Siedziałem tam, wlepiając swój wzrok w Hamonę. Wciąż do mnie nie docierało co powiedziała. Znaliśmy się od kilku dni i nagle wadera wyznała mi miłość... Nie spodziewałem się tego...
-Hamona... - zacząłem - Ja... Kurczę - Nie zrozum... Nie wiem, nie chcę cię zranić... Bo ja... - mówiłem poddenerwowany urywkami, poddenerwowany tą sytuacją.
Hamona siedziała tam przede mną i zawstydzona spuściła wzrok a na jej policzkach pojawiły się rumieńce.
Zebrałem się w sobie i zacząłem:
-Hamona, bardzo cię lubię a nawet uważam cię za przyjaciółkę - przygryzłem dolną wargę - Zrozum, proszę, nie wiem czy jestem gotowy... - czułem, że z nerwów paplam bzdury - Nie chcę cię zranić ani tego abyś się do mnie nigdy już nie odezwała - westchnąłem - Przepraszam ale muszę powiedzieć... Jesteś moją przyjaciółką... - serce mi się krajało, że tak raniłem waderę - Ale proszę, nie odwracaj się ode mnie - było mi strasznie smutno na tą myśl. Zamknąłem oczy obawiając się jej odpowiedzi...
<Hamona?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz