Wadera leżała jęcząc z bólu. Nie wiedziałem co jej jest. Jedyny pomysł jaki wpadł mi do głowy był nieprzyjemny. Znaczy nieprzyjemny, ale dla mnie. Usiadłem koło wadery i spojrzałem jej w oczy.
- Przepraszam - wyszeptałem.
Nie chciałem tego robić, ale nie miałem wyboru. Spojrzałem w inną stronę i przetkałem jej krew tak, że zemdlała. Oczywiście towarzyszył temu dźwięk jakby łamania kości. Nienawidzę tego. Od razu przypomina mi się to, przez co musiałem przejść. Przed oczami pojawiają mi się wizerunki wszystkich tych niewinnych wilków, których musiałem zabić.
- Jeszcze raz przepraszam - powiedziałem ze szklanymi oczami.
Nie chciałem długo czekać. Przyłożyłem łapę do rany na plecach. Była nienaturalnie ciepła. Mogłem sobie tylko wyobrazić co czuła. Skupiłem się na "poparzeniach ". Po chwili zacząłem czuć to, co Cei:
Na miejscach ran pieczenie, któremu towarzyszyło kłucie. Co jakiś czas przeszywająca fala gorąca i zimna.
Rany na ciele wadery powoli znikały. W przeciwieństwie do mnie. Coś poszło nie tak, ale nie chciałem przejmować się swoim zdrowiem dopóki Ceivira nie wyzdrowieje.
Po tym wszystkim okryłem ją kocem (chodź bardziej przypominało to prześcieradło) i położyłem na niewielkiej kanapie. Dopiero po tym spojrzałem na swoje plecy. Całe w ranach jak po poparzeniach. Szybko znalazłem drugie prześcieradło i okryłem się nim by zasłonić plamy. Jeszcze raz spróbowałem otworzyć drzwi bez klamki. Niestety próby były bezowocne.
Zaczęło się ściemniać. Poddałem się. Podleciałem do miejsca gdzie leżała wadera. Położyłem się jakieś 5 metrów przed nią. Przez chwilę obserwowałem ją, ale oczy same mi się zamknęły.
<Ceivira? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz