czwartek, 30 kwietnia 2015

Od Ignis CD. Sperrka

Szłam wdychając świeże powietrze. Watr lekko szumiał, wprawiając w ruch młode liście na drzewach. Co on w ogóle sobie myślał?
Rozmyślałam o basiorze. Zachowywał się tak… Jakby mógł o mnie wiedzieć wszystko, tak swobodnie mówił. Otarłam łzę i pobiegłam przed siebie.
Biegłam długo w ogóle nie patrząc na drogę. W końcu poczułam na moich łapach coś mokrego. Spojrzałam na nie i stwierdziłam, że ugrzęzłam we wciągającym błocie. Spojrzałam za siebie. Granice watahy nie były daleko, jednak nie na tyle blisko, by ktokolwiek mógł mnie usłyszeć i mi pomóc.
„No, ładnie.” – pomyślałam z ironią. – „I tak oto po tym wszystkim zostanę wciągnięta i uduszona przez błoto.”
Walczyłam przez chwilę, próbowałam się wydostać. Na marne. Błoto sięgało mi już powyżej kostek.
Szarpałam, próbowałam użyć swoich mocy. Nic. To był koniec.
Patrzyłam bezradnie, jak błoto wciąga mnie coraz głębiej i głębiej, jakby powoli połykało swoją ofiarę. Jak mogłam być taka nieostrożna?
Moje nogi zostały już wciągnięte. Nie zostało mi już nic do stracenia. Krzyknęłam.
Gdzieś na jakimś pobliskim drzewie przysiadł ptak. Przypatrywał mi się przez chwilę, a potem wziął w dziób mocny kawał liany i podał mi go. Zdziwiona chwyciłam pnącze w pysk.
Ptak, razem z drugim końcem liany, przysiadł na trawie i nagle przeobraził się w niedźwiedzia. 
Czekaj, co…? 
W niedźwiedzia…?
Omal nie wypuściłam końca rośliny ze zdziwienia.
Niedźwiedź złapał mocne pnącze i pociągnął z wielką siłą. Chwilę później leżałam już na trawie, brudna i zziębnięta, ale za to żywa.
Poszukałam wzrokiem brunatnego misia, ale zamiast niego zobaczyłam Sperrka. Stał nade mną i uśmiechał się lekko.
- Nic ci nie jest? – spytał troskliwie.
Przełknęłam ślinę i odrzuciłam wszystkie targające mną emocje na bok. Chrząknęłam gorzko i odpowiedziałam chłodnym tonem.
- Jasne. Dzięki za pomoc.
Spróbowałam wstać, ale moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Basior mnie podtrzymał.
- Może ci pomóc? – uśmiechnął się szerzej.
- Nie, dzięki, dam sobie radę. – warknęłam, jednak wilk nie ustępował.
- Sama nie dasz rady. – odparł stanowczo. – Po za tym jesteś cała pobrudzona tym świństwem. Pomogę ci tylko dojść na tereny watahy i do jakiegoś jeziorka, w którym mogłabyś się umyć, w porządku?
Przewróciłam wymownie oczami potaknęłam na znak zgody.
Byliśmy już w połowie drogi, gdy postanowiłam zapytać o coś, co nęciło mnie już od dłuższego czasu.
- Ta… Ta przemiana w zwierzęta to twoja moc?
- Taa...
- A jakie masz jeszcze moce?
Sperrk ożywił się.
- Potrafię jeszcze zmieniać się w wilka-ducha, kontrolować umysły innych zwierząt… - chrząknął. – szybko leczyć swoje rany fizyczne i psychiczne oraz władać żywiołami. – wypiął dumnie pierś. – A ty?
- Eee… Ja potrafię władać nad ogniem. – odparłam zmieszana. – Panować nad smokami, teleportować się, wytwarzać gaz, który może uleczyć lub zabić… - wyliczałam szybko. – No, to mniej więcej wszystko.
- Panować nad smokami? Wow! – powiedział żywo basior.
Z niewiadomych mi powodów na moją twarz wpełzł uśmiech. Skarciłam się w duchu i z powrotem przybrałam obojętny wyraz twarzy. Miałam nadzieję, że Sperrk tego nie zauważył.
- Jesteśmy już niedaleko. – mruknęłam, by zmienić temat.
- Aha – odparł wilk. – Jak się czujesz?
- Co…? Ach, w porządku. – zagryzłam wargi. – Mogę już iść szybciej.
- Jesteś pewna? – spojrzał na mnie z ukosa.
- Tak – wciągnęłam szybko powietrze. – Chcę już być czysta.
Szliśmy w ciszy aż do samego jeziorka. Gdy weszłam do krystalicznej wody, od razu poczułam się lepiej.
- Jesteś głodna? – zapytał basior, kiedy już wyszłam z wody.
- No, trochę. – Na wzmiankę o jedzeniu zaburczało mi w brzuchu. – Ale siła w kończynach już mi powróciła, więc dam sobie radę sama. – Ostatnie słowo wypowiedziałam z jak największym naciskiem.
- Nie chciałabyś upolować czegoś ze mną? – Basior wbijał we mnie wiercące spojrzenie.
- Nie. – odparłam ostro i odwróciłam się, by odejść.

<Sperrk? c:>

Od Angrysa

Nie wiem co ja tak właściwie mam w tej watasze robić... Nie ufam tu nikomu... nawet ich nie znam! Może jak znajdę tu kogoś komu zaufam to wreszcie coś w swoim życiu zrobię, bo puki co to tylko mam na głowie dom, dom i dom. Kilka wilków wydaje się miłych.... na przykład taki trochę poraniony wilk... (TROCHĘ?!)
-Dzień dobry.  - powiedziałem bezgłośnie. - Jestem Angrys.
-Witam. Ja jestem Death. - powiedział nieśmiało.
-Czy ma pan ochotę na kolację? - zaproponowałem nie mając pomysłu.
-Eeee... Nie dawno jadłem, ale mogę z panem zapolować. - znowu był trochę nieśmiały.
-Podobno przy polowaniu lepiej się poznaje inne wilki. - wymyśliłem na poczekaniu.
Nic nie odpowiedział. Tylko zaczął powoli iść w stronę gdzie było małe stadko zwinnych stworzonek. Minąłem je.
-Psze Pana, tu są małe sarenki. Czemu pan idzie dalej?
-Nie tylko dla mnie ta kolacja. Mam piątkę dzieci z których tylko jedno ma moje pozwolenie na polowanie.
-Yyyy... To możemy ruszyć dalej. - powiedział trochę niechętnie. - Tylko chciałbym wrócić przed zmrokiem.
-Jasne! - odpowiedzałem jakbym chciał z nim polować. Tak naprawdę chciałem tylko kogoś poznać. - Wrócimy nawet wcześniej. Ale jak nie chcesz polować to nie musisz. Poradzę sobie sam.
-Eeee... To chyba nie grzeczne z mojej strony. - wiedział, że idzie mi na rękę.
-No to do zobaczenia. I spokojnej nocy.
-Branoc! - powiedział grzecznie. Uśmiechnąłem się.
No to czas na Polowanie! Ruszyłem najpierw truchtem w las a potem szybkim tempem wybiegłem z terenu watahy. Szybko zwęszyłem Sarny, ale to za małe. W końcu pięć pysków. Jeżeli jeszcze przyjdzie moja córka. Trzeba by tu żubra, albo coś większego! Zwłaszcza z ich apetytami!
Po jakimś czasie (30-40 min.) Zwęszyłem i zabiłem żubra. Najtrudniej było z zaciągnięciem ofiary do kryjówki dzieciaków. Udało się ucieszyły się zjedliśmy wspólnie połowę zdobyczy, a drugą część zostawiliśmy na jutro. Zadecydowałem, że córce przyda się pomoc, albo wsparcie. Więc wróciłem do watahy. Spotkałem znowu Detha. Położyliśmy się dwa metry od siebie i zasnęliśmy.

<Death? Czy możesz się z kimś takim zaprzyjaźnić?>

Od Hazel CD. Aventy'ego

Najeżyłam futro i warknęłam cicho. Miałam przeczucie, że coś nas obserwuje. A te obrazy z grekami... Nie byłam do końca pewna, ale coś w głowie mi podpowiadało, że nie powinno nas tu być. 
-Może chodźmy z tego pokoju? - zaproponowałam. Aventy skinął głową i odwróciliśmy się w stronę drzwi, ale one zatrzasnęły się z hukiem. Okna tak czy tak już były zamknięte. Z cienia wyszedł wilk. Spojrzał na nas. 
-Jestem Hekate - przedstawiła się wadera i zmieniła kształt. Była kobietą. Całkiem ładną kobietą. Jej skóra była biała jak kość słoniowa, a oczy... Jej oczy... Tam gdzie one być powinny były jedynie puste, czarne oczodoły. Pisnęłam przerażona i przysunęłam się do Aventy'ego. 
-Ty jesteś boginią magii? - mój głos był dziwnie piskliwy.
Skinęła głową.

<Aventy? ^^>

Malutka sprawa :3

No to wbiliście mnie w ziemię... pierwsze urodziny watahy były dla mnie wielkim świętem i radością, że wspólnie udało się nam dojść tak daleko. 95% watach jest zamykanych po dwóch tygodniach, a 365 dni... no, to dopiero coś niezwykłego. Wiem, że pewnie znaleźliście sobie jakieś watahy, które są lepsze od mojej, ale moglibyście się czasem zaangażować :/. Ja się cieszyłam, ale większość z Was potraktowało ten dzień jako zwyczajny, przeciętny, nic dla Was nie znaczący (może i tak było, ale nie musieliście tego pokazywać całym sobą). Tylko nieliczne wilki pomyślały o watasze, napisały opowiadania na konkurs, napisały zwykłe opowiadania i byli na czacie na watasze. Ale nie wiem... to było cztery, czy pięć osób...? A wilków w watasze mamy ponad trzydzieści. Czasami mam wrażenie, że część chce po prostu, żeby ta wataha została zamknięta, bo jest nudna i przeciętna. Ale to nie tylko przeze mnie. Przez was też! Im więcej piszecie opowiadań, tym więcej wlewacie siebie w watasze. I nie myślcie, że ja nie widzę starań niektórych i każdego uważam za takiego samego. Widzę, jak bardzo każdy członek naszej watahy z osobna jest w nią zaangażowany. Ale to Wy już zadecydujecie, czy ta wataha (moje dotychczasowe drugie największe osiągnięcie) ma funkcjonować dalej, czy przestać istnieć ;)
Hania

środa, 29 kwietnia 2015

Od Dezessi CD. Veyrona

-Tak.-odparłam patrząc przepraszająco - Przepraszam jestem niezdarna... I dziękuję!
-Jest dobrze. Najważniejsze, że nic się nie stało. Musisz bardziej uważać... - powiedział łagodnie.
-Czuję się idiotycznie! Jak mogłam dać się emocją mogłam przecież ustawić inaczej skały, albo...
-Nie obwiniaj się. Po prostu miałaś mały problem z emocjami... I tyle! - przerwał mi.
-Dobrze to już nie będę przeszkadzać, bo Beta musi spać. - zaśmiałam się cicho.
-Idziesz do swojej jaskini? - zapytał.
-Tak. Czuje się tam bezpiecznie.
-Odprowadzę cię.
I już chwile potem śmialiśmy się idąc do mojej siedziby. Był taki zabawny! Potrafił się śmiać nie za mnie tylko z naszych zabaw. Czułam się przy nim lepiej.
-No musimy to powtórzyć... Tyle, że bez wodospadu. - zaproponowałam.
-No Faktycznie bez tej ostatniej przygody było idealnie. - odpowiedział w świetnym humorze.
Dotarliśmy do mej jaskini.
-To dobranoc. - odwróciłam się w jego stronę.
-Do zobaczenia. - odpowiedział patrząc na coś za mną.
Odwróciłam się był tam piękny księżyc w pełni.
-Jest piękny... - powiedziałam zapatrzona.
-Często taki jest.
Jak się odwróciłam to spał już na skale. Pośpiesznie zagłębiłam się w swój dom i zasnęłam. Na drugi dzień zauważyłam śpiącego basiora. Postanowiłam zapolować. Podeszłam do pierwszych drzew i usłyszałam ziewanie. Potem kroki i:
-Co jest w dzisiejszym menu? - zaśmiał się uroczo.
-A co pan lubi jeść? Sarny, bobry... - śmialiśmy się.

