wtorek, 13 stycznia 2015

Od Day'a CD. April

Przewróciłem się i poturlałem po wilgotnej ziemi. Za nim April to zauważyła (miałem nadzieję, że tego nie zauważyła) wstałem i otrzepałem się.
- April... co to było? - zapytałem z ogromnym zdumieniem. Przed oczami widniał mi jeszcze obraz obrzydliwego, strasznego, morderczego basiora. Jak mogłem być tak głupi, że wcześniej tego nie zauwarzyłem.
- To było straszne... - April postawiła małego smoczka na ziemi i zaczęła mu się badawczo przyglądać. - Hm... może ten basior chciał go wypatroszyć...? Albo uzyskać z niego jakieś cenne informacje, które pomogły mu zrobić coś okropnego...? Lub może chciał wykorzystać tego smoka dla własnych interesów, nie szkodząc nikomu innemu, tylko smokowi... co o tym myślisz, Day?
- Sam nie wiem... - podszedłem do niej i podrapałem się po skroni.
- A może ty coś wiesz? - April spojrzała na smoka, chwyciła go i zaczęła nim potrząsać. - Mów, my ci pomożemy... halo...? Dlaczego nic nie mówisz?
- April, małe smoki nie potrafią mó... - zacząłem, ale nie zdążyłem dokończyć, gdyż to czerwone coś weszło mi w słowo.
- Nie jeśtem majy! - zaczęło piszczeć. - Słuchaj... pomogę wam, bo wiem cio ten gośtek knuje. Chcie wyśśać energię źe wśyśtkich śmoków, aby źdobyć nieopiśaną władzię, więć musicie go powśczymać!

<April? xD>

Od Mivy CD. Birka

Czułam się jak w raju mogąc gościć w swoich ramionach głowę Birka. Oparłam się o zbutwiały pień drzewa i popatrzyłam marzycielsko na polanę rozciągającą się i schodzącą powoli w las. Drzewa zupełnie pozbawione liści na zimowy okres wyglądały tak szaro, smutno i ponuro, a mimo to czułam się taka radosna i szczęśliwa. Kiedy byłam z Birkiem zawsze byłam szczęśliwa i nic nie mogło mi zepsuć tego świetnego humoru.
- Hej... wiesz co? - zaczęłam.
- Hm...? - Birk ziewnął przeciągle i popatrzył mi w oczy.
- Wiesz... tak się zastanawiam, bo... znaczy... znamy się już tak długo, a ty jeszcze nigdy nie opowiadałeś mi o swojej historii. No wiesz... co się stało, za nim trafiłeś do watahy. - chrząknęłam. - Wiesz... nie musisz mi jej opowiadać, jeśli nie chcesz... ja również nie chcę wypaść na ciekawską.
- Och... daj spokój, pewnie, że ci opowiem. - powiedział, po czym podniósł głowę. - Nie jest ona jakoś specjalnie długa... ale... urodziłem się w pewnej watasze. Cóż. Szczerze mówiąc, to już sam nawet nie wiem, ani nie pamiętam jak się nazywa. No w każdym razie żyłem sobie w tej watasze ze swoją rodzinką, aż tu pewnego dnia napadli na nas ludzie. Wataha okryła się chaosem, a nasz alfa... no, nie ważne. Kiedy udało mi się znaleźć rodziców, oni kazali mi uciekać, no to uciekłem. Wtedy byłem mały... byłem mały i przerażony tą całą sytuacją, więc jedyna osoba której mogłem zaufać to... ja sam. Ruszyłem przed siebie w świat i napotkałem na swojej drodze wiele przeszkód. Niemiłe i miłe istoty dokuczały memu losu... no, aż w końcu dotarłem do tej watahy i zagrzałem swoje miejsce w tej watasze. W twojej rodzinie. To takie streszczenie mojej historii. Ty też nigdy nie opowiedziałaś mi o swojej historii. Zechcesz ją zdradzić?
- Pewnie. Moja historia jest jeszcze krótsza od twojej... urodziłam się w watasze, moją matką była Melody, a Oasis ojcem. Po czym poznałam ciebie i nic więcej się dla mnie nie liczy. - przytuliłam się do basiora. - A tak ogólnie to mój brat zmarł... moja siostra flirtuje z jakimś basiorem, którego mama nieszczególnie akceptuje, a ojciec uciekł z watahy i nikt niczego więcej o nim nie słyszał.

<Birki? ;*>

Od Veyrona CD. Karibu

- Co takiego? - zdziwiłem się rozglądając dookoła. Było to dość duże pomieszczenie. Panowała całkowita ciemność, jednak lampa naftowa żarzyła się po środku pomieszczenia, rzucając na nie nikłe światło. Nie docierało ono do najciemniejszych zakamarków starego pomieszczenia. Źródło światła stało na zbutwiałym, zapadłym stołkiem bez jednej nogi. Pod stołkiem stał dziurawy, brudny, obszarpany, przesiąknięty wilgocią dywan. Na brudnych, zniszczonych, wapiennych ścianach wisiały przetarte rozmazane portrety, przedstawiające różne ważne postaci, polowania, zabawy... kruchy sufit podpierały trzy pogryzione przez szkodniki sosnowe podpory. Na krześle wysadzanym pluszem, bez oparcia dało się zaobserwować stare, zakurzone księgi, pióra i arkusze pergaminu, oraz pusty kieliszek. W całym pomieszczeniu dało się odczuć silny zapach stęchlizny. Nagle usłyszałem jakiś dziwny, odległy płacz. Zacząłem się rozglądać.
- A teraz? Teraz to słyszałeś? - zapytała zapalona wadera. Potaknąłem głową. Omiotłem wzrokiem po podłodze. Nagle zauważyłem niewspółgrający z resztą podłogi kawałek podłoża wysunięty spod dywanu. Podszedłem do niego ostrożnie i odrzuciłem na bok wzbijając w powietrze tumany kurzu. Nagle naszym oczom ukazała się zepsuta, podniszczona, nasiąknięta wilgocią klapa z żelazną kołatką. Wymieniliśmy z Karibu porozumiewawcze spojrzenia. Uchyliłem klapę. Zauważyłem ciemne, kamienne schody prowadzące gdzieś w dół. Stamtąd dobiegał odległy płacz.
- Schodzimy? - zapytałem spoglądając niepewnie na skrzydlatą Karibu.

<Karibu? :3>

Od Arisy CD. Ryana

Spojrzałam na niego po czym zaśmiałam się cicho i uśmiechnęłam się delikatnie. Ryan w odpowiedzi odwzajemnił uśmiech.
-Tak... Chętnie z tobą pójdę... - uśmiechnęłam się niepewnie po czym znów spoważniałam.
-To świetnie - powiedział radośnie - Od czego zaczynamy? - chyba było to pytanie retoryczne, ale i tak na nie odpowiedziałam.
-Hmm... - udałam, że się na chwilę zamyślam - Zacznijmy od jeziora, znajdującego się niedaleko stąd... Potem przez magiczny las, kwiecistą łąkę i tak dotrzemy do jaskiń - powiedziałam śmielej i nawet się uśmiechnęłam przyjaźnie.
-No to idziemy - Ryan wydawał się dopisywać humor. Nie rozumiałam czemu z wszystkiego tak się cieszył.
Westchnęłam cicho po czym śmiałym krokiem ruszyłam przed siebie, a Ryan obok...

<Ryan?>

Od Ryana CD. Arisy

- Ee... sorry. - odpowiedziałem zakłopotany. - Nie chciałem.
- Nie szkodzi... - odezwała się cicho nieznajoma wadera. - Myślałam, że jestem tu sama... ale... myliłam się... najwidoczniej.
- Och, nie musisz być taka nieśmiała. Przecież nie odgryzę ci głowy. - zaśmiałem się.
- Hh... tak... - odpowiedziała nieznajoma następując z nogi na nogę.
- Oo... zapomniałem się przedstawić. Tak w ogóle, to jestem Ryan, a ty? - wyszczerzyłem zęby.
- Arisa. - powiedziała nieśmiało.
- Jesteś strasznie małomówna... - stwierdziłem przyglądając się Arisie. Przechyliłem głowę.
- Eh... nic na to nie poradzę. - odparła.
- Okej. - wzruszyłem ramionami. - Jestem tu nowy i próbowałem pozwiedzać sobie tereny watahy, ale mówię ci... strasznie nudno jest robić to samotnie. Może... nie wiem. Może zechciałabyś pójść ze mną? Oczywiście, jeśli chcesz. Nie mam zamiaru cię zmuszać. Możesz odmówić. To jak?
Uśmiechnąłem się.

<Arisa? :> >