niedziela, 28 grudnia 2014

Od Emmy - Na konkurs

Obudził mnie delikatny szum deszczu. Leniwie wstałam z posłania i podeszłam do wyjścia z jaskini. Oparłam się o ścianę tak, że tylko mój czarny nos z niej wystawał. Jednak nie poczułam deszczu, tylko palące słońce. Wyszłam na jamy i stwierdziłam, że jest słoneczny dzień. To dziwne. Wiem, jak szumią strumyki, rzeki, wodospady, itp., ale tamten odgłos na pewno szumiał jak deszcz. 
W zamyśleniu poszłam się wykąpać do pobliskiego jeziorka, do którego wpadała zjawiskowa fontanna. Podczas gdy pływałam, zauważyłam biegnące w popłochu chochliki. Wiedziałam, że mają gdzieś niedaleko swoje miasto, jednak zwykle były spokojne. Nigdy nie widziałam, by opuszczały swoje tereny i to jeszcze w tak wielkim strachu. 
Szybko wyszłam z wody i się wysuszyłam. Zatrzymałam jednego z biegnących chochlików, a gdy ten już się trochę uspokoił, zapytałam go:
- Co się stało? Czemu wszyscy uciekacie?
- Na-nasze miasto-to zo-zostało zaaaatakowane! – powiedział mały skrzat drżącym głosem.
- Co? Przez kogo? – spytałam zaniepokojona.
- Przez be-bestię! O-ona j-jest o-ogromna i… i o-ona plu-pluje w n-nas wrzącą wo-wodą!
- Co?!
Puściłam chochlika i pobiegłam w stronę jego miasta. Rzeczywiście, wielka bestia, przypominająca dużą, jaszczurkę ze skrzydłami, latała nad miastem i oblewała je wrzątkiem. 
Zauważyłam, że armia małych skrzatów przygotowywała się do wojny z turkusowym stworzeniem. I wtedy stało się coś dziwnego: wielgachna jaszczurka odleciała. Zdziwiona pobiegłam za nią. Usiadła na powalonym pniu drzewa i pluła resztkami gorącej wody na skrawek suchej ziemi. Powoli się do niej zbliżyłam, aż w końcu usiadłam obok niej. Stwór był przerażający. Miał ciemną, turkusową, pokrytą łuskami skórę, ogromne, skórzaste, migocące skrzydła, długi i gruby ogon, jaszczurzy pysk z parą jaskrawozielonych rogów i ostrymi zębami oraz długie, kościste łapy zakończone, ostrymi jak brzytwy, pazurami. Jego oczy były małe i szkliste, ale nie było w nich gniewu. Było coś na kształt smutku.
- Coś się stało? – spytałam lekko jeszcze przestraszona.
Bestia odwróciła ku mnie swój jaszczurzy łeb, a potem przemówiła łagodnym i aksamitnym głosem:
- Tak. Owszem, coś się stało. Zaatakowałam te biedne małe stworzonka, tylko dlatego, że on nade mną panuje.
W jej oczach zabłyszczały łzy. Zrobiło mi się jej żal, choć nie do końca jeszcze rozumiałam. Żeby przerwać ciszę zapytałam:
- Jak masz na imię?
- Elizja. – odpowiedziała. Teraz byłam pewna, że to samica.
- Elizjo, może opowiesz mi, o co chodzi. Kto nad tobą panuje?
- Dobrze. Tylko powiedz mi jak masz na imię.
- Emma.
- Masz piękne imię. – uśmiechnęła się do mnie smutno. – Widzisz, jestem hydraiką. Mój gatunek zamieszkuje krainę za tamtą górą. – wskazała na potężną górę, oddaloną od nas o chyba tysiąc kilometrów. – Niedawno umarł nasz król, a na jego miejsce wszedł jego chciwy i zły brat. On… On chce opanować te ziemie, chce, by nasze królestwo zawładnęło światem. Oczywiście, nikt nie chciał rozpoczynać wojny. Jednak on był nieugięty. Ogólnie on nie może nad nami panować. Może tylko nad wojskiem i służbą, bo widzisz… Gdy rządził jeszcze nasz dobry król, ślubowałam razem z innymi hydraikami wieczne posłuszeństwo władcy. Wszyscy ci, którzy ślubowali byli podzieleni na tych, co będą w wojsku oraz na tych, co będą służbą. Miało to zapobiec jakiejkolwiek zdrady, bo władca widział, co robimy i nas kontrolował. Oczywiście, nie wszyscy składali śluby. Składali je tylko ci, co chcieli w jakiś szczególny sposób służyć królowi. Śluby nie były obowiązkowe. Niestety, nie dotyczyły tylko obecnego władcy, ale każdego. Więc teraz król wykorzystał to i wybrał mnie, bym zniszczyła miasto chochlików, tak na dobry początek opanowywania ziem. Nawet jak nie chciałam nie mogłam nic zrobić, bo ślubowałam. No i teraz jakoś zdołałam się opanować i uciekłam z pola walki. Ale jak nie zniszczę tego miasta, król mnie zabije!
Trawiłam jej słowa. Co mam zrobić? Nie mogę pozwolić na zniszczenie miasta, jednak nie chcę, by Elizja była wyrzutkiem. Co mam zrobić? 
Najlepszym planem było pokonanie tego złego króla. Ale jak? Nagle wpadł mi do głowy genialny pomysł.
- Chyba mogę ci pomóc. – uśmiechnęłam się i powiedziałam jej na ucho swój plan.
~*~
Gdy szłyśmy do miasta chochlików panował taki skwer, że myślałam, że się ugotuję. Kiedy doszłyśmy, Elizja schowała się w krzakach, by nie przestraszyć maleńkich stworzonek. Zauważyłam, ze cały czas szykują się do wojny, ale było ich chyba więcej. Najwyraźniej te co uprzednio uciekały, teraz stawiały czoła do boju. 
- Chodźcie tutaj wszyscy! – krzyknęłam, stojąc na okrągłym skwerku w samym środku miasteczka. 
Chochliki zaczęły się schodzić, a gdy już mnie otoczyły, powiedziałam:
- Pamiętacie, że niedawno był tu wielgachny potwór, co zalewał wasze miasto? – zapytałam, na co oni krzyknęli gromkie ‘Tak!”.
- No więc – kontynuowałam. – Ten potwór wcale nie jest zły! On wypełniał tylko rozkazy ich złego króla. A dobre stworzenie opanowane przez złe, również staje się złe nawet gdy tego nie chce. Uwierzcie mi, on nie jest zły. Mogę wam to udowodnić, tylko musicie obiecać, że się nie przestraszycie. 
Skrzaty, jak na komendę, krzyknęły „Obiecujemy!” i w tej chwili wleciała Elizja. Widziałam, że niektórzy chcieli uciekać, ale pamiętając o danej obietnicy stali w miejscu. Zadowolona, mówiłam dalej:
- To jest Elizja. Jest hydraiką. Niszczyła wasze miasto dlatego, że jej władca kazał jej to zrobić, a on nad nią panuje. Nie mogła się sprzeciwić, musiała wypełnić rozkaz, chociaż nie chce. Nie może wrócić do domu, bo król ją zabije, jak dowie się, że was nie zniszczyła. A potem wyśle kolejnych hydraików, którzy w końcu was zniszczą. Chciałabym, więc was prosić o pomoc. Jeśli każdy z was się uzbroi i razem wyruszymy do jej krainy pokonamy króla i przyniesiemy pokój, nie tylko nam, ale też i im. Proszę… Pomożecie?
Chochliki naradzały się między sobą. Czułam, że napięcie we mnie rośnie. Po chwili jeden z nich wystąpił przed szereg i zapytał:
- A jak się tam dostaniemy?
- Na Elizji, oczywiście. – odpowiedziałam łagodnie.
Skrzat wrócił i znowu zaczęła się narada. Trwała chyba dobre dziesięć minut, aż w końcu chochliki krzyknęły jednym głosem:
- Pomożemy!
- Dziękuję wam! Jesteście wspaniali! – powiedziała uśmiechnięta hydraika, a w jej oczach błyszczały łzy szczęścia.
Dalej było jak we śnie. Każdy chochlik uzbroił się w to co miał i wchodził na Elizję. Po chwili wznieśliśmy się w powietrze. Hydraika leciała bardzo szybko, jednak nie było tego czuć siedząc na niej. W pięć minut byliśmy już w jej krainie. Wysadziła nas pod samym pałacem króla, a my – ja razem z chochlikami – wbiegliśmy do niego i rzuciliśmy się na króla. Inne hydraiki, nie zobowiązane ślubami, widząc nasze zachowanie dołączyły się do walki. Oczywiście król wysłał swoje wojska i służby, ale one pozbawione woli walki, szybko się poddawały. W rezultacie pokonaliśmy złego władcę i uwolniliśmy królestwo wielgachnych jaszczurek, jak mówią na nie chochliki. Wdzięczne hydraiki obiecały nam przyjaźń oraz zapowiedziały że każdy chochlik oraz każdy wilk z mojej Watahy będzie tam mile widziany. Pożegnaliśmy się z nimi z obietnicą odwiedzin, a Elizja podrzuciła skrzaty do ich miasta, a mnie do mojej jamy. Pomimo że nie było jeszcze tak późno, wyczerpana wydarzeniami dzisiejszego dnia od razu zasnęłam z myślą, że plucie wrzącej wody wydaje naprawdę podobny odgłos do szumu deszczu.

Koniec O.o

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz