niedziela, 18 stycznia 2015

Od Ecclesi CD. Matta

Zajadałam się ze smakiem pysznym, soczystym jeleniem. Wiedziałam, że Matt skomplementował mnie fałszywie... większość wilków prawi mi fałszywe komplementy. No, cóż... większość wilków ma to w zwyczaju, a ja nic na to nie poradzę.
Po skończonym posiłku ruszyłam razem z Mattem w stronę jaskiń. Szliśmy tak przez dłuższą chwilę, gdy nagle tuż przed naszym nosem przeleciało coś gorącego i czerwonego, po czym usłyszałam pisk.
- Co to było?! - zapytałam z przerażeniem kładąc łapę na piersi i rozglądając się niepewnie.
- Nie mam zielonego pojęcia.  - odparł nieco zdezorientowany basior. - Ale proponuję iść to sprawdzić.
- Zatem chodźmy. - odparłam. Skręciliśmy w lewo i zagłębiliśmy się w lesie. Szliśmy przed siebie i można było zaobserwować coraz więcej powyłamywanych drzew ze skwierczącymi, zwęglonymi liśćmi, a w ziemi było wgłębienie, jakby przetoczyła się tędy jakaś gigantyczna kula bilardowa. Moją głowę spowiły niespokojne myśli. Poczułam jak robi mi się słabo. Kilka metrów później Matt złapał mnie gwałtownie i pociągnął za kamień.
- Ktoś tam jest... - wyszeptał do mnie. Wychyliłam powoli głowę z za wielkiego głazu i zaraz potem ją schowałam. Przeraziłam się okropnie. Tam coś leżało... było żywe! Wyjrzałam zza skały jeszcze raz, aby móc przyjrzeć się tej rzeczy dokładniej. Okazało się, że był to... wilk! Był dość duży, ale leżał zwinięty w kłębek. Miał ogromne czarne skrzydła, a jego sierść była czerwona. Nagle spostrzegłam coś dziwnego... to nie była sierść... to były małe, tańczące płomyki ognia. Cały wilk wyglądał, jakby płonął! Musiał być wilkiem ognia, płomieni, lawy, czy coś w tym stylu... ale dlaczego tak nagle spadł z nieba?
- Idę tam. - stwierdziłam.
- Nie, zaczekaj! Nie możesz! - powiedział Matt, ale ja go nie słuchałam. Wyskoczyłam zza kamienia i podeszłam niebezpiecznie blisko do nieznajomego wilka. Na jego boku widniała ziejąca rana. Zmrużyłam oczy. Dyszał ciężko, ale powieki miał przymknięte. Zbliżyłam się powoli do niego. Gdy spróbowałam go dotknąć, on gwałtownie otworzył swoje żółte ślepia z małymi czarnymi szparkami jako źrenice. Natychmiast krzyknęłam i odskoczyłam gwałtownie do tyłu.
- On... on tu się... on się tu zbliża... - wyszeptał, po czym jego powieki zamknęły się. Na szczęście był tylko nieprzytomny. Spojrzeliśmy po sobie z Mattem nie wiedząc co mamy robić...

<Matt? O.o o.O>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz