niedziela, 10 stycznia 2016

Od Nataniela

Cofam się, gdy przybliżają się zabójcy. Dowiedzieli się, że Vena nie żyje od roku. Wysłani przez wodza Kniei, by zabić jedynego wilka panującego nad światłem, który narodził się z łowców. Krwawię. Kark boli niemiłosiernie, boki są pochlastane. A za mną jest dobry kawał przepaści. "Przytulam" się do jej krawędzi. Panika powoli ogarnia mój umysł. Po pysku lecą mi łzy. Veno, pewnie niedługo znowu się zobaczymy.
Jeden z wilków, czarnych jak smoła i ze ślepiami czerwieńszymi od moich rzucił się na mnie, spychając z krawędzi klifu. Spadłem z wysokości około dziesięciu metrów. Poobijałem się o wystające skały, by w końcu spaść na lewą, przednią łapę. Złamałem ją. 
Z mojego pyska wydobył się krzyk, ból był przeraźliwy. Nie miałem siły się podnieść. Deszcz zaczynał padać, powoli moczył moje ciemne futro, zmywając z niego krew. Wykrwawię się jak nic. Spróbowałem podnieść się na łapy, jednak kiedy tylko dotykałem czegoś lewą łapą, ból odbierał jasność umysłu. Zacząłem trząść się nie tylko z zimna, ale i strachu. Co chwilę jako tako próbowałem wstać. W końcu nie miałem już siły. Zaczynałem mieć gorączkę.
- Ej! Ktoś tam jest! - usłyszałem nagle. Czy chodziło o mnie? Nadzieja powoli we mnie wstępywała.
- Eden! Dezessi! - ktoś krzyczał.
Dudnienie łap wygłuszone przez śnieg. Idą w moją stronę. Jeszcze raz podjąłem próbę wstania o własnych siłach. Chwiałem się na wszystkie boki. Zimmo. Boli. Vena. Zabójcy.
Znów niemal upadłem. Tym razem jednak ktoś mnie złapał.
- Kim jesteś? - zapytał basior, przyglądając mi się podejrzliwie. - Wiesz, że jesteś na terenie Watahy Mrocznej Krwi?
- J... jestem Nataniel. - powiedziałem półgłosem. - Zabójcy z Kniei... Vena... Pomocy...
Zemdlałem w nagłym przypływie bólu. Ostatnie, co usłyszałem to podniesione głosy.

<Ktoś pomoże? :)>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz