sobota, 18 kwietnia 2015

Od Ryana CD. Arisy

- Dobra, dobra, ale już przestań mnie pchać. - westchnąłem.
- No. Idź normalnie. - Wadera zaśmiała się, ale przewróciła oczami, więc ten gest był nieco dwuznaczny. Wzruszyłem ramionami.
- Może zrobimy katapultę, która wystrzeli nas do watahy...? - powiedziałem nieprzytomnym głosem.
- Ta... może ten kto chce zabić nas na miejscu, podnoszą łapę. - mruknęła Arisa.
- To może... zrobimy skrzydła? Takie jak kiedyś wymyślił ten Dedal z mitologii greckiej, hm? - wyszczerzyłem zęby.
- Kto chce nas rozbić o powietrze, podnosi łapę. - westchnęła wadera.
- To może zbudujemy tratwę? - zaproponowałem.
- Kto chce nas utopić, łapa do góry... - zaczęła.
- Dobra, dobra. Zrozumiałem. Każdy sposób, w jaki próbuję nas stąd wyciągnąć, zabije nas. A masz lepszy pomysł? - zatrzymałem się.
- Nie.
- Może po prostu zbudujemy kompas i popłyniemy? Może jak zjawią się syreny, po prostu wetknę coś sobie do uszu, aby ich nie słyszeć? Ekhm...
- A rób jak chcesz... umiesz zbudować kompas? - zapytała z nadzieją Arisa.
- Yy... nie.

< Ariso? xD>

Od Deatha CD. Telary

- Oczywiście! - ożywiłem się. - Byłoby cudownie!
- To świetnie. Spotkajmy się jutro, może, hm... w tym samym miejscu? - zaproponowała wadera.
- Czemu nie? To całkiem dobry pomysł. A co będziemy dalej robić? - zapytałem.
- Ee... o! Mam. Fajna niespodzianka. - zachichotała Telara. Spojrzałem w jej przenikliwe oczy.
- Niech zgadnę... nie powiesz? - zaśmiałem się.
- Nie. - wadera pokręciła głową. - Niespodzianka, to niespodzianka i tego się trzymać będziemy!
- Jak chcesz. - przewróciłem oczami. - Odprowadzić cię?
- Byłoby mi bardzo miło. - wilczyca poruszyła brwiami i chwyciła mnie za łapę. Serce mi przyspieszyło. Ruszyliśmy razem kierując się w stronę jej jaskini. Na koniec pomachałem jej łapą i wróciłem do siebie. Zanim jednak wszedłem do jaskini, popatrzyłem w piękne bezchmurne niebo i tak bliską mi waderę. Byłem ciekaw w jakie miejsce zdecyduje się mnie zabrać i czy przeżyjemy razem kolejną wspaniałą przygodę.

<Telara? Mabey some action? <3 >

Od Matta CD. Ecclesi

Odprowadziłem waderę wzrokiem do momentu gdy zniknęła za ścianą jaskini. Po chwili weszła Hamona...
***
Gdy skończyłem rozmawiać z waderą pożegnałem się z nią, po czym wyszła z jakimi. Spojrzałem na swoją nogę owinięta bandażem po czym użyłem swojej mocy a kość natychmiast się zrosła. 
Zdjąłem opatrunek zrobiony przez Ecclesie po czym również wyszedłem przed jaskinię.
-Ecclesia... - powiedziałem do wadery. - Czemu jesteś smutna? - zapytałem.
-O, nie zauważyłam cię. - uśmiechnęła się ignorując moje wcześniejsze pytanie.
-Ecclesia, czy nadal będziemy mogli zostać najlepszymi przyjaciółmi? - zapytałem z nadzieją.

<Ecclesia? Wybacz za długie niepisanie :)>

Od Matta CD. Hamony

-Jestem. - uśmiechnąłem się. - Nie sądziłem, że mroczna wadera jak ty może zakochać się w takim kimś jak ja - zaśmiałem się cicho.
-Co w tym śmiesznego? - powiedziała ciszej i jakby na jej twarzy pojawiły się delikatne rumieńce.
-Nic, nic... - przechyliłem lekko głowę. - Po prostu... - spojrzałem jej w oczy. - Hamona... Przepraszam, za moje zachowanie wcześniej. Nie powinienem cię obezwładniać wtedy... - podrapałem się po karku. - ... I mam nadzieję, że mi wybaczasz... a i czy nadal czujesz to samo do mnie?
-Czemu pytasz? - zapytała trochę zmieszana i zdziwiona.
-Ponieważ... - wyczarowałem za pomocą czarnej magii małe pudełeczko i otworzyłem je szeroko a jej oczom ukazał się malutkie łańcuszek na którym był czarny kryształ w kształcie serca... - ...Hamona czy zostawisz moją wybranką serca i partnerką?

<Hamona? Co ty na to? :P >

Od Katherrine CD. Day'a

-Jak już to wilczy móżdżku. - poprawił mnie ze śmichem Day. Zeszłam z jego ciała by mógł powstać. Białe pasma w jego futrze lśniły w blasku księżyca. Wyglądał na prawdę świetnie. 
-Coś tak cicho nieprawdaż? 
-No trochę.
-Niech natura nam coś zagra. - Machnęłam kilka razy łapą i wszystko co tylko się dało zaczęło wydawać z siebie dźwięki składające się w spokojną melodię.
-Hej pobudzimy wszystkich. - zwrócił mi uwagę.
-Nie głuptasie, tylko my to słyszymy. - Oznajmiłam ze śmiechem. Podrygiwałam w melodię piosenki. Day się przyłączył do tego. - Szkoda, że noce są takie krótkie i tak spokojne. Gdybym ja się za to wzięła urządziłabym wielkie przyjęcie tak jak to robią ludzie. W blasku księżyca i świetlików. 
-Niezła idea. - oświadczył mocząc łapy w wodzie. Sama podeszłam do niej i go brutalnie ochlapałam tak, że był cały aż do ostatniego włoska mokry.
-Kara za spóźnienie.
-Zemszczę się. - odparł ze śmiechem.
-Raczej to ci się nie uda.

<Day?>

Od Hazel CD. Aventy'ego

Oczy mi się świeciły kiedy wchodziła do wnętrza. Przeszłam przez bramę i weszłam do mrocznego wnętrza domu. Aventy wszedł za mną. Nagle syknęłam. Stanęłam na fragmencie podłogi, który był wyjątkowo ciepły. Odskoczyłam, ale za późno zdałam sobie sprawę na czym stanęłam... Nagle bez ostrzeżenia fragment wybuchł. Wcześniej pobiegliśmy do przodu, ale siła eksplozji tak czy tak była potężna. Odrzuciło mnie do tyłu z taką siłą, że rąbnęłam całym ciężarem w ścianę. Kiedy pył opadł wstałam kaszląc i dusząc się.
-Aventy? - zapytałam i rozejrzałam się po lekko zdeformowanym wnętrzu. Basior podnosił się z podłogi. Podbiegłam do niego.
- Strasznie przepraszam, za tę eksplozję. Naprawdę bardzo mi przykro. Zawsze byłam niezdarą. 
-W porządku - mruknął. Poszliśmy ostrożnie dalej. Dzięki mocom zobaczyłam gdzie jeszcze są ładunki. Niestety. Zdetonowaliśmy jeszcze jeden, którego nie zauważyłam. Sierść miałam osmaloną. Aventy zresztą też. 

<Aventy? o.o>

Od Day'a CD. Katherrine

- Gdzie idziesz? - zapytałem waderę z zaciekawieniem, kiedy minęła mnie bez słowa. Obróciła się w moją stronę i pokręciła głową.
- Mam zamiar ubić jeszcze trochę zwierzyny. Ale w pojedynkę.
- Och... szkoda, że już idziesz. - westchnąłem. - Naprawdę fajnie się z tobą dogadywało...
- Coś ty? - Katherrine uniosła brew.
- Szczera prawda. - przyłożyłem łapę do piersi i popatrzyłem w niebo.
- Jeśli to faktycznie szczera prawda, możemy się jeszcze spotkać dziś wieczorem. Przy wodopoju. - zamachnęła ogonem i zniknęła między drzewami. Właśnie przyszło mi na myśl, żeby zrobić coś, aby się nie nudzić... mógłbym poprosić Night o ściągnięcie księżyca na ziemię... to byłoby zabawne, ale bardzo karalne. Postanowiłem więc sobie odpuścić. Poszedłem na polanę, dookoła której rosły stare dęby i wyłożyłem się na trawie. Zacząłem przyglądać się mrówkom maszerującym z wielkimi liśćmi na grzbiecie. Wędrowały między wonnymi kwiatami do swojego mrowiska. W powietrzu już było czuć wiosnę... wszystko budziło się do życia. W powietrzu unosił się zapach wonnej trawy, a gdzieniegdzie przemykały harujące pszczoły. Było naprawdę pięknie. Postanowiłem się zdrzemnąć. Tak... na piętnaście minut. Oczy mi się kleiły, a uspakajający dźwięk przyrody działał na mnie jak kołysanka.
Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem księżyc wysoko na niebie. O jasny gwint! Zerwałem się na nogi i popędziłem w stronę wodopoju. Jak to się stało, że zasnąłem na tak długo? Czy wadera postanowiła na mnie poczekać, czy obraziła się na wieki i już nigdy jej nie zobaczę? Kiedy dotarłem, było tam pusto i cicho. No tak... mogłem się tego spodziewać. Kto by wytrzymał? Nawet nie wiedziałem, która jest godzina. Nagle usłyszałem szelest w krzakach. Odwróciłem się w tamtą stronę i nagle z krzaków wyskoczyła na mnie wadera i obaliła mnie na ziemię.
- Oj, Day, Day... nie ładnie tak się spóźniać.
- K-Kath? - wyjąkałem.
- A kto, ptasi móżdżku? - wadera roześmiała się ciepło.

< Kathy? :3 >