sobota, 1 listopada 2014

Od Ceiviry CD. Serine'a

Wzbiłam się w powietrze w ataku paniki, ale zaraz kompletnie pożałowałam swojej decyzji. Serine był tam sam na sam z tym upiornym wilkiem. Jak mogłam go tak zostawić? Szybko wróciłam na ziemię. Wtem dostrzegłam sylwetkę basiora. Najpierw chciał wbiec w labirynt drzew, ale zawrócił. Teraz biegł po kamiennej posadzce, a za min podążał ten upiór. Musiałam coś zrobić. W jednej chwili wtargnęłam pomiędzy wilki. Byłam jak strażnik, który zabrania czarnej postaci dostać się do Serine'a.
- Co ty wyprawiasz, Cei? Uciekaj! - krzyknął basior.
Zignorowałam całkowicie jego wypowiedź. Nie ma mowy, żebym znów zostawiła go samego. Wilk z kosą zaczął biec w moim kierunku. Byłam gotowa na walkę, czekałam tylko na odpowiedni moment. Kiedy wilk znajdował się dosłownie dwa metry ode mnie, zmobilizowałam wszystkie swoje siły i wytworzyłam przed sobą dźwiękową tarczę. Kosiarz odbił się od niej i przeleciał przez pół sali. Natychmiast spojrzałam na Serine'a. Zdziwiłam się, że oparzenia zniknęły. Chciałam nawet zapytać, jak to się stało, ale w tamtej chwili nie było czasu na wyjaśnienia, dlatego z mojego pyska padło inne pytanie:
- Możesz latać?
- Nie. Udało mi się wyleczyć oparzenia, ale nadal jestem słaby... - rzekł zawiedziony.
- W takim razie musimy zyskać na czasie. Będę z nim wlaczyć, póki nie wzbijesz się w powietrze.
- Nigdy na to nie pozwolę, a jeśli ci się coś stanie? Wiesz, że nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Błagam, uciekajmy stąd - prosił Serine.
- Zrobimy to tylko wtedy, gdy będziesz w stanie latać - odparłam zdecydowanie.
- To ucieknij sama... - wyszeptał basior.
- Nigdy... Zaufaj mi. Nic mi się nie stanie. To będzie bardziej defensywna walka. Zaatakuje go tylko w ostateczności - powiedziałam, po czym spojrzałam mu prosto w oczy.
Ich szmaragdowy odcień zaczarował mnie. Były tak piękne i czarujące... Widziałam w nich troskę i jeszcze coś, czego nie potrafiłam nazwać. Za ten widok byłam gotowa oddać wszystko, nawet własne życie... Basior po chwili wycofał się, zostawiając mi wolne pole. Ze smutkiem przerwałam nasz wzrokowy kontakt i odwrociłam się przodem do kosiarza, który zaczął ponownie biec w moim kierunku. Musiałam grać na czas. Wilk zamachnął się ogromną kosą, ale ja zdążyłam chwilę wcześniej wysłać fale dźwiękowe, wniknąć w nie i tym samym przenieść się za sylwetkę rozjuszonego wilka. Ten szybko zorientował się, w czym rzecz. Zawrócił i po raz kolejny zaczął na mnie nacierać. Tym razem użyłam skrzydeł i zrobiłam unik. Widać było, że kosiarz z każdą minutę coraz bardziej się niecierpliwi, a tym samym i denerwuje. Wcale mnie to nie cieszyło. Wilk spojrzał mi w oczy, a wtedy całe moje ciało przeszedł, dziwnie znajomy, dreszz. Nagle wilk uderzył kosą o posadzkę. Jak na zawołanie wyleciało z niej stado wściekłych kruków, które swą złość skierowały prosto na mnie. Natychmiast wycelowałam w każdego z nich ogromną ilością zabójczych dźwięków. Zapadła cisza. Ja i kosiarz dyszeliśmy z wyczerpania. To był prawdziwy pokaz umiejętności. Postanowiłam wykorzystać ten moment. Zaczęłam śpiewać pieśń o właściwościach uspokajajacych i wycelowałam nią prosto w wilka. Ten zachwiał się niespokojnie i upuścił kosę, która rozbiła się pod wpływem uderzenia. Potem sam wilk upadł na ziemię. Zamiast uciekać, podbiegłam do niego. Ten, nie wiadomo dlaczego, zaczął się zmniejszać. Jego sierść przestała się już jeżyć. Stała się gładka i lśniąca. Po chwili zaczęła szarzeć. W końcu zmieniła kolor na biały. Wilk spojrzał w moje oczy swoimi niebieskimi tęczówkami.
- To niemożliwe... - wyszeptałam.
Odsunęłam się na kilka kroków. Natychmiast podbiegł do mnie Serine.
- Co się dzieje? - zapytał.
- Cei, czy to ty? - wyszeptał słabym głosem biały wilk.
Nie mogłam uwierzyć w to, co się tu dzieje. Moje oczy zaczęły się szklić.
- Serine, ja znam tego wilka... To White - mój nieżyjący przyjaciel...

<Serine? Nie odpowiadam za moją wyobraźnię...>

1 komentarz:

  1. Jestem z ciebie taka dumna, Cei ;'3
    *Pisze, po czym wyciera łzy szczęścia*

    OdpowiedzUsuń