Szliśmy powoli przez las rozglądając się dookoła. Drzewa szumiały złowieszczo swoimi koronami wyschniętych liści, co jakiś czas opadając na ziemię. Przydała by się jeszcze jakaś złowroga muzyczka...
O! I od razu zrobiło się lepiej. Cała ta sytuacja o drobineczkę mnie rozśmieszała. Postanowiłem przerwać tę piekielnie irytującą, złowrogą ciszę i zapytałem głośnym szeptem:
- Tak w ogóle, to gdzie my idziemy?
- Nie mam pojęcia... - odszepnęła Sandstorm. - Aventy wspominał coś o Lesie Inaji. Dla nich jest święty, więc musimy uważać...
Westchnąłem po cichu. Nagle wadera dała mi znak ręką, abym się zatrzymał. Tak też uczyniłem.
- Dlaczego stajemy? - zapytałem.
- Mam wrażenie, że ktoś nas obserwuje...
Nagle przed nami ukazała się jakaś dziwna, pozieleniała postać. Wpatrywała się w nas swoimi pustymi, czarnymi oczami...
Nagle przed nami ukazała się jakaś dziwna, pozieleniała postać. Wpatrywała się w nas swoimi pustymi, czarnymi oczami...
<Sands?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz