środa, 4 marca 2015

Od Goyavigi CD. Malika

- Nie myśleli, że taka mamałyga mogłaby stamtąd w ogóle uciec. – powiedział Shin, a najgorsze obelgi cisnęły mi się na usta, ale jakimś cudem się powstrzymałam. Westchnęłam głęboko i zaczęłam spokojnie, nie zwracając na tego okropnego wilczura uwagi:
- Może po prostu to więzienie - czy cokolwiek to jest – ma mało pracowników/strażników i... och, sama nie wiem. – zaczęłam się zastanawiać. Wilk już miał znowu mi coś dociąć, ale Malik zatkał mu paszczę łapą, więc Shin tylko cicho warknął, a ja uśmiechnęłam się do siebie tryumfalnie. – Ale kompletnie nie mam pojęcia, za co mnie tu wzięli... – szepnęłam. Nagle Shin się zatrzymał.
- Co jest? – zapytał Malik
- Okno! – odpowiedział zafascynowany basior. Spojrzałam tam, gdzie wskazuje basior. Faktycznie, przed nami było okno. Tylko okratowane, malutkie i ponad naszymi łbami – Do czegoś się w końcu przydasz. – mruknął
- Do mnie mówisz? – spytałam
- Nie, do podłogi! – pacnął się łapą w twarz – Tak, do ciebie...
- Mów więc, mistrzu co mam robić. – powiedziałam spokojnie, co ucieszyło obojga. Chociaż w środku mnie zawrzało.
- To najpierw trzeba zbić szybę.
- Nie, najpierw kraty. – zaprotestowałam
- Miałaś się mnie słuchać! – powiedział gniewnie
- Słuchaj...
- Nie, ty słuchaj! – przerwał mi. Miałam wybuchnąć.
- Malik, zrób coś. – zamknęłam oczy licząc do dziesięciu
- Co mam zrobić? Narazie wysłuchajmy jego planu.
- To najpierw pójdą szyby, potem ty wylecisz w postaci sowy czy jak jej tam – tu miałam mu przerwać, ale Malik zasłonił mi buzię – Skądś wytrzaśniesz coś do przepiłowania krat i uciekamy.
- Mogę coś powiedzieć? – zapytałam, ale nie czekałam na odpowiedź – Po pierwsze z takim blokowaniem magii w życiu nie zamienię się w tak małą, by przelecieć przez kraty. Pod drugie nie zostawiłabym was tu samych. Po trzecie nie wiem skąd bym miała wytrzasnąć „coś do przepiłowania krat”. Koniec wypowiedzi. Pytania?
- Mogę spróbować zamrozić kraty, a Goya by dziobem spróbowała je rozkruszyć.
- Chwila. – wpadłam na pomysł – Nie sprawdzaliśmy, czy w tym miejscu moce działają. – skupiłam się mocno i powoli zamieniałam się w sowę. – Powiedzmy, że działa. – powiedziałam.
- Ale czekaj, jak będziesz w tej małej postaci to podniesiesz Malika? Żeby zamrozić kraty i szybę musi się jakoś podwyższyć. – zauważył Shin. Ja byłam już w całkowitej postaci sowy. Złapałam Malika szponami za kark i podniosłam. Widziałam, że sprawiało mu to ból, ale przynajmniej będziemy wolni. Zamroził, co miał, ja delikatnie go puściłam.
- A przejdziecie przez to okno? – spytałam
-Wyjść nie wyjdziemy, ale wypełzniemy na pewno. – odpowiedział Shin. Twardym dziobem zaczęłam kruszyć kraty i okno. Po chwili poczuliśmy świeże powietrze wyziewające z okna (a raczej jego braku).
- Teraz mam was podnieść?
- Nie, spoliczkować. – zironizował Shin, a ja akurat miałam ochotę go spoliczkować. Wyjrzałam przez okno. Byliśmy na chyba drugim piętrze.
- Kto pierwszy? – spytałam i instynktownie złapałam za kark Malika. Podniosłam, wyleciałam szybko i zaczęłam ciągnąć go od zewnątrz. Ten nie spodziewał się drugiego piętra, więc się wzdrygnął tak, że ledwo go utrzymałam, gdy byliśmy w powietrzu. Oddaliłam się bezpiecznie w powietrzu, zniżyłam lot i puściłam Malika.
- Na serio strasznie słabo chronione to więzienie. – zauważyłam i znowu wzleciałam w górę po Shina.

<Malik? :3>

Od Losta CD. Ceiviry

Patrzyłem na Cei. Na jej piękne niebieskie oczy z których emanowała radość, życie. Jej oczy były jasne i przyejrzyste. Moje były ciemne. Emanowała z nich śmierć, rozpacz. Rzuciłem alfie ukradkowe spojrzenie. 
-Wybieramy trzecią możliwość - uśmiechnąłem się chytrze. Wadera zrobiła zdumioną minę, ale zlikidowała barierę. 
-Amarze - popatrzyłem na niego śmiało - Pójdziemy w swoją stronę. Nie będziemy... - zawahałem się - Nie będziemy wam zawracać głowy.
Moja towarzyszka spojrzała na mnie, blednąc z przerażenia.
-Słucham? - spytał Amar uśmiechając się uperzjmie - Chcecie odrzucić moją propozycję?
-Dokładnie - pokiwałem głową.
Alfa wstał z tronu. 
-Odrzucacie moją propozycję? - ryknął.
-No pięknie - jęknęła Ceivira - I po co to mówiłeś?
-Chodu! - krzyknąłem. Puściliśmy się biegem roztrącając strażników. 
Pędziliśmy. Po prostu pruliśmy przed siebie bez żadnego palnu. Wojownicy byli zbyt oszołomieni, by zareagować.
-I po co to było?! - wydyszała Ceivira pędząc obok mnie - Znowu musimy uciekać!
-Nie marudź - warknąłem - Skup się na biegu.
Wyglądała jakby chciała się jeszcze wykłucać, ale nic nie powiedziała. Po godzinie biegu dotarliśmy do jakiegoś dzrewa.
-Odpocznijmy - zdecydowałem Padliśmy na trawę wykończeni. Dyszałem, próbując złapać oddech. Leżeliśmy chwilę w milczeniu.
-Ale trzeba przyznać - przerwałem ciszę - Że przeżyliśmy kilka wspaniałych przygód. Chyba możemy się nazywać kolegami?
Cei nic nie odpowiedziała. Leżała uśmiechając się i patrząc w gwiadzy.

<Ceivira? c: >

Od Alessandra

Szedłem lasem.  Drzewa nie były zbyt wysokie. Wszędzie było czuć przyjemną aurę. Byłem cały poraniony. Mój oddech płytki i bardzo szybki mówił żebym odpoczął. Nie zamierzałem. Szok który zaznałem był zbyt świeży. Gdy doszedłem na polanę postanowiłem chwilkę, tylko chwileczkę odpocząć i iść dalej. Usiadłem. Nie zauważyłem nawet jak moje ciało osunęło się na ziemię. Zasnąłem.
     Śniła mi się wataha. Wszyscy byli szczęśliwi i uśmiechnięci, Szczeniaki biegały radośnie po polanie. Wszystko było zbyt idealne. Wnet pojąłem, że ten obraz nie należy do tego świata i nie będzie należeć. Odwróciłem się i wbiegłem w ciemność...
     Powoli otworzyłem oczy. Słońce chyliło się ku zachodowi. Nade mną stała wadera.
Szybko zerwałem się na nogi i przyjąłem postawę bojową....

<Arisa?>