niedziela, 26 lipca 2015

Od Cole'a CD. Emmy

Do moich nozdrzy dobił się okropny smród. 
Otworzyłem oczy.
Leżałem na jakimś starym, zakurzonym dywanie w jakieś dziwne, krwistoczerwone wzory. Zakaszlałem.
Co to było za miejsce?
Kto mnie tu przyprowadził?
Dlaczego w okół mnie nie było żywej duszy?
Czemu nie pamiętam nic z wydarzeń, które mnie wczoraj spotkały?
Wstałem, otrzepałem się z kurzu i zacząłem się rozglądać. To miejsce wyglądało jak stary, opuszczony zamek... Nigdzie nie było tu okien, światło dawały tylko nikłe płomyki świec porozwieszanych pod sufitem. Wszędzie znajdowało się pełno pajęczyn, pająków, karaluchów i innych nieco przerażających, nawet większych robali. Pachniało zgnilizną i kurzem. Na ścianach wisiały ponure obrazy przedstawiające różne śmierci różnych wilków. Niektóre były tragiczne: pomiażdżone kości, rozszarpanie przez innych, serca przebite włócznią, odcięte głowy, biczowanie... ale były tam też spokojniejsze śmierci, typu: zgon z powodu głodu. Wzdrygnąłem się. Wodząc okiem po tych wszystkich okropnościach stwierdziłem, że nie szokuje mnie to już tak bardzo po tym, co przeszedłem z Emmą. No właśnie! Emma! Co się z nią stało? Gdzie jest? Co robi? Czy jest bezpie... nagle mój wzrok przykuł szczególny obraz. Przedstawiał ciemny las, który wydawał mi się dziwnie znajomy... i Emmę ze sztyletem wbitym w serce. Za nią stał jakiś osłoniony mrokiem wilk. Widać było tylko jego zielone ślepia połyskujące w ciemności.
Zamarłem.
Nie.
Cole.
Idioto.
Ogarnij się.
To tylko wytwór czyjejś wyobraźni.
A ta wadera to nie Emma tylko wilczyca cholernie do niej podobna.
Pokręciłem głową. Nagle w głębi korytarza usłyszałem jakieś wrzaski... krzyki... czyjąś kłótnię. Jeden z głosów wydawał mi się bardzo znajomy. Ruszyłem wzdłuż korytarza i skręciłem w prawo. Krzyki dobiegały z pokoju z uchylonymi drzwiami. Spojrzałem przez szparkę w drzwiach i zobaczyłem... Emmę? Tak. To była ona... ulżyło mi. A drugi, to... to była jakaś kreatura. Wyglądała znajomo... wtedy przypomniały mi się wszystkie zdarzenia z zeszłej nocy. Zrobiło mi się gorąco.
 - Mówiłam ci już! - Krzyknęła rozeźlona Emma.
 - A ja mam to gdzieś! Nie obchodzą mnie twoje głupie wywody miłosne! Wystarczy, że podejdę do niego na pięć metrów i już będzie mój! - Kreatura zaśmiała się szaleńczo.
 - Spróbuj tylko a połamię ci wszystkie kości - warknęła wadera.
 - No idź już stąd! Jesteś wolna, a ja nie chcę słuchać twoich lamentów - prychnął stwór.
 - Wal się! - Wadera z łzami w oczach pchnęła stworzenie na komodę i wybiegła z pokoju. Zamarła na mój widok. Stała tak chwilę wpatrując się we mnie, jakby zobaczyła ducha, po czym oprzytomniała.
 - Uciekaj! - Syknęła z przerażeniem w oczach. - Nie może się do ciebie zbliżyć na odległość dłuższą niż pięć metrów! Musisz wybiec z zamku!
 - Co potem? - Zamrugałem oczami zdezorientowany.
 - Jego moc nie działa poza zamkiem, chyba, że już wstąpi w czyjeś ciało! - Spojrzała na mnie błagalnie.
 - A co z tobą?! - Oburzyłem się.
 - Muszę zostać.
 - Nie ma opcji!
 - Dobrze. Biegniemy razem. Może mi też się uda  - jęknęła, po czym oboje puściliśmy się korytarzem prosto do wyjścia. Najwidoczniej Emma wiedziała gdzie jest, ale w swojej dawnej postaci nie mogła go zostawić. Wypadliśmy przez drzwi, przebiegliśmy przez obskurny ogród i wybiegliśmy przez furtkę.
 - Gdzie teraz? - Zapytałem w biegu dysząc ciężko.
 - Do watahy! - Odkrzyknęła równie zziajana Emma. - Bez przybrania postaci któregoś wilka nie ma tam prawa wstępu. Biegiem!

<Emulynu? Co ja Ci biedny miałem odpisać? ;-;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz