wtorek, 23 grudnia 2014

Od Emmy CD. Cole'a

Szłam za tropem po wyboistym zboczu, pośpiewując pewną smutną piosenkę. Bałam się, że nie zdążę, więc poruszałam się bardzo szybko. Moja sierść była już lepka od potu, choć szłam dopiero dwie godziny. Z pozycji słońca wywnioskowałam, że jest około dziewiątej rano. Postanowiłam, więc zrobić krótką przerwę na przemycie spoconego ciała.
Szłam dalej. Im bliższa byłam celu, tym bardziej rozmazywało mi się położenie Cole’a. Gdzie on może być? Może, znajduje się już na terenach Wilczego Księcia i dlatego nie widzę dokładnego miejsca jego położenia? W dodatku słońce tak przypieka, że dla mnie, wilka wodnego, jest to prawdziwy koszmar. Na szczęście zaczął wiać przyjemny, chłodny wiatr. Wiatr? „To jest wiatr?!” – myślałam. – „Wiatr chyba powinien mieć jedną temperaturę i w dodatku wiać, a nie…” 
Moją myśl przerwała nagła noc. „To niemożliwe. Jeszcze przed chwilą był dzień…” – otaczała mnie jednostajna ciemność i chłód. Po mimo mojego futra było mi bardzo zimno. – „To nie był wiatr. To była oznaka tego, że zbliżam się do terenów Navaroga. Może nawet takie ostrzeżenie…”
Zatrzymałam się. I tak nie miałam dokąd iść. Na głazie przede mną wrósł jak znikąd potężny, czarny wilk. Wyglądał tak majestatycznie, że gdyby kazał zrobić mi cokolwiek, nawet coś bardzo głupiego, bez wahania zrobiłabym to. Jego widok sprawił, że w moim sercu zagościł podziw. Wyglądał władczo i królewsko, ale też tajemniczo. To musiał być Wilczy Książe.
- Czego tu szukasz? – usłyszałam łagodny, aksamitny głos. Nie umiałam określić skąd pochodzi, jednak byłam pewna, że należy do Księcia. Jego mgliste i czarne jak noc ślepia były wbite we mnie. Wydawało mi się, że nogi mam jak z waty. Bałam się.
- Ja… - przełknęłam ślinę. Nie mogłam się teraz poddać. Zaszłam zbyt daleko. – Ja przyszłam… Przyszłam poszukać mojego przyjaciela. Powiedział mi, że przyjdzie tutaj prosić ciebie, Wielmożny Władco, o pomoc. Przepraszam, że tak wchodzę na twe ziemie bez pozwolenia, jednak, Panie, musisz mnie zrozumieć. Bardzo mi na nim zależy.
Navarog przypatrzył się mi swoimi oczami, które budziły we mnie ciekawość. Co się kryje za tą mglistą maską? Nie wiedziałam. Poczułam, że spojrzenie Księcia lustruje mnie od stóp do głów jak rentgen. Nagle jego wzrok zatrzymał się na mojej piersi, dokładnie w miejscu, gdzie leży moje serce. Poczułam się tak jakby ktoś rozrywał mi klatkę piersiową. Broniłam się z całych swoich sił jednak on nie ustępował. W końcu się poddałam. Pozwoliłam wejść Wilczemu Księciu do serca, by zobaczył w nim wszystko. Wszystkie moje uczucia nie stanowiły dla niego tajemnicy. Nic nie mogłam na to poradzić. 
Gdy Navarog skończył przyglądać się mojej duszy, poczułam się tak jakby wielki ciężar wyleciał mi z serca, a na jego miejsce przyszedł ból. Ból był tak wielki, że padłam na ziemię. Nie miałam siły walczyć. Wpadłam w śpiączkę, w której raz się budziłam, a zaraz potem znów traciłam przytomność. Mimo to czułam, że umieram. Nie od razu, lecz powoli, stopniowo. Każda komórka mojego ciała umierała, gdy traciłam przytomność. Nie wiedziałam czy to ma sens. Pewnie nie, jednak dla mnie była to prawda. Umierałam na ziemi, na terenie Wilczego Księcia, ponurego jak noc. Bawił się mną, obserwował jak umieram. Pewnie sprawianie mi bólu dawało mu dużą satysfakcję. Ja tylko czekałam, aż to wreszcie się skończy. Chciałam umrzeć. Tu. Teraz. Byleby zakończyć tortury. Nie mogę zginąć? Czemu? Co mnie tutaj jeszcze trzyma? Nie musiałam się długo zastanawiać. Cole.
Wstałam wyczerpana z uczuciem, że każda część mojego ciała powoli się zapala. Mimo to podeszłam do Navaroga, tak blisko, że tylko kilka centymetrów dzieliło nasze pyski. Musiałam być silna. Spojrzałam mu głęboko w oczy i cicho wychrypiałam:
- Gdzie on jest?
Książę spojrzał na mnie ostro i przenikliwie. Części mojego ciała rozżarzyły się jeszcze bardziej. Nie chciałam ponownie zemdleć. Choć czułam, że to koniec, że umieram, że nic nie mogę już zrobić, w ostatnim przedśmiertnym geście powiedziałam:
- Możesz mnie zabić. Ale nie waż się go tknąć. 
I spadłam.

< Cole? Chyba zdobyłam nową specjalizację: pisanie nieracjonalnych myśli. O.o >

Od Karibu CD. Aventy'ego

- To wspaniale! Witaj w watasze! - powiedział basior.
- Dziękuje - powiedziałam.
- Jakie byś chciała mieć stanowisko? - spytał Aventy
- Zabójcą - powiedziałam.
Aventy spojrzał na mnie i spytał:
- Jesteś pewna?
- Oczywiście - powiedziałam - to współgra z moją drugą naturą.
- Tasiro oprowadzisz ją? - spytał Aventy.
- Jasne czemu nie - odparła Tasira.
Wyszłyśmy z jaskini, a Tasira spytała:
- Co chcesz zobaczyć najpierw?
- Może jakiś las - powiedziałam.

< Tasira? >

Od Cole'a CD. Emmy

Było strasznie mokro. Deszcz lał z nieba, osłaniając widoczność. Uplotłem więc sobie "parasol" z liści. Było mi źle... czułem się słabo, ale to nie przez to, że pogoda była nie w porządku, tylko moje moje serce poważnie słabło. Dlaczego tak się stało. Po tym jak nawrzeszczałem na Soula, pewnie Emma uważała, że jestem idiotycznym samolubem i patrzę tylko na siebie, a nie na innych. Ale cóż mogę poradzić? Soul jest wysportowany, dobrze zbudowany, masywny, ma piękne, czarne, gładkie lśniące futro, głębokie uwodzicielskie spojrzenie, potężne skrzydła, płynny i czysty, głęboki, prawdziwy, męski głos i ten swój diabelski uśmieszek na podryw wader, umie pokonać wroga jednym ciosem, włada piorunami... a ja? Ja co mam? Wyblakłe, szorstkie, brązowe futro, zielone oczy, poharatany nos, zachrypnięty, dziecięcy głos, jestem tak chudy, że może mnie porwać najmniejszy podmuch wiatru, nic co mówię nie jest brane na poważnie... niektórzy uważają nawet, że mam poprzewracane we łbie... na kogo poleci taka wadera, jak Emma? Cóż... powiedzmy szczerze... nie miałem u niej szans. Ech... przyspieszyłem. To było gdzieś niedaleko... byłem tego pewien. Wyczułem to. Po kilkunastu minutach marszu zrobiło się całkowicie ciemno. Nocny płaszcz okrył świat i tylko z oddali dało się słyszeć pohukiwanie sów. Tak. To było to miejsce. Nagle chmury powoli się rozstąpiły a na niebie zawitał pusty, odległy, zimny, biały księżyc. Nagle przez moment przysłonił go cień. Oprzytomniałem i potrząsnąłem głową przypominając sobie, na czyich terenach się znajduję. Nagle na wielkim, spróchniałym, porośniętym mchem pniu pojawił się wilk. Nie był on jednak zwykłym wilkiem. Był zdecydowanie większy ode mnie. Jego sylwetka była szczupła, rozbudowana i wysoka. Miał oczy, jakby spowite mgłą... zimne, ale tchnące łagodnością. Jego czarna sierść powiewała na wietrze, niczym jedwabny płaszcz sprawiający wrażenie potęgi...

Wpatrywał się we mnie swoimi oczami skrywającymi jakąś wielką tajemnicę. Imponował mi. Nagle zewsząd, z każdej strony odezwał się krystalicznie czysty, gładki, łagodny i głęboki, jednak szorstki i chowający urazę ton:
- Czego tu szukasz?
Nagle nogi mi zesztywniały. Zacząłem się rozglądać. Niebo spowiła krwista czerwień, a czarne chmury wlokły się po niej zwiastując śmierć i smutek. Czułem się zdezorientowany. Nagle Wilczy Książę rozpadł się w drobne kawałeczki, a każdy z nich zamienił się w czarną wronę, posiadającą identyczne zimne, białe oczy. Nagle spod ziemi wyrósł wielki pagórek, a wrony rozproszyły się i zamieniły w popiół... nie było wątpliwości. To musiała być technika iluzji! Ta z której nie da się wybrnąć! Nagle na głaz wskoczył człowiek... widziałem tylko jego sylwetkę, ale wyczuwałem, że skądś go znam... Nagle wyciągnął rękę w stronę wysoko osadzonego księżyca i przyciągnął go do siebie. Zaczęło kręcić mi się w głowie... to nie była żadna wizja. Postać uderzyła w księżyc jakąś potężną mocą, a on zalał się krwią i utworzył na nim symbol, zupełnie jak oczy ów mężczyzny i... moje...Nagle zacząłem się palić. Wrzasnąłem z przerażenia patrząc w oczy mężczyzny. Zamknąłem je natychmiast i trzymając się za głowę skuliłem w kłębek potrząsając z rozpaczy głową...
***
          Otworzyłem oczy. Stałem na łapach. Cały się trzęsłem i byłem zalany potem. Dyszałem ciężko. Wszystko jednak było tak jak dawniej... granatowe niebo pokryte gwiazdami, lodowaty, biały księżyc na swoim miejscu. Navarog siedzący na głazie, wpatrujący się we mnie swoimi oczami. Coś jednak było nie tak. Z jednego z jego oczu spływała krwawa łza. Ta potężna technika iluzji... to musiał być Wilczy Książę.
- Czego tu szukasz? - powtórzył pytanie. Jednak ja nie byłem w stanie mu odpowiedzieć, gdyż opadłem na ziemię bez sił i straciłem przytomność. 
          Gdy tylko odzyskałem przytomność wstałem natychmiast i otrzepałem się. Navarog nadal wpatrywał się we mnie.
- Czego tu szukasz? - zapytał ponownie. Ale tym razem postanowiłem mu odpowiedzieć.
- Ja...? Przyszedłem prosić Wielmożnego Księcia o pomoc... - ukłoniłem się na drżących łapach.

<Emmo? ;3>

Od Ceiviry CD. Serine'a

Od nadmiaru fryzur i krojów sukien ślubnych kręciło mi się w głowie. Chciałam od tego odpocząć. Plus był taki, że Chance wybrała wreszcie kreację, a ja uczesanie. Martwiłam się o Serine'a. Zaczęło się ściemniać, ale ten nie wracał. Pożegnałam się z waderą i wyszłam z jaskini. Włóczyłam się w tę i z powrotem, obserwując z przerażeniem, jak słońce schodzi coraz niżej.
- A może coś mu się stało? - pomyślałam.
Po kilkudziesięciu minutach ujrzałam w oddali wilczą sylwetkę. Zaczęłam iść w tym kierunku. Jak wielka była moja radość, gdy odkryłam, że to Serine. Podbiegłam do niego i mocno go przytuliłam. Ten chyba się zdziwił, bo dopiero po chwili odwzajemnił uścisk.
- Gdzie byłeś tyle czasu? Martwiłam się - rzekłam nieśmiało.
- Poszedłem na spacer, a potem coś mnie zatrzymało. Naprawdę się o mnie martwiłaś? - zapytał z niedowierzaniem.
- Tak. Już myślałam, że coś ci się stało. Nie rób tak więcej.
- Dobrze, nie będę - uśmiechnął się nieznacznie.
Nagle ostatnie promienie słońca schowały się. Upadłam na ziemię. Znowu ten okropny ból. Serine objął mnie. Cała dygotałam. Chciał pomóc mi to wytrzymać. Udało się. Po kilku minutach ustało. Dyszałam ciężko. Z każdym następnym razem było coraz gorzej. Basior położył się obok mnie i spojrzał z troską w moje oczy. Ja mogłabym patrzeć w jego całe wieki. 
- Cei, proszę powiedz mi, co ci jest?
- Nie mogę... - spuściłam łeb.
- Jak to?
- To wkrótce minie. Wilki Dźwięku już tak mają - powiedziałam.
- Dobrze, niech będzie, ale obiecaj, że jeśli poczujesz się bardzo źle i będziesz potrzebowała pomocy, od razu mi o tym powiesz - odparł.
- Dobrze, obiecuję - zgodziłąm się.
- Cei, ja się tylko o ciebie martwię. Nigdy nie zrobiłbym niczego, co mogłoby ci zaszkodzić, naprawdę.
- Nie musiałeś tego mówić. Wiem to od dawna - rzekłam spokojnie, wpatrując się w niego.
Ten tylko lekko się uśmiechnął.
- Chciałam cię przeprosić za moje zachowanie. Za to, że byłam taka wybuchowa i cały czas tylko krzyczałam. Za dużo rzeczy zwaliło mi się na głowę. Wybacz - rzekłam z pokorą.
- Gdybym wiedział, jakie to rzeczy, starałbym się pozbyć ich od zaraz. Nie lubię, gdy jesteś smutna, zagubiona, a przede wszystkim sama. Przez te ostatnie dni mnie też nie było łatwo. Nie gniewam się, naprawdę - odparł.
- To co, zgoda?
Wyciągnęłam łapę w stronę wilka. Ten zamiast ją uścisnąć, przytulił mnie mocno. Wreszcie coś zaczynało się układać. Nagle usłyszałam kroki. Wyrwałam się z objęć Serine'a. Około pół metra od nas stała Chance. Podbiegła do basiora. Teraz to ona go przytuliła.
- Gdzie ty się podziewałeś? Strasznie się o ciebie martwiłam - ten sztuczny, dziwny akcent.
- Byłam się przejść i tak jakoś wyszło - odparł zmieszany.
- Dobrze, że już jesteś. Idź do jaskini. Ja muszę obgadać jedną, ważną sprawę z moją druhną - rzekła, uwalniając Serine'a z uścisku.
Gdy basior odszedł, Chance od razu podbiegła do mnie. Była wściekła.
- Co to miało być?! Czy nie mówiłam ci, że masz się trzymać od niego z daleka?!- krzyczała.
- Nie wiem, co masz na myśli - odparłam przestraszona.
- Ty nie wiesz?! Śmieszna jesteś. Co to za uściski? Co ty sobie wyobrażasz?! Myślisz, że nie widzę, jak się do niego kleisz?! - nie mogła się opanować.
- Ale to był tylko przyjacielski uścisk - sama wiedziałam, że to nieprawda.
Wadera wybuchła głośnym śmiechem.
- Ty nigdy nie odpuszczasz, co? On będzie szczęśliwy tylko ze mną. Nie masz u niego szans, rozumiesz?!
Skuliłam się. Chance była rozwścieczona do granic możliwości.
- Ooo, a pamiętasz, jak nazwał cię brzydką? Nic dla niego nie znaczysz, nic! - wrzasnęła.
- Nie daj się wmanewrować w te gierki. To nieprawda - powtarzałam w myślach.
Najlepsze było to, że ja naprawdę wierzyłam w to, że Serine'owi na mnie zależy. Dał tego dowód już nieraz.
- Zobaczysz, co spotyka tych, którzy lekceważą moje ostrzeżenia - powiedziała.
Wadera uniosła łapę, uzbrojoną w długie pazury. Chciałam uciec, ale nie było to możliwe - stałam pod skałą. Chance ugodziła mnie w brzuch. Od razu popłynęła struga krwi. Nie mogłam się obronić.
- I co warto było? - wyszeptała z irytacją.
Wtem poczułam, jak unoszę się do góry. Po chwili uderzyłam z całej siły ciałem o skały. Do moich uszu dotarł dźwięk gruchotanych kości. Zaskomlałam tak głośno, że liczyłam, iż ktoś mnie usłyszy.
- Jeśli Serine się o tym dowie... - wychrypiałam słabym głosem.
- Skarbie, a kto mówi, że się dowie? Przecież ty mu nic nie powiesz. Chyba że chcesz, żeby Serine podzielił twój marny los - rzekła słodko.
Przestraszyłam się. Nie mogłam pozwolić, żeby Chance zrobiła coś Serine'owi. Ja to pół biedy. Przecież i tak jestem martwa, ale on...
- Posłuchaj mnie. Jeśli jakimś cudem ktoś cię uratuje, nie powiesz, że to ja ci to zrobiłam. Wersja ma być taka: skończyłaś ze mną rozmawiać o sukni ślubnej. Chciałaś wrócić, ale wtedy ktoś cię zaatakował. Nie widziałaś napastnika. Straciłaś przytomność, rozumiesz? - zapytała złowrogo.
Pokiwałam łbem, bo tylko to byłam w stanie zrobić. Potem Chance odeszła, zostawiła mnie samą. Krew płynęła czerwonym strumieniem. Traciłam siły. Wszystko bolało mnie okropnie. Czułam, że tracę  przytomność. Wtem do moich uszu dotarł dziwny dźwięk. W blasku księżyca ujrzałam sylwetkę wilka. Podszedł do mnie. Ostatnie, co widziałam, to piękne, zielone tęczówki - tęczówki Serine'a...

<Serine, mój wybawco? :)>

Od Blooda CD. Ili

-Po prostu jestem niebezpieczny tak, jak moja moc. Muszę ją opanować a wtedy będę mógł mieszkać.
- Aha...?
- To wszystko... no i że mam dużo wrogów. - odparłem.
-Ale nie musisz się nimi martwić!
- Oni są niebezpieczni. Rozwalili już moje pięć watah... chodź było tam dużo wilków i tak nie wygraliśmy...- mruknąłem.

<Ila?>

Od Ili CD. Blooda

- Ha, ha... ale zabawny jesteś... - uniosłam brwi. - Skoro chcesz się osiedlić poza terenami watahy, to niby po co do niej dołączyłeś?
- Nieważne... - zaczął basior, ale zastąpiłam mu drogę.
- Odpowiedz. - spojrzałam na niego poważnym wzrokiem.
- To długa historia... - próbował mnie wyminąć.
- Nie odpuszczę, jeśli mi nie odpowiesz. Prooooooooszę! - zamrugałam oczami przedłużając nutę ostatniego słowa.
- Nie chcę...
- Prooooooooszę! Nie bądź taki! - chrząknęłam. - Obiecuję, że wtedy nic nie powiem alfie!

<Blood? Plooosięę **>

Od Blooda CD. Ili

- Dobra. To ja idę szukać jaskini poza watahą.
-Ale czemu tam? - zapytała.
- Tak będzie bezpiecznie dla wszystkich - powiedziałem.
- Chyba sobie żartujesz...
- Nie. Żartuje tylko w łóżku - uśmiechnąłem się łobuzersko.

<Ila? xD>

Od Blooda CD. Tasiry

- Opowiedz mi o tym - prosiła.
- Miałem problemy... - odpowiedziałem.
- Z Zoragiem??? - zapytała.
- Oo... i nie tylko!
- Czyli też z Sybirem, Sasuke, Demonem, Bossem i Orionem???
- Tak - zaśmiałem się.
- Oj, znam wszystkich twoich wrogów - uśmiechnęła się słodko i pociągająco.
- Ale niestety musiałem połączyć moc Richistu z żywiołami, by były mocniejsze, ale zapomniałem jak kontrolować moc Richistu wiec... nie mogę używać żadnej mocy.
- Czyli..
- Tak. Pozostało mi być zwykłym wilkiem, ale na razie będę mieszkał poza terenami by trenować moce.

<Tasira?>