poniedziałek, 28 grudnia 2015

Od Killy CD. Edena

Zmierzyłam go filtrem. Nie nadawał się na przekąskę. Prychnęłam. Moce miał okay więc mogę sobie nim jakoś głowę zawrócić.
- Witam Kamieniu. - spojrzałam na niego.
Nie widziałam jak zareagował. Nawet nie widziałam jak wygląda. Miałam o nim pojęcie tylko takie- jakie ma moce, jak dobrze jest zbudowany i czy nic mu nie dolega. Więcej nie miałam ochoty sprawdzać.
- A może ogniku? - zapytałam.
- Skąd wiesz jakie mam moce? - zapytał się.
- Mów mi Killy. Też mam jakieś moce.- westchnęłam. - Wiesz może która godzina?
Chyba na mnie spojrzał.
- Eden jestem. - wymamrotał.
Ziewnęłam.
- Jesteś głodny, Edenie? - zapytałam.
- Trochę, a ty? - zapytał.
Zbliżyłam się do niego. Moje oczy przefiltrowały jego serce. Puls się minimalnie podniósł.
- Jestem... - polizałam wargi. - Może widziałeś gdzieś... Jakieś smaczne wilki..?
Wstrzymał oddech. Chyba nie był kanibalem.
- No dobra... Idziesz coś zapolować? - odwróciłam się w stronę polany.
- Okay... - zdziwił się.
- Ja prowadzę. - powiedziałam wąchając jakież to zwierzątka są w pobliżu.
Mniam... niedźwiedź.  Uśmiechnęłam się i ruszyłam truchtem w jego stronę. Po chwili usłyszałam kroki Edena obok siebie. Znaczy, że zobaczył możliwość najedzenia się.
Prześwietlałam wszystko co napotkałam na drodze. Może jest tu więcej takich kamieni jak Eden. Heh. Świetnie. Sprawozdanie tygodnia. ' Otóż w tym tygodniu poznałam kamień. ' Świetnie! Zawsze ktoś nowy, no nie? Śmiesznie. 'Zjadłam obiad z kamieniem i się z nim zaprzyjaźniłam.'  Lubię takie absurdy.
Nagle Eden podłożył mi nogę, a ja niespodziewanie runęłam na ziemię.
Spojrzałam na niego i warknęłam. Chargot wzmacniał się z czasem gdy Eden wybuchł śmiechem.
- Wygodnie na ziemi. - zaśmiał się.
Wstałam i jednym zwinnym skokiem przewróciłam basiora.
- Uważaj, bo zrezygnuję z niedźwiedzia. - warknęłam.
- Nie tak ostro siostro, bo się pokaleczysz. - uśmiechnął się zadziornie.
Miał farta. Polubiłam jego uśmiech. Polizałam szybko jego ucho.
- Ble... Nie jednak ci odpuszczę. - zeszłam z niego.
W rzeczywistości miał nawet dobry smak- tym gorzej, że to zrobiłam, bo miałam większą ochotę, by jednak go nie oszczędzać.
- Rusz się. - powiedziałam twardo.
- Może jakieś proszę? - zaśmiał się.
- Możesz mnie poprosić, ale ci odmówię. - zażartowałam.
- Uuu.. Pojechałaś. - pokiwał głową.
Nie powstrzymałam wybuchu śmiechu. Ten gostek serio przypadł mi do gustu. Jeszcze nie spotkałam nikogo z takim zadziornym charakterkiem. 'Kamień miał kręgosłup.'
- No dobra... musimy iść nad rzekę to mnie kaczuszki nauczysz robić. - zaśmiałam się.
- Będę musiał się nieźle spłaszczyć. - zaśmiał się.
- Nie jesteś chyba aż tak gruby! - spojrzałam na niego.
- Dzięki?!
- Nie ma za co!
Wróciłam do węszenia.
- No, a tak właściwie to... Jak to się stało, że tu jesteś. - zapytał by nie tracić kontaktu.
- Nie wiesz? Moja mama mnie urodziła. - odparłam.
Przyspieszyliśmy tępa.
- A tak serio? - zapytał znużony.
- Tak serio to w mojej rodzinie jest taki zwyczaj, że szczeniaki jak dorosną to mają iść w świat i znaleźć kogoś równie silnego co one. Teraz można powiedzieć, że jestem na tropie. - wyminęłam lekko.
- W sensie, że walczysz se z kimś i to twój cel życiowy? - zdziwił się ze śmiechem.
- Nope! - odpowiedziałam. - To coś w rodzaju genów...
- Eeee... To niecodzienne... - powiedział nieco obrzydzony.
- Taka rodzina. - odparłam.
- Też można.
- No dobra. to koniec wywiadu? - zapytałam.
- Może... Jaką jesteś rasą? - zapytał.
Uśmiechnęłam się. Odwróciłam się do niego przodem i szepnęłam z pasją:
- Psycho- zabójcą.
Podrapał się w ucho.
- To wszystko wyjaśnia. - westchnął.
- Cieszę się.
- A ty tak serio zabijasz? - zapytał obrzydzony.
- No, a co? Mam żyć z ratowania motylków? - zaśmiałam się absurdem tego pomysłu.
- No czemu nie?! - zaśmiał się.
- Przyznaj się? Trafiłam w sedno. To twoja praca. - zażartowałam.
- Oczywiście!
Ucichliśmy. Pomruk niedźwiedzia zdradził nam, że on też jest głodny. Takie walki lubiłam najbardziej. Napięłam mięśnie przygotowując je do skoku na przeciwnika. Gdy tylko stanął na mojej drodze rzuciłam się na niego. Poczułam mocniejsze szarpnięcie pazurów. Krew pociekła. Nie tylko moja. Moja wściekłość wzrosła do pewnego poziomu - nie myślałam. Mój instynkt bił się na śmierć i życie. To była niby zwykła walka. Prawo dżungli. Ja wygram, ja zjem. On wygra, on zje. Byłam świadoma, że z każdą chwilą jestem bliżej wygranej jaki i przegranej. Moje zęby zatopiły się w jego mięśniach... Krew popłynęła strumieniami. Sam zapach sprawił, że moje i tak już nie wiele widzące źrenice się skurczyły, a żołądek pożądał jedzenia tu i teraz. Nie mogła się doczekać śmierci zwierza i już oderwałam duży kawał mięśnia. Zwierz zawył z bólu. Moje szczęki już po chwili brały się za kolejną część potrawy. Postanowiłam, że nie będę taka i zabiję go, a potem zabiorę się do konsumpcji. Sprężyłam tylnie łapy i skoczyłam niedźwiedziowy do gardła. poczułam na sobie prysznic ciepłej mazi zwanej krwią. Zwierzę padło nieruchomo na ziemię.
Zjadłam najbardziej pożywne jego części i się opanowałam. Wiedziałam, że podczas jedzenia raczej nikt się do mnie nie przyłącza, bo wyglądam jakbym mogła przez przypadek ( lub i nie) zjeść i sojusznika.
Usiadłam zadowolona i pełna energii.
- Wybacz, ale byłam głodna. Jeśli chcesz możesz zacząć jeść. - powiedziałam do Edena.
- Dzięki...

<Eden? :p Psychopatka wita!>