sobota, 11 października 2014

Od Elles CD. Aventy'ego

-Ach, no tak jestem E... Elles - Brzmiało to dziwnie.
- Więc witaj Elles - Uśmiechną się - Idziemy ?
Oprowadził mnie po watasze, i z starannością opisywał każde miejsce, pokazał mi polane na której bawiły się szczenięta. Wziął mnie za łapę i zaczęliśmy tańczyć w kółko a szczeniaki otoczyły na dookoła. Wtedy zapomniałam o całej złej przeszłości czułam się wolna, ... szczęśliwa. W drodze powrotnej długo się śmialiśmy. Był taki przyjazny i miły. ODPROWADZIŁ MNIE DO MOJEJ JASKINI .
- Dziękuje - Powiedziałam, byłam mu wdzięczna za to że pokazał mi jak piękne może być moje życie.
- Hahah, niema za co - Uśmiechną się i pocałował mnie w policzek.
Miłe uczucie rozeszło się po moim ciele. Nagle ogarną mnie chłód, wycofałam się do jaskini zdążyłam krzyknąć tylko "Do zobaczenia" i ukryłam się w ciemności. Widziałam jak jeszcze przez chwile się patrzył ale potem odszedł w kierunku lasu.

<Aventy?>

Od Michaela CD. Sandstorm

- Słuchaj... ja na prawdę nie chcę cię do niczego zmuszać... - westchnąłem. - Jak chcesz to możesz iść... ale, no, po prostu szukałem kogoś do towarzystwa, bo... czuję się taki samotny... Nie wiem... może mnie nie rozumiesz, bo pewnie masz masę przyjaciół, jak każdy inny wilk... ja tak nie mam.
Posmutniałem. Zapadła chwilowa cisza. Z drzew zaczęły zrywać się liście. Wyglądało to całkiem niezwykle.
W końcu wadera postanowiła się odezwać i powiedziała:
- ...

<Sandstorm? Dlaczego w ogóle do mnie piszesz, skoro nie chcesz gadać? O.O>

Od Sandstorm CD. Michaela

Stałam naprzeciwko basiora z poważnym wzrokiem. 
- Nie znam ich nazwy, ale są trujące. 
- W takim razie skąd wież, że są trujące? - spytał zaciekawiony.
- W mojej starej watasze używano ich do tępienia szkodników - powiedziałam po czym odeszłam. 
Basior dogonił mnie zagadując. 
- A może zdradzisz mi swoje imię? 
- Sandstorm - odpowiedziałam bez uczuć. 
Basior wybiegł mi na przeciw zmuszając mnie do zatrzymania się. Spojrzałam na niego wzrokiem mówiącym, aby się ode mnie odczepił, ale nie do końca. 
- Sands... 
- Nie mów do mnie Sands - powiedziałam surowo i wyminęłam basiora i unosząc się wyżej by nie mógł mi więcej zajść drogi. 
- Ależ Sands... - zaczął za mną biec. - Nie ma o co sie obrażać! 
Zleciałam niżej, obróciłam się, a basior gwałtownie się zatrzymał.
- Nawet cie nie znam. Nie lubię jak nieznajomi zdrobniają moje imię. 
- Nieznajomy? - zdziwił się. - To może jakiś em... Spacerek? - zaproponował. 
Westchnęłam głęboko i zgodziłam się. 

<Mikey?>

Od Grace CD. Cyndi'ego

-Ty żartujesz? Jasne, że chcę!-popatrzyłam na pięknie wykonany przedmiot. -Tylko... faktycznie nie umiem grać...-mruknęłam.
-Daj, pokażę ci... - powiedział i wziął ode mnie flet.

Grał pięknie. Przez tę chwilę cały świat przestał istnieć...

<Cyndi? ^^ Tak, wiem, biję rekordy długości (>.<), ale przy tej muzyce nie umiem nic innego napisać...>

Od Serine'a CD.Ceiviry

Podeszłem bliżej brzegu.
- HA HA! Bardzo śmieszne - przewróciłem oczami. - Dobra możesz wyjść. 
Wpatrywałem się w wodną otchłań. Zastanawiałem się czy wskoczyć, czy nie. W końcu wskoczyłem. Nie musiałem się wysilać by opaść na samo dno. Było ciemno i zimno, i ani śladu po Cev. Zaczęło brakować mi powietrza. Odbiłem się od dna by szybciej się wynużyć. Niestety coś złapało mnie za łapę. Szybko oplotło resztę ciała. Słona woda zaczęła zalewać moje płuca, kiedy oddalałem się od powierzchni wody.
Obudziłem się kaszląc i plując wodą. Przez nieprzyjemny smak mało co nie zemdlałem. Kiedy doszłem do siebie rozejrzałem się do okoła. Na widok pleśni na ścianach i rozkładających się ryb chciało mi się wymiotować. 
- Serine! - Usłyszałem krzyki wadery. Bez żadnego zastanowienia pobiegłem w ich kierunku. 
Ta jaskinia to był istny labirynt. W końcu znalazłem ją. Była zamknięta za metalowymi drzwiami, na których były zardzewiałe kolce .
- Cevira? 
- Serine! - Jak dobrze, że jesteś! Pomóż mi! 

<Cevira D: >

Od Grace ~ Na konkurs

-No rusz się leniu!-wrzasnęłam Cyndi'emu do ucha.
-Co? Po co? Jak? Z kim? Z czym? Co się...? Dobranoc...-ja nie mogę. FACECI. Ile można spać? Całą noc i jeszcze do południa.. No lu... eee, znaczy się wilki!
-nie to nie. Sama idę...-mruknęłam kierując się do wyjścia z jaskini.
-Ej, czekaj, Grace! Gdzie ty idziesz?-ooo, obudził się!
-Jeszcze nie wiem. Prawdopodobnie kogoś lub coś wysadzić, albo ogólnie sobie pożartować... Czy coś w tym stylu. Chcesz, to chodź ze mną... A nie się lenisz i tylko ci brzuch rośnie-ostatnie zdanie wypowiedziałam z lekką ironia.
-Ej! Nie jestem gruby!-obruszył się zrywając się na równe łapy.
-JESZCZE nie, ale już niedługo tak, jak nigdzie nie będziesz chodził..-mruknęłam.
-Przecież codziennie gdzieś idziemy...-stwierdził patrząc na mnie spode łba.
-Niby tak, ale no bez przesady. Wiesz jak mi się tu nudzi, jak ty śpisz?
-No nie, bo śpię.
-No właśnie! 
-No.
-No
-No i co?
-No i idę. A ty sobie tyj-wystawiłam mu język i wyszłam na zewnątrz.
-No czekaj!-westchnęłam zatrzymując się trzy kroki od jaskini i na niego poczekałam.
-No to gdzie idziemy?-tak, moja metoda zawsze działa...
-Nie wiem.... Ej, co ty na to, żeby sobie jakiś eliksir wyprodukować?-zapytałam.
-W sumie to nie taki zły pomysł...-mruknął. -A jaki?
-Co powiesz na... eliksir głupawki?-wyszczerzyłam się.
-Why not? No to chodź! A co musimy zebrać?-popatrzył na mnie pytająco.
-Nie wiem, jakieś kwiatki, byle magiczne...-wzruszyłam ramionami. Cyndi zrobił tak zwanego facepalma.
-I ty chcesz produkować eliksiry?
-Jak najbardziej.
-Jesteś wariatką.
-Wiem.
-I co masz zamiar zrobić z tym faktem?
-Nic.
-No to chodź szukać tych kwiatków...-poszliśmy do lasu i rozeszliśmy się każdy w swoja stronę. Nie będę opisywać, jak przebiegało szukanie kwiatków, to to trochę nudne było, w każdym razie po kilku minutach spotkaliśmy się z Cyndi'm w umówionym miejscu pokazując sobie nawzajem swoje zdobycze...
-A tak właściwie to w czym my ten eliksir przygotujemy?-zapytał Cyndi.
-Eeee... Może w naszym samopojawiającymsięiznikającymwiadrze[...]?
-A skąd weźmiemy ogień?
-Oj tam. Ugotujemy na parze (XD)
-A skąd weźmiesz parę?
-Użyjemy mgły!
-Gotowanie na mgle?
-Mniej więcej...
-I jesteś pewna, że to wypali?
-Nie
-A masz jakiś inny sposób?
-No nie...
-A skąd weźmiesz mgłę?
-Jeszcze nie wiem...
-To może zgłośmy się po prostu do jakiegoś wilka ognia albo do Alfy po ogień?
-Nie! Bo kto by nam dał, jeśliby się dowiedział, że robimy eliksir głupawki?
-W sumie masz rację.
-Zawsze Mam rację!
-Niech ci będzie... Ej, może jakiegoś smoka poszukajmy?
-No dobra... To chodź...-stwierdziłam i poszłam szukać tego smoka.
-Hej, czekaj! Co z kwiatkami?-zawołał za mną.
-Ty nosisz!-okrzyknęłam uśmiechając się pięknie.
-Może lepiej je zostawmy?
-No dobra... A teraz już chodź!-ruszyliśmy w kierunku chyba północnym, ale pewności nie mam, bo było południe. Nad jakąś rzeką bardzo dziwnym trafem znaleźliśmy dość przyjaźnie nastawionego gostka...
Który zgodził się nam pomóc, pod warunkiem, że go nie zamrozimy. Biedaczek, bał się lodu jak ognia. Albo raczej jak... nie wiem czego, ale mam wrażenie, że z ogniem to on się lubił. Mieliśmy już ogień. Wodę też jakoś tam donieśliśmy, no i wszystkie kwiatki tam wrzuciliśmy do tego wiadra. Kiedy wszystko się zamieniło w dość fajnego koloru płyn.
wypiliśmy po łyku. Chwilę czekaliśmy, ale głupawka wcale nie przychodziła. Za to nagle znaleźliśmy się w świecie ludzi! 
-Ups... Coś nam chyba nie wyszło...-mruknęłam.
-Cii!-usłyszeliśmy po prawej stronie. Zostaliśmy brutalnie wepchnięci w jakiś zaułek. Przed nami stała jakaś dziewczyna i patrzyła na nas krytycznym wzrokiem. 
-Chyba się nadajecie... tylko jesteście strasznie głośno! Zwykle Max przysyła mi jakiś cichych członków...-mruknęła.
-Chwila.... Masz może jakieś lusterko?-zapytałam patrząc to na nią, to na Cyndi'ego. No bo on był człowiekiem! 
Oj, chyba na prawdę zrobiliśmy coś nie tak z tym eliksirem...
-Nie mów, że będziesz się malować!-fuknęła, ale podała mi wcześniej wspomniany przedmiot. Oj. Ja też wyglądałam... Dziwnie.
-Hej, a tak właściwie to co my tu robimy?-zapytałam.
-Max wam nie powiedział? Wiedziałam.... Po prostu wiedziałam!-westchnęła. -no dobra. Ja jestem Ana. Waszych imion znać nie muszę, zresztą nawet nie chcę. Musimy się włamać do pałacu, żeby wykraść Królowi  trucizny, potrzebne nam do naszych sztyletów. przy okazji możemy komuś niechcący poderżnąć gardło... Albo zrobić coś równie zabawnego-wzruszyła ramionami z uśmiechem na twarzy. Oj, coś czuję, że gdybym widywała ją codziennie, to byśmy się nie polubiły... Chociaż może, gdybyśmy od małego wychowywały się w takich samych warunkach.... Ech, nieważne. 
-Ruszcie się, idziemy-mruknęła i poszła w jakimś kierunku całkowicie nas ignorując. Popatrzyliśmy po sobie z Cyndi'm i ruszyliśmy za nią. kilka minut później zobaczyliśmy jakieś miasto...
-Tam jest siedziba króla-Ana pokazała palcem coś przypominające ufo. Pracownia eliksirów jest w piwnicy...-no dobra, Tu tez nie będę rozpisywała się nad przedostaniem się do siedziby króla. Ot, zwykłe krycie się w cieniu i patrzenie, jak Ana zabija ludzi, którzy nas zobaczyli. Oj, nie lubię tego świata. jest zbyt okrutny... No w każdym razie, kiedy byliśmy już w środku, to zaczęły się problemy, bo było pełno strażników. nie wiem, ile szliśmy do tych piwnic, ale nie było to zbyt ciekawe, dlatego nad tym również nie będę się rozpisywać. Najgorsza była zarządzona przez Anę "cisza absolutna". jak można przez tak długi czas nic nie powiedzieć? Znaczy się - można, ale jak dla mnie było o wiele za cicho. I zbyt spokojnie, jak na pracownie króla... Jak w końcu do niej poszliśmy, to... no to był szok. Spodziewałam się zobaczyć rzędy półek z buteleczkami, a tu takie coś...
Ana gdzieś polazła szukać tych jej trucizn, a my z Cyndi'm zaczęliśmy na chybił-trafił brac do rąk różne buteleczki i czytać etykietki. Nagle Cyndi zawołał:
-Hej, Grace! Chodź, zobacz, co znalazłem!-podeszłam, a on trzymał w rękach dwa eliksiry. Jeden nazywał się "odczyniacz", a drugi... nie zgadniecie. Eliksir głupawki!
-No, to mamy szczęście. pijemy ten powrotu i bierzemy ten głupawki-wyszczerzyłam się. Dziwnie się czułam w tym świecie. Tak.... nienaturalnie. Zresztą w ogóle tam z Cyndi'm nie pasowaliśmy. my byliśmy wilkami, tutaj rządzili się ludzie. Wzięliśmy po łyku eliksiry w samą porę, bo podeszła do nas Ana. Popatrzyła na nas z wściekłością.
-Co wy robicie matoły?!-ale my jej tylko pomachaliśmy i po chwili znowu byliśmy na polance z eliksirem głupawki w łapie.
-Nie, nie, nie. nigdy więcej robienia eliksirów z tobą....-mruknął Cyndi.
-no tu się wyjątkowo z tobą zgodzę.... Weźmy wypijmy ten eliksir głupawki i zapomnijmy o tej przygodzie, co?
-Zgadzam się. Pora wysadzić coś w naszym stylu...

KONIEC :D Tak, wiem, wszyscy na niego czekali :3

Od Cyndi'ego CD. Grace

- I co? Podoba ci się tu? - zapytałem.
- Tu jest przecudownie. - Grace uśmiechnęła się szeroko. - Dzięki.
- Możesz tu robić, co ci się żywnie podoba. - zaśmiałem się.
- Super! - ucieszyła się wadera, po czym zniknęła.
- Yyy... Grace? - zacząłem się rozglądać. Nagle wadera znów pojawiła się obok mnie.
- Tak?
- Mam dla ciebie mały prezencik. - uśmiechnąłem się i podałem jej niewielki, podłużny woreczek.
- Uu... co w nim jest? - zaciekawiła się Grace.
- Zajrzysz a zobaczysz. - spostrzegłem, jak wadera wyciąga misternie rzeźbiony patyk.
- Flet? Na co mi flet? - zdziwiła się.
- Możesz na nim grać. A jak nie umiesz, to mogę cię nauczyć. Sam go zrobiłem... no chyba, że go nie chcesz?

<Grace?>

Od Mony

Przechadzałam się lasem, gdy nagle zauważyłam jakiegoś przystojnego basiora. Od razu się w nim zauroczyłam. Podeszłam do niego. Był cały niebieski i miał ogon delfina.
- Heh... cześć... - podrapałam się po skroni.
- Witaj. - basior uśmiechnął się nieco. - Jestem Cobalt, a ty?
- Heh... ja... yy... no... Mona jestem... Monika... Ale mów mi mona... ładne masz imię, Cobalt... a wiesz, że Cobalt Bule, to mój ulubiony kolor?
Zachichotałam nerwowo.
- Hej... Mona! Coś ty taka spięta? Wyluzuj się. - powiedział basior i szturchnął mnie lekko. Od razu się rozpromieniłam.

<Cobalt?>

Od Michaela

Szedłem sobie lasem wypatrując jakiegoś zajęcia. No i po chwili ja, oczywiście, jak to ja znalazłem je. "Obczaiłem" sobie drzewko na którym rosło pełno jakichś dziwnych poskręcanych owocków. Były całe czerwone i promieniły się w słońcu, aż się prosząc aby je zjeść. Skoczyłem, próbując uchwycić jednego... oczywiście nie udało mi się, więc spróbowałem z innej strony. Dopiero za parenastym skokiem udało mi się pochwycić jeden. Usiadłem pod drzewem i już miałem go sobie wpakować do ust, gdy nagle podszedł do mnie jakiś wilk i powiedział:
- Lepiej ich nie jedz... są trujące.
Zatrzymałem łapę i odrzuciłem owoc gdzieś do tyłu.
- Wcale nie zamierzałem go zjeść... - spojrzałem w niebo wymownym wzrokiem, po czym zacząłem się śmiać.
- A ty to w ogóle kim jesteś? - zaciekawił się wilk.
- Ja? Ja jestem Mikey. - wyszczerzyłem zęby. - A zdradzisz mi, co to za "trujące owocki"?

<Ktosiek xD?>

Od Deatha

Zacząłem się zastanawiać nad tym, co zrobiłem. Jaki ja jestem żałosny... zraniłem serce waderze, na której mi tak zależało, tylko z powodu głupiej przeszłości, a przecież to było tak dawno... postanowiłem ją odnaleźć i przeprosić za moją okropną głupotę. W końcu ją znalazłem.
- Mell...
- Czego chcesz?! - warknęła.
- Chciałem cię przeprosić, za moje zachowanie... bo widzisz... to wszystko z powodu mojej przeszłości. Jestem skończonym kretynem i chciałbym tylko, żebyś mi wybaczyła... siedzenie miesiącami w jaskini i usychanie z tęsknoty dało mi do myślenia... nawet nie musisz mnie już kochać po tym co zrobiłem, ale wiedz, że ja kocham Ciebie. Czy kiedyś mi wybaczysz?

<Mell? Błagam O.O>

Od Garce CD. Cyndi'ego

-No dobra, a teraz mówcie co się stało... - mruknął Raid patrząc na nas nieco nieprzytomnie. Chyba zaczęli się z Cyndi'm jakoś dogadywać....
-Nic, tylko w najbliższym czasie nie jedź na Karaiby - wyszczerzył się Cyndi.
-Dlaczego? Akurat po tych latach w lodzi by mi się taki wyjazd przydał... Albo wiecie co? Idę kogoś poznać... A wy sobie tam róbcie co chcecie... - stwierdził i lekko chwiejnym krokiem ruszył gdzieś przed siebie. Spojrzeliśmy na siebie.
-Wiesz co? Może chodźmy gdzieś dalej od wody? - zapytałam. - Ona się w końcu zorientuje, że go na Karaibach nie ma... - wyszczerzyłam się.
-No dobra... Ale gdzie? - zapytał Cyndi.
-Ty tu jesteś basiorem, wymyśl coś... - zrobiłam słodką minkę.
-Niech ci będzie... Chodź... - mruknął.
-Tylko daleko od wody!
-Wiem!
-No ja też.
-Pfff... - tak, nasze rozmowy są na mega wysokim poziomie... 
Szliśmy sobie i szliśmy, przez - nie powiem - bardzo ładny lasek.
-No a tak w ogóle to gdzie idziemy? - zapytałam po pewnym czasie.
-Niespodzianka... - uśmiechnął się.
-No pooowieeedz... - mruknęłam.
-Nie. Kazałaś mi wymyślić miejsce, to teraz nie narzekaj... - zaśmiał się.
-A daleko jeszcze?
-Nie powiem - no cały on po prostu.
-Hej, to ja mam pomysł... - stwierdziłam. 
-Nie, teraz idziemy tam, gdzie ja chcę... - popatrzył na mnie z rozbawieniem w oczach. Fuknęłam naburmuszona, ale poszłam za nim dalej. Kilkanaście minut później las się skończył, a my doszliśmy na jakiś szczyt.
-No i gdzie jesteśmy? - zapytałam.
-Popatrz dookoła, to zobaczysz... - i znowu ten dziwny wzrok... Ale tym razem miał uzasadnienie. Dookoła było... no po prostu ślicznie...
<Cyndi? xd Podaj chociaż jeden powód do obrażenia się na ciebie xd nie dasz rady, bo takich nie ma xd>

Nowa wadera! ~ Moon

Od Ili CD. Oroza

- Nie... ty nic nie rozumiesz... - posmutniałam.
- No właśnie! Nie rozumiem, jak możesz uważać że jesteś złą alfą! - żachnął się Oroz.
- Dzięki Oroz, ale... to naprawdę nie dla mnie. Może postępuję dobrze, pomagam, ale po tej akcji z węglem... straciliśmy go, a cała wina spada na mnie. Kiedy mam do rozstrzygnięcia, między dwoma wilkami... połowa watahy jest za jednym, połowa za drugim. Kiedy przyznam rację jednemu, połowa watahy mnie nienawidzi... rzucają we mnie obelgami... ja chcę żyć normalnie. Mój brat potrafi to wszystko znosić... choćby dla dobra watahy, a ja nie... po prostu chciałam ci podziękować, że zawsze byłeś przy mnie i pomagałeś mi w trudnych chwilach. Dziękuję.

<Oroz?>

Od Oroza CD. Ili

Spojrzałem na nią zdziwiony.
- Nie na dajesz się? Jesteś lepsza niż kilka tysięcy Alf.
- Wcale nie... - rzekła do mnie
- Jesteś najlepsza. To przymnie nie da się wytrzymać psychicznie! Byłaś Alfą nad Alfami....
- Na pewno nie... Nie umiałam rządzić.
- Umiałaś, kto chciał odnaleźć węgiel? Ty ryzykowałaś życie dla nas. 
- Ale ty byłeś ze mną...
- To ty podjęłaś dobrą decyzję i pomogłaś Gabrielowi, a on pomógł nam.

<Ila?>