niedziela, 16 listopada 2014

Od Cobalta CD. Diamond

Rozejrzałem się nieprzytomnie po jaskini. Cała jaskinia była ozdobiona kwiatami. Wstałem i podeszłem do niej.
-Czyli to dla mnie? - zapytałem.
-Tak, podoba się? - zapytała z uśmiechem.
-Jest pięknie - powiedziałem i ją pocałowałem.

<Diamond? <3>

Od Ceiviry CD. Serine'a

Widziałam obojętność na twarzy Serine'a. Żadnych emocji - ani radości, ani smutku. Czułam się fatalnie. Tak bardzo mi na nim zależało, a nie potrafiłam tego okazać. Postanowiłam powiedzieć mu, jak było.
- Chciałam kogoś powiadomić. Nie miałam pojęcia, jak mogłabym przekazać jakąkolwiek informację Tobie. Został mi tylko White. Wilki Dźwięku potrafią rozmawiać telepatycznie - za pomocą fali dźwiękowych. Wysłałam je, ale nie odpowiadał. Wtedy zaczęłam szukać sposobu, jak mam powiadomić Ciebie. Wreszcie wysłałam muzycznego przewodnika. Ten wilk z nut to był właśnie on. Potem do jaskini wszedł White, uwolnił mnie... - skończyłam.
Twarz basiora na krótką chwilę zmieniła wyraz, ale już po chwili wróciła obojętność. Postanowiłam zadziałać w inny sposób. Zaczęłam bardzo powoli podążać w kierunku Serine'a. Zatrzymałam się dopiero wtedy, gdy mój łeb był oddalony zaledwie kilka centymetrów od łba basiora. Podniosłam swoje fiołkowe oczy i wbiłam je prosto w niesamowite, zielone tęczówki Serine'a. Mina basiora momentalnie uległa zmianie. Złagodniał.
- Serine, wiem, co czujesz. Wiem, co myślisz. Wiem, jak bardzo cię zawodzę, ale błagam, zaufaj mi. To nie jest łatwe, ale chociaż spróbuj. Chcę, żebyś wiedział, że jesteś dla mnie ważny i żaden White tego nie zmieni... - powiedziałam szeptem.
Miałam nadzieję, że zrozumie, zaufa choć w połowie moim słowom. Słodka cisza tuliła nas w swoich ramionach. Świat na chwilę zatrzymał się, przestał dla nas istnieć. Przez jeden krótki, ale wyjątkowy moment byliśmy tylko my i nikt więcej.
- Bałem się o Ciebie. Myślałem, że cię sracę... - wyznał szeptem.
- Spokojnie. Jestem tu cała i zdarowa. Nic mi nie jest - wyszeptałam.
Na jego pysku pojawił się lekki uśmiech, na moim także. Po chwili przygnębienie ustąpiło miejsca radości. Wszystko wróciło do normy.
- Wracajmy. Dosyć wrażeń, jak na jeden dzień - rzekłam, nadal szeptem.
- Chodźmy więc - odpowiedział mi basior.
Skierowaliśmy się do wyjścia. Chwilę potem cała nasza trójka szybowała w kierunku zamku. Trzymałam się blisko Serine'a. White leciał przez nami. Wszystko wydawało się być w porządku. Kiedy dotarliśmy na miejsce, niebo zaczęło czernieć i pokrywać się gwiazdami. Ziewnęłam.
- Zmęczona? - zapytał Serine.
- Mhm... - rzekłam sennym głosem.
- To chodźmy spać - lekko się uśmiechnął.
Położyłam się na kanapie i od razu zamknęłam oczy. Po chwili poczułam na sobie jakiś materiał. Rozwarłam powieki i ujrzałam odchodzącego Serine'a. Uśmiechnęłam się lekko i pozwoliłam się przenieść do krainy snów.
~*~*~
Był wczesny ranek. Rozejrzałam się wokół. Serine spał, a White'a znowu nigdzie nie było. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie on tak znika. Postanowiłam to sprawdzić. Zaczęłam przechadzać się po zamku. Moją uwagę zwróciły ogromne, czarne wrota z licznymi ornamentami. Weszłam do środka. Na ścianach królowała czerń. Biała posadzka nadawała nieco światła temu miejscu. Na końcu pokoju stało ogromne, połyskujące lustro. Podeszłam do niego. Z lewej strony na czarnej, kamiennej tablicy widniał, wypisany alabastrowymi literami napis: "Jeśli prawdę odkryć chcesz, tu rozwiązanie kryje się. W gładę taflę zwierciadła spójrz i dostrzeż światło w największym fałszu".
- Co to może znaczyć? - zastanawiałam się.
Spojrzałam w lustro. Miało odkryć prawdę... Nagle wpadłam na pomysł. Z początku wydawał mi się absurdalny, ale postanowiłam spróbować. 
- Chciałabym wiedzieć, kto wrzucił truciznę do filiżanki - powiedziałam.
Wtem na tafli ujrzałam mgłę. Po chwili wyłonił się zza niej obraz. Serine skrupulatnie dodawał wszystkie składniki, idealnie wszystko odmierzał. Widać było, jak mu zależało. Szedł już do mnie, gdy nagle koło niego pojawił się White! Wyglądał jakoś dziwnie. Jego ciało było półprzezroczyste.
- Dlaczego Serine go nie widzi? - pytałam samą siebie.
Nagle doznałam olśnienia. White był niewidzialny! Wniknął w dźwięk do perfekcji. Wrzucił coś do filiżanki i odszedł.
- Co to jest? - zapytałam samą siebie.
Wtedy lustro zarzymało akcję i pokazało mi zbliżenie. Mała, czarna kulka z licznymi kolcami miała za moment wpaść do filiżanki. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
- To Hilo - jedna z gorszych trucizn... - powiedziałam
Wtedy obraz zasnuł się mgłą. Byłam wstrząśnięta i przerażona. Cofnęłam się i wybiegłam z pokoju.
- Serine! - zaczełam krzyczeć.
Biegłam bez celu po korytarzach, wołając baisora. Gdy go dostrzegłam miałam już łzy w oczach. Podbiegłam do niego i wtuliłam się w jego sierść. Całam trzęsłam sie z zimna. Nie mogłam się opanować.
- Cei, ty się cała trzęsiesz... - wyszeptał.
Po chwili poczułam na sobie coś ciepłego. Basior okrył mnie swoimi skrzydłami. Płakałam w dalszym ciągu.
- Cii... Jestem tutaj - szepnął.
Dał mi chwilę na uspokojenie się. Poczałam się bezpieczniej, ale nadal byłam w szoku.
- Co się stało? - zapytał troskliwie.
Uniosłam głowę i spojrzałam na niego zapłakanymi oczami.
- Serine, to White. To on wsypał trucizną... - wyszeptałam.

<Serine?>

Od Goyavigi CD. Aventy'ego

Rany, dawno nikt nie był dla mnie tak miły...
- Jeśli to nie będzie problem... - basior uśmiechnął się i zapewnił, że nie ma najmniejszego problemu. - to przynajmniej chwilowo zostanę u ciebie, a jutro coś znajdę.
- Nawet nie musisz znajdyać innej, jeśli chcesz.
- Dzięki, ale jeszcze zobaczymy. - powiedziałam, bo w sumie wolałam mieć własny dom i jakąś prywatność... chociaż może jednak zostanę... nie wiem. Zaburczało mi w brzuchu. - Jesteś może głodny?
- No, trochę. Chodźmy coś upolować. - zmieniłam się w sowę. Spojrzał na mnie zaciekawionym wzrokiem, jednak nic nie powiedział.
- Lecę sprawdzić, czy nie ma jakiejś zwierzyny w pobliżu. - wzleciałam w górę i pędziłam w poszukiwaniu jakiejś sarny. Znalazłam ją dość niedaleko. Stworzyłam wokół niej gęstą mgłę, żeby nie uciekła zbyt daleko. Wróciłam szybciutko do Aventy'ego, by powiadomić go o pozycji zwierzyny. Zmieniłam się w wilka i szliśmy niespiesznie w tę stronę. Powoli dochodziliśmy do zdobyczy i poskromiliśmy ją. Jedliśmy ze smakiem. Po sytej kolacji poszliśmy do jaskini. Nie mówiliśmy nic do siebie, jednak nie była to cisza niezręczna. Po prostu rozmyślaliśmy. Znaczy, przynajmniej ja...  myślałam o nowym znajomym. Dawno nikt nie był dla mnie taki miły, ani ja dla nikogo... podsumowując: szczęśliwy dzień. Weszliśmy do mieszkanka. Usadowiłam się dość głęboko w jaskini, Aventy nieco przedemną.
- Dziękuję za dzisiaj. - powiedziałam.

<Aventy? c:>

Od Grace CD. Malika

 -Będzie ponad dwa lata - uśmiechnęłam się. Na chwilę przeniósł spojrzenie na mnie, ale zaraz potem znowu na resztki lodu.
 -Nie mam coś szczęścia do wilków... - mruknęłam przewracając oczami. Popatrzył na mnie pytającym wzrokiem.
 -No bo większość wilków, jakie poznaje nie są zbyt rozmowne... I prawie wszystkie są wilkami lodu, śniegu itp... - popatrzyłam w niebo.

<Malik? U mnie podobnie ;-;>

Od Aventy'ego CD. Shai

- Hej... co taka zamyślona? - zagadnąłem do Shai. Ona nagle potrząsnęła głową, jakbym wyrwał ją z jakiegoś innego, magicznego światu.
- Yyy... co? A nie... nic. A gdzie jesteś bo cię nie... - urwała. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Musisz usłyszeć. Chodź za moim głosem, a zaprowadzę cię gdzieś... - odparłem. - Spróbuj usłyszeć, gdzie się poruszam.
- Och... to nie jest takie proste, jak myślisz... - westchnęła Shai.
- Ej, nie poddawaj mi się tu zaraz. - położyłem łapę na ramieniu wadery. Westchnęła ciężko.
- Wcale się nie poddaję! Ja tylko... tylko... ja tylko... - urwała.
- No co "tylko"? - spojrzałem na przysłonięte czerwoną chustą oczy wadery. - Spróbuj wsłuchać się w ciszę... możesz dosłyszeć wiele dźwięków, których nie jesteś wstanie usłyszeć z otwartymi oczami...

<Shai? Wybacz, że tak długo ale zupełnie o tym zapomniałam...>

Od Aventy'ego CD. Goyavigi

- Nie... - uśmiechnąłem się i wstałem. - Jestem Aventy. Samiec alfa tej watahy. A ty?
- Ja jestem Goyavige. - uśmiechnęła się. - Może mógłbyś oprowadzić mnie po terenach tej watahy? Oczywiście... jeśli nie masz nic ważniejszego do roboty.
- Ech... nie mam. Ostatnio bardzo mi się nudzi. - westchnąłem. Wyszliśmy na dwór.
- To gdzie teraz? - zapytała z iskrą zapału w oczach.
     Spędziliśmy razem miło cały dzień. Oprowadziłem Goyavigę po bardzo ciekawych i magicznych zakątkach watahy. Podobało jej się, a ja byłem szczęśliwy widząc uśmiech wymalowany na jej twarzy.
- Znalazłaś już swoją jaskinię? - spojrzałem w oczy wadery. Pokręciła głową przecząco, więc zaproponowałem, że możemy poszukać idealnego dla niej mieszkania razem.

<Goya? :3>

Od Diamond CD. Cobalta

Obudziłam się wtulona w Cobalta, który jeszcze spał. Wstałam wiec cichutko, by go nie obudzić i wyszłam z jaskini. Co mogę porobić? - pomyślałam.- Może coś dla Cobalta? Coś miłego… w końcu jest taki słodki… Tak, to dobry pomysł. Tylko co? O, już wiem, ozdobię mu jaskinię! Od razu wzięłam się do roboty. Nazbierałam mnóstwo kwiatów po czym wniosłam je do jaskini. Rozwiesiłam je jak girlandy, a gdzie nie gdzie rozsypałam same płatki. Basior obudził się akurat gdy skończyłam. Rozejrzał się po jaskini…
- Ta daam! - zawołałam. - Zrobiłam to dla ciebie…  tak w prezencie - uśmiechnęłam się. - Podoba ci się?


<Cobalt? :-) Podoba się prezent? ^^>

Od Malika CD. Grace

Nie odpowiedziałem. 
-Od dawna rak potrafisz? - zapytała. 
-Od urodzenia - odparłem.
Patrzyłem na topniejący lód. 
-Od dawna jesteś w tej watasze? - zapytałem.

<Grace? Brak weny :/ >

Od Cobalta CD. Diamond

-No niewiem....kwiaty zaczynają gasnąć czyli robi się już dosyć późno... - powiedziałem.
-No to trzeba jaskini szukać - odparła.
-W tym lesie przed nami jest moja jaskinia - powiedziałem.
-To idziemy - powiedziała.
Zanim jeszcze ruszyliśmy dała mi buziaka. Szliśmy w kompletnej ciemności. Po paru minutach doszliśmy.  Ułożyliśmy się na płaskim kamieniu i zasnęliśmy wtuleni w siebie.

<Diamond? <3 może być? >

Od Goyavigi

Szłam powoli i  miarowo. Celem wyprawy było znalezienie rozsądnego miejsca na późniejszy nocleg, oraz poznanie okolicy. Rozglądałam się bacznie dookoła. Wszystko było takie radosne, wesołe, aż się uśmiechnęłam. Ptaki ćwierkały, ostatnie liście na drzewach szumiały. Chodziłam długo, by znaleść tę odpowiednią jaskinię. Błąkałam się wśród drzew, nie znając kompletnie tego terenu... wzleciałam w powietrze, by mieć większe pole widzenia. Leciałam chwilę i... jest! Jakaś jaskinia! Przefrunęłam ten odcinek w parę sekund, zfrunęłam na ziemię i weszłam do środka. Zawołałam:
 - Jest tu ktoś? - echo rozeszło się po ogromnej jaskini, z której wyleciały ze dwa kruki i wyłonił się basior.
 - Tak, ja tu jestem. - rzekł. - A Ty jesteś nowa, prawda?
 - Tak, tak. Dziś dołączyłam. - starałam się być miła, ale z dużym dystansem.
 - No właśnie, nigdy cię nie widziałem na tych terenach.
 - Przeszkadzam ci? - zapytałam.

<Aventy, można? :)>

Nowa wadera! ~ Goyavige