<Veyron? :3>

Od Ewrani

Byłam śledzona przez „moje duszki” czasem mnie przerażały. Zobaczyłam pewną wilczycę ducha. Pomyślałam, że jest z zaświatów, ale jak mnie i moje duchy.
Yyy cześć.-powiedziała nieśmiało - Jestem nowa więc chyba cie nie znam... - patrzyła na moje duchy.
-Cześć! Ja też jestem nowa i chce się oderwać od taty. Zesłał mi nawet obrońców. Te duchy.... Jestem Ewranitosta. Możesz mi mówić Ewrani. - zaczęłam się ekscytować.
-Ja jestem Danerys. Czy jesteś głodna? - zaproponowała z blaskiem w oczach.
-Jasne Na co polujemy?
-No nie wiem co chcesz?! - zapytała entuzjastycznie.
-Ja lubię pumy. - powiedziałam.
-Pumy...? Ja nigdy na nie nie polowałam. Pokarzesz jak?
-No pewnie! - myślałam, że jest doświadczonym łowcą. Zauważyła moją reakcje.
-Ja używam czasem mocy i specjalizuje się w sarnach i bobrach. - wytłumaczyła się.

<Danerys?>

Od Veyrona CD. Dezessi

- Jak? Smaczne jedzenie? - zapytała wadera podchodząc do mnie. Potaknąłem głową. - Mogę się przyłączyć?

Gdy zjedliśmy posiłek, położyłem się na trawie i popatrzyłem w niebo. Dezessi ułożyła się obok mnie.
- No i jak? - zapytała z dumą.
- Można powiedzieć, że całkiem dobrze, jak na pierwszy raz. - uśmiechnąłem się pod nosem.
- Ej! - szturchnęła mnie. Ja przeturlałem się na bok, a ona za mną. Nagle straciłem równowagę i zacząłem jechać w dół po zboczu razem z Dezessi. Zawirowało mi przed oczami, gdy nadle usłyszałem plusk i razem z waderą znaleźliśmy się w rwącym strumieniu. Nie miałem zielonego pojęcia, dlaczego, ale wybuchnąłem śmiechem i wyłożyłem się w strumieniu opierając głowę o brzeg.
- No i będziesz mi tu teraz zasypiał? - zapytała Dezessi otrzepując się z wody. Potaknąłem i zamknąłem oczy wdychając głęboko powietrze. Nagle poczułem na swojej głowie strumień zimnej wody.
- Hej! - wykrzyknąłem pryskając wodą w waderę. Ona zaczęła uciekać strumieniem ze śmiechem, a ja biegłem tuż za nią. Odbiłem się od dna jak sprężyna wzbijając tumany mułu i przewróciłem waderę. Popłynęliśmy kawałek, gdy nagle usłyszałem szum.
- Co to? - zapytała Dezessi.
- No, czas wychodzić. - stwierdziłem, po czym wygramoliłem się na brzeg.
- Och... dlaczego? - jęknęła wadera i popłynęła dalej. Podążyłem za nią.
- Bo niedługo zaczyna się wodospad, który spada na skały. - pokręciłem głową. - A teraz się zatrzymaj i szybko wychodź.
- Veyron... - jęknęła.
- Tak? - zapytałem nie zwalniając tempa.
- Ja... yy... no... ee... jakby to powiedzieć... straciłam grunt i nie mogę się zatrzymać! - powiedziała rozpaczliwie machając nogami w przeciwnym kierunku.
- F... czekaj! Spróbuj się tu utrzymać! Pobiegnę po jakąś kłodę, której będziesz mogła się chwycić! - odkrzyknąłem, gdyż wodospad był już na tyle blisko, aby zagłuszać moje słowa swoim hukiem.
- Nie! Nie zdążysz! - wrzasnęła zdezorientowana. Wyciągnąłem łapę, aby ją chwycić, ale była zdecydowanie zbyt daleko. Przygryzłem wargę.
- Musi być jakiś sposób... - krzyknąłem.
- Zaraz spadnę!
Dezessi zamknęła oczy i wyciągnęła ręce przed siebie w geście obronnym. Już myślałem, że poleci razem z wodą w dół, ale nagle stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Z łap wadery wystrzeliły dwa strumienie lodu i zatrzymały ją nad przepaścią. Odetchnęła z ulgą. Ale okazało się, że nie był to nasz jedyny problem. Powoli lód, na którym się uwiesiła, zaczął pękać.
- O nie... - pokręciłem głową.
- Veyron! Zrób coś! - huknęła i zaczęła powoli przesuwać się w moją stronę. Wyciągnąłem do niej łapę. Nagle podpora pękła. W ostatniej chwili chwyciłem ją za kark i wciągnąłem do siebie na górę.
- Czy wszystko dobrze? - zapytałem, ocierając pot z czoła.

< Dezessiś? Nie zbyt dramatycznie? xD>

Od Hamony CD. Matta

-Zaprowadzę cię gdzieś - powiedziałam i chwyciłam Matta za łapę. Szliśmy i szliśmy, aż w końcu doprowadziłam go do mojej ulubionej polany. 
-Może nie wygląda szczególnie, ale zachód słońca jest tu przepiękny - powiedziałam. Matt gapił się na wszystko z otwartym pyskiem. Zaśmiałam się - No co tak patrzysz?
-Nic. Po prostu tu jest świetnie - odparł. Pocałowałam go. Parę godzin ganialiśmy się po polanie jak szczeniaki, a o zachodzi słońca zaprowadziłam go w pewne miejsce.
-Stąd najlepiej widać zachód - wyjaśniłam. Siedzieliśmy patrząc na niesamowitą scenerię wokoło i było mi tak dobrze...

<Matt? c;>

Nowa wadera! ~ Ewranitosta

True happiness is to remember by seasonaldragon1

Nowy basior! ~ Angrys

Angry Wolf - stalk, wolf, fangs, monster, evil, anger, eyes

Od Matta CD. Hamony

-Co tak wcześnie? - uśmiechnąłem się do niej.
-Jest dziś piękny dzień, nie warto marnować go na leniuchowaniu. - odwzajemniła uśmiech.
Uwielbiałem jak się uśmiechała, była wtedy jeszcze piękniejsza.
-Ej... Obudź się...
-Tak, wstaję - otrząsnęłam się i wstałem z ziemi. - To gdzie dziś idziemy? 
Wyszliśmy z jaskini i spojrzałem w niebo. Słońce dopiero wychylało się zza koron drzew.
Spojrzałem z uśmiechem na Hamonę...

<Hamona? Gdzie idziemy ;)>

wtorek, 28 kwietnia 2015

Od Aventy'ego CD. Hazel

- Po co my tu tak właściwie weszliśmy? - zapytałem z niesmakiem.
- Sama powoli zaczynam się zastanawiać. - mruknęła Hazel. - Ale powiedz, czy tu nie jest fajnie?
- Wątpię. - chrząknąłem. - Przed chwilką prawie zginęliśmy pięć razy!
- Och, wyolbrzymiasz wszystko! Nie gadaj,  tylko chodź! - pociągnęła mnie za łapę. Wkroczyliśmy do jakiejś wielkiej komnaty podpartej starogreckimi kolumnami. Ze środka zalatywało stęchlizną. Na ścianach wisiały poprzekrzywiane, wyblakłe obrazy przedstawiające portrety ludzi w chitonach i himationach greckich. Leżało tam również kilka zbutwiałych, poprzewracanych mebli i zmechacony, czerwony jak krew dywan. To dziwactwo wyglądało tak, jakby nikt nie wchodził tu od setek tysięcy lat, a jednak czuć tu było czyjąś obecność...
- Co to za miejsce? - wyszeptała wadera.
- Nie mam pojęcia. - pokręciłem głową i ogarnąłem pomieszczenie wzrokiem. Zdawało mi się, że ktoś nas obserwuje...

< Haaazel? Wena się na mnie obraziła i schowała się w książce o Tacy z zamienioną literką ;-;>

Od Danerys

Szłam spokojnie przez las w poszukiwaniu zwierzyny. Wpadłam na trop stada danieli i ruszyłam śladem. Po chwili na polanie dostrzegłam spore stadko. Powoli ruszyłam w ich kierunku, kiedy z zarośli wypadł inny wilk, chyba basior. Rzucił się na MÓJ obiad. Pognałam w stronę stada. Złapałam jakiegoś, ale niestety nie był on jakiś imponujący. Stać mnie na lepsze zdobycze. Skierowałam wściekły wzrok na wilczura.
-Przegoniłeś mój obiad! - warknęłam.
-Sorry, nie wiedziałem... - powiedział lekko przerażony na widok mojej miny. 
-Nic nie szkodzi - odparłam łagodniej. - Mam chociaż coś do jedzenia. A tak w ogóle to jestem Danerys.
-A ja Cole - oznajmił basior - Ładne imię.
-Dzięki - mruknęłam.

<Cole? c:>

Nowy basior! ~ Ethan

Nowa wadera! ~ Danerys

Od Sperrka

Ucieszyłem się kiedy poczułem zapach mojej siostry. Poszedłem za nim. Zobaczyłem jaskinię w której paliły się gałęzie. Był tam jej bardzo intensywny zapach. Podszedłem bliżej i odchrząknąłem. Po chwili usłyszałem ziewanie i zobaczyłem jej oczy. Świeciły jaśniej niż pochodnie. Rzuciła się na mnie ze szczęścia.
-Tak dawno cie nie wadziłam! - już płakała jak bóbr.
-Och siostrzyczko! Tak się zmieniłaś! - tym razem nie byłem opanowany.
-Co...? Jak ty tu się znalazłeś? - ucieszyła się.
-Nie ważne jak, ważne, że doszedłem. - troch spuściliśmy z wodzy.
-Cieszę się, że ty tu ze mną jesteś. - Powiedziała nadal płacząc, ale już normalnie stojąc.
-Oprowadzisz mnie?
-Pewnie zapoznam cię z moimi przyjaciółkami. Najpierw z Emmą.
Poszliśmy do tej wilczycy i po drodze przedstawiła mnie najstarszej wilczycy. Zapoznała mnie z Emmą- była miła. Zwróciłem uwagę na kogoś zupełnie innego. Na samotnie stojącą wilczycę. Wymknąłem się siostrze gdy paplała z koleżanką.
-Dzień dobry! - powiedziałem szarmancko - Jestem Sperk.
-Ja jestem Ignis. - powiedziała nieśmiało - To ty jesteś jej bratem?- spytała wskazując brodą na Dezessi.
-Tak. – nie wiedziałem jak rozwinąć temat, wydawała się taka skryta!
-Jesteś nowy. - stwierdziła za smutną twarzyczką-Nie wiesz kim jestem ja. I kim jest beta lub alfa. Dołączyłeś tu dla siostry?
-Tak. Nie mógłbym żyć nie wiedząc gdzie jest. Jest wszystkim dla mnie. A ty masz tu jakiś krewnych?
Odwróciła się i poszła siebie od tak! Eeee ... To może taki charakter. Wydaje się jednak delikatna. Co ona skrywa pod maską?
Wróciłem do siostry. Oprowadziła mnie i przedstawiła mi innych. Myślami nadal rozmawiałem z tą skrytą wilczycą....

<Ignis?>

Nowy basior! ~ Sperrk

Red snowflakes. by Safiru

Od Ignis CD. Aventy'ego

Byłam zdenerwowana. Bałam się, że Aventy’emu nie spodoba się cały ten pomysł i wgl… Po tym co mi powiedział, byłam zbyt oszołomiona, żeby myśleć normalnie.
Zobaczyłam idącego w moim kierunku basiora. Zmarszczyłam delikatnie brwi, by moja twarz wyglądała na całkowicie spokojną i opanowaną. Po chwili wilk do mnie dotarł.
- Jak… ty… Jak ci się udało…? – wysapał, patrząc na mnie ze zdziwieniem.
- Nie było to proste, ale jakoś mi się udało przekonać Ilę. – odparłam spokojnie. – Wszystko już przygotowałam, potrzebuję jeszcze tylko twojej zgody i możemy ruszać.
Aventy przewrócił oczami.
- Chyba nie mam wyboru.
- Cieszę się, że nie będę sama – Spojrzałam na południe. – Przygotowałam ci plecak z najważniejszymi rzeczami oraz mapą. Ja mam drugą. W razie czego nie powinniśmy się zgubić. Ruszymy na razie w stronę polany oddalonej o kilkadziesiąt metrów stąd. Stamtąd zabierze nas Leo.
- Leo…?
- Mój smok. – odchrząknęłam. – Znaczy nie do końca mój, ale bardzo mnie polubił, zresztą ja jego również. Wracając do tematu, Leo przetransportuje nas do Gór Szarych… On… No, smoki nie mogą wylatywać po za nie, bo… Sama nie wiem czemu, po prostu tak jest – szybko wciągnęłam powietrze, żeby złapać oddech. – Przez nie będziemy musieli przeprawić się sami, najlepiej wzdłuż rzeki Bombaskiej, bo gdzieś w jej pobliżu znajdziemy chatkę, a w niej mojego brata. No chyba, że to wszystko to jeden wielki podstęp, który ma mnie sprowadzić powrotem do Tartaru. – Ostatnie zdanie wymamrotałam tak cicho, by basior nie mógł mnie usłyszeć.
- A droga z powrotem? – zapytał podnosząc brwi.
- Przejdziemy przez góry, a dalej przetransportuje nas Leo. – odpowiedziałam spokojnie. – W trzy dni powinniśmy się wyrobić. – Zerknęłam na wschodzące niebo. – Lepiej ruszajmy, po drodze chciałam ci jeszcze wyjaśnić parę spraw.
Podałam Aventy’emu jego plecak, sama założyłam swój. Chwilę później byliśmy już w drodze.
- A więc…? – spytał.
- Taak… - przełknęłam ślinę. Po raz pierwszy miałam to komuś powiedzieć… Choć nie wszystko, to jednak. – Zacznijmy od tych dziwnych rzeczy, które czasami się ze mną dzieją… Jak to przed twoją jaskinią. Stanęłam i nie ruszałam się przez pół godziny, nie? W tym czasie… Przeżywałam jakieś zdarzenie z mojej przeszłości. Jest to trochę skomplikowane. Kiedyś ktoś przeklął mnie, że swoje najstraszniejsze wydarzenia w życiu będę przeżywać cały czas na nowo. I czasami, najczęściej gdy zobaczę coś, co mi się z tym skojarzy, przestaję się ruszać i trwam w takiej pozycji, w jakiej zastygłam, dopóki ktoś mnie nie obudzi lub gdy odlot się skończy. Odlotem nazywam właśnie to, co się ze mną dzieje. Podczas gdy moje ciało się nie rusza, ja przeżywam jakąś straszną rzecz. Rozumiesz?
Aventy pokiwał głową.
- Drugą rzeczą jest to, co zrozumiałam, a mianowicie zrozumiałam to, co mój ojciec miał na myśli mówiąc, że woda i ogień są do siebie bardzo podobne. Obie są potężne, obie dają moce wilkom, bez obu nie da się żyć, ale jednocześnie obie mogą zabić… No i to, że obie nie lubią więzów. Woda jest wszędzie, ale się zmienia. Raz jest ciałem stałym, raz gazem, raz cieczą… Morze może być spokojne, wzburzone lub tajemnicze, bez wyrazu… Za to ogień łatwo się rozprzestrzenia, rozświetla ciemność, a jednocześnie nadaje mroczny wygląd wszystkiemu, co oświetla. Nie wiem jeszcze do czego mi się to wszystko przyda, ale jestem pewna, że tak.
- Aham… - mruknął basior w zamyśleniu.
- Mój sen… No cóż, wiesz, że dowiedziałam się, że mój brat żyje i gdzie się znajduje od Pana Koszmarów. Właściwie nic ciekawszego się w nim nie działo. – plątałam się.
- W porządku. Czy to ta polana? – spytał, wskazując na dość obszerną, obsypaną w młode kwiaty łąkę.
- Owszem. Zaraz przywołam smoka.

<Aventy? Moja wena zdycha na dnie oceanu, niestety. xc>

Od Dezessi

Po wstąpieniu do watahy myślałam o moich celach. Wymyśliłam, że pierwszym z nich będzie odnaleźć brata, drugi poukładać sobie życie i trzeci znaleźć swój cel życia. Zaczęłam od numeru jeden. Przeszłam się niby od niechcenia po granicach terytorium watahy. Jak zgłodniałam przejęłam kontrolę nad umysłem sarny i kazałam jej podejść do mnie. Kazałam zrobić zwierzęciu tępą minę. Przestałam się bawić i w końcu ją zabiłam i zjadłam. Zaczęło mi się strasznie nudzić! Nie wiedziałam co tu zrobić. Może kogoś poznać! Wiem nawet kogo.
-Hej!-powiedziałam pewna siebie do dostojnego wilka- Jestem nowa. Dezessi jestem. A ty?
-Moje imię to Veyron.-powiedział dumny- Widzę, że jesteś nowa. Starsi obywatele watahy inaczej polują. A ty musisz użyć mocy...-powiedział patrząc na mnie ze zdziwieniem.
-Nie muszę jej używać!-zdenerwowałam się.- To dla przyjemności.
-Aha. To pokarzesz jak się powinno polować?-powiedział sarkastycznie.
-Nie muszę ci nic udowadniać. Udowodnię to sobie samej.-próbowałam się uspokoić.
Podniosłam wysoko głowę i zwietrzyłam od za raz zapach bobra. Podniosłam powoli uszy i ruszyłam biegiem w jego stronę. Ledwo wyrobiłam na zakręcie pomiędzy drzewami. Dorwałam bobra i jeszcze żywego przyniosłam na mały terenik pozbawiony drzew. Z bobrem w pysku mocą zbudowałam kamienno drewnianą jaskinię. Położyłam się i zjadłam bobra. Zauważałam jak minutę później basior niósł dużego jelenia. Pomyślałam, że się popisuje, ale zauważyłam, że nawet przeszedł na około mojej jaskini. Chwilę potem słyszałam mlaskanie.

<Veyron?>

Nowa wadera! ~ Dezessi

Ghost Wolf - fantasy, dark, magic, wolf

Od Ceiviry CD. Serine'a

Czułam, jak kości łamią mi się na pół. Wyginałam się na wszystkie strony. Krew zaczęła żyć własnym życiem. Wyodrębniałam każdą jej kroplę, która płynęła w moim wnętrzu. Dało się odczuć, gdy poszczególne komórki łączyły się, a potem nagle rozdzielały, sprawiając ogromny ból. Powoli traciłam świadomość. Coraz mniej wyraźnie odbierałam bodźce ze świata zewnętrznego. Czułam, jak kropla po kropli uchodzi ze mnie życie - powoli i boleśnie. Ostatnimi resztkami sił spojrzałam na Serine'a. To puste spojrzenie, pozbawione uczuć bolało o wiele bardziej niż wszystkie ciosy, jakie mi zadawał. Pragnęłam,aby się uśmiechnął, dotknął mnie, powiedział, że wszystko ułoży się dobrze. Jak dotkliwie odczułam wówczas, iż nadzieja jest matką głupich. Gdy tylko ta myśl przeszła mi przez głowę, zaczęłam cierpieć dotkliwiej niż kilka chwil temu. Teraz jego oczy zasnuły się nienawiścią, nieodgadnioną żądzą, satysfakcją. Zupełnie tak, jakby zabijanie sprawiało mi przyjemność.
- Wiem, że taki nie jesteś, nie ty... Proszę cię, znajdź prawdziwego siebie i wróć do mnie - powiedziałam słabo, wykrzesując z siebie resztki sił.
Nagle, dosłownie na ułamek sekundy, pojawił się dawny Serine - opiekuńczy, współczujący, kochający. O spojrzeniu, które zniewala, sprawia, iż oczyszczasz się wewnętrznie i wtedy nie liczy się nic oprócz tej pięknej pary zielonych oczu. To wlało w moje serce niewiarygodną ulgę, tego potrzebowałam. Jednak trwało to tylko chwilę. Potem znowu przyszedł niewyobrażalny ból. Tęczówki moich oczu zaczęły ciemnieć. Zrobiło mi się słabo. W ułamku sekundy poczułam ogromną chęć odejścia do krainy snów. Wówczas usłyszałam rozdzierający uszy głos:
- Stój!
W mgnieniu oka wróciłam do żywych. Wsłuchiwałam się w swój ciężki oddech i stukanie łap po marmurowej posadzce. Wnet poczułam przy uchu ciepłe powietrze.
- Teraz już wiesz jak to jest, prawda? Krzywdzi cię osoba, dla której zrobiłabyś wszystko. Zapewniam cię, on mógłby bez skrupułów cię zabić, ale tego nie zrobił, a wiesz, czemu? Bo ja mu nie pozwoliłam - rzekła cicho.
- Dlaczego? - wyszeptałam.
- Wolę patrzeć, jak cierpisz, jak zalewasz się bólem, złością, rozpaczą, nostalgią. Wolę patrzeć, jak walczysz bez sensu o coś, czego nigdy nie odzyskasz. Wolę patrzeć, jak szarpiesz się z własnymi uczuciami, wbijasz sobie nóż w plecy, torturujesz się na własne życzenie. Wolę patrzeć, rozkoszować się tym, że umierasz wewnętrznie i boleśnie, po kawałku niszczysz każdą kolejną cząstkę swojej duszy, staczając się w otchłań - wysyczała.
Potem odeszła, a ja zamknęłam oczy. Po moim policzku spłynęła łza. Nie walczyłam ze zmęczeniem i bezsilnością. Po prostu dałam się zanieść na miękkich skrzydłach w lepszy świat.
***
Kiedy się obudziłam, wszystko wokół zdawało się przybierać wyblakły odcień.
- Cei, nareszcie... - szepnął z ulgą Zaheer.
- Długo spałam?
- Ooo, tak. Prawie cały dzień. Już zaczynaliśmy się niepokoić - uśmiechnął się blado.
- Znaleźliście coś? Jakiś sposób? - zapytałam z nadzieją.
- Mamy już jakiś trop, ale to jeszcze nic konkretnego i...
- No to na co czekamy? Szukajmy dalej, skoro wiemy gdzie! - przerwałam mu i próbowałam się podnieść.
- Zaczekaj. Najpierw musisz odpocząć. Jesteś zmęczona, wyglądasz jak cień. Zjedz coś, wyśpij się porządnie, a my będziemy z Rorelle szukać - zakomenderował.
Westchnęłam. Nie miałam ochoty ani na spanie, ani na jedzenie. Mimo to musiałam się zgodzić.
- Dobrze, zrobię, jak radzisz.
Zamknęłam oczy, ale nie potrafiłam zasnąć. Czekałam, aż Zaheer wróci. Starałam się zachować spokój, nie denerwować się. Wsłuchiwałam się w swój oddech. Próbowałam myśleć o kimś innym niż o Serinie, ale nie dałam rady. Nie pamiętam, ile trwałam tak bezruchu. W końcu młody basior wrócił. Czułam na sobie jego spojrzenie. Pewnie nie chciał mnie budzić. Postanowiłam jeszcze przez chwilę udawać. Gdy już naprawdę nie mogłam znieść wzroku basiora, powoli rozwarłam powieki.
- Mam nadzieję, że cię nie obudziłem, a jeśli tak, to przepraszam - rzekł nieco zmieszany.
- Nie, nie - odparłam szybko.
- Mam tu coś dla ciebie - wskazał łapą na ogromnego jelenia.
Wstałam z łóżka i zaczęłam mimowolnie go jeść. Smakował wybornie i dlatego, ku mojemu najszczerszemu zdziwieniu, skonsumowałam go całego.
- Może się przejdziemy? Świeże powietrze dobrze ci zrobi - zaproponował.
- Wiesz, wybacz mi, ale chciałabym pobyć sama. Dzięki za pyszny obiad, za troskę i w ogóle... - odpowiedziałam.
- Rozumiem. Tylko nie odchodź zbyt daleko i uważaj na Chance - ostrzegł mnie Zaheer.
Przyjęłam te słowa bez żadnej obawy. Przecież i tak było mi już wszystko jedno. Otworzyłam ogromne drzwi. Włóczyłam się po zamku, jego obrzeżach i tak mijały sekundy, minuty aż w końcu godziny. Ostatecznie zatrzymałam się na balkonie. Stanęłam przy balustradzie, uniosłam głowę do góry i zamknęłam oczy. Ile wspomnień przeleciało mi wtedy przez głowę, ile pięknych zdań zabrzmiało w moich uszach, ile bezcennych chwil uchwycił w ułamku sekundy mój umysł... A wszystkie dotyczyły jednego wilka - Serine'a. Rozwarłam powieki i spojrzałam w dół. O mało nie zemdlałam. Na małej, zielonej skarpie stał tak dobrze znany mi basior. Miał spuszczoną głowę. Odniosłam wrażenie, że spowija go jakaś smutna aura. Skrzydła same mi się rozwinęły. Rzuciłam się ku niemu niewiele przy tym myśląc. Zadrżał, gdy mnie zobaczył, ale nie wycofał się. Kiedy wpatrywałam się w jego bezwładną sylwetkę, ogrom myśli przeleciał mi przez głowę. Chciałam mu tyle powiedzieć. Gdybym mogła, zamieniłabym się z nim bez wahania. Dałabym wszystko, aby jego wzrok znowu odzyskał tą jasną, pełną dobrej energii i miłości barwę. Wtedy do mojego umysłu przedostały się dwa słowa. Tyle razy pragnęłam je wyznać, wykrzyczeć, ale za każdym razem brakowało mi odwagi. Bałam się odrzucenia, ale teraz? Co mam do stracenia? Nic... Podniosłam łeb i spojrzałam mu w oczy. Zacisnęłam wargi. Po chwili jednak z moich ust wydobył się cichy, słyszalny tylko dla Serine'a szept:
- Kocham cię...
Zauważyłam, jak uniósł łopatki. Mrugnął, a wówczas ujrzałam jego zniewalające oczy, przesycone plątaniną emocji. Wargi mu drżały. Chciał coś powiedzieć, ale nie był w stanie. Zrobił z trudem dwa kroki w przód. Widziałam, jak jego łapa wędruje ku górze. Wreszcie zatrzymała się na moim policzku. Nie mogłam uwierzyć... Czyżbym go odzyskała? Tęczówki moich oczu zajaśniały promieniem nadziei. Sekundę później poczułam ból. Ostre pazury Serine'a przeszyły mi skórę. Zauważyłam, że całkowicie się zmienił. Byłam załamana. Czy nigdy nie wróci dawny on? Gdy tylko to pytanie przedostało się do mojej głowy, mój wzrok padł na Chance.
- No, wiesz. Żeby posuwać się do takich metod... Musisz być naprawdę zdesperowana - prychnęła.
Nie odpowiedziałam nic. Miałam jej serdecznie dość. Gdyby nie to, że jest połączona z Serinem, już dawno rozerwałabym ją na strzępy.
- Ale uwierz mi, to na nic. On kocha tylko mnie i to się nie zmieni - dodała stanowczo.
Zaczęłam iść w stronę wejścia do zamku, ale basior nie pozwolił mi przejść i odepchnął mnie.
- Gdzie ty się wybierasz? Chyba trochę za wcześnie na odejście. Dopiero przyszłaś, a ja mam dla ciebie ciekawą atrakcję. Skoro ty wyznałaś mu swoje uczucia, to może on teraz wyzna ci swoje? - uśmiechnęła się szyderczo.
Nie chciałam tego słuchać. Rozwinęłam skrzydła. Uniosłam się na wysokość metra, po czym runęłam z łoskotem na ziemię. Wadera sprawiła, że nie mogłam latać.
- To jest propozycja nie do odrzucenia - wyjaśniła.
Zaśpiewałam cichutko pieśń leczącą. Żebra przestały mnie boleć, ale nadal nie miałam ochoty ani siły wstać. Widziałam, jak Serine kroczy w moją stronę. Nachylił się nade mną i wysyczał przez zęby:
- Mam gdzieś tą twoją miłość,rozumiesz?! Ciągle tylko mącisz, nękasz mnie niepotrzebnie. Zrozum wreszcie, że nic dla mnie nie znaczysz! Lepiej byłoby gdybyś...
Nie chciałam słyszeć tego słowa z jego ust. Wyłączyłam wszystkie dźwięki wokół. Poczułam ogromną nienawiść do tej 'wersji' Serine'a. 
Obiecałam sobie w duchu, że nie będę brać sobie do serca żadnych jego słów, do czasu aż nie odzyska dawnej części siebie. Stanę się głucha na wszystkie jego obelgi. Gdy odeszli, wstałam z ziemi i powolnym krokiem wróciłam do zamku. Zatrzymałam się przy wielkim oknie, które kiedyś rozbił smok. Słońce zbliżało się ku zachodowi i kierowało swoje jasne promienie na mozaikę kolorów, umieszczoną na resztkach witrażu. Spojrzałam za siebie. Tysiące barw krążyło po sali, wykonując niesamowity taniec. Zaczęłam nucić pieśń. Najpierw cicho, a potem coraz to głośniej. Wreszcie zapragnęłam, by rozniosła się po całym zamku. Opowiadała piękną historię miłości dwóch wilków, które zbyt długo zwlekały z wyznaniem sobie uczuć. Historię, która nadal trwa...

<Serine? Błędów jak mrówków, wybacz ;_;>

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Od Hazel CD. Isabel

Szłam obok i pokazywałam jej fajne miejscówki, ale ciągle myślałam od tych Trzech Bramach... W końcu zdecydowałam się jej powiedzieć prawdę.
-Słuchaj Isa... Jeśli mogę tak do ciebie mówić... Ja jestem Wilkiem Przeszłości i Przyszłości. Mam władzę nad wspomnieniami. Nie jestem w stanie jej kontrolować... Wtedy moi rodzice by żyli... Ale mogę w nią wniknąć. Sama, albo z kimś trzecim. Mogę ją oglądać i kontrolować, ale w niewielkim stopniu. Jestem w stanie jedynie ją przewinąć. Mogę też zobaczyć przyszłość. Moje wibracje są delikatne, ale jakby to powiedzieć stanowcze. W każdym razie takie być powinny. Ja mam dziwną i dość mroczną przeszłość, ale boję się ją oglądać. Może choć trochę ci to wyjaśniłam - powiedziałam, nieco zbyt dumnie - Przepraszam, nie chciałam, żeby wyszło, że jestem jakaś zarozumiała - dodałam prędko. 
-Nie, nic się nie stało - powiedziała cicho wadera.

<Isabel? Mądra i pouczająca wypowiedź Hazel. x3>

niedziela, 26 kwietnia 2015

Od Isabel CD. Hazel

Wyczuwałam od niej dziwną, znajomą aurę... Ale to raczej niemożliwe. Przypadki przejścia przez Trzecią Bramę i przeżycia są bardzo rzadkie... Czasami dar przekazywany jest dalej, ale zdarza się to raz na kilkaset lat. A od Hazel wyraźnie wyczuwałam moce, które dostaje się po przejściu Trzeciej Bramy... W sumie, może warto by ją o to zapytać? Z trudem przełamując swoje żelazne zasady mówiące, żeby nie odzywać się pierwszą zapytałam cicho:
-Wiesz co to Trzecia Brama? - spojrzała na mnie zdziwiona.
-Nie. A powinnam? - przekrzywiła głowę uważnie mi się przypatrując.
-Raczej nie.. Miałaś może kiedyś jakieś wizje czy coś? - drążyłam temat coraz bardziej ciekawa. Wilki, które przeszły przez dwie pierwsze bramy to częste przypadki, ale przez trzecią...
-Wiesz co... W sumie mogę oglądać czyjąś przeszłość i przyszłość... Ale nie wiem dokładnie, o co ci chodzi.Tak w ogóle, to czemu cie to interesuje? I czy ta jakaś brama ma z tym coś wspólnego? - no i szykuje się dłuższa rozmowa... Szczerze, to jestem strasznie ciekawa, jak ona to zrobiła. Może warto by jej powiedzieć...
-Jestem strażnikiem Trzech Bram. Pierwsza, Brama Mroku jest stosunkowo często przekraczana przez wilki, które ów żywioł zyskują. Następna jest Brama Śmierci.. Z nią już jest trudniej, ale jednak da się przeżyć bez najmniejszego problemu. Ale jest jeszcze Trzecia Brama, Brama Czasu. Nikt nigdy nie powinien być w stanie jej przekroczyć... Ale czasami zdarzają się takie przypadki. W najgorszym razie zyskują moc zmieniania przyszłości i przeszłości... Ale to nie jest ważne. Trzecia Brama jest bardzo niebezpieczna, bo uaktywnia pewną rzecz, która nie powinna być nigdy dotykana, nawet patykiem. Stąd też moje pytania... Nie miej mi za złe ciekawości... Ale ostatni wilk, który próbował przejść przez tę bramę wyszedł całkowicie pozbawiony zmysłów i jakiejkolwiek wiedzy. Jak roślina... Tak więc przepraszam, jeżeli będę za dużo gadać, ale na prawdę chciałabym się dużo dowiedzieć...
-Czekaj, czekaj, czekaj. Czy ty mnie przypadkiem nie masz za jakiś podejrzany obiekt do badań? - zapytała.
-Właśnie dlatego przepraszam, jeżeli będę zadawać dziwne pytania... Mogą mi się niechcący wymsknąć... Ale postaram się bez żadnych takich. Po prostu na razie spędźmy normalny dzień, co? - uśmiechnęłam się, ale chyba mi nie za bardzo wyszło, bo wadera parsknęła śmiechem.
-Okej. Zaczynamy zwiedzanie terenów!

<Hazel? xD Przepraszam za brak pomysłów i jakże wciągającą historię.. ;-; xD>

Od Losta CD. Melody

Rozmyślałem nad tym intensywnie. Czemu chciał mnie zabić? Przecież nic takiego nie robię... 
-Wiesz co? Może nie myślmy nad tym teraz - powiedziałem. - Chodźmy zapolować.
Melody skinęła głową. Upolowaliśmy dwa spore króliki. Zajadając się wpadł mi do głowy pewien pomysł. Szalony i niemalże nierealny, ale jednak.
-A może jakiś duch czy coś opanował Aventy'ego? - podsunąłem pomysł - Nie to głupie. Chodźmy spać.
-Ale, że tu? - Melody wydawała się lekko przestraszona.
Skinąłem głową.
-Tutaj. Przecież i tak jesteśmy już poza granicami watahy.
-No tak... - wadera zwinęła się w kłębek i po chwili usłyszałem jej równomierny oddech. Sam nie mogłem zasnąć. Ciągle myślałem nad moimi słowami. Aventy mógł zostać opanowany przez jakąś istotę ponadludzką.

<Melody? Mądre sentencje Losta ^^>

sobota, 25 kwietnia 2015

Od Hazel CD. Isabel

Podeszłam do wadery. Wydawała się nieśmiała.
-Jestem Hazel - przedstawiłam się.
-A ja Isabel. - bąknęła tamta. Była ładna. Pewnie zyskałaby sympatię mojego brata. 
-Może oprowadzę cię po terenach watahy? - zaproponowałam. Skinęła głową - Nie przejmuj się. Też jestem tu nowa - starałam się ją wyprowadzić ze stanu nieśmiałości. Oprowadziłam ją. Pokazałam jej najciekawsze (moim zdaniem) miejsca. Po paru godzinach żołądek przypomniał się o swoje prawa. 
-Jestem głodna - oświadczyłam wesoło - A ty?
Skinęła głową. Poszłyśmy zapolować. Złapałam dwa spore króliki. Zjadłyśmy ze smakiem.

<Isabel? ^^>

Od Willa CD. Ethel

Wyszliśmy na zewnątrz. Rozejrzałem się po okolicy. Ciężkie powietrze pachniało świeżo skoszoną trawą i przyjemną wilgocią, jaka zawsze utrzymuje się po deszczu. Podłoże było zasłane uginającymi się pod ciężarem wody źdźbłami trawy. Gleba była dokładnie zwilżona, czyli w czterech słowach: zmieniła się w błoto. Ciemne burzowe chmury powoli zaczęły ustępować miejsca pięknemu błękitnemu niebu. Najwyraźniej przesiedzieliśmy w jaskini tak wiele czasu, że zaczęło robić się już jasno. Przez zmoknięte korony pączkujących drzew przenikały delikatne promienie słońca, rzucając światło na obfitą w grzyby, kwiaty oraz różne inne roślinności, ściółkę leśną. Wziąłem głęboki wdech, aby nabrać powietrza.
- No... więc co teraz? - zapytała Ethel.
- Zapomniałem ci powiedzieć... znaczy się, zadać pytanie... czy należysz już do jakiejkolwiek watahy, bo... ja szukam  jednej już od kilku dni i nie mogę jej znaleźć za żadne skarby. - chrząknąłem.
- Nie. - odparła krótko. - Ale chętnie bym się gdzieś wprowadziła, bo nie pasuje mi takie włóczenie się po świecie. No i wiesz... jeszcze... Ethan. - zniżyła głos wypowiadając ostatnie słowo, chodź nie miałem pojęcia dlaczego.
- Hm... to... wiesz, fajnie by było mieć przyjaciela, którego się zna, w nowej watasze. - puściłem do wadery oko.
- Ty nie bądź mi taki pewny. Już ja sama zdecyduję, gdzie będę łazić z jakimiś podejrzanymi basiorami, którzy porywają mnie do jaskiń w środku nocy podczas burzy. - Ethel uniosła brew. Zapadła chwila ciszy, a potem oboje wybuchnęliśmy gromkim śmiechem.
- Dobsz... postaram się nie być taki... ee... słowa mi zabrakło. - zamrugałem oczami.
- To do jakiej watahy się wybierasz? - zapytała Ethel. Coś wybuchnęło obok niej. Cofnąłem się gwałtownie. Nie zdążyłem się jeszcze przyzwyczaić do Ethana, którego nawet nie mogłem zobaczyć.
- Do Watahy Mrocznej Krwi. - uśmiechnąłem się.
- Zachęcająca nazwa. - Wadera przewróciła oczami.
- Oj no weź... - zrobiłem wielkie oczy. - Zobaczysz. Będzie fajnie. Chociaż spróbuj...

<Moja wenawa też siadła ;-; Ale zgadzasz się? :3 >

piątek, 24 kwietnia 2015

Od Telary ~ Temat 2

Impreza zaczęła się już rozkręcać i tłum wilków tańczyło w rytm muzyki. 
Miałam ochotę się przyłączyć ale od początku imprezy czułam na sobie czyjś wzrok i to nie żadnego z wilków na przyjęciu. Czułam przy sobie chłód i tak jakby ktoś wlepiał we mnie swoje zimne i martwe oczy.
-Hej, Telara. Przyłączysz się? - krzyknął znajomy mi wilk.
-Za chwilę - odkrzyknęłam i objęłam się łapami.
Coś tu było nie tak. Obok mnie stało jeszcze kilka wilków dyskutujących zawzięcie ze sobą. 
Rozejrzałam się uważnie dokoła i nikogo nie zobaczyłam czyhającego za ścianą lasu. Uczucie wciąż nie znikało. 
Znów odwróciłam głowę ale tym razem mój wzrok napotkał parę oczu. Były jakby martwe, bez krzty życia.
Zanim się lepiej przyjrzałam postaci to zniknęła za drzewami. Długo nie myśląc pobiegłam w kierunku gdzie przed chwilą było to coś. Gdy już tam dobiegłam znów rozejrzałam się.
Nie było tam nic podejrzanego. Tylko las w objęciach mroku.
-Gdzie się ukrywasz? - zawołałam w nicość.
Odpowiedziała mi tylko sowa i spojrzała na mnie swoimi wielkimi gałami, po czym znów zahuczała i odleciała w mrok.
-To pewnie ta sowa mi się przyglądała - westchnęłam z uśmiechem do siebie.
Ale nie wiem dlaczego dalej czułam się obserwowana. Postanowiłam jednak dalej iść w głębię lasu.
To miejsce nocą wydawało mi się bardziej przeraźliwe niż za dzień. Nogi zaczęły mi się trząść a oddech przyspieszył.
Nagle wysoki cień przebiegł tuż przede mną. Krzyknęłam przerażona odskakując do tyłu. Czułam jak serce wali mi jak młot.
-Uspokój się, to pewnie była tylko sarna albo coś... - mówiłam do sobie aby się uspokoić.
Podjęłam jednak dalszą wędrówkę i dotarłam do olbrzymiego drzewa z niebieskimi, świecącymi w nocy liśćmi i czarną korą.
Wyglądało to jak z bajki... Ale dostrzegłam coś jeszcze. Z gałęzi drzewa wisiała powieszona dziewczyna. Wyglądała tak spokojnie, jak anioł...
Momentalnie otworzyła oczy i próbowała coś powiedzieć. Szarpała się z sznurem na jej szyi. Chciałam jej jakoś pomóc.
Rozjarzałam się dookoła  ale niczego nie znalazłam aby przeciąć linę.
-Jak mam ci pomóc? - zapytałam drżącym głosem.
-On, on , on... - powtarzała w kółko.
-Kto? - powiedziałam głośniej.
Nic więcej nie powiedziała tylko zaczęła kaszleć i się dusić.
Nie myśląc za wiele, użyłam swojego mocy i skierowałam pędy gałęzi pod linę i rozerwałam.
Dziewczyna spadła twarzą na twarz i gdy podbiegłam do niej, zniknęła pozostawiając za sobą białą mgłę.
Zaczęłam znów uciekać ale tym razem chciałam wrócić do przyjęcia. Dobiegłam tam w niecałą minutę. Wydawało mi się to dość dziwne, ponieważ na dotarcie tam zajęło mi to co najmniej pól godziny.
-Telara, co się stało? - zapytał Death widząc mnie zmęczona po biegu.
-Wiesz... - chciałam powiedzieć mu całą historię ale w tym przypadku wolałam jednak pomilczeć - Nawet nie wiesz jak to można się zmęczyć tańczeniem - uśmiechnęłam się po czym zapytałam - Zatańczymy?
-No pewnie! - odwzajemnił uśmiech.
Gdy przytulona do niego tańczyłam spojrzałam jeszcze raz w to miejsce gdzie wcześniej widziałam zjawę i tam zobaczyłam stojąca parę. Ta sama dziewczyna która była na drzewie uśmiechnęła się do mnie po czym jej twarz przybrał złośliwy uśmiech i zatkała chłopakowi usta i trzymając mu nóż pod gardłem wciągnęła go do lasu.
Byłam blada jak ściana.
-Wszystko dobrze? - zapytał.
-Tak, tak - odpowiedziałam - Chcę tylko wrócić jaskini...
Odprowadził mnie po czym życzył mi dobrej nocy i od razu zasnęłam.
Następnego dnia postanowiłam znów zbadać tą sprawę ale w dzień.
Gdy dotarłam do tego miejsca gdzie poprzedniego wieczoru była zjawa to ze zdziwieniem odkryłam że za "ścianą" drzew była tylko łąka.
A na środku łąki nic co by wskazywało na moją mroczną przygodę...
Odwróciłam się wracając do jaskini lecz poczuwszy się obserwowana spojrzał na łąkę a tam dziewczyna z głową chłopaka w ręku z uśmiechem...
Od tamtej pory już ich nie widziałam...

<Koniec :)>

Od Isabel

Wszyscy wydają się mili... Nawet bardzo. Jest kilka wilków życia, śmierci i mroku... Ich popytam się później. Jeżeli w ogóle. Teraz chcę znaleźć coś do picia... Nie będę nadwyrężać mocy, sama sobie poradzę. W oddali usłyszałam szum rzeki. Ruszyłam w tamtym kierunku pewna, że będzie tam pusto. Ale jednak nie. Nad brzegiem siedział jakiś wilk. Z tej odległości nie mogłam zobaczyć, kto to jest. Ale tego wilka chyba jeszcze nie widziałam dzisiaj... Nie, na pewno nie. A w sumie to co mnie to obchodzi... I tak nie mam zamiaru zagadać, czy w ogóle rozmawiać. Podeszłam do rzeki i napiłam się zimnej, cudownie orzeźwiającej wody. Przez chwilę przyglądałam się swojemu odbiciu w wodzie, jednak po chwili zrezygnowałam z tej czynności i odwróciłam się tyłem do rzeki z zamiarem odejścia. Ale jednak. Nie. 
-Hej, zaczekaj! Kim jesteś? - zapytał wilk siedzący nad rzeką patrząc na mnie z ciekawością.

<Ktoś? Ktokolwiek xD>

Od Grace CD. Cyndi'ego

Cyndi stał całkowicie oniemiały i tylko gapił się na Luke'a wielkimi oczami.
-Jakaś reakcja może? - trąciłam go nosem w ramię z szerokim uśmiechem.
-Ale co? Jak? Kiedy? - po chwili zrobił obrażoną minę i powiedział - ty o tym wiedziałaś!
-No ba... No już, nie gniewaj się, tylko oprowadź swojego braciszka po terenach - wyszczerzyłam zęby w jeszcze szerszym wyszczerzu, i popchnęłam go łapą do wyjścia. Rzucił mi spojrzenie pod tytułem "jeszcze się policzymy!", na co przewróciłam oczami i pomachałam mu łapą. Jego brat podbiegł do niego i chyba zaczął coś mówić, ale byłam za daleko, żeby to usłyszeć. Odwróciłam się do Samanthy, która dalej z uśmiechem biegała po jaskini i odkładała jakieś zioła i eliksiry na miejsca.
-Pomóc ci? - zapytałam próbując na szybko ogarnąć, co gdzie leży.
-Lepiej nie, potem nie będę mogła nic znaleźć... - mruknęła, ale zaraz dodała z uśmiechem-to chyba moje największe osiągnięcie!
-Że ten zbiór, czy Luke? - zapytałam. Pewnie wyszłam na idiotkę, ale jej kolekcja tych specyfików też była godna podziwu. Serio. Idę o zakład, że wszytko tam było.
-Phi! Też pytanie! Oczywiście, że ten cały Luke! To jest moja droga tylko podręczny zapas! - ja chyba nie chcę wiedzieć, jak wygląda duży zapas tych wszystkich cosiów, i jak lekarze się w tym odnajdują...
-To ja nie mam więcej pytań... odnośnie pomocy. Mogę ci za to trochę poprzeszkadzać? - zapytałam siadając na jednym z miękkich posłani, których Samatha miała tu pełno.
-Zależy w czym. Ogólnie posiedzieć, to sobie możesz, tylko niczego nie dotykaj, bo jeszcze coś przestawisz.... A, i możesz zrobić sobie herbatę, albo coś.... Wiesz, jak wygląda herbata, prawda? - zapytała patrząc na mnie podejrzliwie.
-Jasne, że wiem. Za kogo ty mnie masz? - zapytałam z uśmiechem.
-Za niezbyt rozgarniętą, zdrowo walniętą, wymagającą poważnego leczenia psychicznego waderę gamma, która tak po za tym, to jest całkiem w porządku - powiedziała i wróciła to tych swoich półek.
-Jakby co, to na leczenie zgłoszę się do ciebie. Będzie wesoło... - zachichotałam widząc jej minę.
-Idź ty lepiej rób tą herbatę... - westchnęła, ale na jej pysku też dostrzegłam uśmiech. Coś dzisiaj jest w podejrzanie dobrym humorze.
-Tak w ogóle, to coś podejrzanie często mnie odwiedzasz... Jest coś może na rzeczy? - rzuciła, podczas kiedy ja gotowałam wodę.
-Coś sugerujesz? - mruknęłam wsypując fusy do kubka.
-Nie planujecie czasem powiększenia rodzinki? - zapytała patrząc na mnie znaczącym wzrokiem.
-W sumie to... Nie zastanawiałam się nad tym. Ale czy ty wyobrażasz sobie mnie z dziećmi? Weź, to by zagrażało życiu wielu osób, w tym twojemu... - pokręciłam głową, czując jednak delikatne rumieńce pod futrem.
-Dlaczego mojemu też? - zapytała.
-No wiesz? Kto by się nimi zajmował, podczas gdy ja będę się wydzierać na potwory? Oczywiście, że ciocia Sam!-podeszłam do niej z kubkiem herbaty w łapie i poklepałam ja po plecach.
-O nie, moja droga... Tak łatwo nie będzie... Ja i dzieci? Phi! Przy tej ilości pacjentów... Przecież one by mi zrujnowały jaskinię!
-To byś nareszcie wyszła i się przewietrzyła... - zaśmiałam się.
-Chciałabyś... - mruknęła, ale też się uśmiechnęła. Do wieczora gadałyśmy o wszystkim i o niczym, a podejrzanie dobry humor Samanthy zupełnie zmienił jej charakter. Kiedy słońce już całkowicie zaszło, przy wejściu do jaskini pojawił się Cyndi ze swoim bratem. Samantha od razu zaczęła skakać dookoła Luke'a i wypytywać go o ból głowy, nóg, ogona czy jakiś innych boleści. 
-I jak tam z bratem? - zapytałam niby mimochodem stając obok niego.
-W sumie to nie spodziewałem się, że aż tyle o mnie wie... - mruknął lekko jeszcze oszołomiony. No w sumie to chyba nic dziwnego, po tylu latach odnaleźć rodzinę.... Zaraz jednak w jego oczach pojawił się ten błysk, i spojrzał na mnie z podejrzanie podejrzanym uśmiechem.
-A wiesz, że ja się teraz zemszczę za to, że mi nie powiedziałaś? - zapytał.
-Taaaak? No to najpierw muszisz mnie złapać - rzuciłam i pędem ruszyłam w stronę lasu.

<Cyndi? xD Gracie powraca xD Coraz więcej czasu ^^>

Nowa wadera! ~ Isabel

Od Ethel CD. Willa

Basior wydawał się miły. Ja też nie zachowywałam się apatycznie, co - jak myślę - było wielkim plusem. Smoliste futro wtapiało się w półmrok i tylko dzięki białej sierści i lodowatych oczach dało się go dostrzec. 
- Więc? 
- Nie jest to skomplikowane - rzuciłam. 
- Doprawdy?
Przewróciłam oczami i zaczęłam:
- Można powiedzieć, że żyję połączona z pewnym... kimś, który może robić różne... rzeczy - powiedziałam bez większego problemu. Basior siedział w zamyśleniu najwidoczniej z lekka zainteresowany.
- Czyli ktoś żyje w tobie...
- Nie, nie, nie - przerwałam mu pośpiesznie. Nie chciałam żadnych niedomówień na temat Ethana. - Ethan żyje ze mną, a nie we mnie. Jest jak duch. 
- Czyli żyje w swojej przestrzeni? Jak normalna istota? 
- Chyba można tak powiedzieć. Tylko problemem jest to, że ma własną świadomość. - Po tych słowach poczułam mocne pchnięcie w plecy. Gdyby nie moja szybka reakcja miałabym osmolone futro. - Ethan - upomniałam go. 
- Ma trudny charakter, co? 
- Nawet nie wiesz jak bardzo - powiedziałam dusząc wściekłość. 

Cały czas rozmawialiśmy o sobie. Kiedy to ja zaczęłam jakiś temat - on opowiadał swoją sytuację. Najzwyklejsza wymiana zdań, a jednak Ethanowi nie podobało się to. Co chwile ognisko wybuchało żarem, jakby wrzucono butelkę z czymś łatwopalnym. Nie odliczałam czasu po piętnastu minutach. Rozmowa była zbyt przyjemna, by zawracać głowę czasem. A jednak coś mnie dręczyło. I nie wiem, czy był to mój przyjaciel, czy zapowiedź czegoś złego. 
Mój wzrok skupił się na płomieniach. I po raz kolejny zapomniałam o czyjejś obecności. Wsłuchiwałam się w trzaski palonego drewna i szumy Ethana. Nawet nie zauważyłam, że płomienie zaczęły przygasać. 
- Ethel - basior pomachał mi łapą przed nosem. 
Wzdrygnęłam się i spojrzałam na niego. 
- Przepraszam, zamyśliłam się - pokręciłam głową i uśmiechnęłam się nerwowo. 
- Nic się nie stało - zapewnił mnie. - O czym to ja... a, tak, przestało padać, więc może...
- Jasne - powiedziałam pośpiesznie. 
Etham ugasił resztkę ognia i razem w Willem wyszliśmy. 

<Will? ;^; przepraszam, ale miałam egzaminy i trochę mam ciężko z weną>

środa, 22 kwietnia 2015

Od Arisy CD. Ryana

-Ach... - westchnęłam smutno. - Czyli nigdy nie wrócimy do domu...
-Nie wiem... - odpowiedział.
-Wiesz co? Po prostu popłyńmy z powrotem, tą samą drogą co przypłynęliśmy.
-Nie sądzę aby to...
Nie słuchałam go tych zaczęłam płynąć w tym kierunku.
-Arisa, zaczekaj! - zawołał i popłynął za mną. - Jesteś zła na mnie? - zapytał.
-Nie. - odpowiedziałam krótko.
Nagle poczułam jak coś oblata moją nogę. Zostałam natychmiast wciągnięta pod wodę...
-Rya... - zdążyłam tylko z siebie wyrzucić.

<Ryan? :D>

Od Hazel ~ Temat 4

Byłam na przyjęciu z okazji urodzin watahy. Wszystko było świetnie i w ogóle, ale mnie się zaczęło nudzić... Potwornie nudzić. Jestem tym typem wilka, który nie może usiedzieć na miejscu. Wymknęłam się cicho z zabawy i powędrowałam w las. Szłam i szłam tak już długo, kiedy nagle natrafiłam na jakąś starą furtkę. Weszłam i znalazłam się na terenie jakiegoś starego, zapuszczonego i ludzkiego domu. Weszłam do wnętrza dworku. Kiedyś musiał to być naprawdę piękny dom... Jednak teraz zostały z niego jedynie ruiny. Przezłam przez coś co kiedyś musiało być holem i wytedy wyczułam wilki. Były tu na mur, beton. Musiały mieć tu coś w rodzaju meliny. Podążyłam za zapachem, który w miarę zapuszczania się dalej był coraz mocniejszy. Wtedy usłyszałam głosy. Jeden chrapliwy i niski, z pewnością należał do basiora. Drugi wysoki i czysty. Prawdopodobnie wadery. Poszłam dalej. Wtedy zauważyłam salkę. Z tamtąd dobiegały głosy. Ukryłam się za rogiem i słuchałam rozmowy.
-Mówię ci, że to nie wystarcza. Aby ich zniszczyć potrzebujemy znacznie więcej broni.
-Nie wydaje mi się Drew. Oni są dobrze uzbrojeni. Pamiętasz Hamonę? Tę waderę ze stalowym futrem? Należy do tej watahy.
Serce zabiło mi mocnej. Oni mówili o naszej watasze. 
Drew prychnęła.
-To, że ty nie umiesz walczyć Caspian, to nie znaczy, że ja nie umiem.
-Ja umiem walczyć.
-Czyżby? A ta cała Hamona cię pokonała. 
-Zrozum, ona miała stalowe futro.
-Stalowe futro, powiadasz? Ona po prostu tak nastroszyła to futro, że wydawało się stalowe.
-Przysięgam Drew, że ona tam miała stalowe płytki.
Przysięgłabym, że Caspian boi się tej Drew. Albo to jego przywódczyni, albo po prostu się boi. Może go zastraszyła?... Drew prychnęła.
-Jesteś żałosny. Na serio.
Nagle umilkli. Drew wydała z siebie warkot.
-Za drzwiami jest wilk - warknęła - Wadera. Podsłuchuje nas!
I wypadła z pokoju. Po raz pierwszy w życiu nie wiedziałam co zrobić. Drew była przerażająca, a co dopiero Caspian. W życiu nie widziałam większych szkarad. 
-Co ty tu robisz? - warknęła Drew.
-Ja... Ja nic... Ja tylko - jąkałam się. Byłam pewna, że za chwilę zginę.
-Pytam ponownie. Co tu robisz szczeniaku? Odpowiadaj.
-Ja zabłądziłam... Nie wiedziałam, że znajdę tu jakieś wilki. Myślałam, że ten dwór jest pusty.
Caspian spojrzał na mnie z politowaniem.
-Zabłądziłaś i zostałaś, aby podsłuchać naszej narady, tak? - Drew obnażyła kły.
-Ja nie chciałam - bąknęłam.
-Kim jesteś?
-Hazel - powiedziałam drążycym głosem - Jestem Wilkiem Przyszłości i Przeszłości - Od razu wiedziałam, że powiedziałam za dużo. Zdecydowanie za dużo.
-Cudownie. Więc pewnie umiesz czytać przeszłość i przyszłość, tak? Będziesz przydatna. Niezwykle przydatna. 
Wpadłam na pewnien pomysł. Szalony, ale jedyny, który umożliwi mi szybką ucieczkę. Cofnęłam się pod ścianę i kopnęłam w nią. Pękła delikatnie. Cała przestrzeń wokół nas była drewniana. Drewno natomiast podtrzymywało kamień. Jeśli mi się uda sklepienie runie na Drew i Caspiana. Nie mam gwarancji tego, że zdążę uciec, ale mogę stworzyć portal i przenieść się gdzieś dalej. Kopnęłam ponownie. Jedna dość duża szczelina przbiegła od ściany do sufitu. Zaczęłam kopać z całej siły. Kolejne pęknięcia zaczęły się tworzyć. W końcu zrozumiałam, że sekundy dzielą mnie od zawalenia. Kopnęłam z całej siły i rzuciłam się do drzwi w chwili kiedy sklepienie runęło. Wybiegłam przez nie kaszląc i dusząc się dymem. Wybiegłam przez furtkę dokładnie wtedy kiedy cały budynek się zaczął walić. Miałam nadzieję, że Drew i Caspian zostali pogrzebani pod gruzami. Pędziłam w stronę granic watahy. Byłam powalana pyłem i brudem, ale udało mi się dowlec do jaskini. Tam padłam ze zmęczenia na posłanie i zanim zamknęłam oczy już spałam.

wtorek, 21 kwietnia 2015

Od Telary CD. Deatha

Jak zawsze obudziłam się o świcie i od razu poszłam w miejsce gdzie mieliśmy się spotkać.
Nawet nie musiałam czekać na przyjście basiora, ponieważ już tam był, siedząc i rozglądając się niecierpliwie dookoła.
Uśmiechnęłam się na jego widok i przyśpieszyłam kroki.
-Dziś dobry - nie ukrywałam radości z tego, że znów go widzę.
-Witaj. - odwzajemnił uśmiech. - gdzie mnie tym razem zabierasz?
-Chodź za mną - pociągnęłam go za łapę i po chwili szliśmy koło siebie do tajemniczego miejsca.
Nie minęło pól godziny a byliśmy na miejscu. Przed nami rozciągał się przepiękny a zarazem mroczny krajobraz...
-Piękny krajobraz - spojrzał w da. l- To chciałaś mi pokazać? - zapytał z uśmiechem.
-To też, ale chciałam ci właściwie pokazać to stare zamczysko... - powiedziałam gdy szliśmy do budowli. - podobno jest nawiedzone... - uśmiechnęłam się zadziornie.

<Death :3 oto rozpoczęcie naszej przygody ;P >

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Od Ecclesi CD. Matta

- Pewnie. - wzruszyłam ramionami. - Cieszę się, że idealnie dobraliście się razem z Hamoną. Ja po prostu do ciebie nie pasuję, choćbym nie wiem jak się starała. Wolisz mroczne klimaty, idealne wadery z ostrym charakterem, i tak dalej. Ale jako przyjaciel, nic do ciebie nie mam.
- Taaa... to... co będzie z nami dalej? - Matt podrapał się po głowie i spojrzał gdzieś w kąt.
- Nie wiem. Rób jak chcesz. - westchnęłam. - Idź do Hamony, pewnie na ciebie czeka.
- Idziesz ze mną? - zapytał basior.
- Jak chcesz. Ale raczej nie. Nie chcę wam przeszkadzać. - powiedziałam bezbarwnym tonem.
- Chcesz się dzisiaj jeszcze spotkać? - zaproponował.
- Nie. Dzięki. Jakoś nie mam nastroju. Może jutro. - pokręciłam głową.
- Aa... okej. To ja już będę leciał. - wilk uśmiechnął się i pognał do swojej nowej partnerki. Może to i lepiej, że przeniosłam go do swojej jaskini, a nie do jego? Przynajmniej miałam do niej zaledwie kilka kroków. Ale jakoś nie miałam teraz ochoty iść do jaskini. Wolałam przejść się na spacer. Łyknąć odrobinkę świeżego powietrza. Byłoby cudownie.
Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłam się, że Matt wreszcie znalazł wybrankę swojego serca, z którą spędzi resztę swojego życia, a z drugiej strony bolało mnie to, że tą wybranką nie byłam ja. Księżyc świecił wysoko na niebie, które było bezchmurne. W powietrzu unosił się zapach wonnej trawy, liści, kwiatów, mchu... całego lasu. Z kwiatów wiśni na ziemię delikatnie opadały płatki tego delikatnego owocu podczas zakwitu. Było ciepło. Delikatny wiatr przyjemnie mierzwił moją sierść. Mogłabym powiedzieć, że był to najpiękniejszy dzień, jaki tylko można było sobie wyobrazić, gdyby nie to, co się niedawno stało. Usiadłam na skraju urwiska, na powalonej kłodzie i zaczęłam wpatrywać się w dół.
- Chcesz skoczyć? - usłyszałam nagle za sobą głos.
- Może. - odpowiedziałam obojętnie. Jakoś specjalnie nie obchodziło mnie to, kto tam stał i do mnie gadał. Nagle obok mnie na kłodzie usiadł nasz dostojny alfa, Aventy.
- Coś się stało? - zapytał ciepłym tonem.
- Nie. - odparłam krótko.
- Przecież widzę, że tak. - Basior trącił mnie ramieniem. Moje oczy napełniły się łzami.
- Może... - powiedziałam piskliwym głosem.
- Więc?
- Widzisz... poznałam basiora. Poznaliśmy się dokładnie zeszłej jesieni. Powiedział mi wtedy... czy nie zechciałabym z nim przeżyć jakiejś przygody życia. Oczywiście... zgodziłam się. Potem znaleźliśmy się na wielkiej, przepięknej plaży... Bawiliśmy się tam długo... często tam przychodziliśmy... Opowiedziałam mu coś o sobie... no wiesz... skąd pochodzę, czym się interesuję... on również wiele mi o sobie opowiedział wiele... zapoznawaliśmy się razem nawzajem przez długi czas. Później, kiedy pewnego dnia rozstaliśmy się przy plaży i każdy poszedł w swoją stronę, zaatakował mnie jakiś okropny bandyta. Ugh... Ale Matt był niezmiernie dzielny i mnie uratował. To był naprawdę bohaterski czyn. Zakochałam się w nim wtedy po uszy, ale... ale nie miałam odwagi mu odpowiedzieć. To była beznadziejna sytuacja. Kiedyś też pokochałam pewnego basiora. Miął piękne imię Caseus... ale skradł moje serce i uciekł. Odszedł zostawiając mnie z niczym. Byłam zrozpaczona. W każdym razie, później nocowaliśmy u siebie nawzajem. Wspólnie spędzaliśmy ze sobą czas, polowaliśmy razem, spacerowaliśmy... a ja, kiedy tylko go widywałam... moje serce natychmiast przyspieszało. Później udało nam się uratować niezwykłego wilka żywiołu ognia... ale zaatakował mnie inny wilk, przed którym Matt mnie bohatersko obronił... ale... wydarzyła się rzecz... jakiś tydzień... nie wiem... dwa tygodnie temu... Matt poznał inną waderę, w której się zakochał. - pokręciłam głową i zacisnęłam oczy. - I wszystko legło w gruzach. Chciałam wyznać mu miłość, ale... ale pierwsza zrobiła to ta Hamona, a on się zgodził i... no... i... nie chcę tego samego przechodzić drugi raz.
Wtuliłam się w ramię Aventy'ego i zaczęłam szlochać, nie zwarzając na to, czy było to grzeczne, czy też nie.
- Spokojnie. - Basior uśmiechnął się i pogłaskał mnie po głowie. - Uwierzysz mi, jak ci powiem, że na prawie pewno znajdziesz swoją drugą połówkę, z którą będziesz szczęśliwa.
- Myślisz? - spojrzałam na niego z nadzieją w głosie. On tylko przytaknął. Po chwili jednak zmęczyłam się płaczem i... zasnęłam.

<Matt? :> >

Od Hamony CD. Matta

Zaniemówiłam przez chwilę. Ale po chwili uśmiechnęłam się promiennie.
-Tak. Oczywiście, że tak - powiedziałam i pozwoliłam zapiąć sobie naszyjnik. Był prześliczny.
-Matt, a co z Ecclesią? - pytam nagle.
-A... - Matt zaczął unikać mojego wzroku. Jeszcze chwilę staliśmy na polance, po czym Matt odprowadził mnie do mojej jaskini.
-Dzięki. Za wszystko - powiedziałam. Matt spojrzał na mnie ze zdumieniem. Rumienię się lekko i po pocałunku w policzek i powiedzeniu "dobranoc" weszłam do jaskini. Zasnęłam zanim zamknęłam oczy. 
***
Wstałam i udałam się do jaskini Matta. Śpi jeszcze.
-Pobudka! - zaśmiałam się. Basior otworzył oczy i spojrzał na mnie nieprzytomnie.

<Matt? c''>

sobota, 18 kwietnia 2015

Od Ryana CD. Arisy

- Dobra, dobra, ale już przestań mnie pchać. - westchnąłem.
- No. Idź normalnie. - Wadera zaśmiała się, ale przewróciła oczami, więc ten gest był nieco dwuznaczny. Wzruszyłem ramionami.
- Może zrobimy katapultę, która wystrzeli nas do watahy...? - powiedziałem nieprzytomnym głosem.
- Ta... może ten kto chce zabić nas na miejscu, podnoszą łapę. - mruknęła Arisa.
- To może... zrobimy skrzydła? Takie jak kiedyś wymyślił ten Dedal z mitologii greckiej, hm? - wyszczerzyłem zęby.
- Kto chce nas rozbić o powietrze, podnosi łapę. - westchnęła wadera.
- To może zbudujemy tratwę? - zaproponowałem.
- Kto chce nas utopić, łapa do góry... - zaczęła.
- Dobra, dobra. Zrozumiałem. Każdy sposób, w jaki próbuję nas stąd wyciągnąć, zabije nas. A masz lepszy pomysł? - zatrzymałem się.
- Nie.
- Może po prostu zbudujemy kompas i popłyniemy? Może jak zjawią się syreny, po prostu wetknę coś sobie do uszu, aby ich nie słyszeć? Ekhm...
- A rób jak chcesz... umiesz zbudować kompas? - zapytała z nadzieją Arisa.
- Yy... nie.

< Ariso? xD>

Od Deatha CD. Telary

- Oczywiście! - ożywiłem się. - Byłoby cudownie!
- To świetnie. Spotkajmy się jutro, może, hm... w tym samym miejscu? - zaproponowała wadera.
- Czemu nie? To całkiem dobry pomysł. A co będziemy dalej robić? - zapytałem.
- Ee... o! Mam. Fajna niespodzianka. - zachichotała Telara. Spojrzałem w jej przenikliwe oczy.
- Niech zgadnę... nie powiesz? - zaśmiałem się.
- Nie. - wadera pokręciła głową. - Niespodzianka, to niespodzianka i tego się trzymać będziemy!
- Jak chcesz. - przewróciłem oczami. - Odprowadzić cię?
- Byłoby mi bardzo miło. - wilczyca poruszyła brwiami i chwyciła mnie za łapę. Serce mi przyspieszyło. Ruszyliśmy razem kierując się w stronę jej jaskini. Na koniec pomachałem jej łapą i wróciłem do siebie. Zanim jednak wszedłem do jaskini, popatrzyłem w piękne bezchmurne niebo i tak bliską mi waderę. Byłem ciekaw w jakie miejsce zdecyduje się mnie zabrać i czy przeżyjemy razem kolejną wspaniałą przygodę.

<Telara? Mabey some action? <3 >

Od Matta CD. Ecclesi

Odprowadziłem waderę wzrokiem do momentu gdy zniknęła za ścianą jaskini. Po chwili weszła Hamona...
***
Gdy skończyłem rozmawiać z waderą pożegnałem się z nią, po czym wyszła z jakimi. Spojrzałem na swoją nogę owinięta bandażem po czym użyłem swojej mocy a kość natychmiast się zrosła. 
Zdjąłem opatrunek zrobiony przez Ecclesie po czym również wyszedłem przed jaskinię.
-Ecclesia... - powiedziałem do wadery. - Czemu jesteś smutna? - zapytałem.
-O, nie zauważyłam cię. - uśmiechnęła się ignorując moje wcześniejsze pytanie.
-Ecclesia, czy nadal będziemy mogli zostać najlepszymi przyjaciółmi? - zapytałem z nadzieją.

<Ecclesia? Wybacz za długie niepisanie :)>

Od Matta CD. Hamony

-Jestem. - uśmiechnąłem się. - Nie sądziłem, że mroczna wadera jak ty może zakochać się w takim kimś jak ja - zaśmiałem się cicho.
-Co w tym śmiesznego? - powiedziała ciszej i jakby na jej twarzy pojawiły się delikatne rumieńce.
-Nic, nic... - przechyliłem lekko głowę. - Po prostu... - spojrzałem jej w oczy. - Hamona... Przepraszam, za moje zachowanie wcześniej. Nie powinienem cię obezwładniać wtedy... - podrapałem się po karku. - ... I mam nadzieję, że mi wybaczasz... a i czy nadal czujesz to samo do mnie?
-Czemu pytasz? - zapytała trochę zmieszana i zdziwiona.
-Ponieważ... - wyczarowałem za pomocą czarnej magii małe pudełeczko i otworzyłem je szeroko a jej oczom ukazał się malutkie łańcuszek na którym był czarny kryształ w kształcie serca... - ...Hamona czy zostawisz moją wybranką serca i partnerką?

<Hamona? Co ty na to? :P >

Od Katherrine CD. Day'a

-Jak już to wilczy móżdżku. - poprawił mnie ze śmichem Day. Zeszłam z jego ciała by mógł powstać. Białe pasma w jego futrze lśniły w blasku księżyca. Wyglądał na prawdę świetnie. 
-Coś tak cicho nieprawdaż? 
-No trochę.
-Niech natura nam coś zagra. - Machnęłam kilka razy łapą i wszystko co tylko się dało zaczęło wydawać z siebie dźwięki składające się w spokojną melodię.
-Hej pobudzimy wszystkich. - zwrócił mi uwagę.
-Nie głuptasie, tylko my to słyszymy. - Oznajmiłam ze śmiechem. Podrygiwałam w melodię piosenki. Day się przyłączył do tego. - Szkoda, że noce są takie krótkie i tak spokojne. Gdybym ja się za to wzięła urządziłabym wielkie przyjęcie tak jak to robią ludzie. W blasku księżyca i świetlików. 
-Niezła idea. - oświadczył mocząc łapy w wodzie. Sama podeszłam do niej i go brutalnie ochlapałam tak, że był cały aż do ostatniego włoska mokry.
-Kara za spóźnienie.
-Zemszczę się. - odparł ze śmiechem.
-Raczej to ci się nie uda.

<Day?>

Od Hazel CD. Aventy'ego

Oczy mi się świeciły kiedy wchodziła do wnętrza. Przeszłam przez bramę i weszłam do mrocznego wnętrza domu. Aventy wszedł za mną. Nagle syknęłam. Stanęłam na fragmencie podłogi, który był wyjątkowo ciepły. Odskoczyłam, ale za późno zdałam sobie sprawę na czym stanęłam... Nagle bez ostrzeżenia fragment wybuchł. Wcześniej pobiegliśmy do przodu, ale siła eksplozji tak czy tak była potężna. Odrzuciło mnie do tyłu z taką siłą, że rąbnęłam całym ciężarem w ścianę. Kiedy pył opadł wstałam kaszląc i dusząc się.
-Aventy? - zapytałam i rozejrzałam się po lekko zdeformowanym wnętrzu. Basior podnosił się z podłogi. Podbiegłam do niego.
- Strasznie przepraszam, za tę eksplozję. Naprawdę bardzo mi przykro. Zawsze byłam niezdarą. 
-W porządku - mruknął. Poszliśmy ostrożnie dalej. Dzięki mocom zobaczyłam gdzie jeszcze są ładunki. Niestety. Zdetonowaliśmy jeszcze jeden, którego nie zauważyłam. Sierść miałam osmaloną. Aventy zresztą też. 

<Aventy? o.o>

Od Day'a CD. Katherrine

- Gdzie idziesz? - zapytałem waderę z zaciekawieniem, kiedy minęła mnie bez słowa. Obróciła się w moją stronę i pokręciła głową.
- Mam zamiar ubić jeszcze trochę zwierzyny. Ale w pojedynkę.
- Och... szkoda, że już idziesz. - westchnąłem. - Naprawdę fajnie się z tobą dogadywało...
- Coś ty? - Katherrine uniosła brew.
- Szczera prawda. - przyłożyłem łapę do piersi i popatrzyłem w niebo.
- Jeśli to faktycznie szczera prawda, możemy się jeszcze spotkać dziś wieczorem. Przy wodopoju. - zamachnęła ogonem i zniknęła między drzewami. Właśnie przyszło mi na myśl, żeby zrobić coś, aby się nie nudzić... mógłbym poprosić Night o ściągnięcie księżyca na ziemię... to byłoby zabawne, ale bardzo karalne. Postanowiłem więc sobie odpuścić. Poszedłem na polanę, dookoła której rosły stare dęby i wyłożyłem się na trawie. Zacząłem przyglądać się mrówkom maszerującym z wielkimi liśćmi na grzbiecie. Wędrowały między wonnymi kwiatami do swojego mrowiska. W powietrzu już było czuć wiosnę... wszystko budziło się do życia. W powietrzu unosił się zapach wonnej trawy, a gdzieniegdzie przemykały harujące pszczoły. Było naprawdę pięknie. Postanowiłem się zdrzemnąć. Tak... na piętnaście minut. Oczy mi się kleiły, a uspakajający dźwięk przyrody działał na mnie jak kołysanka.
Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem księżyc wysoko na niebie. O jasny gwint! Zerwałem się na nogi i popędziłem w stronę wodopoju. Jak to się stało, że zasnąłem na tak długo? Czy wadera postanowiła na mnie poczekać, czy obraziła się na wieki i już nigdy jej nie zobaczę? Kiedy dotarłem, było tam pusto i cicho. No tak... mogłem się tego spodziewać. Kto by wytrzymał? Nawet nie wiedziałem, która jest godzina. Nagle usłyszałem szelest w krzakach. Odwróciłem się w tamtą stronę i nagle z krzaków wyskoczyła na mnie wadera i obaliła mnie na ziemię.
- Oj, Day, Day... nie ładnie tak się spóźniać.
- K-Kath? - wyjąkałem.
- A kto, ptasi móżdżku? - wadera roześmiała się ciepło.

< Kathy? :3 >

piątek, 17 kwietnia 2015

Od Arisy CD. Ryana

Westchnęłam cicho po czym oburzona zwróciłam się do niego.
-Ryan... Jeżeli będziesz tak dalej marzył o niebieskich migdałach to nigdy się stąd nie wydostaniemy...- usiadłam obok niego na piasku i smutnym wzrokiem patrzyłam na piasek przede mną.
-Hej Arisa...
-Tak? - spoglądnęłam na niego.
-Chyba mam pomysł...
-Jaki - przerwałam mu.
-... daj mi dokończyć, więc tak. Najpierw pójdźmy do tego lasu... może tam się czegoś dowiemy...
-Niezły pomysł - uśmiechnęłam się radośnie - wstawaj.
-Nie chce...
-No już. - użyłam swojej mocy i popchnęłam go trochę za pomocą silnego wiatru.
-Dobra dobra, idziemy... - wstał i zaczął iść w stronę lasu.
-Zaczekaj! - dogoniłam go. - Mam pewną hipotezę odnośnie jak się wydostać, jak wcześniej mówiłam, to może być zaklęcie czy coś, że z jeziora jesteśmy na otwartym oceanie pośrodku nieznanej nam wyspy...

<Ryan? ;3>

Od Telary CD. Deatha

Spojrzałam na niego zdumionym a zarazem spokojnym wzrokiem. Zarumieniłam się lekko gdy potwierdził swój słowa. 
-To znaczy, że... Te istoty zostały zniszczone dzięki... miło... wisiorkowi - powiedziałam delikatnie się uśmiechając. - Nie spodziewałam się tego...
Death odpowiedział mi uśmiechem.
-Wracajmy do jaskiń - powiedział zakłopotany.
-Tak... - odpowiedziałam po chwili trzymając wisiorek. - Wracajmy...
Basior odprowadził mnie pod moją jaskinię po czym stanęliśmy naprzeciwko siebie...
-Death... - zaczęłam - dziękuje Ci za uratowanie... - uśmiechnęłam się nieśmiało - A... i czy zapiął byś mi go na szyi? - zarumieniałam się pokazując wisiorek...
-Tak... - basior najwyraźniej się uśmiechnął, choć nie mogłam tego potwierdzić, ponieważ wokół nas było ciemno.
Gdy zapiął mi naszyjnik odwróciłam się znów do niego przodem.
-Jest piękny... - znowu się zarumieniłam - może znów jutro byśmy gdzieś poszli... - zaczęłam.

<Death? Wiem, długo nie odpisywałam i za to bardzo przepraszam :3>

Od Melody CD. Losta

-Lost? - zapytał zdziwiony - Ach, zapewne musiałem Ci podać błędny trop... Wybacz, proszę moją pomyłkę...
-Mogłam go zabić - potrząsnęłam lekko głową, choć wydawało mi się, że basior mówi prawdę to jednak do końca mu nie wierzyłam...
-Dziękuje Lost, że przyniosłeś daniela, a teraz muszę coś załatwić - udał, że nie usłyszał mojej wypowiedzi po czym zniknął w mroku jaskini.
-Ach - westchnęłam cicho - chodźmy się gdzieś przejść - spojrzałam na wilka. - oczywiście jeżeli masz ochotę...
-Czemu nie? - uśmiechnął się.
Gdy oddaliliśmy się już trochę od jaskiń, zwróciłam się do Losta.
-Wiesz, wydaje mi się to dziwne, że Aventy nagle przyznaje się do popełnienia błędu... Coś jest nie tak... - zamknęłam na chwilę oczy aby się skupić.

<Lost? Przepraszam za niepisanie. Mam nadzieję, że wybaczysz ^_^>

Od Emmy CD. Cole'a

Szczęście rozniosło się po moim ciele jak przyjemne ciepło. Byłam pewna, że będzie nam trudno odbudować to, co zaprzepaściłam. Ale cieszyłam się, że dał mi szansę.
Coś za nami złowrogo zaszeleściło. Odwróciłam łeb w tamtą stronę. Ciemność opanowała już tereny watahy.
- Słyszałeś to? – szepnęłam.
Cole w zadumie pokiwał głową. Chwilę później znowu usłyszałam ten dźwięk. Miałam już całkowitą pewność skąd pochodził.
Podeszłam po cichu do najbliższego drzewa. Oparłam się o zimną korę i spojrzałam w górę. Na jednej z gałęzi siedziało jakieś stworzenie. Było duże, zbyt duże na ptaka czy wiewiórkę. Jego oczy błyskały złowrogo wśród ciemności.
Serce we mnie zamarło. Po chwili podszedł do mnie Cole i spojrzał w tą samą stronę co ja. 
- Co to jest? – szepnął tak cicho, że ledwie go dosłyszałam.
- Nie mam pojęcia. – odpowiedziałam. – Ale nie wygląda przyjaźnie.
Dziwne stworzenie warknęło gniewnie, a potem zeskoczyło z drzewa. W świetle księżyca zobaczyłam kontury jego sylwetki. Było garbate i kościste. Skóra przylegała do jego kości, a w niektórych miejscach zwisała bezwładnie lub się marszczyła. Wydawało się jakby stwór nie miał mięśni. Jego żółte oczy lustrowały mnie i zauważyłam, że nie oddycham z przejęcia. Wzięłam głęboki wdech i potwór groźnie wyszczerzył ostre zęby. W poświacie księżyca wyglądał nadzwyczaj straszliwie.
Bałam się zrobić jakikolwiek ruch, by nie sprowokować bestii. Nie mogliśmy jednak stać tam przez wieczność.
- Co robimy? – spytałam drżącym głosem. Strach ogarnął mnie już całkowicie.
- Zobaczmy, czy zaatakuje. – odszepnął basior.
Przełknęłam ślinę. Poczułam, że zaczynam się okropnie pocić. Wyobraziłam sobie, że podobnie mógł czuć się Cole, gdy wysłałam na niego ziemistego potwora… Ale on nawet nie był bardzo groźny, a Cole był po stokroć odważniejszy ode mnie. Cieszyłam się, że nie jestem sama.
Stwór zrobił ostrożny ruch w naszą stronę. Starałam się miarowo oddychać, by nie zwracać na siebie większej uwagi. 
Nagle stworzenie odezwało się chrapliwym, syczącym głosem.
- To oni. Zabieramy ich.
Patrzyłam ze zgrozą jak na polanie pojawia się więcej takich samych potworów. Jednym z buzi wylatywała piana lub dziwny zielony śluz. Dwoje z nich podeszło do nas, wyciągnęło łapę zakończoną ostrymi pazurami i zamoczyło w zielonym śluzie. Potem wydali z siebie serie okrzyków i warczeń, i kilku innych podeszło do nas i przywiązało do drzewa. Byłam tak sparaliżowana strachem, że nie potrafiłam nic zrobić. Zacisnęli gruby, żelazny łańcuch wokół moich kończyn i tułowia tak, że nie mogłam się w ogóle ruszać. Wpadłam na genialny pomysł wydania z siebie krzyku, ale w tej samej chwili do pyska wciśnięto mi brudną szmatkę. Kątem oka spostrzegłam, że z Colem zrobili to samo. 
Potem te dwa stwory z zielonym śluzem na łapach podeszły powoli do każdego z nas, uśmiechając się złowieszczo.
- Spokojnie, to nie będzie bardzo boleć.
Zatopił swoje pazury w moim ramieniu. Po moim ciele przeszedł szybki błysk bólu, a potem straciłam przytomność.

< Cole? Nareszcie zrodził się jakiś pomysł :D >

Od Cole'a CD. Emmy

Zamrugałem oczami. Skąd Emma się tu wzięła? W mojej głowie zakłębiły się setki myśli i zastanawiałem się, czy powiedzieć „Och, Emma, ależ o czym ty mówisz? Tu nie ma niczego do wybaczania. Jesteś najlepszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałem i nigdy bym się od ciebie nie odwrócił. To wina Orala i tego jak ci namieszał w głowie, wcale nie jesteś nienormalna... każdy ma coś za uszami, a to w porównaniu z innymi zbrodniami tylko rozbicie wazonu z kwiatami.” czy raczej „Spadaj na drzewo, mam ochotę cię kopnąć. Rozkochałaś mnie w sobie, a potem próbowałaś zabić”. Ale w końcu powiedziałem tylko:
- Yyy... spoko. Jest ok.
- Mówisz poważnie? - Emma zamrugała swoimi wielkimi oczami.
- Yhy... - wybąkałem. Jakoś nie mogłem patrzeć na płaczącą waderę. Wydawało mi się, że  chce rozbić moje serce na milion kawałków. Wyciągnąłem do wadery łapę na zgodę. Uścisnęła mnie mocno i przytuliła się do mnie.
- Dziękuję. - wyszeptała.
- Nie ma problemu. - odwzajemniłem uścisk. Czułem się szczęśliwy widząc na ustach Emmy uśmiech.

<Emmo? VVenus Bracus Totalitius>

Od Emmy CD. Cole'a

Nie miałam zielonego pojęcia, co mną kierowało.
Zrobiłam się niewidzialna i poszłam za Colem.
Taka ze mnie niewdzięczna wadera.
Po prostu w jednej chwili zrobiło mi się głupio. Nie byłam sobą. A ja – ja – nigdy bym nie pozwoliła na stratę przyjaciela.
Zorientowałam się, że wraca do watahy, więc go trochę wyprzedziłam. Mój rozum zjadał wstyd i strach, ale pozwoliłam działać sercu. No i musiałam przed sobą przyznać – nie byłam twardzielką. Nie potrafiłam być. I nigdy nie chciałam być. Może gdybym nie spotkała Soula, który się mną opiekował i mi pomagał, wszystko potoczyłoby się inaczej. Ale musiałam się pogodzić z faktem, że jestem jaka jestem. Cole lubił dawną Emmę. Mnie. Nie tą, którą starałam się być na siłę. Wyobraziłam sobie jak moje życie miałoby wyglądać bez niego. O nie, prędzej zginę niż pozwolę, by to wyobrażenie się urzeczywistniło.
Nie wiedziałam do końca, co chciałam mu powiedzieć ani jak to zrobić. Zdałam się na emocje.
Gdy dotarłam do watahy, skryłam się za jednym z wielu głazów. Cole właśnie nadchodził; widziałam jego jaśniejącą w ciemnościach sylwetkę. Poczułam skręt w żołądku. Teraz albo nigdy.
Wysunęłam się przed niego z nadzieją, że mnie zauważy. Jednak basior tak pogrążył się w myślach, że na mnie wpadł.
Odsunął się i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, po czym szybko je zamknął. Moje serce biło jak szalone, w głowie kłębiło się miliony myśli i pomysłów, co mogłabym powiedzieć. Ale w końcu wydukałam tylko:
- Przepraszam.
Mój mózg krzyczał, że na sto procent mi nie wybaczy. Nie zasłużyłam na wybaczenie. To co zrobiłam było podłe i nagle poczułam się głupio, że tak przed nim stoję. Powinnam już dawno zginać. Chociażby w walce. Gdyby wcześniej Oral mnie unicestwił…
„Stój. Nie możesz tak myśleć. Pamiętasz, co Cole…”
W moich oczach pojawiły się łzy na wspomnienie tego, jak Cole mnie pocieszał. Zrobiło mi się jeszcze bardziej wstyd.
I nagle potok słów wyleciał samowolnie z moich ust.
- Przepraszam. Ja nie byłam sobą. To co się stało, po prostu mnie przerosło. Sam wiesz, jaka jestem słaba emocjonalnie. Nie radzę sobie i nigdy sobie nie radziłam. Nie potrafię być twarda, odważna. Boję się o wszystko i wszystkiego, żyję w ciągłym strachu. Po nocach płaczę za rodziną, chociaż minęło tyle lat. Nie rozumiem sama siebie, nie potrafię być normalna. Nie musisz mi wybaczać. Wiem, jakie to trudne. Wiem, że bardzo cię zraniłam. To było nie w porządku. Nie w porządku wobec ciebie, Navaroga, wszystkich. Byłam głupia, podła i zrozumiem jak nie zechcesz mnie już więcej znać. Chce po prostu, żebyś wiedział jak bardzo jest mi głupio i przykro za to, co się stało. Chcę żebyś wiedział jak bardzo jesteś dla mnie ważny i jak bardzo będę za tobą tęsknić. Ja… Chcę tylko wiedzieć… Powiedz mi tylko, czy mam odejść. Zrobię to, jeśli chcesz. Tylko… Tylko powiedz.
Z moich oczu leciały strumienie łez. Mówiłam wszystko prosto z serca. Wylewałam wszystkie moje rozterki. Strach wypełniał moje ciało, gdy czekałam na odpowiedź. To było gorsze od jakiejkolwiek walki, od jakiejkolwiek stoczonej bitwy. Czekanie na odpowiedź. Nie patrzyłam basiorowi w oczy. Byłam niemal pewna, że odpowie, że nie chce mnie już nigdy widzieć. Z jakiego powodu miałby mi wybaczać?

< Cole? Wybaczysz Emmie? :’( >