Cyndi stał całkowicie oniemiały i tylko gapił się na Luke'a wielkimi oczami.
-Jakaś reakcja może? - trąciłam go nosem w ramię z szerokim uśmiechem.
-Ale co? Jak? Kiedy? - po chwili zrobił obrażoną minę i powiedział - ty o tym wiedziałaś!
-No ba... No już, nie gniewaj się, tylko oprowadź swojego braciszka po terenach - wyszczerzyłam zęby w jeszcze szerszym wyszczerzu, i popchnęłam go łapą do wyjścia. Rzucił mi spojrzenie pod tytułem "jeszcze się policzymy!", na co przewróciłam oczami i pomachałam mu łapą. Jego brat podbiegł do niego i chyba zaczął coś mówić, ale byłam za daleko, żeby to usłyszeć. Odwróciłam się do Samanthy, która dalej z uśmiechem biegała po jaskini i odkładała jakieś zioła i eliksiry na miejsca.
-Pomóc ci? - zapytałam próbując na szybko ogarnąć, co gdzie leży.
-Lepiej nie, potem nie będę mogła nic znaleźć... - mruknęła, ale zaraz dodała z uśmiechem-to chyba moje największe osiągnięcie!
-Że ten zbiór, czy Luke? - zapytałam. Pewnie wyszłam na idiotkę, ale jej kolekcja tych specyfików też była godna podziwu. Serio. Idę o zakład, że wszytko tam było.
-Phi! Też pytanie! Oczywiście, że ten cały Luke! To jest moja droga tylko podręczny zapas! - ja chyba nie chcę wiedzieć, jak wygląda duży zapas tych wszystkich cosiów, i jak lekarze się w tym odnajdują...
-To ja nie mam więcej pytań... odnośnie pomocy. Mogę ci za to trochę poprzeszkadzać? - zapytałam siadając na jednym z miękkich posłani, których Samatha miała tu pełno.
-Zależy w czym. Ogólnie posiedzieć, to sobie możesz, tylko niczego nie dotykaj, bo jeszcze coś przestawisz.... A, i możesz zrobić sobie herbatę, albo coś.... Wiesz, jak wygląda herbata, prawda? - zapytała patrząc na mnie podejrzliwie.
-Jasne, że wiem. Za kogo ty mnie masz? - zapytałam z uśmiechem.
-Za niezbyt rozgarniętą, zdrowo walniętą, wymagającą poważnego leczenia psychicznego waderę gamma, która tak po za tym, to jest całkiem w porządku - powiedziała i wróciła to tych swoich półek.
-Jakby co, to na leczenie zgłoszę się do ciebie. Będzie wesoło... - zachichotałam widząc jej minę.
-Idź ty lepiej rób tą herbatę... - westchnęła, ale na jej pysku też dostrzegłam uśmiech. Coś dzisiaj jest w podejrzanie dobrym humorze.
-Tak w ogóle, to coś podejrzanie często mnie odwiedzasz... Jest coś może na rzeczy? - rzuciła, podczas kiedy ja gotowałam wodę.
-Coś sugerujesz? - mruknęłam wsypując fusy do kubka.
-Nie planujecie czasem powiększenia rodzinki? - zapytała patrząc na mnie znaczącym wzrokiem.
-W sumie to... Nie zastanawiałam się nad tym. Ale czy ty wyobrażasz sobie mnie z dziećmi? Weź, to by zagrażało życiu wielu osób, w tym twojemu... - pokręciłam głową, czując jednak delikatne rumieńce pod futrem.
-Dlaczego mojemu też? - zapytała.
-No wiesz? Kto by się nimi zajmował, podczas gdy ja będę się wydzierać na potwory? Oczywiście, że ciocia Sam!-podeszłam do niej z kubkiem herbaty w łapie i poklepałam ja po plecach.
-O nie, moja droga... Tak łatwo nie będzie... Ja i dzieci? Phi! Przy tej ilości pacjentów... Przecież one by mi zrujnowały jaskinię!
-To byś nareszcie wyszła i się przewietrzyła... - zaśmiałam się.
-Chciałabyś... - mruknęła, ale też się uśmiechnęła. Do wieczora gadałyśmy o wszystkim i o niczym, a podejrzanie dobry humor Samanthy zupełnie zmienił jej charakter. Kiedy słońce już całkowicie zaszło, przy wejściu do jaskini pojawił się Cyndi ze swoim bratem. Samantha od razu zaczęła skakać dookoła Luke'a i wypytywać go o ból głowy, nóg, ogona czy jakiś innych boleści.
-I jak tam z bratem? - zapytałam niby mimochodem stając obok niego.
-W sumie to nie spodziewałem się, że aż tyle o mnie wie... - mruknął lekko jeszcze oszołomiony. No w sumie to chyba nic dziwnego, po tylu latach odnaleźć rodzinę.... Zaraz jednak w jego oczach pojawił się ten błysk, i spojrzał na mnie z podejrzanie podejrzanym uśmiechem.
-A wiesz, że ja się teraz zemszczę za to, że mi nie powiedziałaś? - zapytał.
-Taaaak? No to najpierw muszisz mnie złapać - rzuciłam i pędem ruszyłam w stronę lasu.
<Cyndi? xD Gracie powraca xD Coraz więcej czasu ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz