- Pewnie. - wzruszyłam ramionami. - Cieszę się, że idealnie dobraliście się razem z Hamoną. Ja po prostu do ciebie nie pasuję, choćbym nie wiem jak się starała. Wolisz mroczne klimaty, idealne wadery z ostrym charakterem, i tak dalej. Ale jako przyjaciel, nic do ciebie nie mam.
- Taaa... to... co będzie z nami dalej? - Matt podrapał się po głowie i spojrzał gdzieś w kąt.
- Nie wiem. Rób jak chcesz. - westchnęłam. - Idź do Hamony, pewnie na ciebie czeka.
- Idziesz ze mną? - zapytał basior.
- Jak chcesz. Ale raczej nie. Nie chcę wam przeszkadzać. - powiedziałam bezbarwnym tonem.
- Chcesz się dzisiaj jeszcze spotkać? - zaproponował.
- Chcesz się dzisiaj jeszcze spotkać? - zaproponował.
- Nie. Dzięki. Jakoś nie mam nastroju. Może jutro. - pokręciłam głową.
- Aa... okej. To ja już będę leciał. - wilk uśmiechnął się i pognał do swojej nowej partnerki. Może to i lepiej, że przeniosłam go do swojej jaskini, a nie do jego? Przynajmniej miałam do niej zaledwie kilka kroków. Ale jakoś nie miałam teraz ochoty iść do jaskini. Wolałam przejść się na spacer. Łyknąć odrobinkę świeżego powietrza. Byłoby cudownie.
Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłam się, że Matt wreszcie znalazł wybrankę swojego serca, z którą spędzi resztę swojego życia, a z drugiej strony bolało mnie to, że tą wybranką nie byłam ja. Księżyc świecił wysoko na niebie, które było bezchmurne. W powietrzu unosił się zapach wonnej trawy, liści, kwiatów, mchu... całego lasu. Z kwiatów wiśni na ziemię delikatnie opadały płatki tego delikatnego owocu podczas zakwitu. Było ciepło. Delikatny wiatr przyjemnie mierzwił moją sierść. Mogłabym powiedzieć, że był to najpiękniejszy dzień, jaki tylko można było sobie wyobrazić, gdyby nie to, co się niedawno stało. Usiadłam na skraju urwiska, na powalonej kłodzie i zaczęłam wpatrywać się w dół.
- Chcesz skoczyć? - usłyszałam nagle za sobą głos.
- Może. - odpowiedziałam obojętnie. Jakoś specjalnie nie obchodziło mnie to, kto tam stał i do mnie gadał. Nagle obok mnie na kłodzie usiadł nasz dostojny alfa, Aventy.
- Coś się stało? - zapytał ciepłym tonem.
- Nie. - odparłam krótko.
- Przecież widzę, że tak. - Basior trącił mnie ramieniem. Moje oczy napełniły się łzami.
- Może... - powiedziałam piskliwym głosem.
- Więc?
- Widzisz... poznałam basiora. Poznaliśmy się dokładnie zeszłej jesieni. Powiedział mi wtedy... czy nie zechciałabym z nim przeżyć jakiejś przygody życia. Oczywiście... zgodziłam się. Potem znaleźliśmy się na wielkiej, przepięknej plaży... Bawiliśmy się tam długo... często tam przychodziliśmy... Opowiedziałam mu coś o sobie... no wiesz... skąd pochodzę, czym się interesuję... on również wiele mi o sobie opowiedział wiele... zapoznawaliśmy się razem nawzajem przez długi czas. Później, kiedy pewnego dnia rozstaliśmy się przy plaży i każdy poszedł w swoją stronę, zaatakował mnie jakiś okropny bandyta. Ugh... Ale Matt był niezmiernie dzielny i mnie uratował. To był naprawdę bohaterski czyn. Zakochałam się w nim wtedy po uszy, ale... ale nie miałam odwagi mu odpowiedzieć. To była beznadziejna sytuacja. Kiedyś też pokochałam pewnego basiora. Miął piękne imię Caseus... ale skradł moje serce i uciekł. Odszedł zostawiając mnie z niczym. Byłam zrozpaczona. W każdym razie, później nocowaliśmy u siebie nawzajem. Wspólnie spędzaliśmy ze sobą czas, polowaliśmy razem, spacerowaliśmy... a ja, kiedy tylko go widywałam... moje serce natychmiast przyspieszało. Później udało nam się uratować niezwykłego wilka żywiołu ognia... ale zaatakował mnie inny wilk, przed którym Matt mnie bohatersko obronił... ale... wydarzyła się rzecz... jakiś tydzień... nie wiem... dwa tygodnie temu... Matt poznał inną waderę, w której się zakochał. - pokręciłam głową i zacisnęłam oczy. - I wszystko legło w gruzach. Chciałam wyznać mu miłość, ale... ale pierwsza zrobiła to ta Hamona, a on się zgodził i... no... i... nie chcę tego samego przechodzić drugi raz.
Wtuliłam się w ramię Aventy'ego i zaczęłam szlochać, nie zwarzając na to, czy było to grzeczne, czy też nie.
- Spokojnie. - Basior uśmiechnął się i pogłaskał mnie po głowie. - Uwierzysz mi, jak ci powiem, że na prawie pewno znajdziesz swoją drugą połówkę, z którą będziesz szczęśliwa.
- Myślisz? - spojrzałam na niego z nadzieją w głosie. On tylko przytaknął. Po chwili jednak zmęczyłam się płaczem i... zasnęłam.
<Matt? :> >
Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyłam się, że Matt wreszcie znalazł wybrankę swojego serca, z którą spędzi resztę swojego życia, a z drugiej strony bolało mnie to, że tą wybranką nie byłam ja. Księżyc świecił wysoko na niebie, które było bezchmurne. W powietrzu unosił się zapach wonnej trawy, liści, kwiatów, mchu... całego lasu. Z kwiatów wiśni na ziemię delikatnie opadały płatki tego delikatnego owocu podczas zakwitu. Było ciepło. Delikatny wiatr przyjemnie mierzwił moją sierść. Mogłabym powiedzieć, że był to najpiękniejszy dzień, jaki tylko można było sobie wyobrazić, gdyby nie to, co się niedawno stało. Usiadłam na skraju urwiska, na powalonej kłodzie i zaczęłam wpatrywać się w dół.
- Chcesz skoczyć? - usłyszałam nagle za sobą głos.
- Może. - odpowiedziałam obojętnie. Jakoś specjalnie nie obchodziło mnie to, kto tam stał i do mnie gadał. Nagle obok mnie na kłodzie usiadł nasz dostojny alfa, Aventy.
- Coś się stało? - zapytał ciepłym tonem.
- Nie. - odparłam krótko.
- Przecież widzę, że tak. - Basior trącił mnie ramieniem. Moje oczy napełniły się łzami.
- Może... - powiedziałam piskliwym głosem.
- Więc?
- Widzisz... poznałam basiora. Poznaliśmy się dokładnie zeszłej jesieni. Powiedział mi wtedy... czy nie zechciałabym z nim przeżyć jakiejś przygody życia. Oczywiście... zgodziłam się. Potem znaleźliśmy się na wielkiej, przepięknej plaży... Bawiliśmy się tam długo... często tam przychodziliśmy... Opowiedziałam mu coś o sobie... no wiesz... skąd pochodzę, czym się interesuję... on również wiele mi o sobie opowiedział wiele... zapoznawaliśmy się razem nawzajem przez długi czas. Później, kiedy pewnego dnia rozstaliśmy się przy plaży i każdy poszedł w swoją stronę, zaatakował mnie jakiś okropny bandyta. Ugh... Ale Matt był niezmiernie dzielny i mnie uratował. To był naprawdę bohaterski czyn. Zakochałam się w nim wtedy po uszy, ale... ale nie miałam odwagi mu odpowiedzieć. To była beznadziejna sytuacja. Kiedyś też pokochałam pewnego basiora. Miął piękne imię Caseus... ale skradł moje serce i uciekł. Odszedł zostawiając mnie z niczym. Byłam zrozpaczona. W każdym razie, później nocowaliśmy u siebie nawzajem. Wspólnie spędzaliśmy ze sobą czas, polowaliśmy razem, spacerowaliśmy... a ja, kiedy tylko go widywałam... moje serce natychmiast przyspieszało. Później udało nam się uratować niezwykłego wilka żywiołu ognia... ale zaatakował mnie inny wilk, przed którym Matt mnie bohatersko obronił... ale... wydarzyła się rzecz... jakiś tydzień... nie wiem... dwa tygodnie temu... Matt poznał inną waderę, w której się zakochał. - pokręciłam głową i zacisnęłam oczy. - I wszystko legło w gruzach. Chciałam wyznać mu miłość, ale... ale pierwsza zrobiła to ta Hamona, a on się zgodził i... no... i... nie chcę tego samego przechodzić drugi raz.
Wtuliłam się w ramię Aventy'ego i zaczęłam szlochać, nie zwarzając na to, czy było to grzeczne, czy też nie.
- Spokojnie. - Basior uśmiechnął się i pogłaskał mnie po głowie. - Uwierzysz mi, jak ci powiem, że na prawie pewno znajdziesz swoją drugą połówkę, z którą będziesz szczęśliwa.
- Myślisz? - spojrzałam na niego z nadzieją w głosie. On tylko przytaknął. Po chwili jednak zmęczyłam się płaczem i... zasnęłam.
<Matt? :> >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz