niedziela, 25 stycznia 2015

Od Ili CD. Cosmo

Wbiegliśmy na pole walki. Jedyne, co mogłam ujrzeć, to wielkiego przerażającego stwora atakującego jakiegoś wilka. Spojrzałam jak Cosmo wycelował w niego swoją mocą, ale zamiast tego trafił... we mnie! Odleciałam w powietrze. Cosmo, kiedyś cię dopadnę! Odbiłam się od ziemi i poturlałam w dół zbocza, po czym usłyszałam jak coś strzeliło mi w ramieniu. Po chwili zastygłam bez ruchu. Usiadłam na ziemi. Z kącika moich ust sączyła się strużka krwi. Otarłam ją niedbale i zaczęłam rozglądać się gniewnie. Gdzie się podział ten wilczur?! Wbiegłam na wzgórze i ujrzałam tam straszne monstrum wznoszące się wysoko ponad nami. Wyglądał jak wielki, ohydny, ociekający jakąś zieloną mazią czerw. Po bokach swojego grzbietu porozsadzane były kokony wypełnione jakąś błyszczącą substancją. Na jego widok zrobiło mi się niedobrze. Wydawało mi się, że jeszcze przed chwilką, kiedy tu przybiegliśmy był tu inny wilk... myliłam się. Nie było w miejscu zdarzeń nikogo oprócz mnie, wielkiego robala i małego basiorka. Właśnie! Gdzie się ten wilk podział?! Zaczęłam się rozglądać i... dostrzegłam! Leżał nieprzytomny w trawie. Olbrzymi czerw chciał go zaatakować, ale ja byłam szybsza. Zaczęłam rzucać w stwora kamieniami, piaskiem i wszystkim innym, co mi wpadło pod rękę. On jednak pochwycił mnie, oraz mojego towarzysza swoimi obrzydliwymi mackami i zaciągnął pod ziemię. Wlókł nas za sobą aż do podziemnej, cuchnącej groty, gdzie znajdowało się wiele takich potworów najprzeróżniejszego pokroju. Wszystkie zaczęły się szyderczo śmiać wytykając nas palcami, po czym zaśpiewały obrzydliwą pieśń.


<Cosmo? :-:>

Od Aventy'ego CD. Diamond

- Jak to „to”? Zmykajcie zająć się swoimi sprawami. - uśmiechnąłem się blado.
- Taak... to... dzięki... - wymamrotała Diamond i ruszyła za Cobaltem. Zanim odeszła chwyciłem ją jeszcze za ramię i powiedziałem surowym, ale łagodnym tonem:
- Diamond. Naprawdę, w tej watasze jesteś bezpieczna i nie musisz obawiać, że ktoś cię skrzywdzi. A jak spróbuje, ja stanę w twojej obronie, a nie sam cie poćwiartuję, dobrze?
Skinąłem przekonująco głową. Ona tylko potaknęła z lekkim zdezorientowaniem i odbiegła dołączając do swojego partnera i wtulając się w jego sierść. Pokręciłem głową i wróciłem przygnębiony. Miałem nadzieję, że ów parka będzie czuła się dziś lepiej. Dlaczego inne wilki mają o mnie takie mniemanie? Czym sobie na nie zasłużyłem...?

<Diamond? Na życzenie ;_;>

Od Cosmo CD. Ili

Myślałem nad słowami Ili. Wciąż nie rozumiałem, co mogło się stać. Ale jednak miałem ochotę walczyć z tym czymś. Jednak wadera wciąż nakłaniała mnie do ukrycia się bezpiecznie i czekanie. Oraz ewentualna obrona przed atakiem. Nie byłem pewny, czy to zrobić. Przecież i tak prawdopodobnie mnie znajdzie. A jak bym stanął z nim do walki, to po prostu stanie się to szybciej. Więc powiedziałem:
- Ja chce iść do walki. Wiem, że przegram, ale chce spróbować.
- Jesteś pewien, że... - wypowiedź przerwał jej głośny ryk. 
- Tak! Chodźmy! - zaczęliśmy biec w kierunku ryku.
Zobaczyliśmy strasznego stwora. Nie opiszę go, ponieważ tego nie można by opisać. Od razu do niego podbiegłem. Starałem się go odepchnąć. Nie udało mi się. Zobaczyłem tylko Ile krzyczącą ,,NIEEE!!!" i lecącą gdzieś daleko. Straciłem przytomność.

<Ila?>

Od Diamond CD. Aventy'ego

- Eh, to... - szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś gorszego. Czegoś... no... nie wiem... czegoś innego. Słuchałam ostatnio plotek o tym „nowym” alfie. Nie były szczególnie pozytywne. A jak pierwszy raz go spotkałam, nie wyglądał na potulnego. Więc myślałam, że będzie gorzej. A tu - tylko zmiana stanowiska. W pewnym sensie cieszyłam się. - Przechodzę na stanowisko lekarza. 
Uśmiechnęłam się. Aventy odwzajemnił uśmiech. 
- Dobrze, skoro formalności mamy za sobą, może przejdziemy na jakiś przyjemniejszy temat?
- No... ok - powiedziałam nieśmiało. - To... co?

<Aventy? Cobalt? Wymyślcie coś ciekawego... proszę ^.^>

Od Ceiviry CD. Serine'a

Nie przepadałam za Serinem pełnyum nienawiści i gniewu. Wolałam, gdy był łagodny, taki jak teraz. Niewiarygodne, jak jedna istota może wpłynąć na twoje życie. Kiedy Serine był w niebezpieczeństwie, moje serce drżało z niepokoju. Gdy odchodził, tęskniłam za nim. Wcześniej nawet bym nie pomyślała, że może mi na kimś tak zależeć. Moje serce, myśli, sny wypełniała jego obecność. Teraz zrozumiałam, jak wielki błąd popełniłam, ukrywając przed nim prawdę.
- Przepraszam cię - wyszeptałam.
Basior uwolnił się z uścisku i spojrzał mi w oczy. Rozpływałam się w jego zielonych tęczówkach. Zawsze mnie uspokajały. 
- Nie masz za co - odpowiedział równie cicho.
- Powinnam ci powiedzieć wcześniej, wytłumaczyć pewne sprawy. Teraz chcę to nadrobić - rzekłam.
- Dobrze, chodźmy gdzieś - zaproponował.
- Chance, zostań tu, a my za chwilę wrócimy, jasne? - zapytałam głośno.
Wadera pokiwała twierdząco głową. Wyszliśmy z Serinem z jaskini. Przeszliśmy kawałek w milczeniu, a potem zatrzymaliśmy się przy jeziorze. Usiadłam na trawie i spojrzałam w gładką taflę wody. Westchnęłam. Czekała mnie trudna rozmowa. 
- Te moje poranne i nocne napady to nie jest takie nic. To bardzo poważna przypadłość Wilków Dźwięku. Może ją wywołać tylko strażnik. To właśnie z nim walczyliśmy - zaczęłam.
- Kim on jest i co ci dokładnie zrobił? - zapytał Serine.
- To legendarny stwór. W mojej watasze opowiadano o nim bajki. Mówi się, że pewnego dnia niebieski strażnik zaatakował prastarą Watahę Wilków Dźwięku. Wystrzeliwał tajemniczą wiązkę światła. Ta przenikała ciała kolejnych wilków. Po długich zmaganiach strażnik odpuścił wreszcie i po prostu zniknął. Alfy myślały, że to już koniec koszmaru, ale ten dopiero się zaczynał. Z dnia na dzień coraz więcej wilków odkrywało, że nie może śpiewać. Nikt nie znał przyczyny tego dziwnego zjawiska. Potem każdego wschodu i zachodu słońca było słychać jedne, przeraźliwy skowyt. Struny głosowe ofiar strażnika płonęły żywym ogniem. Nikt nie mógł znaleźć na to lekarstwa. Wilki słabły z każdą minutą, aż pewnego dnia pochłonął ich żywioł - piekelny ogień - skończyłam.
- Nie rozumiem, czy ty...? - mówił z niedowierzaniem.
- Tak, nie mogę śpiewać. Dla mnie dźwięki są jak powietrze. Jeśli Wilk Dźwięku przestaje śpiewać na długi czas, to... - nie przeszło mi to przez gardło. 
Z oczu poleciały mi łzy. Co ja najlepszego narobiłam? Serine objął mnie i mocno przytulił. Jemu też na pewno nie było łatwo. Nie miałam pojęcia, co dalej.
- Serine, ja umrę... - wyszeptałam.
- Nie możesz, rozumiesz? - szeptał z trudem powstrzymując łzy.
- Umrę, jak tamte wilki od ognia... Boję się... - mówiłam cicho.
Basior zbliżył się do mnie i przytulił najmocniej, jak tylko mógł. Wtuliłam się w jego miękką sierść, słuchałam bicia serca i zastanawiałam się, jak ja będę mogła bez tego wytrzymać. 
- Nie pozwolę na to. Zrobię wszystko, żeby cię uratować - powiedział.
- Chance mówi, że zna lekarstwo, ale... To niemożliwe. Nie ma na to lekarstwa. Żaden wilk z mojej rasy jeszcze tego nie przeżył. Wielu próbowało, szukało antidotum. Serine, ja myślałam, że to tylko legendy, tylko legendy... To nie może być prawda. Błagam, powiedz, że to sen - wtuliłam się w niego jeszcze bardziej.
Byłam załamana. Jeszcze nigdy nie czułam się tak źle, tak podle. Nie potrafiłam znaleźć w niczym pocieszenia, płomyka nadzei, nawet w nim. Znajdowałam się na samym dole okropnej przepaści, z której nie da się wyjść, gdzie nikt nie może ci pomóc, nikt nie wie, co zrobić. Inni stoją nad tobą, patrzą, głowią się, jakby cię stamtąd wyciągnąć, ale tak naprawdę są tam tylko dlatego, że nie chcą cię zostawić samej, litują się. Wszyscy i tak wiedzą, że nie ma dla ciebie żadnego ratunku.
- Ile mamy czasu? - zapytał nagle Serine.
- Nie wiem, kilka, może kilkanaście dni. Nie jestem w stanie dokładnie określić - odpowiedziałam.
- Uratuję cię, zobaczysz, obiecuję ci to - rzekł, spoglądając mi prosto w oczy.
Powiedział to z takim przekonaniem, taką zaciętością, że przez chwilę uwierzyłam w jego słowa. Potem żadne z nas się nie odezwało. Siedzieliśmy obok siebie na trawie i wpatrywaliśmy się w spokojną toń wody.

<Serine?>

Od Birka CD. Mivy

- To od czego i kiedy zaczynamy? – spytałem zaciekawiony.
- Cóż, trzeba odnaleźć zaklęcie, które zdejmie to pierwsze. – zaczął tłumaczyć kot.
- Czyli takie... antyzaklęcie? – rzekła Miva.
- Dokładnie! Tylko gdzie go szukać... – zamyślił się drapiąc po głowie – Chyba wiem! Chodźcie za mną. Na razie udawajcie, że jesteście zwykłymi mieszkańcami królestwa, dobrze? – kiwnęliśmy głową na tak – Wspaniale! – wyszedł z sali, a my za nim. Wędrował pięknie zdobionymi, złotymi korytarzami, a ja z Mivą zastanawialiśmy się, jak on pamięta te kręte ścieżki. Po chwili wyszliśmy z gmachu. Miałem wrażenie, że to tylne wyjście, bo dookoła nas było raczej pusto.
- Czyli gdzie idziemy? – spytała wadera.
- Do jednego z ważniejszych czarodziei tutaj. Posiada on ogromną bibliotekę, może tam coś będzie...
- Oby – rzuciłem cicho do Mivy i uśmiechnąłem się z wzajemnością. Szliśmy kamienną dróżką, a co chwilę ktoś kłaniał się kotu. Faktycznie, było tu dużo stworzeń różnych ras. Czas się dłużył i dłużył, ale przynajmniej miałem z kim pogadać. W końcu po pewnym czasie doszliśmy do dość sporej chatki. Kocur z gracją zapukał w drewniane drzwi. Otworzył lis w dużym kapeluszu i śmiesznej kapie na grzbiecie.
- Och, witaj Alsenie! Co cię do mnie sprowadza? O, masz towarzystwo? Witam! – mówił niskim głosem i podał nam łapę. Przedstawiliśmy się i weszliśmy do środka.

<Miva? :3>