Dzisiejszy dzień nie należał do tych szczęśliwszych. Od rana uderzałam i wpadałam na różne rzeczy. Począwszy od zwykłych kamyków, kończąc na gałęziach i innych zielonych.
Szłam ścieżką, mając nadzieję, że ten dzień szybko się skończy. Spojrzałam na przelatującego ptaka, gdy ktoś zwrócił moją uwagę.
- Przepraszam - wyjąkał nieznajomy wstając.
Spojrzałam na niego z lekka zdziwiona. Wilki lądujące u moich łap? Dziwniej być już nie może. Ale przynajmniej nie wylądował na mnie, dodając mi kolejnych otarć i siniaków.
- Nic nie szkodzi - odchrząknęłam i wymusiłam uśmiech.
Basior złapawszy równowagę, otrzepał się z piasku i pyłu. Gdy skończył spojrzał na mnie i powiedział:
- Jestem Louis, a pani toooo...?
Chrząknęłam i urwałam kontakt wzrokowy.
- Sandstorm.
- Miło mi. - Basior zrobił coś w rodzaju ukłonu, ale szybko się podniósł i uśmiechnął.
I co teraz? Zaprosi na spacer?
- Może mała przechadzka?
I punkt dla mnie.
Kiwnęłam głową i ruszyliśmy przed siebie.
***
- Jesteś nowa? - Spytał, gdy omijaliśmy grupkę wilków.
Podciągnęłam nosem.
- N-nie, jestem tu od dawna.
- W takim razie dlaczego dotąd cie nie zauważyłem?
- Nie przepadam rzucać się w oczy - wzruszyłam ramionami.
<Louis? Sorki, ale nie miałam co wymyślić :/>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz