czwartek, 24 grudnia 2015

Od Edena

Serce ustało, pierś już lodowata
Ścięły się usta i oczy zawarły;
Na świecie jeszcze, lecz już nie dla świata!
Cóż to za wilk?- Umarły.

Patrz, duch nadziei życie mu nadaje,
Gwiazda pamięci promyków użycza,
Umarły wraca na młodości kraje
Szukać lubego oblicza.

Pierś znów tchnęła, lecz pierś lodowata,
Usta i oczy stanęły otworem
Na świecie znowu, ale nie dla świata;
Czymże ten wilk?- Upiorem.

Skrzydlaty basior otworzył leniwie oczy- najpierw jedno, potem drugie. Płomiennymi ślepiami szybko otaksował okolicę i westchnął z rezygnacją. Wokół niego dalej panował mrok. Ciemność powoli otaczała swymi zimnymi mackami wszystkie obiekty, każdy krzak i każde drzewo. Nawet najmniejsze źdźbła trawy wydawały się ciemniejsze niż zazwyczaj. Zapewne, gdyby nie dekady nocnego życia i chowania się w mroku, Eden nie potrafiłby dostrzec niczego w tej gęstwinie cieni. Nawet teraz, ze swoim wyjątkowo wyostrzonym wzrokiem, nie widział dalej niż do czubków swych łap. Gdyby chciał, mógłby wzniecić tutaj ogień. Nawet mały płomyk przepędziłby noc z najbliższych drzew. Gdyby chciał, mógłby cały pokryć się świecącym ogniem, jak ta latarnia w środku mglistego lasu. Wtedy nie tylko on mógłby cokolwiek tu dostrzec, ale także inne istoty zamieszkujące okolicę. Gdyby tylko chciał… ale nie chciał. Nie potrzebował niczego widzieć, nie potrzebował odganiać mroku, nie potrzebował też promieni światła. Jedyna rzecz, jaka była mu teraz potrzebna, to sen… ale ten nie przychodził.
Eden funkcjonował tak już od kilku, jeśli nie kilkunastu dni. Nocami leżał samotny na trawie, między drzewami, tak jak teraz. Nieruchomy, jak ten głaz. Co jakiś czas jedynie machnął ogonem, lub szybko sprawdził puls z łapie, by mieć pewno czy jeszcze aby na pewno jest żywy. Chciał spać, ale zawsze miał z tym problemy… jak wszystkie Gargulce, swoją drogą. 
Sny można podzielić na kilka grup. Należą do nich te najprostsze i dobrze wszystkim znane przyjemne sny, czy też marzenia, jak i najgorsze i najmroczniejsze koszmary. Sny mogą być też wizją przyszłości, bądź podawać jedną z możliwych opcji naszego przyszłego życia. Czasem niektóre wilki, a zwłaszcza szczeniaki, przeżywają we śnie jeszcze raz ostatni dzień i to co je w ciągu niego spotkało. Istnieje tyle różnych snów, a każdy z nich jest zupełnie inny. Gargulce jednak mają tylko dwa z nich- są to albo koszmary, albo brak snu. I nie mówię o tym, że nie pamiętają co im się śniło, to byłaby znacznie prostsza sprawa. Mówię tutaj o braku snu w najczystszej i najprostszej do zrozumienia postaci. Moment, w którym zamykasz oczy i jedyna rzecz, jaką widzisz to czarna otchłań. Nic ci się nie śni, nic nie wyobraża, a jedyny sen, jaki od czasu do czasu do ciebie przyjdzie, to koszmar. Takie funkcjonowanie bywa bardzo męczące, dlatego też większość Gargulców jest w stanie żyć bez spania. Kiedyś Eden również potrafił nie spać całe tygodnie, miesiące i wreszcie lata… ale teraz było to znacznie trudniejsze. Kiedy wiara w Gargulce i w to, że są one kimś więcej niż tylko kamiennymi posągami, że to żywe istoty, osłabła, tak one powoli traciły część swojej dawnej mocy. Nawet te najpotężniejsze Wykute z Wulkanu, takie jak Eden były znacznie słabsze… słabsze, ale nie słabe. Choć na pewno nie mogły już funkcjonować bez snu, a przynajmniej nie na dłuższą metę. Kilka dni, czy nawet tygodni nie stanowiło jeszcze tak wielkiego problemu. Ale w pewnym momencie natrafiało się na cienką granicę, a skrzydlaty basior właśnie ją przekroczył. Potrzebował snu, ale ten jak na złość nie przychodził. To właśnie dlatego Eden zaczął powtarzać sobie fragmenty dobrze znanych mu wierszy i poematów, liczył po prostu, że w końcu zaśnie i ta walka się skończy. Ale nic z tego, Los najwyraźniej dobrze się bawił, robiąc mu na złość. Cóż, mimo wszystko Eden musiał przyznać, że nawet dobrze się bawił podczas tego pojedynku, w końcu znalazł godnego siebie przeciwnika.
Skrzydlaty basior wywrócił oczami i westchnął ze zrezygnowania. No nic, może spróbuje zasnąć następnej nocy. Teraz wszystkie jego próby były bezcelowe i tak już się rozbudził. Już miał się podnieść i spędzić kolejna noc w powietrzu, kiedy to… ktoś się o niego potknął? Cóż, może brzmi to absurdalnie, ale tak właśnie było. Poczuł, jak ktoś przechodzi obok i zahacza o jedną z jego przednich łap, tą, która była wysunięta bardziej do przodu, i prawie że upada na ziemię. Całe szczęście, obcemu, czy też może obcej, jak słusznie dostrzegł Eden, udało się w ostatniej chwili odzyskać równowagę.
-Kto, na miłość boską, rozkłada jakieś badziewia na środku ścieżki?!- usłyszał głos nieznajomej. Ciężko stwierdzić, czy był pełen zdziwienia, złości, czy też niepewności… może wszystkiego po trochu?
Mimo wszystko, na pysku Eden’a pojawił się złośliwy grymas. Pominął fakt, że został nazwany badziewiem, słyszał już gorsze wyzwiska. Poza tym zdawało się, że wadera nie miała pojęcia, iż potknęła się o coś, no, żywego.
-Jak się pod nogi patrzy, to się na nic nie wpada.- mruknął złośliwie, podnosząc się z ziemi. Nieznajoma najwyraźniej dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że owe „badziewie” w rzeczywistości było żywym wilkiem, a Eden’a niezmiernie to bawiło. Jedno jest pewne, żył na świecie już ponad sześćset lat, ale jeszcze ani razu nie zdarzyło mu się w ten sposób poznać nowego wilka. Zapowiadało się ciekawie, nie ma co.

<Killy? Resztę zostawiam Tobie ^^>

Od Dezessi CD. Luny

Pokazałam jej jaskinię która była 5 metrów od mojej. Miałam skrytą nadzieję, że jutro też spędzimy wspólnie czas. 
- No to dobranoc. - uśmiechnęłam się.
- Dobrej nocy. I ciekawych snów. - odwzajemniła się.
Skinęłam głową i poszłam do swojej jaskini. Byłam zmęczona, a dopiero teraz poczułam to tak na prawdę. Nie długo się przewracałam z boku na bok. Szybko usnęłam.
Byłam na łące. Całą trawa była doszczętnie pokryta rosą. Świeżą i jeszcze zimną. Położyłam się na niej by się odprężyć. Rosa powoli przechodziła na moje futro. Było mi tak przyjemnie. Mrużyły mi się oczy. Nagle przed nosem wyrósł mi piękny kwiat. Był cały biały i miał piękny zapach. Tak jakby chciał się ze mną zaprzyjaźnić. Jego lekkie płatki powiewał na bardzo lekkim wietrze.
- Jesteś piękny - zbliżyłam rękę by go dotknąć.
W jednej chwili zmienił kolor na czarny. Jego zapach był przytłaczający, ale i jakby odurzający. Odskoczyłam do tyłu. Zamiast pięknych białych płatków na namyj jego szczycie były czarne ciernie z których obficie sączył się jad. Jego jeszcze przed chwilą piękna i delikatna łodyga zmieniła kolor na szary i tak jak kora  starych drzew była pomarszczona. Rosa też już zniknęła. Trawa wokół kwiatu więdła w zastraszającym tempie, a kwiat rósł i rósł. Zbliżał się do mnie po woli, ale czuć było jego pewny zamiar. Na koniuszkach kolców przejaśniał trochę biały. Wyglądało to tak jakby ten biały kwiat walczył z czarnym. Niesamowite, ale i niebezpieczne. Chciałam pomóc białemu kwiatu, ale nie wiedziałam jak. Ta namacalna bezsilność. Po prostu... Mrugnęłam.
Nie było już łąki. Nie było kwiatów. Była Luna. Czarna Luna. Na uszach miała białe przebłyski, ale jej wzrok był skupiony na mnie. To ona była tym kwiatem. To ona się zmieniała. To ona walczyła.
Obudziłam się zalana potem. Usiadłam i złapałam się za głowę. Przez wejście wpadały jasne promienie słońca. 
W tym też otworze stanął czarny cień Luny. Moje serce przestało bić. Przestałam oddychać. Cień się powoli zbliżał. Gdy już cały było widać... Zobaczyłam... Całkowicie białą Lunę.
- Coś się stało? - zapytała.
- Nie.. Nic, to tylko zły sen. - wytłumaczyłam.
Matko, ale dziwny sen. TO pewnie tylko moja rozszalałą wyobraźnia. Nic wielkiego. Zwykły sen. Uf...
- To co idziemy może na rzekę? -zaproponowałam już z uśmiechem.
- Jasne czemu nie? - zaśmiała się.
- No to chodź za mną. - ruszyłam w stronę rzeczki.
Gdy tak szłyśmy atmosfera się poprawiła. Było miło i przyjemnie.
- No to co ci się śniło? - zapytała zaciekawiona.
- Nie uwierzysz... - zaśmiałam się.
Może warto jej powiedzieć. W końcu jak będę miała tajemnice to nigdy nie będziemy przyjaciółkami.
- No opowiedz. - szturchnęła mnie ramieniem.
- No dobra. - zaśmiałam się.
Opowiedziałam jej cały sen ze szczegółami. I jeszcze dodałam swoje poglądy na ten temat. Luna zamieszała się i posmutniała. Tak jakby to było coś ważnego. To tylko sen. 
Gdy doszłyśmy nad rzekę, Luna widocznie coś rozważała. 

<Luna? Hłeu, hłeu. Co tam dalej napiszesz?>