wtorek, 24 listopada 2015

Od Pazzo CD. Danna


 -A gdzie dokładnie? - zapytał Dann.
Wadera pomogła mu wstać i podpierając go wyszli z jaskini. 
-Musisz iść przez ten las. Najpierw idziesz ciągle prosto do głazu w kształcie koła, potem skręcasz w lewo i tak idziesz dopóki nie zobaczysz drogi, potem musisz zrobić dokładnie 63 kroki idąc za drogą, skręcisz w prawo, gdzie po jakimś czasie zobaczysz łąkę i potem w lewo i zobaczysz po jakimś czasie tę watahę. - wytłumaczyła.
-W lewo... Prawo... - powtarzał po cichu. 
-Pamiętasz to? 
-No mniej więcej... 
-Czyli tak, czy nie? - dopytywała.
-Tak -odpowiedział stanowczo i ruszył we wskazany kierunek. 
-Tylko uważaj na niedźwiedzie i na szczenięta! - krzyknęła za Danem złośliwie. 
-Ha, ha, ha! Bardzo śmieszne...
wadera po pewnym czasie zniknęła mu z oczu i szedł sam prosto. Minęło 30 minut i doszedł do okrągłego głazu. Następnie według wskazówek skręcił w prawo i zaszył się w gęsty las. 
-Co teraz? - zapytał sam siebie po kilkunastu minutach drogi po skręceniu w lewo. 
Nie wiedząc jak ma iść skręcił w prawo. 
Teraz długo oczekiwany (przynajmniej przeze mnie) moment. Wreszcie się pojawiam w tym opowiadaniu!
***
Siedziałam sobie spokojnie na drzewie przypatrując się lasowi. Mój spokój przerwał kuśtykający basior. Przeszłam na wyższe gałęzie, by mnie nie zobaczył, ale to był zły pomysł, bo nie poruszam się tak cicho, że mnie nikt nie usłyszy, a szczególnie głośno szeleszczę w koronie drzewa. Tak więc gdy weszłam na szczyt basior od razu to usłyszał.
-Ktoś tu jest? - zapytał podejrzliwie. 
Ciągle rozglądał się niespokojnie wokół siebie wykonując przy tym niepewne kroki. Przeszłam jeszcze trochę wyżej, ale znowu popełniłam błąd. Gałąź, na którą weszłam nie była tak do końca stabilna. Może ujmijmy to tak-nie była w zupełności bezpieczna i stabilna. Od razu po wejściu na nią załamała się pod moim (choć nie jestem ciężka) ciężarem. On zobaczył to, ale tylko częściowo. Widział coś takiego:
spadającą gałąź i jakiegoś wilka, ale po chwili wilk znika i spada tylko gałąź. To widział on. Ja tak naprawdę ciągle spadałam (Ja głupia! Nie pomyślałam, że mogę się zmienić w papugę...), tylko że stałam się niewidzialna. Kiedy oboje (a mam namyśli mnie i gałąź) spadliśmy poczułam niezmierny ból. Jeszcze nie powiedziałam, że ja mam tak- kiedy jestem mocno osłabiona moce trochę się "psują". Tak stało się teraz. Kilka razy widać było moją postać, a potem znikałam. Teraz skupiłam się bardzo nad tym, aby pozostać niewidzialną, bo basior powoli podchodził do miejsca, w którym byłam. Moje skupienie było na nic, bo i tak się raz pojawiałam, a raz znikałam. 
-Czym lub kim jesteś? - zapytał.
Nie odpowiedziałam. Nie wiem czy to było przez moją płochliwość, czy też przez zmęczenie. Chyba i przez to i przez to. Po chwili odmieniłam się cała, bo nie miałam już sił, a przy tym zemdlałam. 

<Dann? I co ze mną zrobisz? XD>

niedziela, 22 listopada 2015

Od Nero CD. Dandes

-Tak, tylko szybko... Nie lubię deszczu - powiedziałem.
Nie czekając na jej odpowiedź poszedłem przodem. Dandes szybko mnie dogoniła. Niem się obejrzeliśmy zaczęło lać, tak mocno że świata nie było widać. Byłem przemoczony i wściekły. Humor poprawiał mi jedynie fakt że byliśmy w lesie, jednak drzewa i tak dawały marną ochronę. 
-Tam! Jaskinia! - krzyknęła wadera.
Można powiedzieć że wbiegłem do tej jaskini. Dandes została w tyle. Kiedy również weszła do jaskini ochlapałem ją wodą ze swojego futra. 
-Cholerny deszcz - warknąłem.
Podszedłem do dużego płaskiego kamienia i się na nim położyłem. Na chwilę zamknąłem oczy, a gdy je otworzyłem Dandes stała nade mną.

<Dandes? Wybacz że tak długo :/ >

Nowa wadera - Pazzo

niedziela, 15 listopada 2015

Od Sandstorm CD. Veyrona

Naprawdę nie wiem, co mnie napadło, kiedy wyszłam i odezwałam się. Choć dwójka na mój i Veyrona widok zrobiła wielkie oczy, ja w głębi duszy miałam większe. Machnęłam niespokojnie ogonem i położyłam uszy. 
- My... - zaczęli, ale Veyron widząc ich bezradność powiedział:
- Moja przyjaciółka - jak i ja - chcielibyśmy dowiedzieć się, o co tu chodzi. - Basior stanął obok mnie. - I przede wszystkim to, dlaczego ukradliście nasze ciała - zmrużył lekko ślepia. 
Smolista wadera spojrzała na swojego małżonka. Obdarzali się takimi spojrzeniami, jakby porozumiewali się telepatycznie. Tak bardzo chciałam zajrzeć w ich myśli. 
- Veyron, słówko - rozkazałam basiorowi ostrym tonem. - Ta dwójka mi się nie podoba - powiedziałam cicho, kiedy 
- Czemu tak uważasz? - spytał zaciekawiony, ale jednocześnie urażony... Nawet nie wiem dlaczego.
- Źle im z oczu patrzy. 
Samiec westchnął i z rezygnacją spojrzał w niebo. Cmoknął i pokręcił głową.
- Wiele przeszli; stracili syna, który jest gdzieś przetrzymywany..
- To ja wiele przeszłam! - krzyknęłam zbulwersowana. - I to o wiele więcej!
W tej chwili miałam ochotę rzucić nim o drzewo. 
- Sands, uspokój się - warknął zupełnie jak nie on. Chyba, że znowu tylko mi się wydawało. 
Zacisnęłam usta, by powstrzymać ich drżenie i odwróciłam się zgarbiona. Zaczęłam się oddalać, choć tak naprawdę chciałam zostać i powiedzieć "przepraszam", jakby ta stara Sandstorm nagle się zbudziła. 
- I tak zaraz przyjdziesz! - krzyknął. I miał rację. 
Nie potrafiłam spędzić pół dnia sama. Jestem tak nisko usatysfakcjonowaną osobą, że nie przeżyłabym tylu samotnych godzin. A byłam tak uzależniona od Veyrona, że nienawidziłam się za to. 
***
- Jestem Kalatian - odezwała się nieznajoma. Przedstawiła jeszcze swojego partnera, jednakże nie zdołałam usłyszeć. Sunęłam z dziesięć metrów dalej; ogon szurał po ziemi zostawiając delikatny ślad na żwirze. Skupiona obserwowałam czarną wilczyce. Przeglądałam jej myśli jak katalog, ale nie znalazłam tam nim o swoim dziecku czy strach u o nim. Zmarszczyłam brwi i brnęłam głębiej w jej umysł. 
Na pysku malował się strach, przerażenie, ale w jej oczach... Zerknęła na mnie i całe ciało przeszedł dreszcz tak silny, aż musiałam przykucnąć, by nie stracić równowagi. Jedno spojrzenie sprawiło mi tyle bólu... Serce zaczęło bić jak szalone, a oddech stał sie nieregularny. Wbiłam wzrok w zeschniętą ziemię, która po chwili zaczęła się rozmazywać. Mrugnęłam parokrotnie, by powstrzymać łzy. Zacisnęłam wargę, by nie jęknąć. Kolor z mojego ciała zaczął spływać i po chwili odbiegłam od grupki jako niewidoczna istota. Łapy uginały się pode mną, jakby były z waty, a w głowie kłębiło się tyle myśli, widziałam tyle obrazów. Zamykając oczy przez myśli przelatywało tyle obrazów z mojego życia, że aż zaczęło to sprawiać ból. Złapałam się z głowę i zwinęłam w kłębek. Mój umysł zaczynał się psuć. Jęknęłam cicho i wszystko ustąpiło. Nabrałam tchu jak po nurkowaniu, jednak dalej trzymałam się za łeb. 
- Kim ty jesteś? - spytałam samą siebie patrząc prosto na Kalatian, która błądziła wzrokiem szukając mojego ciała.
Chciałam, by odpowiedź pojawiła się jak najszybciej. ale może to ja zaczynałam wariować?

<Veyron? :^ Nie mam na tę dwójkę pomysłu>

piątek, 13 listopada 2015

Od Danna

Po wielomiesięcznej wędrówce miałem już dosyć przemieszczania się z miejsca na miejsce. Brakowało mi własnej jaskini, w której mógłbym odpocząć. Nie byłem typem spędzającym cały dzień na swoim posłaniu, ale przydałoby się jednak móc gdziekolwiek wypocząć. Dlatego więc, chociaż wcześniej nie dopuszczałem do siebie tej możliwości, zacząłem rozglądać się za jakąś watahą. Wiedziałem, że była to istna głupota - samotnik w watasze? I to jeszcze mieszaniec? A na domiar złego krzyżówka z chyba najmniej towarzyską rasą wilków na świecie. Chyba powinienem odwiedzić kiedyś psychiatryka, przemknęło mi przez głowę. Postanowiłem jednak tymczasowo odsunąć sprawę mojej sprawności intelektualnej na bok i skupić się na znalezieniu odpowiedniego dla mnie miejsca. Nie wiedzieć czemu teraz, po wielogodzinnej, nieustającej wędrówce nagle przyszło mi do głowy, aby przestać snuć się jak zombie i przyspieszyć kroku. Moja decyzja wcielona została w życie jedynie na kilka sekund, bo nagle znikąd rzucił się na mnie wielki niedźwiedź brunatny. Dotarło wówczas do mnie, że moja moc przeczuwania zagrożenia jednak nie oszalała i słusznie dawała o sobie znać przez pół drogi. Szybko zwróciłem jej honor, po czym wygramoliłem się spod ogromnego cielska. Osobnik, najwyraźniej samiec, uznał mnie za śmieszną zabawkę umykającą spod łap. Uskoczyłem niemalże w ostatniej sekundzie. Wyczarowałem sobie skrzydła i podleciałem do góry, przeklinając się w duchu za to, że nie przeczekałem trochę dłużej w mojej ostatniej kryjówce. Nie dość, że prawdopodobnie nie natknąłbym się na tego drapieżnika, to przy ewentualnym spotkaniu nie byłbym aż tak zmęczony jak teraz. Postanowiłem jednak walczyć, a nie uciec jak tchórz. 
-No co, misiaczku, w ruchomy cel trafić już nie umiesz? - zakpiłem. 
Zwierzę wydało z siebie ogłuszający ryk, wymachując przy tym łapami. Skorzystałem z tego, że odsłonił w ten sposób swoją klatkę piersiową i wbiłem w nią kły. Osobnik zaryczał jeszcze wścieklej. Po chwili poczułem silne uderzenie łapą w pysk. Spadłem na ziemię, lekko skołowany i równocześnie zażenowany. Musiałem wyglądać naprawdę głupio. "Misiaczek" chyba nie zdawał sobie z tego sprawy, bo po chwili poczułem przeszywający ból w boku. Tym razem to niedźwiedź wbił kły w moje ciało. Zacisnąłem mocno zęby i w duchu zaprzysiągłem sobie, że będę silny i nie okażę żadnej oznaki słabości. Resztkami sił wbiłem pazury tylnej łapy w cielsko zwierzęcia. Nie minęło nawet 10 sekund, gdy mój wróg już leżał martwy. Natomiast ja sam chciałem, podobnie jak on, leżeć tak i się już nie podnosić. Zmusiłem się jednak do powstania, aby swoje marne życie przedłużyć, lub zakończyć je w jakimś bardziej ustronnym miejscu. Czułem jednak, że mam marne szanse na przebycie. Rana mocno krwawiła, pozostawiając na moim ciemnym futrze bordową plamę. Powlokłem się ostatkiem sił naprzód i opatrzyłem raną tym, co znalazłem pod łapą. Nie znałem się jakoś szczególnie na lecznictwie, ale byłem pewny, że nie jest to najlepszy sposób na zabezpieczenie rany i zatamowanie krwawienia. Liczyłem jednak, że chociaż w małym stopniu pomoże. 
Zobaczyłem jaskinię, z pewnością należącą do martwego niedźwiedzia. Powlokłem się do niej i tam spędziłem noc.
***
Nazajutrz obudziłem się z trochę lepszym samopoczuciem, ale i tak miałem wrażenie, że moje dni są policzone. Zacząłem się ogrzewać przy ognisku, które rozpaliłem. Właśnie sprawdzałem opatrunek, gdy ktoś wszedł do środka. Po krokach poznałem, że był to wilk. Wystawiłem więc kły, gotowy do nierównej walki z której i tak na pewno przeciwnik wyszedłby zwycięsko. Nie mógłbym przecież zginąć bez walki. 
Widząc jednak, że to wadera, głęboko odetchnąłem.
-Co? Cieszy Cię mój widok? -spytała niemal napastliwym tonem, unosząc brwi.
-Nie. Myślałem tylko, że jesteś basiorem.
Samica od razu się nastroszyła.
-Wadery są zwykle tak samo silne jak basiory. Nie powinieneś mnie w ten sposób porównywać -warknęła z godnością. -Poza tym, widzę nie jesteś w najlepszej formie. Nawet szczeniak by cię załatwił -dodała złośliwie.
-Może i tak -przyznałem. Wadera spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Pewnie spodziewała się, że zacznę się dalej kłócić.
Dostrzegłem, że wpatruje się w moją ranę. Szybko przewróciłem się na bok, aby ją ukryć, ale tym razem nie udało mi się powstrzymać syknięcia z bólu.
-Kto Cię tak załatwił? -spytała, a gdy nie odpowiedziałem, dodała: - Powinieneś udać się z tym do dobrego uzdrowiciela. Wygląda na poważne.
-A znasz kogoś takiego w okolicy? -spytałem z przekąsem.
-Owszem. W pobliżu jest wataha.
Poczułem przypływ podekscytowania. Postanowiłem jednak tego nie okazywać.

<Może jakaś wadera? Albo basior, o ile wymyśli zwrot akcji, aby pojawić się w dalszym ciągu :3>

Od Modlisznika CD. Sanzy

Poparzyłem na waderę rozbawionym wzrokiem. Na łopatce czułem jak rozerwane dotąd członki znów się ze sobą łączą w harmonijną całość.
-W końcu mi pomogłaś - uśmiechnąłem się krzywo merdając moim krótkim ogonem.
-Ah... no tak - powiedziała jak najszybciej po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w przeciwnym kierunku.
-Ej,no czekaj! - krzyknąłem za waderą, a gdy tylko się z nią zrównałem rzekłem: - Uratowałaś mnie a nawet nie wiem jak się nazywasz.
-Sanza - powiedziała cichz wbijając spojrzenie w ziemię.
-Cóż, pasuje do ciebie, heh - uśmiechnąłem się do białowłosej jednak ona wciąż wydawała się strasznie zestresowana i spięta. - Zwą mnie Modlisznik. - odparłem krótko. - Musisz być bardzo silna... - Uniosłem brew. - W końcu nie każdy umie uleczyć tak głęboką ranę.

<Sanza? Wybacz, że krótko, następne będzie dłuższe :3>

czwartek, 12 listopada 2015

Nowy basior ~ Dann

Od Sanzy CD. Modlisznika

Spojrzałam na wilka spoczywającego na ziemi. Krwawił. I pewnie by się zaraz wykrwawił. Ale co mnie to obchodzi? Nawet go nie znam. Na pewno by mnie nie polubił. Nikt mnie nigdy nie lubił. Już miałam odejść od wilka i ruszyć w dalszą drogę, gdy nagle ten jęknął boleśnie. Zatrzymałam się gwałtownie i przełknęłam ślinę jeżąc sierść na grzbiecie. Obróciłam głowę w jego stronę. On był przytomny. Jego oczy były otwarte. I patrzył na mnie. Nie potrafiłam rozpoznać tego podstępnego wzroku. Współczucie? Złość? Błaganie? Ból? Nie. Ta twarz była bez wyrazu. To napawało mnie tak wielkim niepokojem... westchnęłam głęboko. No dobrze. Podeszłam do niego i przymykając oczy przyłożyłam łapę do jego rany. Uchyliłam powieki, po czym mruknęłam sama do siebie:
 - Za kilka minut powinno być w porządku.
Po czym odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie. Ale znów tylko na kilka sekund. Wilk zaczął gwałtownie kaszleć.
 - Czekaj - wykrztusił, po czym podniósł się na chwiejnych nogach. Na moim czole wystąpiły kroplę potu. Poruszyłam się niespokojnie. Zregenerował się do tego stadium w tak krótkim czasie? Co to był za wilk? Nie wiem, ale musiał być niesamowicie silny, groźny i niebezpieczny.
 - Czego chcesz? - Wyszeptałam drżącym głosem bojąc się, że basior lada chwila rzuci się na mnie i rozszarpie na strzępy.
 - Chciałem tylko podziękować... - zaczął.
 - Podziękować? - Stanęłam jak wryta otwierając szeroko oczy.

<Modziu? xD>

Nowa wadera ~ Sanza

Nowy basior ~ Jack

Od Dartha

Miało być wczoraj wieczorem ale no nic.
Z łąki wyszedłem na pola, przemierzałem bez celu przed siebie. Poczułem woń.. okropny smród, ponownie ich na mnie wysłali. Zmieniłem sylwetkę na drobniejszą, abym mógł szybciej wzbić się w powietrze. Jakby nigdy nic szedłem przed siebie ignorując ich, nie na długo... Przede mną pojawiły się dwa wilki gotowe do zaatakowania mnie. Kątem oka spojrzałem ile mam miejsca na ucieczkę, nie wiele. Zaatakowałem pierwszy, zabiłem pierwszego wilka, a drugiemu zadałem śmiertelne rany. Uśmiechnąłem się do siebie triumfalnie. Wzbiłem się w powietrze, zauważyłem jeszcze jednego wilka. Wróg wycelował we mnie strzałą, nie zdążyłem stworzyć tarczy. Dostałem w nogę i szyję. Wyciągnąłem strzały, były nasączone czarnym bzem. Fantastycznie... Leciałem szukając źródła czystej wody. Wylądowałem z hukiem nabijając się na jakąś skałę. Wstałem pośpiesznie i starałem się obmyć rany, będą się trochę goić. Usłyszałem szelest ale nie woń. Rozglądałem się. Napotkałem wzrokiem sylwetkę której nie mogłem dokładnie dojrzeć... 
- Czego chcesz? - warknąłem.

<Ktoś?>

Nowy basior ~ Darth

sobota, 7 listopada 2015

Od Modlisznika

Dzień miał się już ku końcowi gdy wychudzony basior o ciemnej sierści wyszedł powoli z ciemnego lasu by skąpać się w promieniach zachodzącego słońca. Na jego łopatce lśniła szkarłatna posoka wolno sącząc się ze świeżej rany. Wilk poruszał się krokiem chwiejnym jakby dopiero nie dawno nabył umiejętność chodzenia. Jego żółte ślepa spoczęły gdzieś na niebie gdzie zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy. Był wyczerpany wędrówką i osłabiony utratą krwi, jego patykowate kończyny drgały odmawiając mu posłuszeństwa. W pewnym momencie jego nogi ugięły się pod nim pozwalając mu bezwładnie paść na zakurzoną ziemię. Jak się domyślacie, ten wilk to ja. Moje imię? Modlisznik, jednakże to też pewnie już wiecie. Zapewne ponoszę teraz swoisty rodzaj kary za me grzechy. Nie mam nikomu za złe wyraźnie tak już miało być. Mój oddech był nierówny, pod moim bokiem czułem ciepłą kałużę świeżej krwi. Gdzieś w oddali słyszałem głosy, jednak nie mogłem stwierdzić czy są prawdziwe czy są wytworem mojego chorego umysłu. Tylko ja i zachodzące słońce. Nie przybyłem, nie odejdę, nie mieszkam i nie zawrócę po prostu jestem tu... Z kimś jeszcze?Uniosłem strudzony łeb skuszony wilczą wonią, jednak nikogo nie dostrzegłem. Gdy już miałem odpuścić usłyszałem głos którego nie umiałem zlokalizować. 
-Kim ty w ogóle jesteś? - słowa obiły się echem w mej głowie. Szukałem wzrokiem intruza... A może to ja jestem nie proszonym gościem? 

<Kto ma ochotę dokończyć? c:>

piątek, 6 listopada 2015

Od Mounse CD. Night

- Hej - powiedziałam. Wilk wystraszył się trochę i wzbił się w powietrze. - No co ty przestraszyłeś się ? 
- Jestem waderą - powiedziała.
- Aha. No cóż, mogłam się pomylić. Widziałam cię z daleka. Nie wyglądasz na księżniczkę.
- Nic o mnie nie wiesz - szepnęła.
- Ale widzę i znam twoje myśli. Jestem Mounserat, ale możesz mi mówić Mounse.
- Ok. Ja jestem Night.
- Bardzo ładne imię. - Wadera wróciła z powrotem na ziemię.
- Mam prośbę do ciebie. - rzekła - Jesteś pierwszą osobą, którą tu spotkałam, poza Aventy'm. A skoro i tak znasz moje myśli, to nie mam nic do ukrycia.
- Wiele wilków z tej watahy posiada ten dar.
- No cóż... moja prośba... czy oprowadziłabyś mnie po terenach watahy?
- No pewnie! To może najpierw do źródła, potem na skały, a dalej na klify. Później przedstawię ci Grace, Veyrona i resztę, a potem...
- Hej, hej, powoli! Bo się nie wyrobimy.
Poczułam w tej wypowiedzi trochę wredoty, ale zniosę to.
- No to co? Do źródła?
- No dobra.
I ruszyłyśmy.

<Night?>

czwartek, 5 listopada 2015

Od Night

Szłam lasem. Zbliżał się zachód słońca, robiło się zimno. Myślałam nad tym co było i nad tym co będzie, o tym, że najbliższe miesiące a może nawet lata spędzę w tym miejscu... Rozglądałam się uważnie po każdym zakątku. Pewnym momencie wyszłam na polanę. W oczach pojawił się blask... przypominało to moją polane na której wcześniej żyłam. Szłam przed siebie. Przed oczami miałam obraz mojego dawnego stada. Gdy tylko podeszłam bliżej czar prysnął...
- Eh ta szara rzeczywistość... - chwila ciszy - Może jeszcze kiedyś mi sie uda przemienić.
Nagle poczułam na sobie czyiś wzrok rozejrzałam się się lekko wystraszona.

<Ktoś? :3>

Nowa wadera ~ Night

Nowy basior ~ Modlisznik

środa, 4 listopada 2015

Od Dandes CD. Nero

-Spoko, chociaż dowiem się, jak wyglądają tereny naszej watahy - uśmiechnęłam się.
Wzięłam łyk z jeziora, przy którym stałam i wyruszyłam w drogę za basiorem.
Pokazał mi chyba wszystkie miejsca w watasze, gdyż zwiedziliśmy wiele terenów. Po prawie cały dniu spędzonym na oprowadzaniu mnie po okolicach postanowiliśmy odpocząć. Usiedliśmy przy jakichś skałach. Nagle poczułam jak małe krople wody spadły mi na nos.
-Ej!- krzyknęłam, byłam przekonana, że to sprawka Nero, albo ktoś nam robił kawały.
-Co wrzeszczysz?- spytał oburzony.
Zdałam sobie sprawę, że to nie jego robota. Mimowolnie podniosłam łeb do góry. Wtedy spadło jeszcze więcej zimnych kropel. Zaczęło padać. Wiedziałam.
-Nie wiem jak ty, ale ja nie chcę zmoknąć. Chodź, poszukamy jakiegoś schronienia, zgoda? - zapytałam.

<Nero? Przepraszam, że tak późno, ale prace klasowe robią swoje xd>

Od Mounse CD. Veyrona

Biegłam ile sił w łapach. Miałam różne myśli : Czy Grace jest zła? Czy jeszcze czeka? A czy on poczeka? Czy będzie tam kiedy wrócę? Tak naprawdę wolałabym jak najszybciej się zawrócić, ale według moich zasad nie powinno się spóźniać, a co dopiero wystawiać kogoś do wiatru. Dobiegłam wreszcie do jaskini, I wcale mnie nie zdziwiło, że nikogo tam nie ma, jednak w powietrzu wyczuwałam intensywny zapach Grace. Instynkt podpowiedział mi, bym spojrzała w górę, i nie zawiódł mnie. Nad jaskinią stała Grace. Kiedy tylko ją zobaczyłam, ona skoczyła na mnie. Runęłyśmy na ziemię. Ona od razu ze mnie zeszła, ja ledwo się podniosłam. 
- Ładnie to tak się spóźniać? - rzuciła 
- Przepraszam - wymamrotałam - Ale spotkałam Veyrona, a becie się nie odmawia, podobno. 
- Taaaa, a gammę się po prostu olewa. 
- No nie bocz się tak nie bocz. Straciłam poczucie czasu. 
- Rozumiem - zaśmiała się - Ale muszę Cię poinformować, że nie jesteś jedyna. 
- O co ci chodzi? - nie wiedziałam, do czego dąży. 
- Nie tylko ty do niego startujesz - na jej twarzy pojawił się szelmowski uśmieszek. 
- To nie prawda! Pierwszy raz go spotkałam, a ty jużjakieś dochodzenie! 
- No dobrze, już dobrze. Nic już nie będę mówić. 
Ciężko było powiedzieć mi jej to zdanie, ale musiałam. Po prostu wiedziałam, jaka będzie jej reakcja, a brzmiało to zdanie tak : 
- No wiesz ja...kiedy sobie przypomniałam, no o tobie, że czekasz, to w biegu jeszcze rzuciłam, że wrócę, więc niedługo muszę wracać. 
- Nooo... oczywiście idź. Trzymam za ciebie kciuki. - zaśmiała się. 
Wiedziałam po prostu wiedziałam! - Ja idę się spotkać z Cyndi'm, a tobie nie zawracam głowy. 
Posłałam jej niby groźne spojrzenie, gdy odchodziła. Zaśmiała się tylko. 
***
Trochę mnie wkurzyło, to co powiedziała Grace, ale byłam zadowolona, że mnie puściła. Normalnie do źródła dobiegam w około 15 minut, jednak tym razem dobiegłam chyba w 5! Bardzo mi zależało, żeby znów go zobaczyć, porozmawiać. Nie, nie Mounse, gdzie jest ta dawna, poukładana i rozważna Mounserat? Co się z nią stało? Veyrona nie było, jednak czułam jego zapach i ruszyłam za nim. Nagle zaczęłam gwałtownie hamować. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam go na polanie pełnej kwiatków. Gapiłam się tak na niego, a na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Veyron odwrócił głowę i mnie zauważył. Zrobił głupią minę, a później również się śmiał. Prawił do mnie jakieś znaki. Zrozumiałam, że mam podejść. 
- I jak tam rozmowa z Grace? - zapytał. 
- Oj daj spokój. Grace jak to Grace. Znów sobie coś ubzdurała. Lepiej nie pytaj co. - Błagałam, żeby nie zapytał . 
- Jak chcesz. - rzucił - może tak będzie lepiej. 
Moje błagania zostały wysłuchane! Chociaż zdziwiło mnie, że nie zapytał. Chciałam zmienić temat. 
- A tak w ogóle to dlaczego nie było Cię przy źródle? - zapytałam.
- Nie powiedziałem, że będę czekał, choć i tak czekałem. Nigdy bym tak nikogo nie potraktował. 
Siedzieliśmy tak w ciszy przez chwilę. Oczywiście ja nie wytrzymałam. 
- Co my tu takie smętne rozmowy prowadzimy? To do nas nie pasuje? Prawda? 
- Oczywiście, że nie! Wiesz, jak tak sam tu siedziałem to dużo myślałem, a jak się za dużo myśli, to wpada się w taki stan. - powiedział. 
- Więc moim zadaniem jest cię z tego stanu wyciągnąć! 
Uszczypnęłam go w ucho i zaczęłam biec. 
- Hej poczekaj! - usłyszałam za sobą - naprawdę szalona wadera! 

<Jak dokończysz? Z mojej strony lekki brak weny, ale jeszcze daję radę >

Od Mounse

Byłam zmęczona popołudniowym spacerem, postanowiłam się zdrzemnąć. Gdy się obudziłam była jakaś 5 po południu. Wstałam powoli. Zauważyłam, że na ogromnym kamieniu nad klifem siedzi niebieska wadera. Miała piękny ogon, podzielony na trzy cieńsze ogony. Chciałam podejść i ustałam na patyk. Hałas zwrócił uwagę wadery. Patrzyła na mnie, ale nic nie powiedziała. Chyba wyrwałam ją z zamyślenia. Przez chwilę nie wiedziałam co robić, lecz moja ciekawość zwyciężyła i podeszłam do niej.
- Hej, co tu robisz? Nigdy cię tu nie widziałam, czemu jesteś sama?
- Zbyt wiele pytań. Lubię czasem pobyć sama. Jestem Fantasia i jestem w tej watasze trochę dłużej niż ty. - powiedziała. 
- Przepraszam za mnie, nawet się nie przedstawiłam. Jestem...
- Mounserat. Tak wiem to.
Zaskoczyła mnie, skąd wiedziała? 
- Skąd wiesz? - zapytałam. 
- Nie da się ciebie nie zauważyć. Biegasz po lesie jak opętana. Aventy cię zna. Dużo o tobie mówił. Wiem skąd pochodzisz i jak tu trafiłaś. 
- Dużo wiesz. - powiedziałam - Ale to trochę nie fair, że ja nic o tobie nie wiem. Opowiesz mi coś o sobie?

<Fantasia?>

niedziela, 1 listopada 2015

Od Veyrona CD. Sandstorm

 - To co? Kolejna akcja ratowania świata przed zagładą, znów w duecie? - Poruszyłem znacząco brwiami. Wader uśmiechnęła się delikatnie i odgarnęła blond włosy z twarzy.
 - Zatem, jaki masz plan, mistrzu?
 - Jak to jaki? Albo wpadamy i robimy zadymę, albo szpiegujemy i zbieramy kilka informacji a potem robimy zadymę - wyszczerzyłem zęby.
 - Chyba wolę ten drugi sposób, głupku - Sandstorm pacnęła mnie przyjaźnie.

***

Kiedy dwa wilki - my, podążały lasem, ja wraz z Sandstorm staraliśmy podkraść się jak najbliżej, aby usłyszeć, o czym rozmawiają.
 - Jesteś pewny, że to wypali? - Mruknęła Nie - Sandstorm do mnie. Znaczy się, tego drugiego mnie, który w zasadzie nie był mną tylko moim sobowtórem, który wyglądał dokładnie tak samo jak ja. Eh, nie ważne.
 - Oczywiście, że tak - mój sobowtór pocałował w czoło sobowtóra Sandstorm. Próbowałem nie wybuchnąć śmiechem, ale było to praktycznie niemożliwe. Wtedy napotkałem na surowe, pogardliwe spojrzenie Sandstorm i natychmiast spoważniałem. Nagle nasze sobowtóry rozejrzały się dookoła badając teren, po czym na moment rozbłysło oślepiające światło, po czym... nasze klony zniknęły. Na ich miejscu stały dwa młode wilki. Sandstorm była teraz wilczycą o czarnej, lśniącej sierści z różami wplecionymi we włosy. Ja... ten drugi ja byłem całkiem podobny do siebie, tylko, że miałem ciemniejsze futro i opaskę na lewym oku.
 - Głupi intruzi, zdemaskowali się, nawet nie sprawdzając dokładnie terenu. Załatwmy to tu i teraz, na miejscu, za nim wezwą sąd i prawników - prychnęła prawdziwa Sandstorm.
 - Zaczekaj - zatrzymałem waderę łapą. - Posłuchajmy co mają nam do powiedzenia.
Ruszyliśmy dalej za wilkami w milczeniu. W końcu czarnowłosa wilczyca odezwała się do swojego męża:
 - Naprawdę musimy to robić? Naprawdę lubię tą watahę.
 - Kochanie, sama słyszałaś co powiedział wódz? Jeśli tego nie zrobimy, zabiją naszego syna. I to będzie koniec. Z nami. I z nim. Sam nie chcę tego robić, ale w dwójkę nie jesteśmy w stanie nic na to poradzić.
Spojrzałem w stronę Sandstorm i wyszczerzyłem zęby. Ta tylko uderzyła łapą w czoło, wyszła z ukrycia i powiedziała głośno:
 - A w czwórkę?

<Sandziu? :v>

Od Nero CD. Dandes

-To polujesz a nie jesteś głodna? - zapytałem lekko zdziwiony.
-Tak, żeby zabić nudę - rzekła.
Przyjrzałem się jej. Pierwszy raz zatchnąłem się z tego typu sytuacją.
-Chcesz to jedz, i tak całego nie zjem - powiedziałem. 
Wadera się uśmiechnęła i zaczęła jeść.
-Jesteś tu nowa? Nigdy cię nie widziałem - powiedziałem.
-Tak, dopiero dołączyłam - powiedziała - A ty długo tu jesteś?
-Urodziłem się w tej watasze - odparłem.
Kiedy skończyła jeść dokończyłem jelenia i poszedłem nad jezioro się napić. Ona poszła ze mną.
-Jestem Nero - powiedziałem.
-Dandes - odparła.
-Jak chcesz mogę cię oprowadzić po terenach - powiedziałem.

<Dandes?>