Drzwi otworzyły się z cichym trzaskiem. Powoli weszłam do środka i delikatnie je przymknęłam. To co zobaczyłam zaparło mi dech w piersiach.
Pokój był cały czarny, a jedynym źródłem światła była duża, świetlista, purpurowa kula na środku. Podeszłam do niej z zaciekawieniem. Emanowała z niej dziwna aura, która sprawiała, że chciało mi się śmiać. Wszystko, co się do tej pory zdarzyło wydawało mi się jednym, wielkim żartem. Podeszłam do kuli jeszcze bliżej, aż w końcu dotknęłam ją łapą. Moja kończyna przeszła przez nią gładko jakby to była kula z wody. Lub z powietrza. Lub ze światła. Nie byłam pewna, jednak w łapie, którą po niej przejechałam czułam dziwne mrowienie. Jakby tysiące maleńkich igieł ją kłuło. Poczułam okropny ból rozchodzący się od kończyn po całe ciało. Opadłam, a w mojej głowie zadźwięczał głos:
~ Naprawdę sądziłaś, że dasz radę mnie przechytrzyć?
„Emma, spokojnie.” – mówiłam do siebie. – „Nic się nie dzieje, tylko nie myślisz racjonalnie…”
~ Może masz racje. ~ usłyszałam ten sam głos. ~ Muszę ci, jednak wyznać, że mój głos w twojej głowie jest prawdziwy. I że ty właśnie wpadłaś w moje sidła. Naprawdę myślałaś, że uda ci się tu przyjść niezauważonej? A nawet gdyby tak, myślałaś, że co tu znajdziesz? Miłe pokoje, łóżko, jedzenie? Och, nie, wiedz, że ja nie potrzebuje takich wygód. W każdej komnacie mojego zamku jest coś nad czym panuje, coś dzięki czemu widzę, kto tam jest i co robi, coś, wyglądające niepozornie, a jednak zdolne do zadawania tak dużego bólu o jakim nawet ci się nie przyśniło! Wpadłaś w pułapkę, moja kochana. I nikt ci już nie pomoże.
Leżałam trzęsąc się w spazmatycznych ruchach. Jednak dotarło do mnie to co powiedział Oral. W szczególności ostatnie dwa zdania: Wpadłaś w pułapkę, moja kochana. I nikt ci już nie pomoże. Zdołałam jeszcze pomyśleć:
„Czy… Czy to znaczy, że w każdym pokoju w twoim zamku są kolorowe kule światła?”
~ Głupia! Nie tylko kolorowe kule światła, ale też różne inne przedmioty mojej potęgi. Innymi słowy w każdym pokoju czai się śmierć.
„Czyli… Ja umieram tak?”
~ Nie, jeszcze nie. Będziesz mi potrzebna…
„Ja? Potrzebna tobie? W czym? Po co? Jestem tylko nędzną…”
~ Sza! ~ przerwał mi. ~ Nie będziesz się podlizywać wielkiemu Oralowi. Będziesz mi potrzebna i tyle.
Nagle wszystko rozbłysło. Poczułam, że spadam. Pokój z kulą zniknął, tak samo jak cała sala. Resztą zmysłów poczułam, że leżę na zimnej trawie. Spróbowałam się podnieść. Nie wyszło. Kątem oka widziałam jakąś dziwną, drewnianą kukłę, a tuż za nią Navaroga. Obok niego nadal stali Cole i Hitaishi. Chciałam krzyknąć, jednak z mojego gardła wydarło się tylko ponure charczenie. Znowu spróbowałam się podnieść, lecz zanim zdążyłam jakkolwiek postawić drżące łapy na ziemi, usłyszałam gniewny głos, ten sam, który słyszałam w głowie:
- Co…? Już przechodzisz do konkretów? Hm? To ja też!
Zanim dotarł do mnie jakikolwiek sens tych słów, poczułam, że coś mnie oplata. Zaczęłam się wyrywać. Po przygodzie z mackami w jaskini, miałam naprawdę złe skojarzenia z oplataniem i wiązami. Zobaczyłam, że znowu stałam się widzialna, jednak nie przestawałam się wyrywać. Niestety więzi zacieśniały się coraz mocniej.
~ Przestań się wiercić, dziewczyno, to nie będzie tak boleć. ~ usłyszałam chłodny głos Orala. Posłusznie przestałam się szarpać.
- Emma! – dotarł do mnie krzyk Cole’a. Spojrzałam w jego oczy, chcąc przekazać mu wszystko czego dotąd nie miałam okazji. Przynajmniej podziękować.
Słyszałam koło mnie głos Orala, najwyraźniej zwracający się do Wilczego Księcia. Z tego, co mówił dotarło do mnie, że jestem czymś w rodzaju zakładniczki. Taka wymiana: Navarog za mnie. Czułam się podle. Po co ja tam właziłam?! Tylko narobiłam kłopotów. Jak zwykle. I jak zwykle nie rozumiem siebie. Jedno jest pewnie: nie pozwolę na to, by którekolwiek z nich poświęcało swoje życie dla mnie. Nie jestem tego warta. Zauważyłam jeszcze Cole’a biegnącego w Orala, gdy nagle wszystko się rozpłynęło.
Znalazłam się w pięknym, białym pokoju. Podłoga była pokryta śnieżnobiałą, puszystą wykładziną, a źródłem światła był śliczny, kryształowy żyrandol. Pokój bił swoją jasnością w oczy. Zauważyłam jeszcze białe, czyste łóżko stojące w rogu, tego samego koloru kanapę oraz wielkie, przeźroczyste wejście na balkon. Spostrzegłam też, ze nie jestem związana. Rozglądałam się po pokoju, ale ani Orala, ani żadnych drzwi tu nie było.
- To jest moja cela? – spytałam zdziwiona.
- Owszem. – opowiedział Oral, który pojawił się znikąd tuż przede mną. – A co nie podoba ci się?
- Jest piękna. – odpowiedziałam cicho. – Tylko, że… Czy więźniów nie powinno się trzymać w brudnych, ciemnych i przygnębiających celach?
- Proszę cię bardzo. – odrzekł głębokim głosem i nagle pokój zmienił się w cele, która opisałam.
- Nie, nie. – powiedziałam szybko. – Nie chodziło mi o to, że chcę być w takiej celi, tylko zdziwiłam się, że umieściłeś mnie w celi o wiele przyjemniejszej niż ta.
- Ach, tak. – mruknął w zamyśleniu i pokój znów przybrał wygląd taki jak poprzednio. – Widzisz, ja, na przykład, wolałbym tamtą ciemną celę.
- Hm, to zrozumiałe. – bąknęłam patrząc na niego znacząco.
- Nie, nie oto chodzi. – powiedział łagodnie Oral. – Widzisz, to całe światło zabija o wiele lepiej niż mrok.
- Że co?!
- Taa. Cokolwiek byś nie robiła wszędzie jest światło. Nawet jak zgasisz żyrandol, będzie promieniowało ze wszystkich ścian. W końcu zwariujesz. Zobaczysz.
Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Czy to możliwe? Czy blask rzeczywiście lepiej torturuje niż mrok i przygnębienie? Nie wiedziałam, ale pewnie miałam się wkrótce przekonać.
- A-a balkon? – zapytałam, słysząc, że mój głos zaczyna drżeć.
- A balkon – zaczął wilk. – będzie dawał i tak za mało ciemności byś mogła się uwolnić od przytłaczającego blasku. – uśmiechnął się szyderczo i zniknął.
Poczułam, że całą mnie wypełnia rozpacz. Podeszłam kulejącym krokiem do śnieżnobiałego łóżka i zwinęłam się w kłębek na jego brzegu. Tak jak myślałam, łóżko było bardzo niewygodne, jednak nie mogłam marudzić. Byłam i tak zbyt na to zmęczona. W końcu zapadłam w niespokojny sen.
< Cole? Co zamierzasz zrobić? :( >