Jeden padł na ziemi martwy. Dwa pozostałe zaryczały z wściekłości i żuciły się na nas. Jeden zaatakował mnie, a drugi Drew. Walczyła doskonale. Jej zwroty i uniki... jakby tańczyła w powietrzu. Mi zaś nie szło najlepiej... ale jakoś szło. Wilczur rozgryzł moją łapę. Zacisnąlem zęby, ale w tej chwili rozległo się wycie. To była Drew. Na jej grzbiecie widniały trzy krwawe pręgi. Mój przeciwnik też się zagapił, woęc wykożystałem sytuację, by pchnąć go w dół zbocza. Wilk wpadł do rzeki. Rzuciłem się, aby pomódz Drew, lecz gdy tylko ruszyłem, odrazu się podknąłem i upadłem na ziemię. Po chwili walki Drew warknęła na niego a on uciekł. Odetchnąłem z ulgą. Wadera padła na trawę wycieńczona. Podbiegłem do niej lekko utykając.
- Czy wszystko okej?
- Ygh... nie najlepiej... - stęknęła wadera spoglądając na swój grzbiet.
- Chodź. Musimy zabrać cię do jakiegoś lekarza. - ponagliłem waderę.
- Chodź. Musimy zabrać cię do jakiegoś lekarza. - ponagliłem waderę.
- A tobie nic nie jest? - wadera spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Nie, wszystko okej, a teraz chodź do Susan.
Ruszylem za wilczycą, lekko utykając.
<Drew?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz