Właśnie dusiłam się powietrzem przepełnionym kurzem, kiedy zawołał mnie Veyron. Opanowałam duszności i podeszłam do basiora.
- Co jest? - spytałam chrapliwym głosem. Odkaszlnęłam jeszcze.
- Spójrz - wskazał na dziurę w ścianie. Dziurę!
- Zrobiłeś mi wielką dziurę w ścianie - jęknęłam z niedowierzaniem. Podeszłam bliżej i wejrzałam do środka. Wystawiłam tylko głowę, ale i tak czułam panujący tam chłód. - Czemu? - krzyknęłam, przyglądając się ciemności.
"- Tylko starłem kurz" - usłyszałam w odpowiedzi.
Basior podszedł i trącił mnie barkiem.
- Ale się za to nie obrazisz? - spytał.
- Nie - rzuciłam pospiesznie. I nie skłamałam.
Wskoczyliśmy do tunelu. Fala zimna otuliła nas niczym koc. Veyronowi może chłód nie przeszkadzał, jednak ja nie byłam przyzwyczajona do tak niskich temperatur. Tunel ciągnął się prosto i już po pięciu metrach zatracał się w ciemności. Boki ścian były kamienne, jakby była to cześć jakiegoś zamku. Spojrzałam na basiora i nawet nie zauważyłam kiedy wziął jedną ze świec wbitą w drewnianą podstawkę. Płomień szarpał się na wszystkie strony.
- Wiatr - pomyślałam na głos. Skąd miał się niby wiać? Przecież to zamknięty tunel.
- Gdzieś musi być drugie wyjście - powiedział i zaczął iść w ciemność. Automatycznie złapałam go za ramię i zatrzymałam.
- Ej! A ty gdzie? - spytałam sfrustrowana.
- Spokojnie, wyjdziemy drugą stroną.
Nie byłam pewna, czy na pewno wyjdziemy, jednak podreptałam za nim nie rozstając się z myślą, że jedyne wyjście zostawiamy za sobą.
***
- Co porabiałaś, gdy uciekłaś z tamtej watahy? - Veyron spytał, jakby była to drobnostka. Jakby wcałe nie wspominał mordu, tylko czasy po najzwyklejszej wyprowadzce.
- Serio? Co porabiałam? - spytałam. - Zamartwiałam się na śmierć, co się z tobą stało, i z resztą.
- O, no tak - chrząknął.
Rozejrzałam się po ścianach, które coraz bardziej się zwężały. Dodatkowo co chwilę pojawiał się kolejny tunel. Jak w labiryncie.
Ściany nie zmieniły swojego mokrego i omszonego oblicza.
- A później? Gdy pogodziłaś się ze stratą?
- Stratą? - spytałam kpiąco. Spojrzałam na niego, lecz tylko na sekundę. Później z powrotem wbiłam wzrok przed siebie. - Cztery wpadki - westchnęłam.
Wilk spojrzał na mnie pytająco, a zaraz spytał:
- Cztery? - uniósł brew.
Myślałam, że automatycznie zmienię temat, jednak ku mojemu zdziwieniu, ciągnęłam temat. Głupia ja! Dlaczego przy nim jestem tak... otwarta?
- Pierwsza to Oak. Potężny basior, który kierował się przemocą - odruchowo dotknęłam blizny na krtani. Przełknęłam ślinę i kontynuowałam: - Trzecia to Sage. Naprawdę na wiem co się stało. Kiedy wyznał swoje uczucia, po prostu je wyśmiał - pokręciłam głową, jakbym zaprzeczała swoim słowom. - Czwarta to Juan. Typowy kobieciarz. Sama siebie przeklinam, że nie zauważyłam tego wcześniej. Ale byłam zbyt spragniona miłości. Szkoda tylko, że ta była wypełniona jadem. Wszystkie takie były.
Bogowie, dlaczego ja mu to powiedziałam?
Zatrzymaliśmy się przed dwoma wejściami. Spojrzałam na Veyrona. Oj, jak ja dobrze znam wyraz jego zaciśniętych zębów.
- A druga? - spytał, patrząc się to na lewe, to na prawe wejście.
- Co?
- Ominęłaś drugą wpadkę.
Spojrzałam na niego spod zmarszczonych brwi i postawiłam krok do przodu.
- Nie - mruknął.
Postawiłam kolejne kroki i wbiegłam do prawego tunelu.
- Nie mów mi, że to ja! - krzyknął. Ja nawet nie chciałam się obracać. Zatrzymałam się, gdy dobiegłam na koniec tunelu. Zauważyłam, że po lewej stronie, z lewego tunelu, wychodzi Veyron. Zagryzłam zęby i zaczęłam iść przed siebie nie czekając na basiora.
- Hej! - krzyknął i dogonił mnie - Nie mów, że to ja jestem tą drugą wpadką.
Głupia ja, głupia ja, głupia ja, głupia ja...!
- Serio? Dlaczego?
- Nadal chcesz ciągnąć temat? - spytałam i z trudem powstrzymałam chęć spojrzenia na niego.
- Tak. Chcę wiedzieć, dlaczego?
- To... - zatrzymałam się widząc krew spływającą po ścianach. Serce zaczęło łomotać jak szalone. Odwróciłam się do niego i spojrzałam mu w oczy. - Tamta Sandstorm umarła, Veyronie, a z nią cała związana z nią historia.
- Tamten Veyron także?
Chwila ciszy.
- Tak, tamten także.
Basior nabrał powietrza, jakby chciał coś powiedzieć. Wstał i zaczął:
- Dlaczego Tamta Sandstorm umarła? - Przeszedł obok i skręcił w prawo.
Nie wierzę! Dlaczego on to ciągnie. Dlaczego musi rozmawiać o mnie?
- Była zbyt głupia, zbyt łatwowierna - powiedziałam idąc za nim. - Veyron, musimy o tym rozmawiać?
Ściany coraz bardziej zaczynały nabierać bordowego koloru, a ja coraz bardziej zaczynałam wariować. Ta ciemność, te tunele. A wosku i światła ubywało.
- I dlatego umarła? - Basior wyglądał na zamyślonego, ale miałam nadzieję nie z mojego bełkotu.
- Nie, nie dlatego - mruknęłam. - Bogowie, dlaczego ja z tobą o tym rozmawiam?!
Zaczynałam się gubić. Ta rozmowa, korytarze, gasnący płomień, krew.
- To jest istny labirynt.
Zaczęłam jęczeć jak obłąkana. Cóż, tak się nawet czułam. Taka nawet byłam. Zatrzymałam się i padłam na ziemię. Oparłam się o ścianę i pozwoliłam żeby krew spływała mi po ramionach i głowie. Futro szybko zlepiło się od karmazynowej cieczy. Załkałam i poczułam gorące łzy.
- Hej, Sand, wstawaj. Znajdziemy wyjście. Zobaczysz - położył mi łapę na - dla niego czystym - ramieniu.
- Veyron, widzę rzeczy, których nie chciałbyś widzieć. Daj mi więc umrzeć.
- Rany - spojrzał wymownie w sufit - jakie ty wygadujesz bzdury. Mam nadzieję, że to nie przeze mnie. Wstawaj - powiedział ostrzej.
Posłuchałam się. Podniosłam się z mokrej ziemi, lecz nie z krwi.
***
Dotarliśmy do jakiejś sali. Sali! Pomieszczenia wśród labiryntu korytarzy i do tego pod ziemią!
- ja chyba a faktycznie zaczynam wariować.
Weszliśmy do środka. Pokój nie był duży; na środku leżał granatowy dywan na krawędziach zdobiony złotymi nićmi. I chyba faktycznie były złote, gdyż przy tak słabym świetle mieniły się jak gwiazdy. Po lewej od wejścia wisiało ogromne lustro w złotawej ramie. Kolejno stało biurko, zabytkowe krzesło, gobelin z motywem polowania, szafa, kończąc na drugich drzwiach po prawej. Basior bez słowa wtargnął do środka i rzucił się na biurko.
- Bingo - zatarł łapy i zaczął coś majsterkować. Ja, delikatnie weszłam na dywan i o mało co nie zapadłam się w nim.
- Spójrz - powiedział, przedstawiając mi lampę naftową. - O, tam musi być kuchnia.
Wystartował do tajemniczych drzwi. Kuchnia? Co to za miejsce? Schron atomowy?
- Musisz to zobaczyć! - krzyknął.
Oby to nie była kolejna dziura.
***
- Miałeś mnie zaprowadzić do swojej jaskini, ale ze względu na dość skąplikowaną sytuację powiesz mi gdzie ona się znajduje.
Basior zesztywniał. Nabrał powietrza, jakbym go miała wrzucić do basenu z wodą i nie wypuszczać na powierzchnię. Mijał się ze mną wzrokiem. Coś było na tak. Tylko co?
Poruszył się nieswobodnie na drewnianym krześle.
- Nie mówisz mi prawdy - powiedziałam beznamiętnie.
- Słucham?
- Prawda. Nie mówisz mi prawdy.
- Mowie. Oczywiście... że mówię.
- Nie, nie mówisz - upierałam się nadal. Zachowywał się zbyt podejrzanie.
Westchnął i powiedział prawie niesłyszalnie:
- Mam dość wysokie stanowisko - odchrząknął. - Tyle ci wystarczy.
- Słucham? - spytałam. Balonik z napisem "gniew" zaczął rosnąć. - Nie jesteś moją matką, żeby mi tak mówić.
- W sumie masz rację - jego balonik też zaczął rosnąć. - Wysokie stanowisko, bardzo wysokie, mówi ci to coś?
Patrzyłam na niego jak na jakąś zagadkę. Którą rozwiązałam w sekundę.
- Jesteś... betą - powiedziałam wstrząśnięta. - Dlaczego mnie okłamałeś? O bogowie, to wszystko zmienia! Beta? Jak mogłeś?
- Nie rozumiem cię, dlaczego jesteś zła? - zmarszczył brwi.
- Jesteś betą! I okłamałeś mnie!
Tylko nie to. Znowu wszyscy będą uważać mnie za podrywaczkę. Nie, nie, nie...
- No dobrze, jestem kim jestem, ale co ci tym przeszkadza? I dlaczego po prostu nie czytasz mi w myślach skoro mi nie wierzysz? - podniósł głos, jednak nie krzyczał. Jeszcze.
- Bo nie chcę wiedzieć, co o tym wszystkim myślisz - warknęłam. - Poza tym, nie oszukujmy się, Veyronie, nienawidzisz, kiedy to robię. Nigdy nie lubiłeś i nigdy nie polubisz.
Nastała cisza. Spuściłam wzrok i wbiłam go w zwinięty ogon. Wzięłam głęboki oddech, aż poczułam napinające się szwy. Miałam nadzieję, że sztylet nie pozostawi żadnej blizny. Wystarczyła mi rana na krtani.
- Tak, nie lubię - powiedział w końcu. - A jeśli chcesz wiedzieć...
- Nie - przerwałam mu.
Nie byłam rozdarta, tylko... Ach! Mogłabym nim manipulować... Po prostu kazać mu milczeć, czy... Nie. Nie mogę. Nie zrobiłabym tego. Już wolę przeżywać rzeczy, które tylko ja zobaczę.
Wstałam, ale Veyron dalej siedział. Przeszedłam kilka kroków i zatrzymałam się i usłyszałam własny głos:
- Przepraszam. Za moje zachowanie. I przepraszam... za wszystko, co ci nagadałam... - Jestem najgorszą... przyjaciółką, dokończyłam w myślach.
Chciałam wyjść i odejść wgłąb tunelu, ale łapy nie pracowały ze mną w zgodzie. Przełknęłam ślinę przez zaschnięte gardło i czekałam, aż z pyska basiora zaczną wylewać się słowa, które zawsze robiły ze mną porządek.
<Veyron¿ Walić tajemnice; kłótnia? Uwielbiam kłótnie <3 A, i sory za ew. błędy. Telefon to jednak telefon>