- Hm... - zamyśliłem się na chwilę oglądając klucze. Podszedłem do zamka i przyjrzałem mu się uważnie. Miał pięć wejść... każde miało inny kolor i kształt. Pierwszy był owalny z małymi ząbkami i był koloru szmaragdowego. Drugi przypominał półkolisty księżyc w kolorze srebrnym. Trzeci zaś, niczym mgła był cały pofalowany o złotej poświacie. Czwarty, krwistoczerwony układał się w dwa zniekształcone serca. Piąty barwy kruczoczarnej i kształtu nieznanego był najmniejszy z nich wszystkich.
- Znalazłam kolejne dwa klucze! - powiedziała zachwycona i dumna Karibu. - Złoty i czerwony... mamy już cztery klucze... zielony, srebrny, czerwony i złoty. Do znalezienia został jeszcze tylko piąty. Obserwowałem w skupieniu strukturę dziurek od klucza.
- Czekaj! - nagle drgnąłem, jakbym ocknął się z jakiegoś pięknego snu, a na moją twarz spłynęło olśnienie. - Czy mogłabyś podać mi swoje klusze?
- Tak... - wadera przytaknęła i wręczyła mi kawałki kolorowego metalu o różnych kształtach.
- Do tej roboty potrzeba dwóch wilków. - powiedziałem, po czym zachęciłem waderę, aby do mnie podeszła. Tak też uczyniła.
- Ale co ja mam robić? - zapytała ze zdziwieniem i zaczęła ruszać oczami, tak, jak na ogół robią to wilki, gdy są bardzo niespokojne.
- Musimy równocześnie przekręcić klucze, aby uzyskać pożądany efekt. - objaśniłem skrzydlatej waderze pokrótce. Ona kiwnęła głową. Objęliśmy w łapy kluczyki, odliczyliśmy do trzech i przekręciliśmy je. Wymagało to nie lada siły, gdyż były one zardzewiałe, przez co miały więcej wypustek i nierówności. Nagle korytarz zadrżał, a w drzwiach zrobiła się mała dziura. Wypadł przez nią dziwny, czarny, misternie rzeźbiony klucz z różnymi runami i innymi znakami wyrytymi na gładkim skrawku metalu. Teraz wreszcie byliśmy gotowi do otworzenia drzwi...
<Karibu? Wylądowałem na bezweniu >.>>
- Znalazłam kolejne dwa klucze! - powiedziała zachwycona i dumna Karibu. - Złoty i czerwony... mamy już cztery klucze... zielony, srebrny, czerwony i złoty. Do znalezienia został jeszcze tylko piąty. Obserwowałem w skupieniu strukturę dziurek od klucza.
- Czekaj! - nagle drgnąłem, jakbym ocknął się z jakiegoś pięknego snu, a na moją twarz spłynęło olśnienie. - Czy mogłabyś podać mi swoje klusze?
- Tak... - wadera przytaknęła i wręczyła mi kawałki kolorowego metalu o różnych kształtach.
- Do tej roboty potrzeba dwóch wilków. - powiedziałem, po czym zachęciłem waderę, aby do mnie podeszła. Tak też uczyniła.
- Ale co ja mam robić? - zapytała ze zdziwieniem i zaczęła ruszać oczami, tak, jak na ogół robią to wilki, gdy są bardzo niespokojne.
- Musimy równocześnie przekręcić klucze, aby uzyskać pożądany efekt. - objaśniłem skrzydlatej waderze pokrótce. Ona kiwnęła głową. Objęliśmy w łapy kluczyki, odliczyliśmy do trzech i przekręciliśmy je. Wymagało to nie lada siły, gdyż były one zardzewiałe, przez co miały więcej wypustek i nierówności. Nagle korytarz zadrżał, a w drzwiach zrobiła się mała dziura. Wypadł przez nią dziwny, czarny, misternie rzeźbiony klucz z różnymi runami i innymi znakami wyrytymi na gładkim skrawku metalu. Teraz wreszcie byliśmy gotowi do otworzenia drzwi...
<Karibu? Wylądowałem na bezweniu >.>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz