wtorek, 5 maja 2015

Od Ignis CD. Sperrka

- To nie jest takie proste… - odparłam w zadumie. – Nie chodzi mi o moje wspomnienia. Z tym co mi się przydarzyło, dawno się już pogodziłam. Wspominanie o tym trochę mnie przygnębia, fakt, ale nie sprawia, że płaczę. – Spojrzałam na niego. Minę miał zamyśloną, chciał, abym kontynuowała. Poczułam ukłucie wściekłości, ale zaraz je w sobie zdusiłam.
„On tylko chce zrozumieć i mi pomóc.” – uspokajałam się.
Po chwili mówiłam dalej.
- Tego co się stało nie zmienię. Czy stało się to z mojej, czy nie mojej winy. Jednak pewna osoba, nieważne kto, rzuciła na mnie urok. Wszystkie te najstraszniejsze rzeczy z mojego życia muszę przeżywać wciąż na nowo i nowo. Nie liczę, że to zrozumiesz, bo ja sama tego nie rozumiem. Po prostu tak jest. Coś mi się przypomni, skojarzy… I chociaż ciałem jestem tutaj, w głowie przeżywam jakieś okropne zdarzenie. Nazywam to odlotem. 
Ciąg słów wylatywał swobodnie z moich ust. Nie miałam pojęcia dlaczego. Ze spokojem mówiłam o tym wszystkim, choć było to dla mnie takie trudne. Chyba musiałam się w końcu wygadać.
- Ty i twoja siostra nie dacie rady mi pomóc. – dodałam po chwili.
- Może jednak…
- Nie! – powiedziałam ostro. – Nie. – dodałam już łagodniejszym tonem. – Te wspomnienia dają mi siłę. Chcę o tym pamiętać! Chcę czuć jak wtedy było mi źle, chcę pamiętać wszystkie te uczucia, chcę mieć świadomość, że skoro wtedy dałam radę, to zawsze dam. Nie chcę tylko odlatywać. Jest to zbyt straszne. Zbyt straszne jest przeżywać to samo na nowo. Powtarzać wszystko to, co już było. Przez tę klątwę nie mogę się skupić na tym, by iść dalej.
Sperrk przyglądał mi się przez krótką chwilę, aż wreszcie wykrztusił kilka słów.
- Jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty.
Okropnie zbiło mnie to z tropu, nie dałam tego jednak po sobie poznać.
- Ja… - zmieszałam się. – Jest już późno. Muszę się porządnie wyspać. – uśmiechnęłam się posępnie.
- Odprowadzę cię… - zaczął basior.
- Nie. – zaprzeczyłam cicho. – Chcę iść sama.
- Tak więc, do jutra. – mruknął.
- Do jutra. – szepnęłam i pobiegłam w stronę lasu.
Zatrzymałam się na ciemnej polanie. Zorganizowałam kupkę chrustu i rozpaliłam ognisko. Ułożyłam się do snu tak, by muskały mnie jego ciepłe, czerwone promienie.

<Sperrk? ;)>

Od Cole'a CD. Danerys

Zamrugałem oczami.
- Cześć?
- Spadaj.
- Dlaczego ja?
- Bo tak chcę.
- A może ja nie chcę?
- To moja siostra, a ty nie masz tu nic do gadania.
- A może mam?
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- NIE.
- TAK.
- Nie...
- Możecie się oboje zamknąć?! - warknęła Danerys. - Ethan. Nie będziesz dyrygował moim życiem. Rozumiem, że się o mnie troszczysz, ale ja będę spotykała się z kim chcę.
- Ach, spotykała... a więc to takie numery odstawiasz?
- Nie... czekaj... yy... no... ty... ty mnie źle zrozumiałeś!
- Jasne. - mruknął basior i zniknął między drzewami.
- Ktoś mi wytłumaczy co się właśnie stało? - chrząknąłem.
- No więc przyszedł do mnie właśnie mój brat i... - zaczęła.
- Czekaj, czekaj... to była tylko taka przenośnia. - pokręciłem głową niechętnie przekonany tą myślą, że zaraz musiałbym słuchać godzinnego nawijania o tym co się właśnie wydarzyło.
- Aha. Super. Może coś zjemy? - zaproponowała wadera.
- Przecież przed chwilą jedliśmy. - zachichotałem.
- A. No tak. A masz jakiś inny pomysł? - Przewróciła oczami.
- Nie.
- No właśnie. Więc nie krytykuj.
 Zapadła chwilowa cisza.
- Och, czy musimy tak bardzo się nawzajem nie lubić? - powiedziałem w końcu.
- Nie wiem. W sumie to masz rację. Nie ma co się na siebie obrażać, bo właściwie to nic się nie stało. - zaśmiała się Danerys.
- Więc jak? Może się przejdziemy? - zaproponowałem.

<Danerys? :p>

Od Cole'a CD. Emmy

Dziwne coś podeszło do mnie i zamachnęło się swoimi pazurami, aby mnie uśpić. Pokręciłem jednak rozpaczliwie głową, wyswobodziłem łapę ze sznurów i chwyciłem dziwnego kolesia pędami roślinności odrzucając go daleko od siebie. Inni ryknęli z przerażenia. Wykorzystałem ich nieuwagę aby wznieść w okół siebie krzaczasty mur. To mogło powstrzymać na chwilę tych. Rozciąłem sznur, który mnie oplatał. Podbiegłem do Emmy.
- Hej! - syknąłem i potrząsnąłem waderą uwalniając ją z więzów. Nic. Spała. Jak kamień. Super. Z zewnątrz usłyszałem powarkiwanie dziwolągów. Wziąłem Emmę na plecy, utorowałem sobie drogę między zaroślami ze strony, z której nie było tamtych kolesi. Pobiegłem tak szybko jak tylko pozwoliła moja zraniona stopa.
Gdy już byłem dostatecznie oddalony zrzuciłem z siebie waderę i usiadłem biorąc głęboki wdech. Gdzieś w oddali było słychać nawoływania i klenie tamtych istot. Na jakąś chwilę byliśmy bezpieczni. Wyciągnąłem z torby opatrunek i owinąłem nim sobie łapę. Nagle usłyszałem za sobą głos.
- C... Cole...? Gdzie my jesteśmy?
Odwróciłem się i zobaczyłem jak Emma przeciera sobie oczy.
- Nie wiem. Jakieś sto metrów od watahy. Jakieś dziwne cosie chcą nas porwać. Ty jesteś na wpół nieprzytomna. Ja nie mogę chodzić. Te cosie... dajmy im dziesięć minut a bez wątpienia nas znajdą. Nie wiem. Nie wiem, nie wiem nic.
- Optymistyczne... - wilczyca przewróciła oczami.
- Tylko stwierdzam fakty. - mruknąłem, ale zaraz dostałem po głowie.
- Musimy jak najszybciej stąd uciekać! - stwierdziła Emma.
- Trochę za późno, skarbeńki... - usłyszeliśmy za sobą chrapliwy głos. Wiedziałem do kogo należał. Do tego, który nas poszukiwał.

<Emma? Na razie moje opka będą krótsze od Twoich, bo nie lubię kraść intrygi :p >