niedziela, 7 czerwca 2015

Od Ceiviry CD. Serine'a

Miałam mu tyle do powiedzenia, tyle do przekazania. Wiedziałam jednak, że powinnam pozwolić mu odetchnąć, porządnie wypocząć. W końcu dużo przeszedł. Spojrzałam na niego troskliwym wzrokiem, uśmiechnęła się lekko i wtedy łzy szczęścia napłynęły mi do oczu. On objął mnie lekko, mogę nawet powiedzieć, że słabo, ale nie obchodziło mnie to. Liczyła się tylko jego obecność.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię odzyskałam - wyszeptałam.
- Też tęskniłem - uśmiechnął się delikatnie.
- Teraz musisz wypocząć, zregenerować siły. Marnie wyglądasz - powiedziałam troskliwie.
- Oczywiście, pani porucznik. Wedle rozkazu - zaśmiał się.
Potem odprowadziłam go do zamku, położyłam na wygodnej sofie i przykryłam kocem. Chwilę zajęło zanim opowiedziałam Rorelle i Zaheer'owi, co się wydarzyło. Wadera chciała natychmiast porozmawiać z synem, ale wytłumaczyłam jej, że musi teraz się porządnie wyspać. Potem obydwoje ulotnili się na polowanie. Ja zaś chodziłam nerwowo w tę i z powrotem po zamkowych schodach, czekając na Caine'a. Nie mogłam się doczekać wieści o Chance. Po długich, męczących chwilach usłyszałam zbawienny trzepot skrzydeł.
- Co z nią? - zapytałam, zanim jeszcze zdążył wylądować.
- Spokojnie, jest w miejscu, w którym już nikomu nie zagrozi - odezwał się basior.
Wbiłam w niego swoje pytające spojrzenie. Oczekiwałam konkretów.
- Uwięziłem ją w Krainie Zagubionych Dusz. Stamtąd nie ma samodzielnej ucieczki - wytłumaczył.
Chciałam się cieszyć, odetchnąć z ulgą, ale nie potrafiłam. Przez głowę przeleciała mi czarna myśl: "Dlaczego nie umarła?". Wystraszyłam się własnych myśli. Odwróciłam głowę w stronę ściany. Miałam ochotę wbić sobie nóż w samo serce. Jak mogłam tak pomyśleć? Jak mogłam być wobec niej tak okrutna? Po chwili poczułam na ramieniu łapę Caine'a.
- Wiem, że nie tego się spodziewałaś, ale spróbuj mi zaufać. Ona stamtąd nie wyjdzie. Już nigdy cię nie skrzywdzi, obiecuję. Zadbam o to - rzekł ciepłym głosem.
W zwolnionym tempie zaczęłam obracać się w jego stronę. Spojrzałam na te zjawiskowe, płonące oczy i powiedziałam:
- Dziękuję ci za wszystko. Gdyby nie ty, nie dałabym sobie rady. Mam u ciebie ogromny dług wdzięczności.
- Nie ma o czym mówić, naprawdę. Zrobiłam to, co należało.
- Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy - odezwałam się cicho.
Przebywałam w jego towarzystwie dopiero dwa dni, a jednak miałam do niego zaufanie. Intuicja podświadomie namawiała mnie do nawiązania bliższej znajomości z Cainem. Kiedy widziałam, jak na mnie patrzył, peszyłam się, ponieważ robił to niezwykle otwarcie, bez żadnych barier. Nadal jednak stanowił wielką zagadkę.
- Mogę cię o coś zapytać? - rzekłam nieśmiało.
- Oczywiście, pytaj o co tylko chcesz - uśmiechnął się, by dodać mi nieco otuchy.
- Pojawiłeś się tutaj praktycznie znikąd. Gdzie mieszkasz? Skąd jesteś? Kim jesteś? - ostatnie pytanie wyszeptałam.
- Nie mam swojego miejsca na Ziemi. Ciągle się tułam. Mam duszę wędrowca. Urodziłem się daleko stąd, a konkretnie na Symfonicznej Wyspie. Kim jestem? No, cóż... Można powiedzieć, że w pewnym stopniu wygnańcem. Z mojej rodzinnej wyspy wypędziło mnie okrutne wilcze plemię. Wybacz, ale na razie tyle mogę ci wyznać - zakończył dosć smutno.
Najbardziej zszokowała mnie informacja o miejscu jego urodzenia. Symfoniczna Wyspa sąsiadowała z miejscem mojego urodzenia. Często odwiedzaliśmy z ojcem tamte okolice. Cała moja rodzina miała tam mnóstwo przyjaciół. Jak to możliwe, że nigdy go nie spotkałam?
- Cei,a czy ja mogę teraz zadać tobie pytanie? - odezwał się.
- Proszę, pytaj.
Ten otworzył pysk, ale zaraz go zamknął. Wyglądał tak, jakby bał się wypowiedzieć to pytanie.Tym bardziej oczekiwanie na jego wypowiedź stawało się coraz bardziej przejmujące. Wreszcie odetchnął głęboko i nieśmiałym, wręcz płochliwym głosem rzekł:
- Kim jest dla ciebie Serine?
Powstrzymywałam się, żeby nie otworzyć pyska ze zdziwienia. Takich słów się nie spodziewałam. Spuściłam nieco łeb i zaraz oblałam się soczystym rumieńcem. Zbierałam się do odpowiedzi.
- Jest moim najlepszym przyjacielem. Zawsze mogę na niego liczyć. Jest dla mnie najważniejszy. Oddałabym za niego nawet własne życie - powiedziałam cicho.
Stałam odwrócona tyłem do Caine'a i nie widziałam jego reakcji. Moje wrażliwe uszy wykryły jednak coś innego, a mianowicie długie, przeciągłe westchnięcie basiora. Potem ten podszedł do mnie. Spojrzałam na niego nieśmiało, a ten odezwał się:
- W takim razie ma ogromne szczęście.
Po tych słowach odwrócił się i poszedł w stronę zamku cichy, milczący, mogę nawet stwierdzić, że smutny. Chwilę później Rorelle i Zaheer wrócili z polowania. W sam raz, bo akurat Serine się obudził. Zjedliśmy w spokoju. Potem oczywiście wadera długo rozmawiała ze swoim synem. Ja cały ten czas trzymałam się z boku. Wiedziałam, ze przyjdzie moment, w którym i ja będę wreszcie mogła zamienić z basiorem parę słów.
*~*~*
Było już koło godziny 18. Siedziałam na balkonie i tępo wpatrywałam się w miejsce, w którym tak niedawno w wyznałam miłość pewnemu dżentelmenowi. Westchnęłam. Czy jest możliwe, by to pamiętał? Chyba nie... Wtem usłyszałam za sobą trzepot skrzydeł. Odwróciłam się niepewnie. Za mną stał Serine. Cały promieniał. Jego oczy lśniły pozytywnymi uczuciami. Było tak jak kiedyś...
- Przestali Cię już maglować? - zapytałam.
- Całe szczęście, już tak - uśmiechnął się.
Patrzył na mnie tak, jakby nie widział mnie lata. Podobało mi się to. Odwróciłam łeb w kierunku balustrady. Basior podszedł do tego samego miejsca. Milczeliśmy przez chwilę, ale ani mnie ani jemu to nie przeszkadzało. Liczyła się tylko nasza wzajemna obecność.
Wreszcie basior odezwał się:
- Cei, co ty na to, żebyśmy się gdzieś urwali? Tak sam na sam.
- Brzmi świetnie, ale czy to w ogóle możliwe? - zapytałam, siląc się na lekki uśmiech.
- Niczego bardziej w tej chwili nie pragnę, wiesz? - powiedział, spoglądając na mnie.
Cóż, muszę przyznać, że w jego ustach zabrzmiało to dość poważnie. Ciekawiło mnie, co chciał przez to osiągnąć.
- Więc prowadź - odrzekłam trochę nieśmiało.
Wtem Serine ujął mnie delikatnie za łapę i wzbił się w powietrze. Lecieliśmy w ciszy i ogromnym oczekiwaniu. Basior po kilkunastu minutach lotu przystanął w końcu. Gdy tylko opadłam na piasek, rozejrzałam się wokół. Poznawałam to miejsce. Przeszłam przez niewielki pasek plaży i zatrzymałam się gwałtownie. Moje łapy oplatała radośnie chłodna woda. Nagle poczułam obecność Serine'a. Trzymał swoją łapę na moim ramieniu.
- Poznajesz? - zapytał.
- Tak... - olśniło mnie nagle - Tu się po raz pierwszy spotkaliśmy.
Basior uśmiechnął się lekko i położył na chłodnym piasku. Ja podążyłam w jego ślady. Trwaliśmy tak przez chwilę, słuchając szumy morskich fal. Wnet napełniło mnie dziwne uczucie.  Jakby chęć wypowiedzenia wszystkich tych rzeczy, które skrywam głęboko w swoim sercu. Jednak czy warto? Westchnęłam ciężko.
- Coś nie tak? - usłyszałam jego zmartwiony głos.
- Tyle się wydarzyło odkąd się spotkaliśmy. Zobacz, tyle już razem przeżyliśmy... Smoki, mroczne wilki, nawiedzone zamki. Pokonaliśmy nawet śmierć i to aż dwukrotnie... A teraz siedzimy w miejscu gdzie wszystko się zaczęło. Powinno zmienić się wiele. Po tylu przejściach, a jednak mam wrażenie, że wszystko jest ciągle tak samo... - powiedziałam ostrożnie.
- Co masz na myśli? - zaciekawił się.
Przełknęłam ślinę, wstałam, zbliżyłam się do wody i cicho wyszeptałam:
- Nas...
Czułam jak drętwiał, gdy to usłyszał i zaraz miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Schowałam łeb. Nie chciałam, by widział mój wzrok. Jednak po chwili poczułam na ramieniu ciepło.
- Nie masz racji, Cei. Może tych zmian nie widać, może za mało je uzewnętrzniamy, ale uwierz mi, zmieniło się wiele w każdym z nas i w naszych wzajemnych relacjach. Pomyśl chwilę, zajrzyj w przeszłośći zastanów się - rzekł spokojnie.
Zamknęłam oczy. Przez chwilę nic nie zauważyłam, ale już sekundę później przez głowę przemknęły mi wszystkie chwile, spędzone z Serinem. Pamiętałam je bardzo dokładnie. Z wyjątkiem jednej... Leżałam na zimnej posadzce w zamku. Umierałam. Basior stał nade mną. Trzymały się cienko, odlatując powoli w stronę tamtego świata i wtedy on mnie... POCAŁOWAŁ! Otworzyłam oczy i o odwróciłam się w jego stronę. On patrzył na mnie tak, jakby wiedział, co sobie przypomniałam. W jego spojrzeniu było coś magicznego. Nie był skrępowany, wręcz przeciwnie. Patrzył na mnie z radością, cały promieniał. Jeszcze nigdy mnie tak nie oczarował. Czułam na sobie te pokłady dobrej energii, które od niego otrzymywałam. Zbliżyłam się do niego, nie spuszczając wzroku. wzroku tamtej chwili świat przestał istnieć. Liczyliśmy się tylko my i nasze wnikliwe, czułe spojrzenia.

<Serine? I co Ty na to? :)>

Od Day'a CD. Katherrine

Zaśmiałem się pogodnie.
- No wiesz ty co?
- Co? - uśmiechnęła się chytrze Katherrine.
- Ja ci zaraz pokażę... - wziąłem głęboki wdech i wskoczyłem do wody opryskując waderę, tak jak ona zrobiła to uprzednio ze mną.
- Osz, kurczę! Przesadziłeś! - Zaśmiała się wadera i rzuciła się na mnie. Zaczęliśmy przewracać się w wodzie. Nagle zanurzyłem się w strumieniu i... straciłem grunt pod nogami. Otworzyłem oczy i spojrzałem w dół. Zobaczyłem tam przedziwną wodną wyrwę. Dobiegało z niej światło... jakby słoneczne... zaciekawiło mnie to bardzo.
Popłynąłem w tamtą stronę. Chciałem wiedzieć, co tam jest. Po chwili przepłynąłem przez dziurę i... wyłoniłem się na świeżym powietrzu. Obok mnie pojawiła się Katherrine.
- Tsej oc? - zapytała.
- Oc? - Zamrugałem oczami. Chwyciłem się za twarz. Co ja właśnie wypowiedziałem.
- Zsiwóm yt oc? - Wypowiedziała. Czyżbyśmy mówili w języku, którego kompletnie nie rozumiemy. Spojrzałem na waderę. Szare piórka, które przed wejściem do wody były przyczepione z lewej strony głowy Kath teraz były z prawej, a to złote... z lewej. Zamilkłem. Wlepiłem wzrok w swoją tylną lewą łapę na której zawsze sierść układała się w pięć białych plamek. Zniknęły. Pojawiły się na drugiej. Bingo! Klasnąłem w łapy.
- Oc? - Zdziwiła się wadera. Podniosłem z ziemi trochę trawy i podbiegłem do pobliskiego kamienia. Podzieliłem się swoim przemyśleniem z waderą, zapisując je na kamieniu, ale litery natychmiast się zamieniły kolejnością. Hej... a może by tak spróbować wymawiać odwrócone wyrazy?

<Kathy? Moja wena schodzi na psy xD>

Od Sperrka CD. Ignis

Oddychała ciężko przez pewien czas.
-Co to było?!- wkurzyłem się.
-Nic...
-Nie wmówisz mi, że mi się przewidziało! Co to było?!- zapytałem stanowczo.
-Nie chcę o tym mówić.- spojrzała na mnie.
-Jakie kurdę piekło?!
-Mówiłam ci nie warzne!- krzykneła.
-Warzne! Pomogę ci! Tylko powiedz...
-Myślisz, że wszystko jest takie proste?! Sorry nie. Taki mamy klimat.
-Myślisz, że się poddam?
-Nie. Głupia nie jestem.
-No to świetnie.
-Świetnie.
Byłem mego wkurzony( żeby nie powiedzieć nieco inaczej). O co znowu w tym wszystkim chodziło?!
-Chcę już wyjść...- powiedziała.
-Tędy.- wskazałem jej drogę i podążyłęm za nią.-Nie chcę się kłucić.
-To tego nie rub.- wtrąciła się.
-Przepraszam, ale trochę mnie poniosło.
-Nic... się... No.
Chyba mam uwarzać, że ta konwersacja jest skończona. Szliśmy wolno przez korytarz do wyjścia. Myślałęm o tym długo. Wymyśliłem, że tu chodzi o jej przeszłość i ta kreatura nie da jej spokoju. Będę musiał i chciał jej pilnować od tego czegoś.
-Gniewasz się?- zapytałęm.
-Nie. Nie jestem w nastroju.
-Ta... Odprowadzę cię. Zmęczyłaś się przyniosę ci jedzenie.- w tym czasie będzie miała czas na myślenie.
-Dzięki.- szła cały czas zamyślona.
-Czekaj!-krzyknołem. Zatrzymała się.-Do wody nie wpadnij.
-A! No tak...
Odprowadziłem ją do jakiejś milutkiej miejscówki i poszłem szybko zapolować. Złapałem byle co i podszedłem pod Ignis. Połorzyłem dużego ptaka blisko niej. Podzieliliśmy się na pół. Połorzyłem się obok niej by dać jej trochę ciepła. Zasneła w moich obięciach. Ja zaraz po niej.
Otworzyłęm oczy i zobaczyłęm, że Ignis nadal śpi. Stwierdziłem, że jej nie obudzę i przyniosę nam śniadanie. Upolowałem szybko jakąś sarnę. Przytarzczyłęm ją cicho. Ignis nadal spała. Połorzyłem się obok niej i patrzyłem na nią... na moją skrytą Ignis... Biedną.... Upartą... Jedyną.... 
Jej serce zaczeło bić szybciej, ale jeszcze chwilę spała. Jak się obudziła podniosła gwałtownie głowę i obejrzała się wkoło.
-Czyli to nie był sen...- zmartwiła się.- A przynajmniej połowa...
-Przykro mi.- odpowiedziałem szczeże.- Sarenkę?
-Jasne.- wstała z niechęcią.
Zjedliśmy w ciszy i spokoju sarnę i czasem spoglądając na siebie nawzajem. Ona nadal czasem wydawała się być „nie byjącą”. Głupio to ujołem.
-Już jest lepiej?- zapytałem troskliwie.
-No...-powiedziała bez przekonania.
Nadal jej nie chciałem zostawiać nawet na sekundę. Więc zaproponowałem spacer.

<Ignis? CO to było?>

Od Ignis CD. Sperrka

- A tak na serio to… - zaczęłam patrząc na niego z lekkim uśmiechem. – Uważam, że byłeś wariatem, imbecylem i idiotą!
- Ej!
Zaczęłam się śmiać, głośno śmiać jak jeszcze nigdy dotąd. Niemal tarzałam się ze śmiechu.
- Ignis, błagam… – Sperrk śmiał się razem ze mną.
- Dobra, a teraz tak serio serio. – wydusiłam, hamując śmiech. – Kocham cię, wariacie.
Sperrk przestał się śmiać. Mogłam śmiało stwierdzić, że to wyznanie go co najmniej zamurowało.
Na widok jego miny, mnie samej zachciało się śmiać jeszcze bardziej.
- Ty tak.. serio? – odparł ogłupiały.
- Serio serio. – posłałam mu nieśmiały uśmiech.
- Aaaaa….
- No, co? Mowę ci odebrało?
- Tak jakby…
- To chodźmy trochę zbadać tę jaskinię.
Szliśmy w głąb ciemnej jamy. Co jakiś czas zerkałam do tyłu, by upewnić się gdzie jest wyjście. Co jak co, ale ciemności nienawidzę.
- Sperrk? Jesteś tu? – mój głos zadrżał.
- Co się dzieje? – zapytał z troską.
- Po prostu nie lubię… Bardzo nie lubię ciemności. – mruknęłam.
„Co się ze mną dzieje? Fakt, ciemności nie lubię, ale żeby aż tak panikować? Jeszcze nigdy tak nie było! Coś złego się tu wydarzy. Po prostu to wiem.”
- Spokojnie… Jestem przy tobie.
Szliśmy dalej, a ciemność robiła się coraz gęstsza. Nie wytrzymałam.
- Mogę stworzyć kulę ognia? – spojrzałam pytająco na basiora.
- Pewnie! Nie musisz nawet pytać. – mruknął.
- Dzięki. – odparłam. W świetle kuli niemal natychmiast zauważyłam świecące żółte oczy.
Cofnęłam się o kilka kroków w tył. Kreatura była wielka i czarna jak smoła. Prawdę powiedziawszy, wyglądała jak wielka kupa smoły z obleśnymi łapami i żółtymi oczami. Pachniała też nie najlepiej.
- No, nie, serio?! – zawołałam i z frustracją rzuciłam kulą w potwora.
Nie wiedziałam, czy było to normalne, ale smoło-podobna maź zajęła się ogniem i wkrótce pozostał z niej tylko czarny proch.
- Yyyy, to było nieco zbyt łatwe. – wypowiedziałam swoją myśl na głos i odwróciłam się do basiora.
- Co? – spytał Sperrk, cały czas wpatrując się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała kreatura.
- Nico. Lepiej chodźmy dalej.
- Ale… Ignis…
- No, co?
- Za tobą… Coś stoi…
- Co?!
Odwróciłam się jak oparzona i spojrzałam w miejsce, które wskazywał Sperrk. Popioły fruwały w powietrzu, powstawała z nich wysoka postać. Blada karnacja, ciemne szaty, a na nich jęczące twarze… Przełknęłam głośno ślinę.
- Pan Koszmarów. – szepnęłam.
- Dobrze, że mnie jeszcze rozpoznajesz moja nie-przyjaciółko. – wycedził lodowato. – Nie odpowiadałaś na moje wezwania.
- Wezwania? – zapytałam głupio.
- Meduza, smoluch… To wszystko moi podwładni. – uśmiechnął się szyderczo.
- Ale… Ja myślałam, że to będzie w snach, nie na serio… 
- I serio myślałaś, że cię polubiłem? Błagam cię. Ty też jesteś niczego sobie aktorką.
- Aktorką?
- No, a co myślałaś? Że te limity… Naprawdę w to uwierzyłaś?
- Nie.
- I w bajeczkę o bracie?
- Ale on…!
- …już nie żyje.
- Kłamiesz! Czuję go… Nawiązałam z nim więź… On wie, gdzie jestem, po prostu nie chce zostawiać…
- Nędzna wadero! Spójrz na siebie! Żywisz się słabą nadzieją! Nic nie wiesz!
- A właśnie, że wiem!
- I tak wrócisz do piekła. Tam jest twoje miejsce. Już ja dopilnuję, żebyś znalazła się tam z powrotem!
- A ja na to nie pozwolę! Mów, co chcesz i tak wiem, że mój brat żyje, a ty nie możesz mu nic zrobić! Ani jemu, ani mi!
- To się jeszcze zobaczy… - mruknął złowieszczo i zniknął w ciemnej chmurze.
Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w to miejsce, a moją głowę wypełniły fale niepewności. Czy wrócę… do piekła?
- Ignis… O co chodzi?

<Sperrk? Jesteś choć odrobinkę ciekaw?>