Obudziłam się gwałtownie zaczerpując powietrze w płuca. Poczułam ból, jakby ktoś zgniatał mi czaszkę, żebra i każde inne kości. Wszystko zaczęło palić tak nagle. Jakbym miała jakiś włącznik.
Ethan.
Ta przeklęta dusza musiała odejść. Zwiedzić. Ale dlaczego tak daleko? Dlaczego moim kosztem?
- Ethan! - jęknęłam żałośnie, ale przysięgam na bogów, ból był niewyobrażalny.
Zwinęłam się w kłębek czekając na śmierć. Czy od separacji w ogóle można umrzeć? Czy w ogóle jest jeszcze ktoś taki jak ja? Ktoś, kto wie, jak to jest utrzymywać taki ciężar jakim jest Ethan? Szczerze w to wątpię.
To była chwila, w której nie wiedziałam czy chcę się męczyć, czy umrzeć.
Nagle ból minął. Odetchnąłem z ulgą i otarłam gorące łzy.
- Gdzieś ty do choler* był? - krzyknęłam. Byłam wściekła, ale nie miałam siły na kłótnie. Zważywszy na to, że On przeważnie wygrywa.
Delikatny szum rozebrzmiał mi w głowie.
- Tłumacz się, ale już - rozkazałam mu powstrzymując wymioty.
Kolejny szum.
- To cię nie tłumaczy. Wiesz, że to boli. I to bardzo.
Tym razem szum nasilił się. Dołączyły do niego piski. A to wszystko było niczym ze starego telewizora.
- Nie zmieniaj tema... co?
Nie mogłam uwierzyć. Byłam wstrząśnięta. Łapy zrobiły mi się jak z ołowiu.
- Wataha? Ale... - wzięłam głęboki wdech i wydech. - Nie wiem, Ethan. Z tobą i twoimi wybrykami na pewno będziemy mile widziani - przywróciłam oczyma.
***
"Głupota, to pierwszy stopień do śmierci". Tak brzmiały słowa Ethana, kiedy ja wspinałam się na szczyt góry, który bardziej przypominał szaniec.
- To słowa Kaia - przypomniałam mu chłodno.
Kai, najlepszy przyjaciel jakiego możnabyło spotkać. Można powiedzieć, że traktował mnie jak młodszą siostrę. I tak, to były słowa Kaia. Usłyszałam je tuż po moim wypadku. Spadłam, gdy wspinałam się po niestabilnych i kruchych skarpach.
Mimo to nie powinnaś lekceważyć jego słów. Troszczył się o ciebie.
- Ooo, jakie to słodkie - powiedziałam sarkastycznie - a przypomnieć ci, jak próbowałeś się go pozbyć?
To było kiedyś. Nie ufałem mu.
- Ooo, jakie to słodkie - powiedziałam sarkastycznie.
Gdy udało mi się wejść na szczyt góry, a raczej wzniesienia... Bardzo wysokiego wzniesienia.
- Ethan, sprawdzisz?
Nie odpowiedział, ale czułam, jak się oddala. Zemdliło mnie, ale utrzymałam się na czterech łapach.
To tutaj, najbliższy wilk zmierza w naszą stronę; tereny są spore. Będzie miejsce.
- Wróć, słabo mi - przełknęłam ślinę.
W mig poczułam się lepiej. Zaczęłam zastanawiać się, czy iść w kierunku obcego wilka, czy ominąć go jak najszerszym łukiem.
Zdecydowałam się jednak iść prosto. Nie chciałam mieć żadnych nieprzjemnych sytuacji. Wolałam się natknąć na kogoś z owej watahy.
<Ktoś? ew. Will>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz