czwartek, 19 lutego 2015

Od Grace CD. Cyndi'ego

-Niech zgadnę. Znowu jakiś potwór, który stwierdził, że sobie dzisiaj wolnego nie zrobi, bo kasy nie dostanie, a że my mu jeszcze nie wygarnęliśmy, to postanowił sobie nas zaatakować myśląc, że jak popsuje nasz ZUPEŁNIE NORMALNY dzień to będzie fajny i dostanie więcej kasy za napastowanie dwóch wilków, które... - Cyndi zatkał mi pysk łapą przerywając mój jakże inteligenty wywód o tym czymś, co było pod wodą.
-Nie przesadzaj... Po prostu to zignorujemy i wszystko będzie w porządku... A tymczasem chodź, wynosimy się stąd... - w tej chwili z wody pod nami wynurzył się jakiś dziwny coś.
-Nie zwracając uwagi na protesty Cyndi'ego podpłynęłam do niego i trzepnęłam go łapą w głowę.
-Słuchaj, ty chodzący, denerwujący cosiu. Nie obchodzi mnie, ile ci za to płacą, ale ja tu mam dzisiaj dzień wolny i nie zamierzam się z tobą użerać. Więc z łaski swojej podaj nazwisko szefa i znikaj, albo nie ręczę za siebie... - warknęłam. Kątem oka zobaczyłam tylko jak Cyndi kręci głową i mówi coś w rodzaju "Co ja z nią mam...". Stwór lekko zdziwiony wygulgotał tam coś, pokazał łapą jakiś kierunek i zniknął pod wodą, gulgocząc z oburzeniem. Pewnie właśnie pozbawiłam go dość sporej pensji...
-Chodź, idziemy do tego jego szefa... - powiedziałam i pociągnęłam za sobą Cyndi'ego.
-A skąd wiesz, gdzie on jest? - zapytał zrównując ze mną krok.
-Tamten coś nam pokazał... - powiedziałam. Cyndi pokręcił głową, ale poszedł ze mną. Przez jakiś czas szliśmy w milczeniu. Dawno temu już przekroczyliśmy granice watahy, kiedy przed nami nagle pojawił się zamek.

Podeszliśmy do drzwi a kiedy się otworzyły, weszliśmy do środka. We wnętrzu ogromnego holu była cała masa potworów. Chyba właśnie coś się działo, bo nikt nie zwracał na nas uwagi. Do głowy wpadł mi pewien pomysł. Cyndi widząc to, tym razem tylko zatkał uszy. I słusznie.
-DAWAĆ MI TU WASZEGO SZEFA! NATYCHMIAST! ALBO NOGI, RĘCE, PŁETWY, CZY CO WY TAM MACIE POURYWAM! - wrzawa natychmiast ustała. Wszystkie spojrzenia trafiły na mnie i na Cyndi'ego, który powiedział tylko "no pięknie" i zamknął oczy. Przez tłum ktoś się przedzierał. Po chwili stał przed nami jakiś wielki ślimako-dżdżownocowo-słoniowo podobny twór. Wyglądał jak Gruba, obślizgła dżdżownica z głową ślimaka i uszami słonia.
-Ty tu rządzisz? - zapytałam.
-Ja - pokiwał głową i odpowiedział tubalnym głosem.
-No to świetnie. A teraz proszę mi powiedzieć, dlaczego nasyłasz na mnie swoich cholernych pracowników, kiedy ja mam od was dzień wolny, hę? - popatrzyłam na niego morderczym wzrokiem.

<Cyndi? XD Przepraszam, że tak długo... :/>

Od Ceiviry CD. Serine'a

Obudziłam się w nieznanym mi miejscu. Leżałam na szklanej posadzce. Całe pomieszczenie opiewało w ciemne barwy. Wstałam i zaczęłam rozglądać się dookoła. Nikogo ani niczego nie dostrzegałam. Zrobiłam kilka kroków. Wtem poczułam za sobą czyjąś obecność. Odwróciłam się.
- Witaj, Ceiviro! - usłyszałam metaliczny głos strażnika.
- Gdzie ja jestem? Czy już umarłam?
- Można tak powiedzieć, ale jeszcze nie do końca. Jesteś w fazie przejściowej - odpowiedział.
- Co to znaczy? - nie miałam zielonego pojęcia, co się tu dzieje.
- Zastanów się. Czy jest tam, po drugiej stronie, ktoś, kogo chciałabyś spotkać? - zapytał tajemniczo.
Powróciłam pamięcią do lat dzieciństwa, do rodziców, przyjaciół z watahy.
Często tęskniłam za nimi, chciałam wrócić życie, które tak okrutnie zostało im zabrane. To pytanie spotęgowało moją dawno nieujawnianą tęsknotę. Jeszcze nigdy nie chciałam tak bardzo ich wszystkich zobaczyć. Wtem usłyszałam huk. Białe światło padło na ogromną wagę, której szala przesunęła się na jedną ze stron.
- Co się dzieje? - spytałam przerażona.
- Jesteś jedną nogą po drugiej stronie - wyjaśnił.
Nie wiedziałam, w co on ze mną gra. Wszystko było takie niewiarygodne, tajemnicze, jak ze snu.
- A teraz zastanów się. Z kim chciałabyś żyć wśród żywych?
Przed oczami stanęło mi wiele pysków. Dostrzegałam przyjaciół z Watahy Mrocznej Krwi, małego Zaheera. Po chwili jednak z tego tłumu zaczęła wysuwać się naprzód jedna postać. To był Serine. Coś ścisnęło ma serce. Zastanawiałam się, co on teraz robi, gdzie jest. Chciałam jak najszybciej znaleźć się blisko niego. Wtedy usłyszałam huk po raz kolejny. Obydwie szale wagi zostały wyrównane.
- Ciekawe... Jeszcze nigdy nie spotkałem się z taką sytuacją - powiedział nieznacznie zdziwiony strażnik.
- Wytłumaczysz mi wreszcie, o co w tym wszystkim chodzi? - zaczęłam się już niecierpliwić.
- Ceiviro, zadam ci ostatnie pytanie. Kogo chciałabyś teraz zobaczyć? Możesz wybrać zarówno żywych jak i umarłych.
Usiadłam na szkle i zamknęłam oczy. Tysiące wilków przewijało się przez moje myśli. Myślałam, że trudno mi będzie się zdecydować, ale się myliłam. Odpowiedź przyszła szybciej, niż się spodziewałam.
- Serine'a... - wyszeptałam.
Podniosłam oczy i zobaczyłam, jak strażnik wskazuje ręką na jedną ze ścian. Obróciłam się w tamtym kierunku. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Za cieniutką warstwą szkła stał Serine. Uważnie przyglądał się komuś. Kiedy podeszłam nieco bliżej, zobaczyłam... siebie! Basior położył się obok mnie i złapał za łapę.
- Błagam cię, wróć. Potrzebuję cię, Cei. Proszę, otwórz oczy... Nie dam sobie bez ciebie rady - szeptał.
Musiałam tam wrócić, dla niego... Wtem usłyszałam huk po raz trzeci. Szala przeważyła się tak bardzo, że cała waga rozpadła się w drobny pył.
- Niesamowite. Jesteś jednym z nielicznych wilków, które potrafią uczynić z Wagą Przeznaczenia takie rzeczy - zdziwił się.
- Co masz na myśli? - nadal nie rozumiałam.
- Kiedy Wilki Dźwięku umierają przez klątwę strażnika, trafiają tutaj. Zadaje im wtedy dwa pytania. Jeśli po nich Waga Przeznaczenia jest wyrównana, zadaję trzecie. Rzadko się zdarza, by ktoś ta bardzo tęsknił za życiem. Gdy już dojdzie do sytuacji, w której szala gwałtownie się przychyla, masz ostateczny wybór. Wolisz umrzeć, czy walczyć o życie? - powiedział bardzo poważnie.
Nie potrzebowałam nawet chwili zastanowienia.
- Chcę walczyć - rzekłam stanowczo.
- W takim razie zagrajmy. Zapraszam cię do labiryntu. Sprawdzimy, czy twoja wola walki jest aż tak mocna.
Gdy skończył, z ziemi wyrósł wysoki labirynt. Podeszłam do wejścia.
- Twoim zadaniem jest po prostu znaleźć z niego wyjście, jednak nie jest to takie łatwe. Waga Przeznaczenia będzie przechylała się raz na jedną, raz na drugą stronę. Od tego jak bardzo się przechyli zależy twoje dalsze życie. Pamiętaj jednak, że gdy wejdziesz do labiryntu, nie będzie możliwości powrotu. Albo wypełnisz zadanie do końca, albo zostaniesz tam na zawsze. Jesteś na to gotowa? - zapytał.
- Tak, jestem - odparłam.
- W takim razie zapraszam.
Wkroczyłam w lawinę zakrętów i mrocznych korytarzy. Błądziłam wśród nieznanych nieznanych mi dróg. Po chwili skręciłam w lewo i wtem moim oczom ukazała się świetlista postać w kapturze. Bez wahania podeszłam bliżej. Wówczas spostrzegłam, że zakapturzony wilk jest mi znany.
- Mamo, to ty? - zdziwiłam się.
- Witaj, Cei! - uśmiechnęła się promiennie.
- Czy ty jesteś prawdziwa?
Po chwili zdałam sobie, jak głupie pytanie zadałam. Ona podeszła do mnie i wyciągnęła łapę w moją stronę. Próbowałam ją złapać, ale ta zaraz rozpłynęła się w powietrzu. Poczułam się zawiedziona, ale z drugiej strony zrozumiałam swoją naiwność. Jak mogłam pomyśleć, że moja zmarła matka powróciła do życia?
- Nie jesteś... - wyszeptałam.
- Ale mogę być - uśmiechnęła się.
Obrzuciłam ją zagadkowym spojrzeniem. Przecież to niemożliwe, zbyt piękne.
- Stanę się prawdziwa, jeśli pójdziesz za mną. Będzie tak, jak dawniej - uśmiech nadal nie znikał z jej twarzy.
Wtedy zrozumiałam. To była próba! Gdybym się zgodziła, umarłabym. Nie mogłam na to pozwolić. Mamy już nie ma, a ta postać to tylko jej namiastka i muszę się z tym pogodzić.
- Wybacz, ale to niemożliwe. Ktoś na mnie czeka. Nie mogę wrócić tego, co zostało mi zabrane. Przepraszam, mamo - rzekłam.
W tym momencie otworzyły się przede mną wrota, a zjawa po prostu rozpłynęła się w powietrze. Wkroczyłam w kolejny korytarz labiryntu. Ciekawa byłam, kogo jeszcze spotkam w tym tajemniczym miejscu. Zewsząd otaczały mnie ściany, zbudowane z czarnych liści. Całe otoczenie przyprawiało mnie o dreszcze. Z bijącym sercem zaglądałam za każdy następny zakręt. Wtem za jednym z nich ujrzałam kolejną postać. Nie rozpoznałam jej od razu, ponieważ była odwrócona plecami.
- Kim jesteś? - zadałam pytanie, stojąc w bezpiecznej odległości od nieznajomego.
- Nie poznajesz mnie? - zapytał.
Ten głos wydawał mi się dziwnie znajomy. Ten ton i sposób, w jaki się wypowiadał... Byłam pewna, że słyszałam to już nieraz. Wertowałam niezliczona karty wspomnień, aż wreszcie mnie olśniło. Cofnęłam się o krok. Przestraszyłam się własnych myśli. Jak on tu trafił? Chciałam zawrócić, uciec, schować się, ale wiedziałam, że muszę zmierzyć się z tym, co mi powie.
- White, to ty? - upewniłam się.
- Tak, Cei. To właśnie ja. Cieszę się, że cię widzę - uśmiechnął się.
Cała ta sytuacja zaczęła wydawać się, co najmniej dziwna. Bałam się, że White zaraz we mnie wskoczy, zacznie mnie atakować, ale do tego nie doszło. Zastanawiało mnie, dlaczego akurat jego tu widzę. 
- A ty, jak zauważyłem nie skaczesz ze szczęścia na mój widok, co? Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że się mnie boisz. Mam rację? - zapytał, lekko unosząc brew.
- Możliwe, ale jak mam być spokojna, skoro swego czasu chciałeś mnie zabić? - odparłam.
- Spójrz tylko, co za ironia! Ja chciałem, podobno, pozbawić cię życia, a w ostateczności to twój przyjaciel - to słowo wypowiedział z pogardą - w ataku furii zabił mnie. Interesujące, prawda? - stwierdził.
Spuściłam głowę. Trudno było mi wracać do tamtych wydarzeń. Przypomniałam sobie swój ból. Widocznie nie zawsze wspomnienia przynoszą tylko ukojenie.
- Wiesz, że tego nie chciałam - szepnęłam.
- Wiem, ale on wszystko zepsuł - powiedział, podchodząc bliżej.
- Serine tylko mnie ochronił.
- Ochronił? Cei, czy ty nie widzisz, że on powinien cię chronić przed samym sobą. Spójrz tylko, sięgnij pamięcią wstecz. Najpierw cię zostawił, nie chciał nawet wysłuchać. Potem wpadł w furię i zabił mnie. Dopuścił do zaręczyn z Chanse, nie sprzeciwił się nawet. W dodatku podniósł na ciebie głos. A jego przeszłość? Sama wiesz, że nie jest do końca jasna. Chcesz tak żyć? - zapytał na koniec.
Dosłownie zdębiałam. Nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć, odjęło mi mowę. Przed oczami stanęły mi wszystkie te momenty, o których mówił White. Łzy cisnęły mi się do oczu. Zalała mnie gigantyczna fala wspomnień. Pełne radości chwile mieszały się z tymi przepełnionmi smutkiem i nostalgią. Już sama nie wiedziałam, co myśleć. Zerwał się ostry wiatr. Postać White'a kompletnie zniknęła z pola widzenia. Ujrzałam białe światło. W uszach zadźwięczał mi głośny huk przeważającej się szali. Pył sypał mi się do oczu, a mocny podmuch pchał mnie w objęcia świetlistej łuny. Wreszcie poddałam się mocy żywiołu i zostałam wessana do innego świata.
***
Odzyskałam świadomość. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Nie pamiętałam żadnej z moich tajemniczych wizji. Wtem poczułam coś. To była łapa jakiegoś wilka. Rozwarłam lekko powieki. Dostrzegłam nieco pochyloną, wilczą sylwetkę. W oczy rzuciły mi się skrzydła i czerwonawa sierść. Wszystko takie znajome... Nie do uwierzenia.
- Serine? - rzekłam oszołomiona.

<Serine? Co z tego wyszło? Nie wiem. Pomysł trochę upadł, ale mam nadzieję, że koniec satysfakcjonujący :)>

Od Matta CD. Ecclesi

Wadera posłuchała mnie i schowała się z powrotem za głazem. Moje oczy zaświeciły czerwienią po czym rzuciłem się na wilka.
Zaczęła się wielka szarpanina. Wilk władał wszystkimi żywiołami, więc było mi ciężko go pokonać. Stworzył z ognia wielką kulę po czym cisnął nią we mnie, a ja ledwo uniknąłem ciosu. Spojrzałem na swoją przypaloną sierść na boku.
Użyłem swojej czarnej magii i zamieniłem się w cień, podchodząc od niego od tyłu, ciosem złamałem mu parę żeber i kość w prawej, przedniej łapie.
Uśmiechnąłem się chytrze, nagle poczułem w okolicach brzuchach ogromny ból. To stwór użył swojej mocy i przebił mi brzuch gałęziami. Gdy je cofnął, rana natychmiast się zagoiła ale straciłem przez to dużo energii.
Znów stałem się widzialny i z głośnym warknięciem skumulowałem w sobie energię i rzucając się na wilka skręciłem mu kark, tym samym odbierając mu życie.
Niestety w ostatnich chwilach życia stwór nakierował na mnie gałęzie, które złamały mi tylną nogę z głośnym trzaskiem i przebiły mi ramię.
Jęknąłem z bólu opadając na ziemię obok martwego potwora. Nie miałem już żadnej siły. Przed moimi oczami pojawiły się białe plamki po czym odplunąłem na dobre... Zemdlałem...

<Ecclesia?>

Od Arisy CD. Ryana

Rozejrzałam się wokoło, faktycznie nie było widać brzegu ani dna.
-Gdzie my jesteśmy? - zwróciłam się do Ryana.
-Jak mi wiadomo, to po środku wody - uśmiechnął się.
-Czy możesz proszę nie żartować w takiej sytuacji? - zapytałam cicho ale z powagą. - To musi być pułapka z czarów... - stwierdziłam.
-Dlaczego tak uważasz? - zapytał.
-Moja magią tu nie działa - westchnęłam - Zapewne to musi być sprawia syren lub nimf wodnych - znów rozejrzałam się do około.
-Ale po co miały by to robić?
-Czasem z nudów a czasem z zemsty lub chęci zabicia, tak jest w przypadku syren. Otumaniają swoje ofiary swoim śpiewem a potem wciągają je pod wodę. Ale na szczęście ich śpiew nie działa na wadery...

<Ryan?>