-No w sumie... Znam cię dłużej niż... Dobra, w sumie nieważne... - mruknęłam kręcąc głową, żeby odpędzić wspomnienia.
-Niż...? - popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem.
-Niż osoby, które znam krócej od ciebie - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
-Nie to chciałaś powiedzieć... - mruknął. - Ale niech ci będzie...
-Nie, czekaj. Chcesz, to możesz usłyszeć moją bardzo nudną i niezbyt ciekawą historię... - szczerze, to do tego pomysłu za bardzo przekonana nie byłam, ale w końcu komuś musiałam powiedzieć... A jak nie Cyndi'emu, to komu?
-Jeśli nie chcesz mówić, to okej, zrozumiem... - mruknął cicho.
-Nie, powiem, zanim się rozmyślę i będzie jeszcze gorzej niż przedtem... - stwierdziłam, a mój dobry humor pojechał na wakacje. Zadziwiające, że nastrój może tak szybko się zmienić.
-Wszystko zaczęło się w małej, ciasnej norze, w której spędziłam pierwsze dwa miesiące życia. Miałam chyba trzy siostry i brata. Po upływie tych dwóch miesięcy, zostaliśmy zapoznani z resztą watahy. To było dziwne uczucie, widzieć pełno par szarych oczu, które się w nas wpatrywały z niekrytym znudzeniem. Kiedy trochę podrośliśmy, każdy z nas dostał grafik. Mieliśmy go powtarzać dzień w dzień. Moje rodzeństwo dokładnie tak robiło, a ja z przerażeniem patrzyłam, jak ich roześmiane, kolorowe oczy powoli stają się szare, matowe. Ja zachowałam siebie tylko dlatego, że zawsze robiłam coś inaczej, albo dodawałam coś od siebie. To było bardzo przytłaczające, widzieć wokół siebie tyle wilków, codziennie widzieć się z rodzeństwem, ale nie móc z nikim porozmawiać, bo on nie miał tego w grafiku. Codziennie musiałam milczeć. Aż kiedyś udało mi się na chwilę wyrwać z terenów watahy i znalazłam talię kart. Noe ma magicznych kart, wszystkie są takie same. Jednak ja uwielbiam je kolekcjonować dlatego, że każda jest inna. Wiem, absurd, ale wtedy były moimi jedynymi towarzyszami. W końcu któregoś dnia Alfie doniesiono, że nie trzymam się misternie ułożonego "planu dnia". Wygnano mnie z watahy, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Włóczyłam się kilka tygodni po lasach, idąc coraz dalej od znienawidzonych terenów. Nie odczuwałam tęsknoty, jedynie żal do najbliższych i złość do całej watahy. Moja rodzina... Mogli zrobić cokolwiek. Dać JAKIKOLWIEK znak. Ale nie. Nie mieli tego w harmonogramie. Pewnej nocy, kiedy lało jak z cebra, do znalezionej przeze mnie jaskini wszedł jakiś cały przemoczony wilk i zaczął się na mnie lampić. Po dość długiej chwili, przedstawił się, i zapytał co tu robię. Co mu miałam powiedzieć? Że wygnali mnie z watahy, bo byłam inna? Nie. Powiedziałam, że się zgubiłam. Raid chyba coś podejrzewał, ale nie dał tego po sobie poznać. Zapytał mnie, co umiem robić, a kiedy odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nic, postanowił, że mnie czegoś nauczy. Było to praktyczne podejście do życia. Przekazał mi chyba całą swoją wiedzę i umiejętności. Stałam się zupełnie inna, moje spojrzenie na świat diametralnie się zmieniło. Ale na lepsze. Kiedy Raid w końcu ze starości zmarł, długo jeszcze przebywałam na "naszych" terenach. Nawet o tym nie wiedząc, zastępował mi ojca, którego tak na prawdę nigdy nie miałam. Na prawdę trudno mi było przyjąć do wiadomości, że już go nie ma...-w tym momencie z moich oczu zaczęły lecieć łzy. -Potem już tylko chodziłam od watahy do watahy, z każdej mnie wywalali przez kawały. Większość była pomysłów Raid'a. To on nauczył mnie wszystkich receptur, to on nauczył mnie jak podłożyć "prezent", jak wszystko zaplanować. A teraz już go nie ma. I nie wróci... No, ale teraz jestem tu i jak na razie z bliskich osób mam ciebie... - na koniec skróconej historii żałośnie pociągnęłam nosem, ciągle mając przed oczami uśmiechniętą twarz Raid'a. - No, to teraz wiesz już absolutnie wszystko... - powiedziałam, a on mnie przytulił. Kiedy w końcu mnie puścił, ze zdziwieniem zauważyłam, że ciągle mam mokre oczy.
<Cyndi? xD Nie za poważnie? xDD>
-Niż...? - popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem.
-Niż osoby, które znam krócej od ciebie - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
-Nie to chciałaś powiedzieć... - mruknął. - Ale niech ci będzie...
-Nie, czekaj. Chcesz, to możesz usłyszeć moją bardzo nudną i niezbyt ciekawą historię... - szczerze, to do tego pomysłu za bardzo przekonana nie byłam, ale w końcu komuś musiałam powiedzieć... A jak nie Cyndi'emu, to komu?
-Jeśli nie chcesz mówić, to okej, zrozumiem... - mruknął cicho.
-Nie, powiem, zanim się rozmyślę i będzie jeszcze gorzej niż przedtem... - stwierdziłam, a mój dobry humor pojechał na wakacje. Zadziwiające, że nastrój może tak szybko się zmienić.
-Wszystko zaczęło się w małej, ciasnej norze, w której spędziłam pierwsze dwa miesiące życia. Miałam chyba trzy siostry i brata. Po upływie tych dwóch miesięcy, zostaliśmy zapoznani z resztą watahy. To było dziwne uczucie, widzieć pełno par szarych oczu, które się w nas wpatrywały z niekrytym znudzeniem. Kiedy trochę podrośliśmy, każdy z nas dostał grafik. Mieliśmy go powtarzać dzień w dzień. Moje rodzeństwo dokładnie tak robiło, a ja z przerażeniem patrzyłam, jak ich roześmiane, kolorowe oczy powoli stają się szare, matowe. Ja zachowałam siebie tylko dlatego, że zawsze robiłam coś inaczej, albo dodawałam coś od siebie. To było bardzo przytłaczające, widzieć wokół siebie tyle wilków, codziennie widzieć się z rodzeństwem, ale nie móc z nikim porozmawiać, bo on nie miał tego w grafiku. Codziennie musiałam milczeć. Aż kiedyś udało mi się na chwilę wyrwać z terenów watahy i znalazłam talię kart. Noe ma magicznych kart, wszystkie są takie same. Jednak ja uwielbiam je kolekcjonować dlatego, że każda jest inna. Wiem, absurd, ale wtedy były moimi jedynymi towarzyszami. W końcu któregoś dnia Alfie doniesiono, że nie trzymam się misternie ułożonego "planu dnia". Wygnano mnie z watahy, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Włóczyłam się kilka tygodni po lasach, idąc coraz dalej od znienawidzonych terenów. Nie odczuwałam tęsknoty, jedynie żal do najbliższych i złość do całej watahy. Moja rodzina... Mogli zrobić cokolwiek. Dać JAKIKOLWIEK znak. Ale nie. Nie mieli tego w harmonogramie. Pewnej nocy, kiedy lało jak z cebra, do znalezionej przeze mnie jaskini wszedł jakiś cały przemoczony wilk i zaczął się na mnie lampić. Po dość długiej chwili, przedstawił się, i zapytał co tu robię. Co mu miałam powiedzieć? Że wygnali mnie z watahy, bo byłam inna? Nie. Powiedziałam, że się zgubiłam. Raid chyba coś podejrzewał, ale nie dał tego po sobie poznać. Zapytał mnie, co umiem robić, a kiedy odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nic, postanowił, że mnie czegoś nauczy. Było to praktyczne podejście do życia. Przekazał mi chyba całą swoją wiedzę i umiejętności. Stałam się zupełnie inna, moje spojrzenie na świat diametralnie się zmieniło. Ale na lepsze. Kiedy Raid w końcu ze starości zmarł, długo jeszcze przebywałam na "naszych" terenach. Nawet o tym nie wiedząc, zastępował mi ojca, którego tak na prawdę nigdy nie miałam. Na prawdę trudno mi było przyjąć do wiadomości, że już go nie ma...-w tym momencie z moich oczu zaczęły lecieć łzy. -Potem już tylko chodziłam od watahy do watahy, z każdej mnie wywalali przez kawały. Większość była pomysłów Raid'a. To on nauczył mnie wszystkich receptur, to on nauczył mnie jak podłożyć "prezent", jak wszystko zaplanować. A teraz już go nie ma. I nie wróci... No, ale teraz jestem tu i jak na razie z bliskich osób mam ciebie... - na koniec skróconej historii żałośnie pociągnęłam nosem, ciągle mając przed oczami uśmiechniętą twarz Raid'a. - No, to teraz wiesz już absolutnie wszystko... - powiedziałam, a on mnie przytulił. Kiedy w końcu mnie puścił, ze zdziwieniem zauważyłam, że ciągle mam mokre oczy.
<Cyndi? xD Nie za poważnie? xDD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz