Usłyszałem plotki o nawiedzonym lesie. Postanowiłem sprawdzić czy on naprawdę istnieje i co się w nim kryje. Ruszyłem truchtem na południe. Drogę przebiegł m Zeke.
-Co ty tu robisz? - zapytałem
-Ćwiczę i....się nudzę - odpowiedział
-To chodź ze mną do nawiedzonego lasu - zaproponowałem
-Do czego? - zapytał
-Chodzą słuch że na południu jest nawiedzony las - powiedziałem
-Okay - odparł
Ruszyliśmy dalej. Szliśmy w ciszy. Tę ciszę zakończył piorun. Nie dość że byliśmy w jakimś czarnym lesie to jeszcze zbierało się na burzę.Las robił się coraz ciemniejszy i coraz bardziej zamglony.
-Daleko jeszcze? - zapytał Zeke
-Nie wiem - odparłem
Basior miał coś powiedzieć ale zagłuszył go krzyk bólu. A potem suchy śmiech. Poszliśmy to sprawdzić. Doszliśmy do wielkiego starego muru. Naprawdę starego. Był podziurawiony jak ser szwajcarski. Przeszedłem razem z Zeke przez jedną z dziur. Po drugiej stronie był stary jak świat zamglony cmentarz. Niepewnie szliśmy pomiędzy nagrobkami. Nagle przed nami ukazała się postać człowieka. Okazało się że to nie był człowiek tylko ... nieumarły. To on wydawał te przerażające dźwięki . Gdy tylko nas zobaczył rzucił się na nas. Zeke szubko wzbił się w powietrze. Ja przez chwilę chciałem go zaatakować, ale...szybko się rozmyśliłem. Biegłem przed siebie próbując mu uciec. Mój towarzysz próbował go atakować z powietrza, lecz na marne. Wciąż mnie gonił. Nagle zobaczyłem swoją szansę - wąska dziura w murze. Przyspieszyłem w jej stronę. Skoczyłem. Precyzyjnie odmierzyłem skok. Wyszedłem z tego bez szwanku. Nieumarły przywalił w mur. Przyglądałem mu się dysząc ciężko. Dołączył do mnie Zeke. Kiedy tylko przyleciał zaśmialiśmy się. Lecz potwór się ocknął.
-Spadamy! - krzyknąłem i ruszyliśmy z powrotem na tereny watahy.
po paru godzinach drogi dotarliśmy do swoich jaskiń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz