niedziela, 30 sierpnia 2015

Od Dezessi ~ Na konkurs

Otworzyłam oczy. Już czułam się przygnębiona. Miałam zły sen, nie wyspałam się i jeszcze to, że moje problemy mnożą się i mnożą. Po prostu wczoraj nie miałam nawet chwili oddechu, a dziś? Nic. Od początku wiedziałam, że będzie to strasznie nudny dzień. Po prostu wiem to już po tym jak moje powieki się otwierają.
Żeby nie było tak nudno przeszłąm się nad jezioro, ale wszycsy moi znajomi się udali w inne zakątki watahy więc siedziałam jak głupia w wodzie. Liczyłąm rybki w tym akwenie, ale przy 46 zorjętowałam się, że są tu tylko dwie rybki którę liczę od ponad godziny. Ptakom nie chciało się nawt ładnie zaśpiewać! To po prostu był koszmar! Stwierdziłąm, że przejdę się po terenie watahy. Piękne widoki i wogóle ta miłą atmosfera... nic nie zmieniła. Nadal czułam się jak ostatni wilk na ziemi. Usiadłam na jakimś kamieniu i zamyśliłam się.
Popatrzyłam w niebo i spostrzegłam Szklaną kulę spadającą prosto na mnie. Przeraziłam się. Kula miała w sobie jagby ładunek elektryczny. Wyglądało to kosmicznie.
Żuciłam się w krzaki i zasłoniłam łapami głowę. Usłyszałam dzwięk: upadku, rozbitego szkła i o dziwo jęknięcia.
Zdziwiona i jeszcze roztrzęsiona wyszłam zza krzaków. Zpostrzegłam dużą ilość potłuczonego szkła i jeszcze podrygujące nad nim ładunki elektryczne. Widok był jak z filmu. Usłyszałam jeszcze jeden stęk. Rosglądnełam się więc i zobaczyłam basiora. Leżał zakrwawiony na szkle. Jego futro wyglądało jagby ukradł je pandze. Miał może 3-4 lata. Był dość wysoki i szczupły, ale nie umięśniony.
Bez zastanowienia podeszłam do niego.
Spojrzał na mnie jak na ducha, a ja zaniemówiłam.
-Avella?- zapytał niskim, ale subtelnym głosem.-Wiedziałem, że nie stchórzysz.
Otworzyłam buzie.
-Avello ja...- zaczoł kaszleć.
-Może ci pomóc?- zapytałam.
-Avello ty przeciesz wiesz co się stało.- wypomniał mi.
-Ja nie jestem Avella.- odsunełam się od niego.
-Jakto? Nie... Avi obiecałaś, że mnie nie wydasz czy ty?- położył bezwładnie łeb.
-Ja jestem Dezessi.- przedstawiłam się.- Z chęcią ci pomoę, ale... Nie mów do mnie Avella.
-Ty tak naprawdę?- zdziwił się.- Oj! Wyglądasz jak moja była dziewczyna. Jak bliźniaczki...
Podniusł łapę do mojego policzka, ale po chwili ją cofnoł.
-Może jesteś medykiem?- zapytał.
-Nie. Ale, mam pomysł.- nagle sobie coś uświadomiłam.-Zaczekaj tu i się nie ruszaj! Ktosiu.
-Bardzo śmieszne i mów mi Aquello.- powiedział dumnie.
Odwruciłam się od basiora i pobiegłam do jaskini Samanthy. Na moje szczęście jej nie było w śirodku. 
Weszłam do jej jaskini i uważnie się rozglądnełam. Poszukałam w szufladach i na pułkach maści na gojenie ran. Znalazłam ją i... Pożyczyłam bez pytania- i bez zamiaru zwrotu. Wyszłam nadal czujnie rozglądając się do okoła. Nikogo nie było więc uciekłam do Aqella.
Pobdiegłam do niego i spojrzałam mu w oczy. Miał tam wiele łez.
-Spokojnie to tylko maść.- opacznie zrozumiałam jego wyraz twarzy.
-Widzę. Wiesz może Dezessi gdzieszto jest jakaś wataha która z chęcią przyjmie na chwilę gościa?- zapytał jak lord.
-Ah! No przecież jesteś na terenie takiej watahy! Ja z wielką, wręcz ogromną chęcią ci pomogę!- powtórzyłam się.
-Och! Dziękuję ci, ale nie chcę ryzykować życia tak uroczej istocie.- spojrzał na mnie i wzioł ode mnie maść.
 Zaczoł się smarować. Skupiony i wręcz z pedantyczną dokładnością. 
Gdy skończył(czyli po 30 minutach) wstał. Rozglądnoł się do okoła.
-Jaka to planeta?- zapytał.
-Ziemia.- powiedziałam.
-Hmm... Byłem już tu.- pochwalił się.
-A ty z kąd pochodzisz?- zapytałam.
-Z Umoti. Jest tam troszkę inaczej.-powiedział zwięźle.
-Opowiesz mi czemu się tu znalazłeś?- zapytałam.
-Dobrze.- zgodził się.- Wszystko opowiem w skrócie. Mam bardzo pożądaną moc. Ja... panuję nad grawitacją, znaczy... No magnetyka to moje moce, ale ja wolę to tak nazywać. Moi rodacy wynaleźli coś co pozwala zamieniać moce między sobą. Właśnie jeden z bogaczy zapragnoł mojej mocy, a ja wolę ją zachować dla siebie. W końcu nie jestem starcem by się nie martwić przyszłością. Pięć lat to jeszcze młody wiek.
-O! Myślałam, że masz maxymalnie 4.- powiedziałąm zaskoczona.
-Więc uciekłem z mojej planety w takiej elektrycznej kapsule, ale w spotkaniu z atmosferą Ziemi jest bardzo zawodna. Zresztę jak widzisz.- zamyślił się na chwilę.- Myślałem, że ty to moja przyjaciułka, bo ona chciała mi pomóć. Chciała mnie ochronić. Jest miła, ale często tchurzy.- westchnoł.
-Serce czasem boli.- przytaknełam.
-Wierz coś o tym?- zapytał.
-Już tak.
Nie mając czasu do stracenia opowiedzałam mu całą moją historie. Był zaafascynowany. Niespodziewałam się, że tak miły basior spadnie mi z nieba w tak nudny dzień! Aquello był tak zabawny i też rozbawiony tym jak postrzegam kosmos. Wymyślił plan dzięki któremu będzie mugł zostać na tej planecie razem ze swoją mocą. Zdradził mi go- właściwie to ja odgrywałam kluczową rolę więc musiałam go znać.
Po dbmyśleniu co dokładnie się stanie Aguello chciał zadbać o szczeguły więc sprzątneliśmy jego kulę. Troszkę się popisywałam mocami, ale on też. Pokazałam mu tereny watahy, a on zrobił mnie na bustwo. Kazał mi załorzyć zwiewną pelerynkę z tiulu i chciał mnie uczesać.
-Słuchaj. Moja przyjaciułka jest zawszę uczesana więc muszę cię uczesać.- namawiał.
-Dobrze, ale nie chcę wyglądać głupio.- naburmuszłam się sztucznie. 
-Oczywiście.
Zaczuł mnie delikatnie muskać grzebieniem i szczotką. Nawet się nie zorjętowałam jak na głowie miałam same malutkie warkoczyki, a cała reszta futra była prosta jak drut. Przeglądałam się w lusterku i nie mogłam oderwać od siebie oczu. Po prostu wyglądałam jak bogini piękniści. Jak będę wychodzić za mąż to zawołam Aquella i poproszę o taką fryzurę i peerynkę. 
Aquello mimo mojego wyglądu nadal się obok mnie krzątał poprawiając ułożenie tiulu lub futra.
-Więc pamiętasz swoją kwestię tak?- zapytał stremowany.
-Oczywiście.- odpowiedziałam patrząc w lustro.
-Musisz być bardzo wynoisła, poważna i wręcz nieuprzejma.- nakazał- Jeśli zahichoczesz nie ma szans by w to uwierzyli.
-Tak wiem. Sam ten tiul kosztuję miliony, a ja jeszcze więcej więc mnie nie tykaj prostaku!- powiedziałam jagbym się urodziła wredną bogaczką.
-Bąba!- krzyknoł.
-Daj mi chwilkę na przypudrowanie noska.- powiedziałam wyniośle.
-Urodzona aktorka!
-Ale ja nie ćwiczyłam. Serjo nosek musi być przypudrowany.- powiedziałam powarznie.
Ostatni raz się zaśmiałam. 
***
Było już ciemno, a gwiazdy było widać jak na dłoni. Jeszcze to romantycznie ciemne niebo! Swierszcze pięknie gały tak dobrze znaną już melodię. Po prostu raj w raju.
Pokazałam Aquellowi kryjówkę w której miał się schować gdy ja będe udawać jego przyjaciułkę.
Podobna kula pojawiła się na niebie. Nie spadła jak poprzednia tylko delikatnie musneła trawę lewitując nad ziemią. Z kuli wyszło pięć basiorów- wszyscy byli uzbrojeni w pałki i kilka probuwek.
Jeden- pierwszy był cały czarny i miał jakąś odznakę z gwiazdą. Był niski, ale umięśniony. Był trochę przystojny, a jego pewność siebie raziła na odległość!
Po nim wyszedł cały rudy wilk z zielonkawo- brązowymi oczami. Był wyższy, szczuplejszy, ale i mniej umięśniony, Był to przystojniak na potęgę. Jego grzywa powiewała na wietrze. Widniała na jego boku odznaka z asteroidą.
Po tym jeszcze wyszli dwaj bliźniacy. Byli wysocy, wysportowani, umięśnieni i brzydcy. Jeden miał wiele blizn, a drógi wiele świerzych ran. Mieli odznaki z planetą.
Na sam koniec wyszedł młody, wysoki, wysportowany, umięśniony, przystojny basior. Miał piękną sierść. Poczułąm jak na jego widok zaczynają mi drgać łapy. Jego pewność siebie była odczuwalna, ale nie tak bardzo. Nie miał odznaki. Miał berło z zębem wielkim jak smoka i pelerynę w kolorach molo. Posowało to do nigo jak... puzle.
Stanoł przede mną ten z berłem.
Wszyscy byli zdziwieni moim widokiem i żaden tego nieukrywał.
-Pani Avello... Jest pani niezwykle piękna. Jak zwykle.-powiedział.
-Witam cię Tedero.-podałam mu łapę do ucałowania.
Zrobił to.
-Skąd się pani tu wzieła?- zapytał barytonem.
-Ja? Panowie! Jestem zdegustowana waszym zachowaniem.- podeszłam do każdego z nich.-Ten wilk jest mój panowie.
-Pani wybaczy, ale...- zaczoł ten z gwiezdną odznaką.
-Zamilcz Ortuchsie! To ja tu rozdaję karty.- udawałam wzburzoną.-Wy nie macie prwa mi zabierać mocy!
-Pani Avello- powiedział zalotnie Tedero.-Ja mam rozkaz z bardzo wysokiego i prestirzowego stanowiska.
-Ja jestem z wyższego.- podniosłam dumnie głowę.-Ja wam mogę zapłacić więcej.
Popatrzyli po sobie.
-Obiecuję też, że wam oddam mojego brata Protera, a Silivia zostanie u mnie.- dorzuciłam wedle scenarjusza.
Zaczeli się zgarbiać i mamrotać coś.
-Oferta jest kusząca.- przyznał Tedero.-Jednak! Ma panienka niebieskie oczy, a Pani Avella ma żułte!- wyżucił.
-Kłamstwo panowie. Okrutne kłamstwo! Nie będę się z wamii cackać pojadę do samożądu Erttatowego i tam sobie pogadamy.- powiedziałam głośno.
Prawie wszyscy weszli do kuli. Został tylko rudy. Miał mnie dopilnować bym wróciła cała i zdrowa do domu. Jednak...
Jak odlecieli wbiłąm basiorowi w kark strzykawkę z czerwonym płynem w śirodku. Momętalnie chłopak padł. Tak jak wedłóg planu zapukałam w brzozę i Aquell się wyłonil z krzaków.
-Widziałem i słyszałem wszystko!- powiedział.- Byłaś genialna!
Zarumniemiłam się.
-Dzięki!
Rozplątał mi szybko warkoczyki. Teraz falowana grzywka zjeżdzała mi po policzkach.
-Teraz wyglądasz prześlicznie!- powiedział.
-Tak?- zdziwiłąm się.-Dziękuję!
Podskakiwałąm w miejscu. Oddałam w końcu pelerynę Aquellowi.
-Nie. Zatrzymaj ją.- powiedział.
-Ja nie mogę...
-Możesz.
Wstchnełam i zachowałam pelerynę.
-Będzie mi smutno bez ciebie...- wymamrotałam.
-Czemu? Ja tu zostaję.- powiedział poważnie.
Zatkało mnie. Ruciłam mu się na szyję. Poklepał mnie po plecach.
-Ja też się cieszę.- dodał.
*** 
Poszliśmy podziwiać piękne gwieździste niebo. Opowiadał mi o gwiazdach- o ich historirach rodem z książki. Kiedy tak on mi opowiadał o tych wszystkich gwiazdach i ich przeznaczeniu poczułam się znużona i zasnełam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz