- Smerf Garmadon? - Próbowałem powstrzymać się od śmiechu. - To dość... hm... osobliwa ksywka.
- Tak jak ty - wilczyca puściła do mnie oko.
- To co? Kierujemy się do alfy? - Zagadnąłem.
- Z przyjemnością - odparła z przenikliwym wyrazem twarzy.
Zachęciłem wilczycę skinięciem głowy, aby ruszyła za mną. Podążaliśmy lasem. Było jeszcze dość wcześnie, więc trawa silnie pachniała rosą. Wszędzie po drodze porozsiewane były kwiaty. W okół było pełno pięknych, mocnych, dużych, starych drzew liściastych, w których koronach wdzięcznie świergotały ptaki. Przyjemnie dla ucha. Kiedy zaszliśmy już dość daleko stanęliśmy nagle.
- To tutaj - uśmiechnąłem się nieznacznie do wadery, po czym zwróciłem się w stronę jaskini naszego przywódcy i krzyknąłem: - Panie alfo! Halo, mamy kogoś nowego...
Po chwili z groty wyłonił duży, bury, ale majestatyczny wilk o przyjaznym wyrazie twarzy.
- To miło z twojej strony, Death, że przyprowadziłeś tu tę waderę - skinął głową.
- Prze pana... to jest teraz Smerf Garmadon - zachichotała Ruda.
- Hej! - Wyszczerzyłem zęby.
- Zatem, jak masz na imię? - Aventy, nieco rozbawiony zwrócił się do wilczycy.
- Ru... To jest, Wilchelmina - wadera wyprostowała się dumnie. - Co teraz, prze pana?
- Odpuśćmy sobie te formalności - alfa wskazał ręką na swoją jaskinię łapą - mów do mnie po imieniu... zapraszam do środka.
- Poczekać? - Chwyciłem jeszcze Wilchelmię za ramię nieco bardziej ożywiony niż pół godziny temu.
- Jeśli byś mógł, Smerfie Garmadonie - wilczyca zatrzepotała niewinnie powiekami.
- Oj, ty... - zaśmiałem się.
Po chwili Wilchelmina wraz z Aventy'm zniknęli za rogiem jego mieszkania, a ja podparłem ścianę i zacząłem przyglądać się mrówkom poruszającym się zwinnie między źdźbłami trawy niosąc na plecach ciężkie pakunki.
Po kilku minutach Wilchelmina wyskoczyła z jaskini cała rozpromieniona i zawołała:
- Jupiii! Oficjalnie jestem członkiem watahy!
<Ruda? :D>
Zachęciłem wilczycę skinięciem głowy, aby ruszyła za mną. Podążaliśmy lasem. Było jeszcze dość wcześnie, więc trawa silnie pachniała rosą. Wszędzie po drodze porozsiewane były kwiaty. W okół było pełno pięknych, mocnych, dużych, starych drzew liściastych, w których koronach wdzięcznie świergotały ptaki. Przyjemnie dla ucha. Kiedy zaszliśmy już dość daleko stanęliśmy nagle.
- To tutaj - uśmiechnąłem się nieznacznie do wadery, po czym zwróciłem się w stronę jaskini naszego przywódcy i krzyknąłem: - Panie alfo! Halo, mamy kogoś nowego...
Po chwili z groty wyłonił duży, bury, ale majestatyczny wilk o przyjaznym wyrazie twarzy.
- To miło z twojej strony, Death, że przyprowadziłeś tu tę waderę - skinął głową.
- Prze pana... to jest teraz Smerf Garmadon - zachichotała Ruda.
- Hej! - Wyszczerzyłem zęby.
- Zatem, jak masz na imię? - Aventy, nieco rozbawiony zwrócił się do wilczycy.
- Ru... To jest, Wilchelmina - wadera wyprostowała się dumnie. - Co teraz, prze pana?
- Odpuśćmy sobie te formalności - alfa wskazał ręką na swoją jaskinię łapą - mów do mnie po imieniu... zapraszam do środka.
- Poczekać? - Chwyciłem jeszcze Wilchelmię za ramię nieco bardziej ożywiony niż pół godziny temu.
- Jeśli byś mógł, Smerfie Garmadonie - wilczyca zatrzepotała niewinnie powiekami.
- Oj, ty... - zaśmiałem się.
Po chwili Wilchelmina wraz z Aventy'm zniknęli za rogiem jego mieszkania, a ja podparłem ścianę i zacząłem przyglądać się mrówkom poruszającym się zwinnie między źdźbłami trawy niosąc na plecach ciężkie pakunki.
Po kilku minutach Wilchelmina wyskoczyła z jaskini cała rozpromieniona i zawołała:
- Jupiii! Oficjalnie jestem członkiem watahy!
<Ruda? :D>