- Gdzie idziesz? - zapytałem waderę z zaciekawieniem, kiedy minęła mnie bez słowa. Obróciła się w moją stronę i pokręciła głową.
- Mam zamiar ubić jeszcze trochę zwierzyny. Ale w pojedynkę.
- Och... szkoda, że już idziesz. - westchnąłem. - Naprawdę fajnie się z tobą dogadywało...
- Coś ty? - Katherrine uniosła brew.
- Szczera prawda. - przyłożyłem łapę do piersi i popatrzyłem w niebo.
- Jeśli to faktycznie szczera prawda, możemy się jeszcze spotkać dziś wieczorem. Przy wodopoju. - zamachnęła ogonem i zniknęła między drzewami. Właśnie przyszło mi na myśl, żeby zrobić coś, aby się nie nudzić... mógłbym poprosić Night o ściągnięcie księżyca na ziemię... to byłoby zabawne, ale bardzo karalne. Postanowiłem więc sobie odpuścić. Poszedłem na polanę, dookoła której rosły stare dęby i wyłożyłem się na trawie. Zacząłem przyglądać się mrówkom maszerującym z wielkimi liśćmi na grzbiecie. Wędrowały między wonnymi kwiatami do swojego mrowiska. W powietrzu już było czuć wiosnę... wszystko budziło się do życia. W powietrzu unosił się zapach wonnej trawy, a gdzieniegdzie przemykały harujące pszczoły. Było naprawdę pięknie. Postanowiłem się zdrzemnąć. Tak... na piętnaście minut. Oczy mi się kleiły, a uspakajający dźwięk przyrody działał na mnie jak kołysanka.
Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem księżyc wysoko na niebie. O jasny gwint! Zerwałem się na nogi i popędziłem w stronę wodopoju. Jak to się stało, że zasnąłem na tak długo? Czy wadera postanowiła na mnie poczekać, czy obraziła się na wieki i już nigdy jej nie zobaczę? Kiedy dotarłem, było tam pusto i cicho. No tak... mogłem się tego spodziewać. Kto by wytrzymał? Nawet nie wiedziałem, która jest godzina. Nagle usłyszałem szelest w krzakach. Odwróciłem się w tamtą stronę i nagle z krzaków wyskoczyła na mnie wadera i obaliła mnie na ziemię.
- Oj, Day, Day... nie ładnie tak się spóźniać.
- K-Kath? - wyjąkałem.
- A kto, ptasi móżdżku? - wadera roześmiała się ciepło.
< Kathy? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz