Przechadzałem się po terenach watahy. Wiatr wiał dość mocno,że liście spadały z drzew tworząc kolorowy deszcz.
Prychnęłem zły, jak ja nie lubiłem jesieni...
Z zamyślienia wyrwał mnie ból głowy. Zauważyłem, że zdeżyłem się z jakąś waderą. Zaczęliśmy się nawzajem przepraszać gdy wadera się przedstawiła:
-Jestem Ecclesia, a ty?- spytała zmieszana zaistniałą sytuacją.
-O miło mi... Jestem Matt...
Wymieniliśmy krótkie spojrzenia po czym Ecclesia powiedziała:
-Dokąd idziesz?
-Jeszcze nie wiem ale prawdopodobnie gdzieś daleko... Przeżyć jakąś przygode życia - odpowiedziałem uśmiechając się...
-Idziesz ze mną?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz