Co on sobie myśli?! Ja mam niby chcieć stanowiska?! Pogięło gościa. Ja tylko pragnę mieć poukładane życie, a ten chyba nie wie co to znaczy się zakochać. Wkurza mnie to, że myśli o mnie w ten sposób. Jednak nijak nie mogę udowodnić swojej racji. Czuję się podle naprawdę podle. Miałam tyle przykrych wspomnień, ale to mnie już kompletnie obraża. Owszem nie zna mojej historii. On nie wie, że miałam wybór… Szukać szczęścia i brata, albo zdetronizować ojca i być betą. Mój brat wybrał i ja wybrałam. Uciekłam, bo wierzyłam w szczęście, bo wierzyłam w opowieści mojej matki. Teraz nie mogę zwątpić teraz mogę, tylko czekać. Czekać i czekać i czekać na moje szczęście. Wiem, że gdzieś jest. Może Veyron ma rację. Jest wiele miłych basiorów. Ja jednak mam inną racje- Nie znajdę drugiego Veyrona. Dała bym wszystko bym mogła udowodnić czystość intencji. Jakby miał brata bliźniaka na niższym stopniu i to w nim bym się zakochała było by mi o wiele łatwiej. Miałam wiele różnych myśli, ale te dotykały mnie za każdym razem coraz mocniej.
Stał przy wyjściu z mojej jaskini. Wzrokiem byłam przy nim, ale ciałem byłam coraz głębiej jaskini. Z każdą chwilą oddalałam się. Veyron spojrzał na mnie zdziwiony. Ja byłam równie zdziwiona tą sytuacją. Miałam mętlik w głowie a do tego nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Chciałam stanąć, ale nic.
-Co się dzieje? - szepnęłam do samej siebie. - To nie możliwe.
-Co się dzieje? Co robisz? - zdziwił się basior.
Nie wiedziałam co powiedzieć co zrobić… Mój ojciec mnie wzywał. Z bardzo daleka. Myślałam, że zginą, ale akurat dziś przypomniał sobie o swojej córce. Przyciągał mnie.
-Nie! - krzyknęłam. - Nie chcę!
-Co się dzieje? Dezessi! - basior coraz bardziej zdenerwowany.
No jasne! Matka mi o tym mówiła. O ojcu. Zniewolił ją. Przez to, że się zakochała. Miał moc przyzywania…. zakochanej. Zamknęłam bezradnie oczy. Pociekły mi łzy. Już byłam na skale. Przyciskało mnie do niej coraz mocniej. Próbowałam się oderwać od ściany. Całą siłę skierowałam do moich łap. Miałam przed oczami matkę która tak samo cofała się do urwiska. Próbowała uciec, ale ojciec nie dawał jej szansy. Jej oczy całe w szklistych łzach. Jej ostatnie słowa. Potem jeszcze jej odciski łap na śniegu. Kilka kropel zamarzniętych łez. I to uczucie… potrzeba zemsty. Dawała mi siłę do walki. Niestety ta siła była tylko psychiczna, a ja potrzebowałam fizycznej.
-Proszę pomóż mi. - jęknęłam do Veyrona.
Stanął przy mnie i wzruszył ramionami. Nie wiedział co się dzieje i nie wiedział jak pomóc. Oparłam bezsilnie pysk o zimną skałę. To chyba będzie moja ostatnia chwila by pomówić. Trudno. przestałam walczyć. Przycisnęło mnie do ściany. Jęknęłam z bólu. Pot i łzy spływały po moich policzkach. Miałam szansę ratunku. Jeśli mój ojciec się zmęczy. Tylko wtedy. Musiałabym pobiec do brata i poprosić o pomoc. Ruszylibyśmy do watahy naszego ojca i jedyną szansą moglibyśmy go zabić.
-Dezessi! - Veyron krzyczał do mnie. - Co jest?
-Moja historia się o mnie upomina! - zerknęłam na niego.
-O co tu chodzi?
-O to, że muszę wyruszyć w podróż z moim bratem. Muszę zabić ostatni raz… wilka. - zdziwił się.
Ja też byłam zdziwiona. Ja i zabijanie wilków?! Sarny, ryby, bobry itp. to rozumiem. Wilk…. Basior…Ojciec… Zabójca. To co innego. Nagle puścił. Jednak nie było to puszczenie ze zmęczenia. to było ostrzeżenie. Miałam szansę wszystko wytłumaczyć.
Padłam na ziemię i dyszałam przez chwilę.
-Veyron… To jest potwierdzenie mojej tezy. O wszystkim: miłości, szczęściu i o ojcu. Ja mam długą…? Krótką…? Nie wiem. Mam dziwną historię. Jest skomplikowana.
-Co to było? - zapytał się zdziwiony.
-To był pokaz. Dla mnie i dla mojego brata. Mój ojciec chce mnie i jego zabić. - wytrzeszczył oczy. - Mam inną rodzinę niż ty. Brata który z początku nie wybrał siostry tylko władzę. Matkę która zakochała się w mordercy i zginęła. Mam jeszcze ojca… Mordercę. Zabił moją matkę… Zdetronizował brata i chciał go zabić. Teraz ma plany by zabić i mnie i mojego brata.
Wiedziałam… Za dużo. Muszę spróbować inaczej.
-Przez kilka dni mnie nie będzie… Jeśli kiedyś wrócę. Muszę iść z bratem do ojca. Muszę zginąć lub zabić. Mogę ci opowiedzieć wszystko lub przyspieszyć ciąg wydarzeń. - Mam nadzieję, że zrozumiał.
Wstałam i chwiejąc się na łapach podeszłam do wyjścia. Łzy płynęły już z innego powodu. Pożegnanie jest trudne. Za trudne. Mam takie wspaniałe życie…. Już nie. Kilka prostych słów i odejdę na chwilę lub na wieczność. Tyle łez z jednego powodu. Zmartwienie z jednego powodu. Wszystko stało się z jednego powodu. Poznałam kogoś. Zakochałam się. Zaprzyjaźniłam układałam życie od nowa i te kilka słów za dużo popsuło to wszystko. Odwróciłam łeb by zobaczyć jego wyraz twarzy. Pomieszanie z poplątaniem. Miałam w uszach cały ciąg słów które tu wypowiedziałam. Przed oczyma twarz zasmuconą, zdezorientowaną i smutną. Twarz Veyrona. Miała mi już zniknąć z oczu. Odwróciłam twarz i poszłam dalej. Łzy płynęły z oczu jak wodospad… Jak z tego wodospadu z którego prawie spadłam, dzięki Veyronowi zostałam tu. Strumyk płynący wolno i spokojnie… W nim dwa wilki bawiące się beztrosko. Urwisko a na nim dwa wilki patrzące na dziwne kule. Te obrazy będą mi towarzyszyć już zawsze.
-Żegnaj. - powiedziałam tak cicho, żeby tylko ich nie usłyszał. - Lub do zobaczenia wkrótce.
<Myślałam jak tu ładnie wybrnąć… Udało się?>