niedziela, 18 stycznia 2015

Od Matta CD. Hamony

-Wiesz, czasem naprawdę cię nie rozumiem. - roześmiałem się wpatrując się w jej mroczne oczy - Raz jesteś wredna a czasem uciekasz od rzeczywistości, tym samym chcąc być sama.
Wadera spojrzała na mnie, chyba zaskoczona i trochę gniewnie.
-Nie zmieniaj tematu - warknęła.
-Oj, przestań - uśmiechnąłem się. - czasem mogłabyś się po prostu uśmiechnąć!
Podszedłem do niej bliżej.
-A niby czemu? - uniosła jedną brew.
-Bardziej do twarzy ci z uśmiechem - powiedziałem wglądając w jej umysł i przeglądając jej wspomnienia z dzieciństwa. Właśnie tam zobaczyłem małą Hamonę, radośnie biegającą po łące.
-Gdzie wtedy byłaś? - zapytałem zapominając, że nie wie, że przed chwilą zajrzałem jej w umysł.
-Co? - zapytała zaskoczona.
-A, nic - próbowałem się jakoś wykręcić.

<Hamona?>

Od Matta CD. Ecclesi

-Chyba wiem, jak można mu pomóc... - podszedłem do nieznajomego wilka po czym spojrzałem na ranę - Wyliże się, zanim to nastąpi minie trochę czasu. - zamyśliłem się intensywnie wpatrując w ranę.
-Masz jakiś pomysł? - zapytała powoli podchodząc do mnie.
-Chyba mam - uśmiechnąłem się - Jedną z moich mocy jest szybka regeneracja...
Spojrzałem na nią.
-I...? - spojrzała na mnie wyczekująco.
-I, jeżeliby przekazać, tak jakby swoją regenerację jemu, tak na chwilę - trudno było mi to wszystko wytłumaczyć - To rana wyleczyłaby się na miejscu...
-Ale jak mu to przekazać...
Znów zamyśliłem się.
-Nie ma innego wyboru - zacisnąłem żeby i przyłożyłem łapy wokół rany i "przekazywałem" mu regenerację. Wilk miał na sierści ogień, więc czułem straszny ból. Syknąłem niezadowolony po czym odskoczyłem od wilka. Jednak operacja się powiodła i nieznajomemu zaczęła się zasklepiać rana. Odetchnąłem z ulgą po czym spojrzałem na swoje przednie łapy, które były całe czarne i czerwone od oparzeń... 
-To nic takiego... - wytłumaczyłem Ecclesi, która wpatrywała się w moje łapy - zaraz się zagoją.. 
A raczej miałem taką nadzieję...

<Ecclesia?>

Od Telary CD. Deatha

Wynurzyłam się z wody tak, że głowa wystawała mi ponad powierzchnię wody i z uśmiechem na ustach, powiedziałam
-Uśmiechnij się!
 Podpłynęłam do niego bliżej. Basior uniósł lekko kąciki ust po czym spojrzał mi w oczy.
- O wiele lepiej! - zaśmiałam się, po czym ochlapałam go.Wyszliśmy z wody siadając obok siebie na większej skale.
-Jak pięknie - wymruczałam pod nosem i położyłam  wpatrując się to na jezioro, to na las otaczający nas... Death odpowiedział mi delikatnym uśmiechem. Nagle poczułam, że nie jesteśmy tu sami, wstałam jak oparzona, rozglądając się dookoła. Death spojrzał na mnie pytająco po czym sam zaczął się rozglądać.
-Chyba ktoś tu jest... - powiedziałam szeptem. Jak na zawołanie na drugim końcu jeziora pojawiły się dwie mroczne postaci. Wyglądały jak... duchy wilków, a otaczała je czarna mgła.
-Death... Spójrz! - wydusiłam z siebie.

<Death?>

Od Hamony CD. Emmy

Ja jako Wilk Śmierci (jestem jedną z ostatnich tego gatunku) znam dokładnie i na wylot prawa Śmierci. Wiem, że tylko Ona ma prawo przyzywać Ventusy. Ja jako jej wilk jestem Nienaruszalna - Ventusy nie mogą mi nic zrobić, ponieważ moja Pani rzuciła na mój gatunek pewne zaklęcie. Ale musiałam chronić pozostałe wadery. Jestem na tyle bystra iż wiem, gdzie zaczyna się granica obozu. Zapędziłam tam Moon i Emmę, a sama się odwróciłam. Widziałam, że Ventusy szybują prosto na mnie. Kiedy wilczyce znalazły się za Barierą rzuciłam się na pierwszego  Ventusa. Zamieniłam się w dym i po chwili w powietrzu starłam walkę z pierwszym. Ale skubaniec był silny. Słyszałam jak Emma i Moon coś do mnie wrzeszczą. A potem... Wszystko się rozpłynęło w czerni. Zemdlałam...

<Moon, Emma?>

Od Hamony CD. Matta

Zamieniłam się w dym, po czym natarłam na Matta i wrzuciłam go do wody. Dopiero po chwili Matt wypłynął na powierzchnie. Rozejrzał się. Znów przybrałam postać materialną po czym rzekłam:
-Nie próbuj zrobić tego jeszcze raz!
Matt zaśmiał się ironicznie.
-Bo co mi możesz zrobić? - zapytał.
A ja znów zamieniłam się w dym i wepchnęłam basiora po wodę.
-A to! - warknęłam.
Wilk wylazł na brzeg. Otrzepał się i stwierdził:
-Wiesz, to fajnie wziąć orzeźwiającą kąpiel.
Puściłam tę uwagę mimo uszu.
-Słyszałaś co mówiłam?
Prychnęłam, po czym rzuciłam Mattowi wyzywające spojrzenie.

<Matt?>

Od Ecclesi CD. Matta

Zajadałam się ze smakiem pysznym, soczystym jeleniem. Wiedziałam, że Matt skomplementował mnie fałszywie... większość wilków prawi mi fałszywe komplementy. No, cóż... większość wilków ma to w zwyczaju, a ja nic na to nie poradzę.
Po skończonym posiłku ruszyłam razem z Mattem w stronę jaskiń. Szliśmy tak przez dłuższą chwilę, gdy nagle tuż przed naszym nosem przeleciało coś gorącego i czerwonego, po czym usłyszałam pisk.
- Co to było?! - zapytałam z przerażeniem kładąc łapę na piersi i rozglądając się niepewnie.
- Nie mam zielonego pojęcia.  - odparł nieco zdezorientowany basior. - Ale proponuję iść to sprawdzić.
- Zatem chodźmy. - odparłam. Skręciliśmy w lewo i zagłębiliśmy się w lesie. Szliśmy przed siebie i można było zaobserwować coraz więcej powyłamywanych drzew ze skwierczącymi, zwęglonymi liśćmi, a w ziemi było wgłębienie, jakby przetoczyła się tędy jakaś gigantyczna kula bilardowa. Moją głowę spowiły niespokojne myśli. Poczułam jak robi mi się słabo. Kilka metrów później Matt złapał mnie gwałtownie i pociągnął za kamień.
- Ktoś tam jest... - wyszeptał do mnie. Wychyliłam powoli głowę z za wielkiego głazu i zaraz potem ją schowałam. Przeraziłam się okropnie. Tam coś leżało... było żywe! Wyjrzałam zza skały jeszcze raz, aby móc przyjrzeć się tej rzeczy dokładniej. Okazało się, że był to... wilk! Był dość duży, ale leżał zwinięty w kłębek. Miał ogromne czarne skrzydła, a jego sierść była czerwona. Nagle spostrzegłam coś dziwnego... to nie była sierść... to były małe, tańczące płomyki ognia. Cały wilk wyglądał, jakby płonął! Musiał być wilkiem ognia, płomieni, lawy, czy coś w tym stylu... ale dlaczego tak nagle spadł z nieba?
- Idę tam. - stwierdziłam.
- Nie, zaczekaj! Nie możesz! - powiedział Matt, ale ja go nie słuchałam. Wyskoczyłam zza kamienia i podeszłam niebezpiecznie blisko do nieznajomego wilka. Na jego boku widniała ziejąca rana. Zmrużyłam oczy. Dyszał ciężko, ale powieki miał przymknięte. Zbliżyłam się powoli do niego. Gdy spróbowałam go dotknąć, on gwałtownie otworzył swoje żółte ślepia z małymi czarnymi szparkami jako źrenice. Natychmiast krzyknęłam i odskoczyłam gwałtownie do tyłu.
- On... on tu się... on się tu zbliża... - wyszeptał, po czym jego powieki zamknęły się. Na szczęście był tylko nieprzytomny. Spojrzeliśmy po sobie z Mattem nie wiedząc co mamy robić...

<Matt? O.o o.O>

Od Emmy CD. Cole'a

Odwróciłam łeb w stronę Orala. Musiałam zrobić cokolwiek, by tylko nie patrzeć na Cole’a.
„Czy naprawdę tak o mnie myśli? Przecież ja… Ja… Nieważne. Cole ma rację. Nie możesz zaniżać swojego poziomu, poczucia własnej wartości, bo będzie tylko gorzej. Nawet jeśli się z nim w pełni nie zgadzasz.”
Moje myśli mimowolnie przypomniały mi obraz moich rodziców ginących za mnie. Czułam się temu winna. Nie wiedziałam, co mogę zrobić, by ochronić przed tym Cole’a. Najgorsze było to, że potwierdził moje obawy. Jakaś cząstka mnie wołała z nadzieją: „To pewnie wszystko wymysł Orala! Nie jest prawdą to, co ci pokazał.” Ale niestety było prawdą. Jest prawdą.
Z zamyśleń wyrwał mnie głośny huk. To co zobaczyłam, napełniło mnie przerażeniem. Navarog leżał bez ruchu na mokrej trawie. Nad nim stał śmiejący się Oral. Byłam skołowana. Przez jedną krótką chwilę, Oral obrócił swój łeb ku mnie. Zobaczyłam jego szare przepełnione nienawiścią tęczówki. A potem usłyszałam jego głos:
~ Myślałaś, że ci się uda? Och, nie! Stąd nie ma wyjścia, kochana.
Poczułam ostry ból w skroni, a potem wszystko zawirowało i rozpłynęło się w nicość. Wokół mnie roztaczał się szary półmrok, przywodzący na myśl kolor tęczówek wilka. Szare, groźne, niebezpieczne. A potem pojawiła się gromada ventusów*. Okrążyły mnie tworząc elektryczną barierę. Burzowe chmury nadawały temu miejscu jeszcze mroczniejszego  wyglądu. Stałam wpatrzona w duchy, zupełnie nie wiedząc, co mam robić. Nagle dwóch z nich się rozstąpiło jakby robiło miejsce na przejście dla swojego pana. Do koła wszedł czarny wilk. Zupełnie czarny. Tylko oczy miał takie same jak ja…
- Tata? – spytałam niepewnie.
Wilk nie odpowiedział. Skinął na ventusy, a one rozpłynęły się w nicość. Elektryczna ściana zniknęła; w pokoju zostały tylko strzępki ciemnych chmur. Wilk chrząknął znacząco i do pokoju weszła wadera. Oczy miała w purpurowe, a sierść miała turkusowo-białą. Taką samą jak moje odznaczenia wśród czarnej sierści. Zwróciłam też uwagę na to, że sierść basiora ma taki sam odcień czerni jak moja. Szybko skojarzyłam, że ich widziałam jak za mnie giną. To musza być moi rodzice.
- A-Ale jak to? – powiedziałam drżącym głosem.
Moi rodzice do mnie podeszli i mnie przytulili. Czułam ciepło ich ciał. Są dwa wyjaśnienia tej sytuacji: (a) już nie żyję lub (b) oni żyją. Szczerze skłaniałam się do pierwszej wersji. 
Rodzice w końcu mnie wypuścili i zauważyłam, że mają łzy w oczach. Tak samo jak ja, zresztą. W końcu ponowiłam pytanie:
- Jak to?
- Spokojnie. – uśmiechnęła się smutno moja mama. – Wszystko w porządku. Żyjesz.
- A-A wy? – przełknęłam ślinę.
- A my nie. – odpowiedział mi tata. – Ale nie musisz się o nas martwić. Jest nam dobrze.
- Po co te… ventusy?
- Ach, one służą Śmierci. Mają pilnować, czy aby nie chcemy jej oszukać.
- Oszukać? – spytałam czując, że z każdą chwilą rozumiem coraz mniej.
- Spróbuję ci to wyjaśnić. – uśmiechnęła się mama. – Wiemy, że… Że obwiniasz siebie za nasza śmierć. Wiemy też, co się teraz z tobą dzieje. Obserwujemy cię i opiekujemy się tobą cały czas. Mimo tego, że nas nie widzisz zawsze jesteśmy z tobą. 
- Nie obwiniaj się za nasza śmierć. – dołączył się tato. – To nie twoja wina.
- Chcieliśmy się z tobą porozumieć, by ci to przekazać. – kontynuowała mama. – Śmierć nam na to pozwoliła, ale obserwują nas ventusy i w razie gdyby któreś z nas chciałoby się przedostać do świata żywych, zostałoby zatrzymane. Przykro mi, że tak tu ponuro, ale nie mieliśmy innego wyboru.
- Aha. Ale gdzie wy jesteście? I co się ze mną teraz dzieje?
- Tam. – mama spojrzała w górę.
Podniosłam łeb. Zobaczyłam rozgwieżdżone niebo, a na nim dwie połyskujące turkusowym blaskiem gwiazdy.
- To my. – wyjaśniła. - Twój ojciec i ja. Jak byłaś jeszcze mała opowiadałam ci, co się dzieje z dobrym wilkiem po śmierci. Zostaje on…
- …przeniesiony w kosmos i odradza się jako gwiazda. Ma oko na wszystko, co się dzieje na ziemi. Jego duch żyje spokojnie w ognistej kuli. Wiecznie. To prezent od Śmierci dla tych dobrych wilków. – uśmiechnęłam się nieśmiało. – Myślałam, że to brednie.
- Ależ nie, córeczko. – powiedział tato. – To prawda. Żyjemy razem, wśród innych gwiazd, nieustannie cię obserwując. No, może nie aż tak nieustannie.
Poczułam, że się rumienię. Dobrze, że nie było tego widać w tym półmroku.
- No, ale jak to możliwe, że ja was mogę normalnie dotykać i w ogóle…
- Emmo, znajdujemy się w dziwnym miejscu. Jest ono czymś pomiędzy życiem a śmiercią. My jesteśmy bardziej materialni od duchów, ale ty jesteś mniej materialna od innych żywych istot. Ale spokojnie, gdy wizyta się skończy wrócisz do żywych, tak jak my do swoich gwiazd. Tylko tak możemy się z tobą skontaktować i powiedzieć ci byś nie obwiniała się za naszą śmierć. Nie możesz tego rozpamiętywać. Musisz iść naprzód.
- Jak mnie znaleźliście skoro na niebie u Orala nie ma gwiazd?
Mój ojciec się zasępił.
- No, cóż, było to bardzo trudne, ale w końcu cię odnaleźliśmy i nawiązaliśmy połączenie.
- A ja jestem nieprzytomna, tak? To się dzieje w mojej głowie?
- Dzieje się w twojej głowie, ale jest prawdziwe. – obraz rodziców powoli zaczął mi się rozmazywać. – Pamiętaj my zawsze jesteśmy przy tobie. Kochamy cię.
- Ja też was kocham!
Obraz rozmazał się całkowicie. Znowu poczułam ostry ból w skroni. Leżałam na trawie. Mocno zacisnęłam powieki. Nie chciałam ich otwierać. Gdy rodzice nawiązali ze mną kontakt nie było mnie tutaj. Znaczy się, ciałem byłam, ale nie świadomością.
- Emma, wszystko okay?
Ten głos zadziałał na mnie uspokajająco. Odprężyłam się i lekko kiwnęłam głową.
- Nigdy więcej tak nie rób! – usłyszałam oskarżycielską nutę w tym łagodnym głosie. – Bałem się, że już nigdy do mnie nie powrócisz.
Otworzyłam oczy. Cole stał nade mną zerkając niepewnie na boki. Nagle, niekontrolowany potok słów wyleciał z moich ust. Zdziwiło mnie, że to wszystko wiem:
- Cole, to pułapka. Nie możesz tu zostać. Zabierz Hitaishi i uciekajcie stąd jak najszybciej. Ja wcale nie jestem wolna. Jestem przeklęta. Przeklęta przez Orala. Przebywanie ze mną tylko ci zaszkodzi. Uciekaj. Uciekaj, póki jeszcze możesz.
Cole spojrzał na mnie z przestrachem, ale stanowczo powiedział:
- Nie zostawię cię tutaj.
- Cole, błagam cię. Nie utrudniaj tego. Jestem przeklęta, nie rozumiesz? Oral rzucił na mnie klątwę. Póki on nie zginie ta klątwa będzie na mnie ciążyła, niosąc zniszczenie wszystkiemu i wszystkim wokół mnie. Nie możesz ze mną zostać. Zabierz Hitaishi i uciekaj. Proszę.
Podniosłam się z mokrej trawy, spojrzałam basiorowi prosto w oczy i powiedziałam:
- Nie mogę pozwolić, byś przeze mnie zginął. Ja… Jesteś dla mnie bardzo ważny. Nie mogę pozwolić, by kolejna ważna dla mnie osoba opuściła ten świat. Uciekaj, proszę cię…

*ventusy – duchy burzy, złe wiatry, tj. władają burzą, wiatrami. Mogą przybierać różne kształty, ludzkie lub końskie, w zależności od ich aktualnego usposobienia. Po grecku: anemoi thuellai.

< Cole? Mam nadzieję, że moje opko zniweczyło twoje plany… Jeśli myślę o tym, co myślę, że miałeś na myśli. xD Ale i tak jestem ciekawa, co wymyśliłeś… >

Od Goyavigi

Rano byłam wycieńczona. Całą noc nie spałam. A wiecie co jest najlepsze? Nie spałam dlatego, bo sama nie wiem czemu. Ale śmiesznie, hahaha... wychyliłam swój zmęczony łeb z jaskini. Uwaga, proszę państwa: ciepło! Alleluja! I tak nie poprawiło mi to humoru. Powłóczyłam łapami w stronę stawu. Obmyłam mój zmęczony łeb, o którym była już dzisiaj mowa. Następnie poszłam w stronę krzaków nazbierać trochę jagód, czy tam malin. Nawet nie myślałam o polowaniu, bo z tak świeżym umysłem mogę upolować co najwyżej ślimaka. Fuj. Z na wpół otwartymi oczami zrywałam owoce z krzaków. Miądliłam je powoli w swojej paszczy. Ani trochę nie zmniejszały mego głodu, więc przestałam i przeklęłam pod nosem. Usiadłam koło krzaka i obserwowałam to co działo się dookoła. Z moich obserwacji wynikało, że nie dzieje się teoretycznie nic. Nawet nie zakodowałam kiedy w końcu zasnęłam.
[...]
- Hej? Hej, żyjesz? Haalo? – usłyszałam głos. Otworzyłam oczy, szybko stanęłam na łapy i otrząsnęłam się. Padało. Było już po południu.
- Żyję. – powiedziałam sucho i obróciłam się w stronę mojej jaskini. Byłam już raczej wypoczęta. Słyszałam za sobą kroki. Wiedziałam, że basior idzie za mną. Zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę. – Odrazu mówię, że nie lecę na tanie podrywy, i tym, że mnie obudziłeś nie wzbudziłeś we mnie jakiejś wielkiej sympatii. Dalej jesteś dla mnie obojętny. Mam zły dzień, więc mogę być wyjątkowo zrzędliwa i chamska, więc jeśli nie lubisz, gdy ktoś ci marudzi pod nosem to możesz iść. Jeśli natomiast chcesz iść za mną, to wiedz, że ci tego nie zabraniam, ale nie biorę odpowiedzialności za moje czyny. – powiedziałam na jednym oddechu. Uśmiechnęłam się sztucznie. – To jak?

<Basiorze? c:>

Od Birka CD. Mivy

- No to faktycznie jeszcze krótsza. – uśmiechnąłem się delikatnie. W pewnym momencie coś na horyzoncie przykuło moją uwagę. – Też to widzisz? – spytałem przypatrując się jasnemu punktowi w oddali
- Tak. Coś tam świeci. I co...?
- Nic. – odpuściłem sobie dalsze próby zrozumienia co to, bo widziałem, że Miva średnio ma na to ochotę. Mój wzrok powrócił na waderę. Patrzyła na mnie pięknymi, głębokimi, zielonymi oczami. Biła z nich troska i radość. Czułem się przy niej bezpiecznie, ale wiedziałem, że ona przy mnie też. Usłyszałem nagle dziwne syki, tak jakby ognia. Zastrzygłem uszami i rozglądnąłem się. Wyglądało, jakby świecące coś się przybliżyło. Może tylko mi się wydawało. Miva zauważyła moje zaniepokojenie i popatrzyła na ten niezidentyfikowany obiekt.
- Wiesz może co to jest? – zapytałem. Ona potrząsnęła głową na nie. – Idę sprawdzić. – wstałem
- Czekaj. – wstała – Idę z tobą.
Już miałem zaprzeczyć, ale ona przyłożyła mi łapę do pyszczka, przez co nie mogłem się odezwać. Uśmiechnęła się i powoli ruszyła przed siebie. Ja delikatnie ją wyprzedziłem. Szliśmy nie odzywając się do siebie. Byliśmy coraz bliżej, ale wciąż nie wiedzieliśmy co to jest. Parę metrów przed dziwnym czymś zatrzymaliśmy się.
- To wygląda jak jakiś portal. – podzieliłem się spostrzeżeniami. Przyglądałem się temu czemuś z uwagą. Bardzo jasna, mała ściana zbudowana jakby ze światła. Paliła się płomieniami, które wcale nie były gorące.
- Pytanie dokąd ten portal. – Miva patrzyła uważnie na to coś. – Zawołać kogoś, żeby to sprawdził?
- Nie wiem. – obszedłem ścianę dookoła – To jak robimy? – zapytałem zaciekawiony.

<Mivuś? Przepraszam że dopiero teraz xc>

Od Arisy CD. Ryana

Wróciłam do swojej jaskini. Zastałam tam swoją mamę rozmawiającą z Mivą.
-Cześć - przywitałam je z uśmiechem.
-O... Już jesteś - powiedziała mama.
-Ach, oprowadzałam nowego basiora w naszej watasze, Ryana. - Miva spojrzała na mnie porozumiewawczo - Chyba pójdę od razu spać... Jestem strasznie zmęczona - uśmiechnęłam się ziewając.
Położyłam się w kącie jaskini o po chwili zasnęłam...
Gdy się obudziłam jaskinia była pusta, pewnie poszli na polowanie. Przeciągnęłam się po czym zjadłam trochę wczorajszej kolacji, jakoś nie byłam głodna. Przypomniałam sobie, że miałam się spotkać z Ryanem na plaży. Na samą myśl o tym na mojej twarzy pojawiły się rumieńce. Poszłam w wyznaczone miejsce, usiadłam na brzegu morza, wsłuchując się w jego szum...

<Ryan? ^^>