- I widzisz? Mówiłem, że zima to zło! - chrząknąłem.
- To wcale nie jest takie złe. Tylko ta temperatura... - westchnęła.
Szliśmy resztę drogi w milczeniu... Gdy doszliśmy do watahy był już wieczór i niedługo zapadnie zmrok.
Odprowadziłem waderę do jej jaskini. A potem poszłem do swojej.
To był długi dzień...
***
Wstałem przeciągając się i głośno ziewając. Przez myśl przebiegł mi pomysł pójścia do Samanthy, pewnie dawno już wstała.
Poszedłem do jej jaskini i głośno zapukałam w ścianę. Nikt nie podszedł, więc sam weszłem. W środku było pełno półek a na nich, rzędy eliksirów i nieznanych płynów. Gdy podszedłem bliżej przez przypadek zwaliłem jedną butelkę.
-Kto to?! - krzyknął znajomy głos. Wbiegła do jej miejsca z eliksirami.
-Czy ta butelka była z czymś ważnym - spytałem odsłaniając zbitą butelkę...
<Samantha, przepraszam za moją niezdarność ;)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz