piątek, 20 lutego 2015

Od Goyavigi CD. Samanthy

Przeklnęłam soczyście. Jak ten szczeniak mógł być tak agresywny? Ja tylko chciałam dostać się do jego jedzenia, bo sam by tego w życiu tej sarny nie zjadł! Wstrętne lisy. Okropnie bolały mnie łapy, grzbiet i przy okazji brzuch z głodu. Wspaniale. Zawyłam, żeby ktoś pomógł mi się wyzbierać, bo o własnych siłach nie ma mowy. I jeszcze mnie łeb bolał tego dnia. W pewnym momencie zobaczyłam, że czarna sylwetka zbliża się w moją stronę. Wadera. Nareszcie.
- Co się stało? - spytała
- Nie no, nic. Po prostu na mnie napadł jakiś nawiedzony dzieciak i oto co mi zrobił. - mówiłam zażenowana sycząc z bólu. Wadera coś łapami podyndała i zaczęła magicznie leczyć.
- Woah, niezły był ten dzieciak. - powiedziała bez większych emocji
- Noo. - odpowiedziałam. Nie odzywała się przez resztę "kuracji".
- Z igły widły. Gotowe, wstawaj. - powiedziała po chwili i uśmiechnęła się. Ja powoli stanęłam na nogi.
- Niezła jesteś. - pochwaliłam
- Dzięki. Miłej reszty dnia. - powiedziała, co zabrzmiało bardzo rutynowo. Mi się nie chciało spać, a w sumie, to kolacja może chwilkę poczekać. Zaczęłam dreptać za czarnulką.
- Czemu za mną idziesz...? - zapytała nie patrząc na mnie
- Też mam być dla ciebie niemiła? Już zaczynam się "zmieniać" na dobre, bo zrozumiałam, czemu tyle wilków mnie nie lubi. I tu taka delikwentka. - mówiłam udając naburmuszoną. Wilczyca przystanęła i westchnęła. Już otwarła buzię, by coś powiedzieć, gdy przerwałam - Goyavige jestem. - wyszczerzyłam się.

<Samantha?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz