niedziela, 30 sierpnia 2015

Od Sperrka CD. Ignis

Przebudziliśmy się. Leżałam przez chwilę bezwładnie. Gdy usłyszałem nie swój oddech wstałem na równe nogi. Przede mną stała Ignis. Najleprza wadera z całego świata! Jajpiękniejsza i najorginalniejsza- ogulnie naj!
-Jak ja się cieszę, że wszystko wróciło do normy!- przytuliłem ją mocno.
Odwzajemniła uścisk i powiedziała ledwo powstrzymując łzy:
-Ja też.
Pocałowałem ją delikatnie w policzek. Miała bardzo świecące oczy.
-Ignis... Eh... Możemy pujść do twojej rodzinnej watahy?- zapytałem.
-Musimy.- uśmiechneła się blado.
Ucieszyłem się w duchu miałem genialny plan. Tak dobrze zaplanowany! Tylko dwóch osób mi potrzeba do zrealizowania tego planu.
-A kiedy chcesz iść?- pogłaskałem ją po policzku.
-Jak najszybciej.
Ujełam moją łapę i chwilę jeszcze przytrzymała przy policzku.
-Zawsze możesz na mnie liczyć.- przypomniałem.-Zawsze będę przy tobie- jeśli będziesz chciała.
-Wiem.- odpowiedziała krótko.
Coś się w jej sercu poruszyło. Widać było to w jej pięknych oczach.
-To chodź... Możemy wyrószyć już.
***
Szliśmy już dość długo. Trzymałęm Ignis za łapę. Czasem zamieniliśmy kilka słów, a poza tym tylko szliśmy i szliśmy. 
Ciemny las był dziś jeszcze ciemniejszy. Ptaki nie ćwierkały, motyle nie latały i jelenie uciekły. Ignis spojrzała na mnie i rozpaliła kulę ognia. Poczułem ciepło i zrobiło się nam raźniej. Światło było bardzo ładnie widoczne tylko dla nas. Było malutkie, ale wystarczające. Coś wyjątkowego.
Po pewnym czasie Ignis przystała.
-Musimy gdzieś przenocować.- powiedziała.
-Dobra to ja coś zbuduję.- zaoferowałem.
-Ja rozeznam się po okolicy.
-Bądź ostrorzna.- ucałowałem ją w czoło.
Pocałowała mnie czule, ale jakoś zimno i poszła w strosę mi nie znaną.
Zaczołem budować z kamieni jaskinię. W śirodku zrobiłem kilka ścian. Na podłorzu wyrusł mech. Z gałęzi starych drzew zrobiłem pochodnie i zapaliłem je. Umieściłem je w jadalni, przepokoju i sypialni. Nie chciało mi się teko dekorować, ale Ignis nie wracała więc poumieszczałem w pomieszczeniach kwiaty i same płaki. Zrobiłem kilka rrowizorycznych mebli, ale Ignis jeszcze nie wchodziła do śirodka- znaczy, że nie wróciła.
Zaczołem chodzić w tę i we w tę. Stres i zmartwienie nie dało mi wypocząć. Tyak się zamartwiałem o Ignis, że opuściłem jaskinię i zaczołem ją wołać.
-Ignis! Proszę wróć... Ignis! Ignis?!
-Sperrk?- dobiegł mnie jej subltelny głosik.-Gdzie jesteś?
-Tu! Wracaj!- zawołałem ile sił miałem.- Jestem tam gdzie byłem.
Usłyszałem jakiś śmieszek. Zadygotałem.
Chwiejnym krokiem zbliżała się do mnie jakaś postać. Smuktła i wysoka. Gdy postać podniosła głowę poznałem w niej Ignis. Pobiegłem do niej ile sił miałem. Przytuliłem nie patrząc na nic. Istynkt coś mi podpowieadał. Mówił, że coś jest nie tak. Wyprostowałem ręce by spojrzeć na Ignis. Było posiniaczona i zadrapana.
Ni mysłąc długo wzołem ją na plecy i jakby nic nie warzyła, biegiem zaniosłem ją do jaskini. Ułożyłem ją na mchu. Zablokowałem szybko wejście. Przystałem na chwilę by spojrześ na Ignis. W jaskini mieliśmy małą sadzawkę i dóżo liści więc napełniłem liść wodą z sadzawki i podszedłem do mojej jedynej.
-Co się stało?- zapytałem podając jej liść.
-Ja... ja.- zaczeła.-Nie widziałam ich. Po prostu uciekłam.
-Ich... Jak ja ICH dopadnę to ICH własne matki nie poznają.- uniosłem się.-Jaki mi nogi z tyłka powyrywam! Będą piszczeć wredne parszywe kundle. Jak tylko ich zobaczę to po prostu...
Ignis spojrzała na mnie. Tak racja. Nie powinienem teraz wrzeszcześ tylko się zająć pioryttami.
-To były wilki prawda?- zapytałem.
-Tak.
-Czemu by miały?...- nie dokończyłem pytania.
-Bo mogą był z wodnej watachy.- jękneła.
Pomyślałem chwilę.
-Zabiję Lewiego! Co za gojek...-powiedziałem.
Ignis wstała i popatrzyłą na mnie zdumiona.
-Wątpię by to on ich nasłał.Pewnie działali na własną rękę.-powiedziała prostując się.
-Idź lepiej już spać.- burknołem.
Pokiwała głową, ale poszłe do sypialni i ze zmęczenia zasneła. Ja ułorzyłem się obok i też zasnołem, ale dręczyło mnie jedno pytanie...
***
Obudziłem ię słysząc stęki i drapnięcia. Wstałem pospieszłnie i podeszłem w stronę dzwięku. Ignis stała przy kamieniu zasłamiającym wejście. Próbowała go odsunąć. Nawet mnie nie zauwarzyła.
-Dzień dobry!- powiedziałem.
Odwruciłą się zaskoczona.
-Dzień dobry...- bąkneła.
-Co ty do diaska chcesz zrobić?- zapytałem spokojnie.
Nie odpowiedziała.
-Otworzysz te drzwi?- zapytała.
-Po co?
-Musimy ruszać dalej...-uciołem jej.
-Nie pomyślałaś by mnie obudzić?- zapytałem.
Brak odpowiedzi.
Chwyciłem ją za łapę i odsunołem kamień. 
Poszłiśmy dalej. Trochę głodni i zmęczeni. Ignis kilka razy proponowała polowanie, ale ja zawsze odpowiadałem tak samo.,”Pewnie już nie daleko. Nie chcę się znowu z tobą rozdzielać.”- myślałem wtedy coś innego „Może chcesz mi uciec. Wyjść za tego Lewieg i być szczęśliwa beze mnie.” 
Ignis była bardzo znurzona moimi odpowiedziami, ale chyba się przzwyczaiła.
Długo maszerowaliśmy. W pewnym momęcie okrążyło nas spore statko- chyba wodnych- wilków.

<Ignis? Resztę zostawiam tobie.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz