Nie wiedziałem czy wadera jest smutna, wesoła, skrępowana. Byłem zmieszany jej uczuciami. Wadera rozłożyła skrzydła, ale z powrotem je złożyła.
- A ty latasz? - spytała.
- Od czegoś te skrzydła się ma - uśmiechnąłem się do niej. - To jak? Zechcesz przelecieć się nad terenami watahy?
Wadera nie wiedziała co powiedzieć. Widać było, że zastanawiała się nad dwoma odpowiedziami.
- Jeśli powiem "nie", to co zrobisz? - spytała.
Zaśmiałem się, a wzrok skupiłem na morskiej pianie.
- Zaprosiłbym cie na spacer.
- A jeśli "tak"?
Uniosłem obie brwi, a po tym na moim pysku pojawił się szyderczy uśmiech. Pomyślałem cy mówi poważnie, czy tylko się ze mnie nabija. Bez zastanowienia wzleciałem w powietrze. Szybko znalazłem się wysoko nad ziemią. Przez chwile zapomniałem o waderze. Uśmiech z mojego pyska zniknął. Nie potrafiłem opisać tego uczucia. Z jednej strony byłem szczęśliwy, a z drugiej strony nie ciągnęło mnie do latania.
Ocknąłem się kiedy wadera wleciała wleciała przede mnie.
- Hej! Czemu to zrobiłeś?
Nie odpowiedziałem jej. Obniżyłem lot tak, że łapami dotykałem tylko najwyższych sosen.
- Hej! Serine! Czekaj!
Zatrzymałem się. Spojrzałem na waderę.
- Przepraszam - powiedziałem łagodnie.
<Ceivira? Sry, ale nie wiedziałam co wymyślić>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz