątkowo wdzięczny.
Powierzchnia dalej wydawała się basiorowi zbyt niesamowita, by mogła być prawdziwa. A jednak widział drzewa w krasnych* i pomarańczowych szatach (i to jak, dzięki kroplom Restii!), czuł powiew wiatru (PRWDZIWEGO wiatru, nie przeciągu z tuneli), słyszał ćwierkanie i gwizdy latających stworzeń, przypominających pisklaki, tylko że bardziej zaradne. To chyba były...ptaki! Tak! Wujek Sasza kiedyś mu o nich mówił. ‘Chciałbym, żeby on też tu był’, pomyślał smutno Artem. ‘I on, i Hunter. Nawet Chan. Taaak...jego minę chętnie bym zobaczył’.
Nagle do uszu basiora dotarł szmer. Zatrzymał się i nastroszył uszy. Restia zatrzymała się zdziwiona.
- Coś się stało, Art? - zapytała.
- Nie słyszysz tego? - odparł.
- Ale czego...?
Ku jej zdziwieniu wilk zaczął warczeć. Całe szczęście nie na nią. Głowę skierował w las, przyjął postawę obronną...Tylko przed czym on się chciał bronić? Artem skoczył między drzewa, nie zważając na fakt, że w ogóle nie znał tych terenów. Za sobą słyszał wołanie zdziwionej Res, ale nie reagował, całą uwagę poświęcając szumowi, którego ona nie słyszała.
Ten dźwięk...Drażnił uszy, przypominał najgorsze widoki. Brzmiał zupełnie jak szum tysiąca szczurzych łap, żywej, wygłodniałej lawiny tratującej i obgryzającej do kości wszystko, co zastąpiło jej drogę. Czyli na Powierzchni też są szczury! Ale teraz, gdy tu dotarł czuł się silniejszy. Nie był już tchórzliwym Kretem, chowającym się w tunelach. Nie! Był prawdziwym wilkiem z Powierzchni! I jeśli będzie trzeba wytłucze te wszystkie śmierdzące, parszywe, padlinożerne...
Strumienie?!
Artem wyhamował. U centrum szmeru drogę przecinał mu strumyk. Obejrzał się na boki. Nigdzie nie widać ani jednego szczura...Czyli to rzeczka? To go tak wściekło? Szum strumienia?
Restia zatrzymała się zdyszana obok niego.
- Co ci odbiło? - powiedziała z wyrzutem i, ledwo wyczuwalną, troską. - Już ci się tutaj nie podoba?
- Nie, tylko... - basior stulił uszy zawstydzony. - Pomyliłem szum strumienia z odgłosem jaki wydają stada szczurów...
- Stada szczu...? - Res po krókim namyśle stwierdziła, że kiedy indziej go o to zapyta i zmieniłą temat. - Wiesz co? Skoro już tu jesteśmy, to może się napijemy wody, co? Ugasimy pragnienie i tak dalej...
Artem uśmiechnął się i kiwnął głową potakująco. Nachylił się. Strumyk znajdował się nisko, oba wilki stały na wale obrytej wodą ziemi. Restia z miejsca zeszła po prostu na dół, natomiast basior uparcie próbował napić się stojąc tam, gdzie stał. Wystawił język próbując sięgnąć powierzchni wody. Nagle ziemia usunęła mu się spod łap i zarył boleśnie nosem w kamieniste dno płytkiej rzeczki. Zabulgotał po czym wstał wyrywając nos spomiędzy dwóch kamulców. Zaczął kichać i smarkać, by pozbyć się wody z nozdrzy, co wywołało u Restii salwę śmiechu. Wadera aż padła na trawę.
Basior otrzepał głowę po raz ostatni gdy do śmiechu Res dołączył inny. Męski. Spojrzał na przeciwny brzeg. Stał tam obcy mu basior.
- I jak? Smaczny muł? - zażartował.
- Aventy, miło cię widzieć... - przywitała się wadera, jednak z nikłym entuzjazmem.
Artem przyjrzał się wilkowi. Był mocniej zbudowany niż Restia, co bardzo go zdziwiło. W społeczności Kretów basiory od wader różniły się jedynie tonacją głosu i upodobaniami. Na Powierzchni najwyraźniej samce były mocniej zbudowane. To by wyjaśniało, dlaczego Artem zawsze wyróżniał się wśród swoich.
- Art, to Aventy, Alfa mojej watahy - Res przejęła inicjatywę. Aventy skłonił lekko głowę na powitanie.
- Artem - odpowiedział basior odwzajemniając gest.

<Restia? Aventy? Chyba wypada poznać Alfę. Res, wybacz, że musiałaś tak długo czekać *^*>

Nowa wadera - Luna