- To bardzo przykre... - westchnąłem. - Ale przecież nie można w taki sposób zmarnować sobie życia... trzeba patrzeć do przodu, a nie do tyłu...
- Niby tak... ale... jakoś nie mogę o tym zapomnieć. - popatrzyła w niebo.
- A może jest coś, co mógłbym dla ciebie zrobić... no wiesz... aby polepszyć ci humor... no wiesz...
- Sama nie wiem... - podrapała się po skroni.
- Na pewno jest jakaś rzecz, która sprawiłaby ci przyjemność. Tylko pomyśl... mógłbym cię zabrać w jakieś fajne miejsce... na przykład na plażę... - uśmiechnąłem się. - Albo poszlibyśmy do lasu... moglibyśmy poszukać jagódek na Eliksir Szczęścia...
- Mikey...? - zaczęła Sands.
- Och, żartuję no, żartuję... - wyszczerzyłem zęby.
- A ja uważam, że to świetny pomysł. - powiedziała stanowczo wadera. Widać poprawił jej się troszkę humor.
- Oo... serio? Nie wiedziałem. - uśmiechnąłem się. - Jakoś nigdy wcześniej nikt nie brał mnie na poważnie.
- No to dziś zostałeś wzięty na poważnie. - wadera udała kamienną twarz. Parsknąłem śmiechem. - Więc słuchaj... najpierw pójdziemy do Aventy'ego, żeby się o czymś dowiedzieć.
- Okejo. Zatem chodźmy.
- Niby tak... ale... jakoś nie mogę o tym zapomnieć. - popatrzyła w niebo.
- A może jest coś, co mógłbym dla ciebie zrobić... no wiesz... aby polepszyć ci humor... no wiesz...
- Sama nie wiem... - podrapała się po skroni.
- Na pewno jest jakaś rzecz, która sprawiłaby ci przyjemność. Tylko pomyśl... mógłbym cię zabrać w jakieś fajne miejsce... na przykład na plażę... - uśmiechnąłem się. - Albo poszlibyśmy do lasu... moglibyśmy poszukać jagódek na Eliksir Szczęścia...
- Mikey...? - zaczęła Sands.
- Och, żartuję no, żartuję... - wyszczerzyłem zęby.
- A ja uważam, że to świetny pomysł. - powiedziała stanowczo wadera. Widać poprawił jej się troszkę humor.
- Oo... serio? Nie wiedziałem. - uśmiechnąłem się. - Jakoś nigdy wcześniej nikt nie brał mnie na poważnie.
- No to dziś zostałeś wzięty na poważnie. - wadera udała kamienną twarz. Parsknąłem śmiechem. - Więc słuchaj... najpierw pójdziemy do Aventy'ego, żeby się o czymś dowiedzieć.
- Okejo. Zatem chodźmy.
***
Zapukałem delikatnie do drzwi jaskini naszego alfy. Czekaliśmy chwilkę z Sandstorm, gdy nagle Aventy pojawił się w wejściu do groty, nieco ospały.
- Tak? - zapytał z lekką dezaprobatą w głosie.
- Chcemy wyruszyć po Eliksir Szczęścia. Powiesz, gdzie możemy go znaleźć? - zapytała Sandstorm.
- W Świętym Lesie... - odparł samiec alfa.
- Czyli...? - dopytałem.
- U driad.
- A kto to? - zapytałem. Sandstorm i Aventy popatrzyli na mnie jak na jakiegoś wariata. - No co? Nie jestem taki wszechwiedzący jak wy.
Sands westchnęła i zaczęła tłumaczyć:
- Driady to istoty magiczne. Charakterystyczne dla nich jest zielonkawe zabarwienie skóry. Driady są wyznawczyniami kultu matki natury. Stronią od innych ras i zabijają niemal każdego, kto naruszy ich święty las. Starają się nie włączać do konfliktów i tłumaczą to tym, że natura jest wieczna i będzie trwać nawet po wojnach. Ich społeczność składa się tylko z kobiet. Młode driady rodzą się z uświęconych związków z elfami lub ludźmi, przy czym zawsze rodzą się dziewczynki. Driady są bezwzględne, mistrzowsko władają łukiem oraz potrafią poruszać się bezszelestnie po lesie. Lepiej ich nie denerwować...
- Ech... okej. - westchnąłem. - Aż tylu informacji mi o nich nie było trzeba.
- Będziecie potrzebowali wielu pieniędzy. - powiedział alfa. - Około tysiąca Diamentów.
- Że co?! - żachnęła się Sands. - Przecież ja nie mam tylu pieniędzy! Zaledwie trzysta!
- I ja też! - wypaliłem.
- Może się jakoś z nimi dogadacie... - Aventy uniósł brwi i zniknął w swojej jaskini.
<Sands? Wena mi dziś dopisuje ^.^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz