- Ethel? - Zamrugałem oczami spoglądając z zaciekawieniem na waderę. - Co tu robisz?
- To samo, co ty - zakaszlała wilczyca. - Włóczę się bez celu tu i tam, bo watahę upatrzoną już mam. A teraz idź stąd... nie mam siły na rozmowy. Ethan odwala niezłe teatrzyki.
- Masz migrenę? - Zapytałem zaniepokojony.
- Może. Co się to obchodzi? - Prychnęła Ethel i oparła się o kamień. Wyglądała na bardzo chorą.
- Dużo mnie obchodzi, jak się czuje moja przyjaciółka. Nie podoba mi się ten Ethel. Przez niego cierpisz - stwierdziłem stanowczo.
- Ja? Przyjaciółka? Twoja? - Wadera zamrugała oczami z niezrozumieniem. - Człowieku... znamy się od dwóch dni, a ja już jestem twoją przyjaciółką?
- No więc... - zacząłem, ale nie skończyłem.
- No więc nie. Idź sobie - Ethel westchnęła ciężko.
- Okej, rozumiem, masz gorszy dzień, wszystko cię boli, ale może pójdziesz do szamanki? Dostaniesz leki przeciwbólowe...
- Do szamanki? Jakiej szamanki?! Will, człowieku, czy ty siebie słyszysz? Szamani są od wypędzania demonów i odprawiania czarnych mszy, a Ethan nie jest demonem.
- Och, wybacz... głupi ja... wiesz o kogo mi chodziło... o tego... no... jak mu tam... lekarza? Medyka? Jakoś tak... Mówię poważnie. Naprawdę cię przepraszam.
- Idź stąd.
- Ale ja...
- Idź stąd.
- Nie dasz sobie pomóc...?
- Nie, idź stąd.
- Bo w zasadzie...
Tuż obok mnie eksplodowała ziemia. O mało nie dostałem zawału. No tak... Ethan.
- To było ostatnie ostrzeżenie. Jeśli nie zostawisz mnie w spokoju w ciągu dziesięciu sekund, Ethan. rozszarpie ci gardło. Nie jesteś moim przyjacielem, ale nie jesteś moim wrogiem. Jesteś moim znajomym, a ja nie mam ochoty na pomoc od znajomych. Nie teraz. Nie chcę być nie miła, ale musisz mnie zrozumieć. Nie. Nigdy nie zrozumiesz, co czuję, kiedy Ethan oddala się ode mnie... chyba, że pozwolił byś mi połamać wszystkie twoje kości, oblać cię płynnym złotem, a potem stukać w ciebie drewnianą pałeczką. Więc odejdź.
- To przykre, ale Ethan przecież nie może mnie nawet dotknąć, bo jest stworzeniem niematerialnym.
- Do widzenia - warknęła Ethel.
- Jak sobie życzysz, ciekawa istoto - ukłoniłem się i oddaliłem, ale zanim straciłem ją z oczu dodałem jeszcze tylko: - Daj znać, kiedy poczujesz się lepiej!
<Ethel? Psieplasiam... tak jakoś wyszło :p>
- To samo, co ty - zakaszlała wilczyca. - Włóczę się bez celu tu i tam, bo watahę upatrzoną już mam. A teraz idź stąd... nie mam siły na rozmowy. Ethan odwala niezłe teatrzyki.
- Masz migrenę? - Zapytałem zaniepokojony.
- Może. Co się to obchodzi? - Prychnęła Ethel i oparła się o kamień. Wyglądała na bardzo chorą.
- Dużo mnie obchodzi, jak się czuje moja przyjaciółka. Nie podoba mi się ten Ethel. Przez niego cierpisz - stwierdziłem stanowczo.
- Ja? Przyjaciółka? Twoja? - Wadera zamrugała oczami z niezrozumieniem. - Człowieku... znamy się od dwóch dni, a ja już jestem twoją przyjaciółką?
- No więc... - zacząłem, ale nie skończyłem.
- No więc nie. Idź sobie - Ethel westchnęła ciężko.
- Okej, rozumiem, masz gorszy dzień, wszystko cię boli, ale może pójdziesz do szamanki? Dostaniesz leki przeciwbólowe...
- Do szamanki? Jakiej szamanki?! Will, człowieku, czy ty siebie słyszysz? Szamani są od wypędzania demonów i odprawiania czarnych mszy, a Ethan nie jest demonem.
- Och, wybacz... głupi ja... wiesz o kogo mi chodziło... o tego... no... jak mu tam... lekarza? Medyka? Jakoś tak... Mówię poważnie. Naprawdę cię przepraszam.
- Idź stąd.
- Ale ja...
- Idź stąd.
- Nie dasz sobie pomóc...?
- Nie, idź stąd.
- Bo w zasadzie...
Tuż obok mnie eksplodowała ziemia. O mało nie dostałem zawału. No tak... Ethan.
- To było ostatnie ostrzeżenie. Jeśli nie zostawisz mnie w spokoju w ciągu dziesięciu sekund, Ethan. rozszarpie ci gardło. Nie jesteś moim przyjacielem, ale nie jesteś moim wrogiem. Jesteś moim znajomym, a ja nie mam ochoty na pomoc od znajomych. Nie teraz. Nie chcę być nie miła, ale musisz mnie zrozumieć. Nie. Nigdy nie zrozumiesz, co czuję, kiedy Ethan oddala się ode mnie... chyba, że pozwolił byś mi połamać wszystkie twoje kości, oblać cię płynnym złotem, a potem stukać w ciebie drewnianą pałeczką. Więc odejdź.
- To przykre, ale Ethan przecież nie może mnie nawet dotknąć, bo jest stworzeniem niematerialnym.
- Do widzenia - warknęła Ethel.
- Jak sobie życzysz, ciekawa istoto - ukłoniłem się i oddaliłem, ale zanim straciłem ją z oczu dodałem jeszcze tylko: - Daj znać, kiedy poczujesz się lepiej!
<Ethel? Psieplasiam... tak jakoś wyszło :p>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz