Leżałam na trawie, tak blisko Serine'a. Moje serce rozpierała radość, a przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa. Cały czas tkwił mi w głowie obraz White'a. Jego coraz większa agresja i nachalność wobec mnie, zaczęły siać w mojej duszy strach przed nim. Wiedziałam, że teraz bardzo dużo się zmieni w moich relacjach z nim. Obróciłam się z pleców na brzuch i ciężko westchnęłam. Serine wykonał ten sam ruch, po czym przysunął się bliżej mnie.
- Wszystko w porządku? - zapytał miękkim głosem.
Chciałam być silna, chciałam mieć pewność, że dam sobie radę, chciałam powiedzieć, że jest dobrze. Jednak chcieć nie zawsze znaczy móc.
- Cieszę się, że jestem tu z tobą, ale boję się powrotu - wyznałam.
Basior spojrzał w moją stronę. Był stroskany. Najprawdopodobniej domyślił się, o co mi chodzi, ale ja musiałam wyrzucić z siebie wszystko.
- Boję się osaczenia. Zaczynam nawet bać się samego White'a. Kiedyś dałabym się za niego pokroiśc, a teraz? - wzdychnęłam - Teraz martwię się, że może mi coś zrobić... - spuściłam łeb.
Chwilę potem spostrzegłam na swojej łapie, łapę Serine'a. Upajałam się tym widokiem w momencie, gdy cisza nakryła nas swoim cienkim płaszczem. Przy nim nic nie wydawało się być straszne, krępujące. Serine był jak światło, które rozświetla wszystko dookoła.
- Nie bój się. Jeśli kiedykolwiek zrobi ci coś złego albo będzie miał taki zamiar, to przysięgam, że nie ręczę za siebie. Wolałbym nie być w jego skórze - odezwał się basior.
- Dziękuję... - delikatnie się uśmiechnęłam.
Wreszcie miałam w kimś oparcie i cieszyłam się, że moją podporą był właśnie Serine, a nie kto inny. Spojrzałam na niego. Uwielbiałam to robić. Zawsze miło jest chociażby widzieć wilka, którego darzysz ogromną sympatią.
- Chodźmy. Pozwiedziamy sobie okolice - uśmiechnęłam się.
- I taką właśnie cię uwielbiam - wesołą i uśmiechniętą - odwdzięczył mi się tym samym gestem.
- Co powiesz na mały wyścig? - zaproponowałam.
- Dokąd? - zapytał wyraźnie zainteresowany
- Donikąd! - wykrzyknęłam i zaczęłam biec.
Byłam uradowana. Wiedziałam, że moje zachowanie nie było fair, ale co z tego? Nie miało to większego znaczenia. Spojrzałam za siebie i ujrzałam biegnącego basiora. Śmiał się, to dobry znak. Wtem na horyzoncie ujrzałam wielkie góry i majestatyczny wodospad.
- Do wodospadu! - wrzasnęłam na cały głos.
Chwilę potem zobaczyłam nad swoją głową lecącego Serine'a.
- Sprytny - pomyślałam i również rozwinęłam skrzydła.
Próbowałam go dogonić. Po jakimś czasie lecieliśmy łeb w łeb. Walka była wyrównana. Ostatecznie nie wygrał nikt. Przy końcu nie wylądowałam na trawie, ale rzuciłam się do wody. Była zimna i orzeźwiająca, taką kocham. Wynurzyłam się i zobaczyłam, że basior leży na trawie i przygląda mi się.
- Co tak leżysz? Chodź, woda jest obłędna - powiedziałam z uśmiechem.
- Skoro nalegasz - również się uśmiechnął i wskoczył do wody,
- I jak? - zapytałam.
- Miałaś rację, niezła.
- Może być jeszcze lepsza - rzekła i ochlapałam go.
Basior odwdzięczył się tym samym. Po chwili nasza zabawa zamieniła się w bitwę na wodę. Oblewaliśmy się strugami cieczy i śmialiśmy do rozpuku.
- Mówiłem ci już, że jesteś szalona? - zapytał.
- Mówiłeś - uśmiechnęłam się.
Bitwa się zakończyła, a my wyszliśmy na brzeg cali mokrzy, ale szczęśliwi. Ten dzień był jednym z najlepszych w moim życiu.
- Och, jak ja się cieszę, że jestem tu z tobą - wyznałam.
<Serine? Zmieniłam koncepcję. Niech sielanka trwa ;)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz