wtorek, 28 kwietnia 2015

Od Aventy'ego CD. Hazel

- Po co my tu tak właściwie weszliśmy? - zapytałem z niesmakiem.
- Sama powoli zaczynam się zastanawiać. - mruknęła Hazel. - Ale powiedz, czy tu nie jest fajnie?
- Wątpię. - chrząknąłem. - Przed chwilką prawie zginęliśmy pięć razy!
- Och, wyolbrzymiasz wszystko! Nie gadaj,  tylko chodź! - pociągnęła mnie za łapę. Wkroczyliśmy do jakiejś wielkiej komnaty podpartej starogreckimi kolumnami. Ze środka zalatywało stęchlizną. Na ścianach wisiały poprzekrzywiane, wyblakłe obrazy przedstawiające portrety ludzi w chitonach i himationach greckich. Leżało tam również kilka zbutwiałych, poprzewracanych mebli i zmechacony, czerwony jak krew dywan. To dziwactwo wyglądało tak, jakby nikt nie wchodził tu od setek tysięcy lat, a jednak czuć tu było czyjąś obecność...
- Co to za miejsce? - wyszeptała wadera.
- Nie mam pojęcia. - pokręciłem głową i ogarnąłem pomieszczenie wzrokiem. Zdawało mi się, że ktoś nas obserwuje...

< Haaazel? Wena się na mnie obraziła i schowała się w książce o Tacy z zamienioną literką ;-;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz